4.05.2018

Rozdział 4


Jeszcze do końca nie dowierzała w wersję przedstawioną jej przez Wrońskiego. Ona czarownicą? Niby dlaczego akurat ona? I jak to możliwe, że wcześniej o tym nie wiedziała? Dlaczego na przykład ciotka czy rodzice nie mają magicznych umiejętności? Jak ma się tego wszystkiego nauczyć? Jak to możliwe, że w ogóle je w sobie odnalazła? Skąd ciotka wiedziała, do kogo się z tym zgłosić? Skąd znała Wrońskiego? Dlaczego nie była zdziwiona jego słowami? O co tutaj w ogóle chodzi? Czy to wszystko może być prawdą? A może po prostu sobie z niej żartują? Czy magia naprawdę istnieje? Jednak nie zwariowała? Te i inne pytania piętrzyły się jej w głowie od wczorajszej nocy. Miała nadzieję, że tamci już nie śpią, i że niedługo będzie mogła je zadać. Szybko weszła do kuchni, w której zastała ich siedzących blisko siebie i niemal stykających się ramionami. 
– Ekhem – odchrząknęła – nie, nie przeszkadzajcie sobie, zrobię so…
– Och! – Ciotka zarumieniła się i jak oparzona odskoczyła od mężczyzny, a on sekundę później machnął szybko patykiem i na stole pojawił się kolejny kubek z parującym trunkiem. Zofia zaprosiła ją gestem dłoni do stołu. – Napij się herbaty kochanie.
– Fajny ten twój patyk – rzuciła wesoło Aniela siadając, a Marcin się obruszył. – No co?
– Ten patyk to różdżka. Też będziesz taką miała, gdy… - urwał w pół zdania i spojrzał na Zofię – zapomniałem ci powiedzieć. Wysłałem nad ranem sowę do kolegi z Ministerstwa Magii. 
– Co wysłałeś? – Blondynka zakrztusiła się herbatą, a kobieta szybko poklepała ją po plecach -  Ministerstwa czego?
– Sowę. To taki latający ptak – śmiał się z dziewczyny, dopóki Zofia nie rzuciła mu morderczego spojrzenia. – Czarodzieje, gdy piszą listy wysyłają je przez sowy. To dobry i szybki sposób. A wysłałem ją do znajomego z Ministerstwa Magii, to taki… hmmm… Jak Wy na to mówicie?
– Urząd – podpowiedziała mu kobieta.
– O właśnie! – podchwycił ucieszony - Urząd, tylko w świecie czarodziejów. Zajmują się wszystkimi sprawami związanym z magią. Myślę, że będą w stanie wyjaśnić co się wydarzyło i jak to się stało, że w tak późnym wieku zdobyłaś zdolności magiczne. Dziwi mnie tylko, że nikt z nich sam tego nie zauważył. 
– Yhmm – Aniela pokiwała głową, w geście, który miał wyrażać zrozumienie, ale tak naprawdę nie rozumiała z tego zbyt dużo. Poczuła jak ciotka klepie ją delikatnie po udzie, a gdy spojrzała w jej stronę, zobaczyła jej dobrotliwy uśmiech. Od razu poczuła się lepiej. – Wiecie co? Mam do was dużo pytań.
- Tego się obawiałem – mruknął Marcin ze zbolałą miną, a Zofia wbiła mu łokieć w żebra – Ała! Za co to?
– Za twarz.
Gdy tamta dwójka przekomarzała się niczym małe dzieci, Aniela zastanawiała się, które z pytań zadać jako pierwsze. Każde było dla niej ważne, ale po tym tekście o sowie zaczęła się obawiać, jakich głupot teraz wysłucha. W końcu patrząc na nich stwierdziła, że o magii na ten moment wie już wystarczająco dużo, i chyba kolejnych informacji już nie zniesie. Musiała zająć teraz głowę czymś innym. Zastanowiła się i doszła do wniosku, że najbardziej ciekawa była relacji między Wrońskim a ciotką. Interesowało ją to, jak się poznali i czemu nigdy wcześniej, w swoich opowieściach, Zofia nie wspomniała o mężczyźnie. Przecież widziała jak na siebie patrzą, i jak w lot rozumieją swoje myśli. Kiedyś musiało coś między nimi być. Ciekawa była w jakich okolicznościach się rozstali, bo już nie raz plotkowały o dawnych miłościach kobiety, a jego nazwisko nigdy nie padło w tych rozmowach. Może nawet dalej coś do siebie czują? – zastanawiała się nad tym w myślach, bo kto normalny rzuciłby wszystkie swoje zajęcia, żeby pomóc komuś z kim się w sumie nie zna.

– Dobrze gołąbeczki – kątem oka dostrzegła jak ciotka znów się rumieni – teraz opowiedzcie mi coś o sobie.
– O sobie? Przecież mnie już znasz? – zdziwiła się Zofia – Co mogę ci więcej opowiedzieć? Marcin też już zresztą sporo o sobie powiedział.
– O SO-BIE! – zaakcentowała mocno Aniela i zaśmiała się widząc ich speszone miny – Jak się poznaliście? Co was łączyło? Dlaczego nie jesteście już razem? No wiecie…, takie tam damsko-męskie pierdu pierdu.
– Nie opowiadałaś jej o mnie prawda? – Z wyrzutem spojrzał na Zofię, a ta jeszcze bardziej się zarumieniła. Widząc, że jest wyraźnie zakłopotana chciał się jeszcze trochę podroczyć i dlatego odpowiedział Anieli. – Dobrze, to co byś chciała wiedzieć?
– Wszystko! – blondynka wyszczerzyła zęby w uśmiechu i zatarła radośnie ręce.
– WSZYSTKO? – krzyknęli niemal równocześnie.
– To ty mów! – znów powiedzieli wspólnie, jakby na komendę. Zofia zaśmiała się wesoło, a Marcin położył dłoń na jej plecach, w końcu kobieta zawyrokowała. –Ty opowiadaj, łatwiej przedstawisz te…  te wszystkie magiczne rzeczy.

Wroński zaczął opowiadać ich historię, ale Zofia już go nie słuchała. Nie chciała opowiadać nie dlatego, że bała się, że pomyli jakieś magiczne pojęcia, w końcu nie były one aż tak istotne. Chodziło o to, że nie chciała snuć na głos swojej opowieści, bo bała się, że Wroński zorientuje się, jak bardzo jej na nim zależało. A to nie miało już sensu. Byli z dwóch zupełnie różnych światów, które według niej nigdy nie miały prawa się połączyć. W myślach zaczęła wracać do wydarzeń sprzed lat.

***
Była wtedy raptem o rok starsza od Anieli. W wakacje wybrała się w Góry Świętokrzyskie, by zebrać siły przed nowym rokiem szkolnym. Często tam jeździła, gdy była nastolatką. Mieli tam rodzinę, więc trochę im pomagała w obowiązkach domowych i gospodarskich, i dzięki temu mogła spędzić u nich całe wakacje. Już trzeciego dnia wyjazdu wpadł jej w oko wysoki brunet z zawadiackim uśmiechem. Widywała go niemal codziennie w różnych miejscach, w okolicach domostwa ciotki, wędrując po górach i w drodze do sklepu. Po cichu liczyła, że on też ją zauważył i kiedyś do niej podejdzie. Była wtedy prawdziwą trzpiotką. Ciągle myślała o niebieskich migdałach i liczyła na romantyczne historie.  Ale wbrew jej oczekiwaniom tak się nie stało. Gdy teraz o tym myśli to postawiłaby sporą sumę pieniędzy na to, że poznanie się z nim było w czołówce najdziwniejszych sposobów na poznanie kogokolwiek. Jest pewna, że tamtego dnia na jej czuprynie pojawiło się kilka pierwszych siwych włosów. Pamiętała to dokładnie. Wracała z pola z koszykiem truskawek, gdy usłyszała jakieś dziwne odgłosy. Świsty, grzmoty, krzyki i śmiech. Zaciekawiona poszła w stronę, z których dochodziły. Pamięta, że coś koło niej przeleciało, zobaczyła ludzi latających w powietrzu, jakby na miotłach, a potem urwał jej się film. Kolejna scena, którą pamięta, to moment, gdy ten cudowny brunet klęczał nad nią przejęty i wypytywał czy wszystko w porządku. Gdy już trochę do siebie doszła, przedstawił się jako Marcin Wroński i próbował jej wmówić, że od słońca dostała halucynacji. Z tego co pamięta, to wypytywała go o te miotły, a on śmiał się z niej i mówił, że ludzie na miotłach to wymysł jej wyobraźni. Gdy wkurzona zapytała go co właśnie przeleciało jej koło ucha i skąd te wszystkie dziwne odgłosy, to wmawiał jej, że musiał to być jakiś ptak, a te odgłosy to pewnie zbliżająca się burza. Pamięta, że bardzo nie pasowała jej jego odpowiedź, bo nie widziała tu żadnych ptaków, a niebo było tak błękitne, że nie mogło być mowy o żadnej burzy. Jednak mówił to tak pewnym siebie głosem, a ona już wtedy była nim tak oczarowana, że uwierzyła w jego tłumaczenia. Od tamtego momentu spędzali dużo czasu razem, i szybko stali się sobie bliscy. Po kilkunastu dniach wyjawił jej tajemnicę ich pierwszego spotkania. Znowu nie chciała mu uwierzyć dopóki nie pokazał jej kilku sztuczek. Długo jeszcze nie była do końca pewna czy jej nie oszukuje i czy nie ukartował tego wszystkiego. Pamięta jak starała się też machać jego różdżką, ale nic jej się nie udawało. Nie chciał też ponownie przy niej czarować, bo tłumaczył się tym, że nie jest jeszcze dorosły, i że nie może używać czarów przy mugolach. Reagowała na to określenie, tak samo jak Aniela za pierwszym razem.
Długo byli nierozłączni, ale potem ona postanowiła zniknąć z jego życia i pozbyć się wszystkich związanych z nim wspomnień. Do dzisiaj nie była do końca pewna czy to była dobra decyzja. 

Jednak między ich pierwszym spotkaniem, a momentem, w którym wyjawił jej tajemnicę trochę się między nimi wydarzyło. Przypominała sobie po kolei ich pierwszy wspólny spacer, to jak przynosił jej kwiaty i szeptał czułe słówka do ucha. Jak byli tak pochłonięci rozmową, że nie zauważyli zbliżającej się burzy, a potem tańczyli w deszczu. To wszystko co się między nimi działo było takie wspaniałe. Nigdy wcześniej, ani nigdy później czegoś takiego nie przeżyła. 
Na ich pierwszą randkę zabrał ją nad staw. Siedzieli tam kilka godzin i długo ze sobą rozmawiali. Rozmowa to było coś co mogli robić godzinami, nigdy nie kończyły się im tematy. Gdy wróciła do domu dostała burę od wujostwa za to, że włóczy się po nocach z jakimiś nieznanymi ludźmi. Ale to ją wcale nie odwiodło od spotkań z Marcinem. Widywali się niemal codziennie, to z nim przeżyła swój pierwszy pocałunek. 
Och, co to był za pocałunek. 
Szli sobie spokojnie leśną ścieżką, gdy nagle on się zatrzymał. Delikatnie pogładził jej twarz, zebrał niesforny kosmyk włosów, który ciągle wpadał jej do oczu i przysunął się delikatnie. Czuła zapach jego perfum, był taki męski, a zarazem delikatnie owocowy. Powoli zamknęła oczy, a on nieśmiało musnął jej wargi swoimi. Gdy wydała z siebie stłumiony jęk, on przysunął ją do siebie i zaczął całować zachłannie. Obejmował ją tak silnym ramieniem, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Nawet nie wiedziała kiedy przysunęli się do drzewa. Oparła się plecami o sosnowy pień, a on nie przerywał składania pocałunków. Wplótł jedną dłoń w jej włosy a drugą błądził po jej ciele. Ani razu nie wykonał ruchu, który nagiąłby jej granicę prywatności. Z każdym kolejnym dotknięciem jego dłoni, jej ciało płonęło coraz bardziej. Nie pozostawała mu dłużna, oplotła go nogami w pasie, a ręce zarzuciła na jego szyję. Delikatnie gładziła go po karku. W plecy wbijała jej się kora, ale zupełnie nie zważała na nią uwagi. Tak długo czekała na ten moment. To był najlepszy pierwszy pocałunek jaki mogła sobie wymarzyć. Potem całowali się zdecydowanie częściej i robili to na wiele różnych sposobów, ale zawsze ten pierwszy był u niej w czołówce rankingu. Nawet później, gdy miała innych facetów, to nikt nie całował jej tak dobrze, jak wtedy Marcin. Uśmiechała się mimowolnie pod nosem przypominając sobie to wszystko, ale gdy spojrzała na bratanicę i mężczyznę, widziała, że również są pochłonięci rozmową, więc nie obawiała się, że zobaczą jej głupawą minę.
Jednak w pewnym momencie zaczęła zauważać, Wroński czasami jest dziwnie spięty, że wykonuje niezrozumiałe dla niej gesty. Momentami miała wrażenie, że chce jej coś powiedzieć. Nie naciskała, stwierdziła, że powie jej, kiedy będzie gotowy. Przez te kilka tygodni stali się sobie tak bliscy, że ufała mu bezgranicznie. Może gdyby wcześniej wyjawił jej swoją tajemnicę, to ona nie wsiąknęła by w niego tak bardzo? Nie oddała by mu do reszty swojego serca? Później wielokrotnie pytała siebie o to w myślach.
Z perspektywy czasu wie, że dzień, w którym oznajmił jej speszony, że jest czarodziejem, że ma magiczne zdolności był początkiem ich końca. Gdy tylko to usłyszała zareagowała podobnie jak Aniela. Najpierw zaczęła się śmiać i prosić go by przestał robić sobie z niej żarty. Gdy wyciągnął różdżkę zaczynała się powoli irytować i prosić go by przestał, bo to wcale nie jest śmieszne. Jednak, gdy poruszył ją szybko, a z jej końca wyleciało kilka kolorowych iskier, oniemiała. Oczywiście, że zaakceptowała go takiego jakim jest, to nie wpłynęło, w żaden sposób na jej uczucia. Odczuwała zazdrość, że on jest czarodziejem, a ona nie, ale potrafiła to przyjąć. Jednak nie chciała, żeby on przez nią zmieniał swoje życie, żeby musiał coś wybrać. A wtedy myślała, że to jest nieuniknione. Długo było jeszcze normalnie, pokazywał jej swój świat. Oczywiście nie chciał już więcej czarować, bo było to nielegalne, ale dużo jej opowiadał. Wyjaśnił, że to co widziała, gdy się poznali, to był mecz Quidditcha, że zawsze marzył, żeby zostać po szkole zawodnikiem polskiej drużyny narodowej i wygrać puchar Ligi Europejskiej, a może nawet światowej. 
Znów zanotowała w myślach, że musi się go spytać czy mu się to udało. 
– Sabat! – z rozmyślań wyrwał ją podekscytowany głos Anieli. – Ciociu to prawda?
– Tak, zabrałem ją na randkę na Sabat Czarownic – rzucił jej szelmowskie spojrzenie, a ona znów się zarumieniła i pokiwała twierdząco głową.
Słuchała jak Marcin powoli zaczął snuć swoją opowieść, a Weles patrzyła na niego rozmarzonymi oczami. Po chwili znów jednak przestała słuchać opowieści mężczyzny i zaczęła wspominać. Gdy to się wydarzyło znali się już ponad rok. Gdy on wrócił po wakacjach do Anglii wymieniali ze sobą potajemnie korespondencję. Musiała to robić ostrożnie, bo widok sowy niosącej list mógł być dla innych sporym zdziwienie. Poza listami, które pisali, gdy on był w swojej magicznej szkole, widywali się jedynie w święta. Szybko poderwała się z miejsca, ale Aniela i Wroński nie zwrócili na to nawet najmniejszej uwagi, tak bardzo pochłonięci byli rozmową o świecie magii i ich wcześniejszym życiu. W mgnieniu oka dopadła szafeczki nocnej w swojej sypialni, szybko wyjęła z dolnej szuflady kolorowe pudełeczko, a z niego wydobyła plik listów obwiązany czerwoną wstążką. Zaczęła je przeszukiwać aż w końcu znalazła ten datowany na maj 1967 roku:

„Najdroższa Zofio!
Tak bardzo za Tobą tęsknie. Na szczęście… Został już tylko nieco ponad miesiąc i znów się spotkamy. I będziemy mogli być ze sobą już na zawsze! NA ZAWSZE! Nie mogę się doczekać, najdroższa!
Muszę Ci się pochwalić! Pamiętasz jak w ostatnim liście prosiłem Cię byś trzymała kciuki? Nie napisałem wtedy dlaczego. Otóż… Lepiej usiądź! Na ostatnim meczu quidditcha miało się zjawić kilku przedstawicieli różnych drużyn. I teraz, uwaga, uwaga: 
Zaraz po meczu podszedł do mnie trener GOBLINÓW Z GRODZISKA!!! Sam trener WIELKICH GOBLINÓW! 
Pamiętasz jak ci o nich opowiadałem? To najlepsza Polska drużyna quidditcha! NAJLEPSZA! I grał tam mój dziadek! A tu, po złapaniu znicza, podchodzi do mnie sam trener! I mówi, że obserwuje mnie już od dłuższego czasu, i że chciał by mnie zaprosić na trening, na którym sprawdzą moje umiejętności! Rozumiesz? Normalnie, nie mogłem w to uwierzyć. Dalej trochę nie dowierzam, jak Ci o tym piszę. Ale to jeszcze nie koniec, słuchaj teraz:
DOSTAŁEM  zaproszenie na testy kwalifikacyjne do mojej ukochanej drużyny! TAK, TAK, TAK! Do tej pory nie mogę przestać się cieszyć!”
Zofia zaśmiała się czytając powoli list. Czuła ten zachwyt i radość bijącą od słów chłopaka, cieszyła się z jego szczęścia. Szkoda, że nie wie jak finalnie potoczyła się jego kariera. Spojrzała czule na fotografie, z której machał do niej uśmiechnięty chłopak z nieco już przydługimi ciemnymi włosami. Na jego czole widać było kropelki potu, a w ręku trzymał mały przedmiot. To było zdjęcie zrobione tuż po tym, jak złapał złotego znicza. Wróciła do czytania:

„Żałuję, że nie mogłaś obejrzeć tego meczu. Obiecuję Ci, że kiedyś na jakiś Cię zabiorę! 
Ach, co to był za mecz, Hugh zdobył 80 punktów, jeszcze 50 dorzuciło kilku naszych zawodników, ale sam McKinley z drużyny Gryffindoru ustrzelił 120 i widać było, że ma ochotę na więcej. Był nie do zatrzymania. Przegrywaliśmy już 40 punktami. Musiałem złapać tego cholernego znicza!
 Z Jacksonem lecieliśmy ramię w ramię, raz wydawało mi się że już go miałem, a potem zauważyłem jak ten przeklęty gryfon, Jackson leci w zupełnie inną stronę. To złote cholerstwo znów mi się wymknęło! Rzuciłem się za nim w pogoń. Moja miotła nie mogła już osiągnąć większej prędkości, a ja czułem, że do znicza brakuje mi kilku centymetrów. W końcu szybko się przeżegnałem i stwierdziłem: „A co tam! Raz się żyje!” Nawet nie wiem do końca jak to zrobiłem, ale wspiąłem się na miotle i stanąłem na niej. Ty mnie tego nauczyłaś, Skarbie. Czułem się zupełnie jak wtedy, gdy próbowaliśmy utrzymać równowagę chodząc po linie, to było tylko jakieś 20 metrów wyżej. Pikuś.” 
Kobieta czuła jak schodzi z niej napięcie i miała wrażenie, jakby piszący to Wroński puszczał jej właśnie oczko. Mimo, że czytała ten list już chyba po raz pięćdziesiąty to zawsze w tym fragmencie serce jej się zatrzymywało z przerażenia.
„Wyciągnąłem rękę i… ZŁAPAŁEM GO! WYGRALIŚMY! Co to było za radość! Gdybyś tylko to widziała! Do tej pory nie mogę się nadziwić i wszyscy pytają mnie, jak to zrobiłem!
A potem, tak jak już Ci pisałam, kilka zdań wcześniej, podszedł do mnie ten trener. Nie mogę się doczekać lipca. To wtedy mają się odbyć te treningi.
Kurczę głupio to brzmi. Nie zrozum mnie źle. Nie mogę się doczekać wakacji, bo wtedy się zobaczymy, a dodatkowo w lipcu jeszcze zaczną się te treningi. O, to już brzmi lepiej!
Ech, chyba bardziej się pogrążam. Nieważne.
Ale dobra, koniec o mnie. Na pewno teraz myślisz, co za beznadziejnie napuszony chłopak, pisze tylko o sobie! Przepraszam Złotko. Napisz mi lepiej co u Ciebie? Jak Twoja nauka? Jak Twój bal? Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że się na nim nie pojawiłam? Naprawdę chciałem, ale Dyrektor nie wyraził zgody na opuszczenie przez mnie kilku dni zajęć. Musisz mi wybaczyć!
Mam tylko nadzieję, że nikt Cię tam nie podrywał? 
Na pewno wyglądałaś prześlicznie. Kiedy przyjedziesz w Nasze miejsce? Będę tam od 19 czerwca. Chciałbym już wtedy Cię zobaczyć. Stęskniłem się strasznie!
O jej! Straciłem poczucie czasu. Muszę lecieć na zajęcia. Mam nadzieję, że wkrótce dostanę Twoją odpowiedź, i że będziesz się cieszyć tak samo jak ja! Dalej nie mogę w to uwierzyć!
Całuję czule!
Twój na zawsze, Marcin!

P.S. Jeśli uda ci się też być wtedy w Górach Świętokrzyskich to zabiorę Cię w pewne super miejsce! Jestem pewien, że Ci się spodoba! Może w następnym liście napiszę coś więcej.”
Pamięta, że wtedy różne pomysły chodziły jej po głowie, ale tego, że zabierze ją na Sabat Czarownic nie wyobrażała sobie nawet w najśmielszych snach. 
Gdy spotkali się tego dnia, on nic nie chciał jej nic powiedzieć. Wypytywała go, bo w kolejnych listach, też nie zdradził nic więcej. Pisał tylko, że jest pewien, że jej się spodoba. Teraz też mówił w kółko, że będzie zachwycona. Był taki tajemniczy, gdy przekonywał ją, że na pewno inaczej sobie TO zawsze wyobrażała. Miał rację! 
Do tej pory myślała, że na takim zlocie pojawiają się same stare wiedźmy, które mają poplątane siwe włosy, garbate nosy, długie szpony i twarz pełną kurzajek. Na górze odbywa się zbiorowa orgia, w której uczestniczy sam diabeł! Wszyscy piją, skaczą i rzucają uroki. Myślała też, że wstęp na to mają tylko czarownice. Gdy zorientowała się, że wspinają się na szczyt Łysej Góry była przerażona. Przypomniała sobie jak zaczęła wtedy na niego krzyczeć:
– Oszalałeś! – stanęła jak wryta i wydarła się używając całej mocy swego gardła – I to ma być ta twoja cudowna niespodzianka? Chyba nie zabierasz mnie na Sabat?!
– Dokładnie tam cię zabieram, kochanie – odparł jej wtedy ze stoickim spokojem i chyba spróbował objąć, ale ona odepchnęła go z całą siłą. – Za co to! Skarbie, uspokój się!
– Ja mam się uspokoić?! Ja?! – krzyczała coraz bardziej oburzona i chyba nawet zaczęła go uderzać pięściami. Nawet nie pamięta jak w ogóle doszła to tego, że to sabat.– Zabierasz mnie na jakąś zbiorową orgię, a ja mam się uspokoić?
– Orgię? – pamięta jak wtedy parsknął śmiechem i przytulił ją zdezorientowaną – Kochanie, zaufaj mi. To nie wygląda tak, jak opowiadali ci w szkole, albo jak czytałaś w książkach. Zaufaj mi, Zosiu.
– Phi – chyba wtedy prychnęła oburzona, ale dała mu się tam zaprowadzić. Uwielbiała, gdy mówił do niej Zosiu tym swoim niskim głosem.
Zaufanie mu to był dobry wybór. Zlot czarownic i czarodziejów był jedną z najpiękniejszych rzeczy jaką widziała. Wszyscy prezentowali się cudownie w długich, kolorowych szatach, kobiety miały powplatane kwiatki we włosy, a mężczyźni patrzyli na nich z uwielbieniem. Wszędzie było pełno różnego, pysznego jedzenia, nie tak jak opisywały to książki. Tam czytała, że wszystko jest gorzkie i niedobre. Dookoła rozbrzmiewała muzyka, a czarownice i czarodzieje tańczyli wesoło i śmiali się. Pamięta, że zbiegło się to z nocą kupały, więc wszędzie płonęły ogniska. Pewnie dlatego też większość dziewczyn miała wianki na włosach. Marcin szybko wyczarował też wianek dla niej. Bawili się razem, śmiali, tańczyli. Cieszyli się życiem. Zofia musiała tylko uważać by nie zdradzić się, że nie jest czarownicą, ale nie było to trudne, bo nikt jej o to nie pytał i nie prosił o udowodnienie magicznych zdolności. A sama wcale nie zamierzała się nikomu przyznawać. Wiedziała o tym ona, Marcin i kilku jego przyjaciół, których wypatrzyli podczas zabawy. To wystarczyło.

O północy jakiś potężny czarodziej, którego nazwiska nie potrafiła sobie teraz przypomnieć, wyczarował duży strumień, a wszystkie niezamężne dziewczęta zaczęły wrzucać do niego swoje wianki. Chłopcy wtedy próbowali je łowić. Ta, której wianek złowiono miała rychło wyjść za mąż. Mimo, że jak była młodsza to też jej się zdarzało w to bawić z innymi znajomymi, bo legenda o nocy kupały była popularna wśród nich, to nigdy nie przeżywała tego razem z prawdziwymi czarodziejami. Zresztą, jak była młodsza, to nawet nie myślała, że czarodzieje istnieją. Robiła to wszystko tylko dla dobrej zabawy. Gdy tak patrzył razem z innymi dziewczynami w odpływające wianki nagle podszedł do niej Marcin i porwał ją w ramiona. Po chwili zobaczyła, że w rękach trzyma jej wianek. Była niemal pewna, że musiał użyć czarów by go tak szybko wyłowić, ale w gruncie rzeczy cieszyła się. Myślała, że to dobry znak. Potem w wesołej atmosferze obywały się skoki przez ogień, wróżby i poszukiwania kwiatu paproci. Wszystko zakończyło się nad ranem. Od tamtej pory już nigdy nie myślała o sabacie tak jak wcześniej. To było jedno z najlepszych przeżyć w jej życiu.
***
Siedziały w ich małym salonie i przeglądały różne księgi. Z tego co powiedział w rozmowie Wroński, wynikało, że przypadek Anieli jest dość niezwykły, że po raz pierwszy spotyka się z czymś takim. Powiedział też, że początkowo myślał, że może Aniela jest charłakiem, cokolwiek to znaczy, ale, że to jednak niemożliwe, bo ich rodzina od zawsze była zwykłymi mugolami, a ci cali charłacy, pojawiają się w rodzinach o czystym statusie krwi, i od początku nie mają zdolności magicznych. A skoro ani jej rodzice, ani ciotka nie umieli czarować, to szybko ta teoria upadła. Poza tym, z tego co im opowiadała, miała jakieś bardzo rzadkie i małe przebłyski w dzieciństwie. Tak twierdził mężczyzna. Zasugerował też, że musi się za tym kryć jakaś większa tajemnica, i ci z Ministerstwa Magii będą chcieli dojść do tego, o co w tym wszystkim chodzi. Na razie jednak oczekiwały odpowiedzi od nich. Powiedział jej też, że może dlatego miała wrażenie, że ktoś ją obserwuję. Bo to działa jakoś tak, że oni odnotowują użycie magii wśród mugoli, więc pewnie ktoś musiał to zauważyć. Dziwiło go tylko, że do tej pory nikt się z nią nie skontaktował.
Gdy sowa się nie pojawiała, wpadł im do głowy pomysł, że może one same odnajdą przyczynę tej sytuacji. Nie miały z Zofią dostępu do ksiąg magicznych, ale pomyślały sobie, że to nie problem, bo magia od zawsze szła w parze z mitologią i często w różnych wierzeniach pojawiały się wzmianki o czarownicach, magicznych stworach i czarodziejskich umiejętności i nie zaszkodzi tego sprawdzić. 
Wiedziały, że szansa na odnalezienie odpowiedzi na nurtujące je pytania jest bliska zeru, ale musiały się czymś zająć. Liczyły, że nawet jeśli nie dowiedzą się czegoś sensownego, to przynajmniej będą się dobrze bawić. Odkąd Aniela odkryła siebie, była bardzo niespokojna i chciała wiedzieć jak najwięcej na temat pochodzenia jej zdolności. Zofia w pełni to rozumiała, sama na jej miejscu miałaby podobne odczucia. W kwestii magii, poza odnalezieniem Marcina, nie była w stanie jej bardziej pomóc, bo nie miała wstępu do tego świata, więc chciała pomóc wypełnić bratanicy czas czymś konkretnym, nim w ich domy pojawi się ktoś z Ministerstwa. Zofia zaczynała powoli przypuszczać, że przypadek Anieli, wcale nie jest dla nich tak niezwykły i brak odpowiedzi świadczy o braku chęci zainteresowania się tą sprawą. W tajemnicy przed Anielą, podzieliła się swoimi obawami z Wrońskimi. Ten niestety stwierdził, że kobieta może mieć racje, ale obiecał znaleźć jakieś inne rozwiązanie. I czekać. Ponownie mu zaufała. 
– A weź posłuchaj tego – Aniela przysunęła się bliżej Zofii i zaczęła czytać na głos – „Szeptucha, Wiedźma, Uzdrowicielka – w Polsce występują głównie w rejonie Podlasia, a według wierzeń ludowych mają oferować swoje usługi osobom, które wierzą w ich moc. Wyróżnia się te, które parają się magią pozytywną – białą, i negatywną –  czarną”
– No okej – ciotka pokiwała głową ze zrozumienie – ale ja tu nie widzę związku, Nel. 
– Poczekaj, poczekaj, słuchaj dalej: „Legenda głosi, że to sam Chrystus przekazał szeptunom umiejętność leczenia i teksty magicznych formuł. Uważa się też, że istnieją dwa składniki, które dopiero po połączeniu będą mogły leczyć ludzi. – Aniela przewróciła kolejną kartkę książki, a ciotka patrzyła teraz w jej stronę z zaciekawieniem – Do umiejętności szeptuch zalicza się zdolność jasnowidzenia, czy też znajdowania zagubionych przedmiotów. Wiedźma, może otrzymać moc dopiero wtedy, kiedy tego chce. Dar ten najczęściej też, przekazywany jest z pokolenia na pokolenie, tak żeby mógł pozostać w rodzinie.”
– No to, to nie to. Nie słyszałam, żeby ktoś w naszej rodzinie miał „dar leczenia” – mówiąc to Zofia nakreśliła w powietrzu cudzysłów, a Aniela zaśmiała się na ten gest. Nastała chwila ciszy, gdy obie znów pogrążyły się w poszukiwaniach. – U mnie nie ma nic ciekawego, a u ciebie?
– hmmm… Mam coś dla ciebie ciociu: „W magii słowiańskiej znajdowały się czary z różnych grup, można wyróżnić między innymi: Czary na urodę, kierujące żywiołami, na zdrowie, czy też czary miłosne – Aniela przeciągnęła wyraźnie sylaby wypowiadając dwa ostatnie słowa i spojrzała z wyczekiwaniem na ciotkę, ale nie widząc reakcji z jej strony, kontynuowała: - bla, bla, bla, czary miłosne – żeby móc wywołać uczucie ukochanej osoby istniało wiele sposobów, można było np.: spleść ze sobą dwie nici, jedną pochodzącą z ubrania dziewczyny, a drugą z odzieży potencjalnego kochanka. Innym sposobem było zerwanie kwiatu rumianku o północy, w całkowitym milczeniu.”
– Daj spokój – ciotka rzuciła w jej stronę małą poduszką, ale dziewczyna zdążyła się uchylić śmiejąc się wesoło i widząc obruszoną minę Zofii. – Zupełnie nie mam pojęcia o co ci chodzi. 
– Masz, masz. Nie udawaj – przysiadła bliżej jej i wodząc palcem po tekście czytała dalej – „Dziewczyna chcąc, by chłopak rozkochał się właśnie w niej musiała zdobyć nitkę z jego czapki lub pyłek z butów i zlepić w bryłkę wosku. Kolejnym krokiem było rzucenie tego w ogień i wypowiedzenie inktancji: 
Żeby ciebie tak piekło za mną, jak ogień piecze ten wosk.
Żeby twoje serce tak topniało za mną, jak topnieje ten wosk.
– ANIELA! – Zofia przewróciła oczami - Proszę cię!
– Ciii, nie przerywaj mi. Teraz najważniejszy fragment: „Chłopak, w kierunku którego skierowane były te czary mógł albo zakochać się w dziewczynie, albo umrzeć.” UPSIK. – Zakończyła z wesołą miną i zamknęła książkę. Ciotka była już cała czerwona na twarzy, ale zaczęła się śmiać słysząc ostatnią wzmiankę dziewczyny.
– Och, chyba muszę to wypróbować – puściła jej oczko. – Poszukaj teraz czegoś w tej.
– Czuję, że to będzie skarbnica wiedzy – Aniela rzuciła z przekąsem, ale posłusznie wzięła wskazaną przez kobietę księgę. Rozsiadła się wygodniej w fotelu i zaczęła w skupieniu przeszukiwać kolejne strony. – W tej nie ma nic ciekawego. A jak u ciebie?
– Tutaj same wróżby: za pomocą konia, lane z wosku, matrymonialne, na oślep. Do wyboru do koloru. – podciągnęła nogi pod brodę i mówiła dalej – Tutaj nie ma nic ciekawego, tutaj też. Tutaj jest coś o demonach, o! A tu jest jakaś legenda, chcesz posłuchać?
– Mhmm – Aniela pokiwała z zapałem głową. No więc: „ Dawno, dawno temu, za mglistymi górami, za głębokim morzem, za ciemnymi lasami, było sobie królestwo, w którym rządził król nad wyraz miłujący swój sad. Rosła w nim bowiem jabłoń, która rodziła owoce ze szczerego złota. Pewnej jednak nocy… - Zofia czytała opowieść o ognistym ptaku i Iwanie, który był wiernym sługą król, o jego miłości do Jeleny i wilku, który pomógł im w małżeństwie, modulując swój głos w odpowiednich momentach. Aniela słuchała z zapartym tchem. Odłożyła nawet książkę, którą chwilę wcześniej przeglądała. – I żyli długo, i szczęśliwie, a Ognisty Ptak już nigdy więcej nie skusił się na żaden z tych pokarmów.”
– Wow! Nie wiedziałam, że umiesz tak świetnie opowiadać bajki! – Blondynka zapiała z zachwytu i wskoczyła na kolana Zofii. Ta jęknęła cicho pod jej ciężarem. – Fajna zabawa, ale tutaj nic na pewno nie znajdziemy.
– Wreszcie! Już myślałam, że spędzimy wieczność na przeglądaniu tego! – zepchnęła ją z kolan i zaczęła zbierać rozrzucone książki – To co robimy wieczorem?

***
W sobotę Wroński musiał wrócić do swoich codziennych zajęć. Wyjeżdżając obiecał im jednak, że pojawi się, albo przyśle sowę, gdy tylko dostanie jakąś odpowiedź z ministerstwa. Niestety, od tamtego czasu minęło już pięć dni, a ani sowa, ani mężczyzna nie pojawili się w ich domu. Niby wszystko odbywało się tak jak wcześniej, Aniela chodziła do szkoły, a Zofia na próby. Normalnie ze sobą rozmawiały, spędzały czas, ale czuć było coraz większe napięcie. Każdej towarzyszyła cała gama emocji, i każda czuła się niekomfortowo w tej sytuacji. Zofia, bo z jednej strony spotkanie z Wrońskim rozdrapało stare, wydawałoby się, że już zagojone rany, z drugiej, bo bała się, że przybycie kogoś z tamtego świata wpłynie na jej relację z Anielą, i zwyczajnie nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Czuła się przez to sfrustrowana i smutna. Znały się bardzo krótko, ale więź, która się między nimi wytworzyła była niezwykle silna i Zofia nie chciała, by świat magii i czarodziejstwa znów zabrał z jej życia osobę, którą kochała, i dla której gotowa była zrobić wiele, ale też czuła podświadomie, że to nieuniknione i dziewczyna powinna wykorzystać szansę, którą otwiera przed nią los. Aniela z kolei, do tej pory nie do końca potrafiła uwierzyć w to co się wydarzyło, i co się wokół niej dzieje. Historia o istnieniu świata magii, była czymś, czego nie potrafiła zrozumieć. Wiedziała, że powinna w to uwierzyć, w końcu to co przekazał jej przyjaciel ciotki wyjaśniało to co się działo z nią przez ostatnie miesiące. Poza tym, pokazał jej jak sam używa magii, i wie, że w tym momencie nie kłamał. Z jednej strony rozpalała ją ciekawość tamtego świata i chciała go jak najszybciej poznać, z drugiej, zaczynała się martwić, czy będzie do niego pasować, bała się, że ktoś się o tym dowie i weźmie ją za dziwoląga. Czasami sama się łapała na tym, że myśli o sobie jak o dziwolągu. Nie wiedziała też co myśli o tym wszystkim jej ciotka, i czuła, że cała ta sytuacja naprawdę wiele ją kosztuje. Bała się, że to źle na nie wpłynie i nic już nie będzie takie jak jeszcze kilka dni temu.
Gdy w piątek obie wróciły do domu, atmosfera między nimi była już na tyle napięta, że można było ją kroić nożem. Wystarczyła tylko mała iskra, by któraś wybuchła i dała upust emocjom. Aniela siedziała na krześle i ze stresu co i rusz zaplatała warkocze z włosów, a Zofia chodziła w te i z powrotem po pokoju. Już miała się odezwać, gdy usłyszały ciche pukanie do drzwi. Obie momentalnie poderwały się z miejsca i pognały w kierunku drzwi.
– Cześć! – rzucił mężczyzna nonszalancko opierający się o framugę drzwi – Widzę, że tęskniłyście.
– Wchodź! – Zofia przewróciła oczami i pociągnęła mężczyznę do środka, a Aniela szybko zamknęła za nimi drzwi.
– I jak? – blondynka była wyraźnie ożywiona i z wyczekiwaniem patrzyła na Marcina – Dowiedziałeś się czegoś? Otrzymałeś odpowiedź z tego całego Ministerstwa… yyy… Czarów?
– Magii. Ministerstwa Magii. – Poprawił ją natychmiast i opadł na najbliższe krzesło. Sprawiał wrażenie zmęczonego powietrza. – Tak, jak tylko przeczytałem ich odpowiedź teleportowałem się do was.
– Co zrobiłeś? – Weles wytrzeszczyła ze zdumienia oczy.
– Ech… teleportowałem, jeszcze wiele musisz się nauczyć. – Wyjaśnił dziewczynie, po czym napił się łyka wody podanej mu przez Zofię i zaczął mówić dalej – Dostałem od nich odpowiedź, i… Nie spodoba ci się ona.
– Co masz na myśli? – Zofia wtrąciła się do rozmowy między tą dwójką, a Aniela wyraźnie posmutniała – No wykrztuś to z siebie!
– Poczekaj, zaraz przeczytam. – Wyjął z kieszeni pomiętą kartkę i rozprostował ją na stole – „Szanowny Panie,
Dziękujemy za Pana czujność i zaangażowanie w sprawę. Niestety, nie dysponujemy w tym momencie żadnymi urzędnikami, którzy mogliby zająć się poruszanym przez Pana zagadnieniem. Dołożymy wszelkich starań, by w najbliższym czasie się tym zająć. 
Z wyrazami szacunku,
Melinda Johnson”
– Wiedziałam – głos Anieli niebezpiecznie zadrgał, a ciotka położyła na jej ramieniu dłoń w uspokajającym geście. – Jestem nic nieznaczącym zagadnieniem. Wiedziałam…
Po tych słowach Aniela spuściła głowę, a Zofia spojrzała z wyrzutem na Wrońskiego, jakby to on był temu wszystkiemu winien. Dziewczyna szybko otarła napływające do oczu łzy i już chciała opuścić pokój, gdy Wroński odezwał się ponownie:
– Ej! Mała! –  zawołał Wroński i złapał Anielę za rękę – Mówiłem, że tak tego nie zostawię, że wam pomogę. 
– Kontynuuj – obie wlepiły w niego wzrok z zaciekawieniem.
– Wiecie, trochę już siedzę w tym świecie, i jakieś tam kontakty mam. Zaraz po powrocie do domu, spodziewając się tego, że Ministerstwo może teraz nie być zainteresowane twoją sprawą, wysłałem kolejną sowę, tym razem do mojego… hmmm… dawnego nauczyciela. On był o wiele bardziej zaciekawiony twoją osobą, i po krótkiej wymianie zdań umówiliśmy się na spotkanie. – Mężczyzna spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i dodał – zaraz powinien tu być. 
Gdy tylko skończył mówić zdanie, rozległ się dzwonek do drzwi. Aniela podekscytowana pobiegła w stronę drzwi. Zofia i Józef ruszyli za nią do przedpokoju. Dziewczyna już miała otwierać drzwi, ale spojrzała jeszcze pytająco na stojącą w pokoju dwójkę, a gdy ci pokiwali jej nieznacznie głową otworzyła drzwi.
W progu stał wysoki, szczupły mężczyzna, o długiej, związanej na końcu w kitkę siwej brodzie, i włosach w tym samym kolorze. Na nosie miał okulary połówki i ubrany był w dziwną, jasnoniebieską szatę. Widząc Wrońskiego podniósł rękę w geście powitania.
– Nazywam się Albus Percival Wulfric Brian Dumbledore. – Rzucił z uśmiechem w stronę zgromadzonych w pokoju, a Aniela rozdziawiła ze zdziwienia usta. – Jestem dyrektorem w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

9 komentarzy:

  1. Ok., moja ciekawość o Wrońskiego i Zofię została zaspokojona, więc teraz mam nadzieję, że się zejdą :D
    Myślałam, że już w tym rozdziale będzie coś więcej i Aniela zacznie się uczyć, i dowie się, co jej jest, a tu widzę dawkujesz informacje :P
    No ale pojawił się Albus i czekam na rozdział 5, bo nie mogę się Hogwartu :D I to strasznie nie mogę się doczekać.
    Z notki na notkę widać, że robisz duuże postępy. Dialogi są bardzo dobre i opisujesz też świetnie, przez co czyta się rozdział bardzo lekko :)

    Czekam na rozdział 5 w takim razie :)
    Spadam do siebie dodawać rozdział :D

    Pozdrawiam, Szczurze Lądowy! :*
    SBlackLady

    http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję serdecznie za Twoje słowa, zawsze są dla mnie dobrą motywacją!

    Cieszę się, że zaspokoiłam Twoją ciekawość co do Anieli i Wrońskiego, myślę, że jeszcze nie raz się pojawią, bo bardzo ich polubiłam w tej historii i jakoś zawsze miło mi się o nich piszę.

    co do Hogwartu, to nie gwarantuje, że już w piątym się tam przeniosą (bo kończę ją opisywać, a jeszcze do tego nie doszłam, a też nie chcę zbyt zanudzić długością), ale w 6 na pewno, także bądź cierpliwa!

    Ahoj!

    Panna Czarownica!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że do Wrońskiego i Zofii jeszcze wrócisz :D Polubiłam ich :)
      Trzymam kciuki, żebyś szybko ją do tego Hogwartu przeniosła, bo chcę już Huncwotów!

      Weny!
      SBlackLady

      Usuń
  3. Umm, witaj (:
    Już kilka dni temu zawitałam na Twoim blogu, ale stwierdziłam, że poczekam na nowy rozdział i dopiero wtedy coś tu naskrobię. Domyślam się, że dla osób publikujących autorskie opowiadania i inne teksty na internecie komentarze są całkiem mile widziane, zatem pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze (:
    Przechodząc jednak do sedna - pierwszy raz spotkałam się z takim pomysłem na opowiadanie ff związane z Hogwartem (chociaż przyznaję się, że jestem raczej zielona w tej kwestii) i spodobało mi się bardzo, że od początku jesteśmy powolutku wprowadzani w całą historię razem z bohaterką zamiast być wrzuconym w sam środek gotującej się akcji. Skoro wspomniałam o bohaterce to muszę przyznać, że zdążyłam już mocno polubić Anielę i jej ironiczno-zdystansowane spojrzenie na świat i ludzi wokół. Brakuje mi u niej tylko rudych włosów i ciężkich traperów na nogach do obrazu sarkastycznej inteligentki, ale Twoja wizja też mi się podoba (:
    Co do samego rozdziału to choć nie przesunęliśmy się specjalnie w przyszłość w stosunku do poprzedniego, to sporo wyjaśniło się jeśli chodzi o przeszłość, co również mi się spodobało. Co jak co, ale kontekst jest bardzo istotny, w końcu nic nie dzieje się bez powodu.
    Czasem trochę ciężko mi było połapać się, która z kobiet w danym momencie mówi lub "myśli", bo nawet wtrącenie słowa "ona" nie rozjaśniało do końca tej kwestii. A tajemniczy Józef wspomniany w ostatnich wersach już zupełnie mnie rozbroił, choć domyślam się, że chodzilo Ci o Wrońskiego (: z moich obserwacji mogę jeszcze dodać, że miejscami zbyt gęsto stawiasz przecinki (wybacz - jestem przewrażliwiona na tym punkcie i wszystkim zwracam na to uwagę, nie bierz tego zbyt osobiście (:), oprócz tego w kilku miejscach pojawiły się powtórzenia, ale poza tym nie mam specjalnie zastrzeżeń. Ogółem to jestem bardziej niż zadowolona, że takim zupełnym przypadkiem trafiłam na tę historię i możesz być pewna, że zostane tutaj na dłużej.
    No tak, pierwszy komentarz i już się rozpisałam, cała ja. Na następny raz obiecuję się bardziej streszczać, wybacz (:
    Trzymaj się cieplutko, dużo Weny życzę
    Pozdrawiam
    c.

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku, nawet nie wiesz jak cieszy mnie Twój komentarz.

    Bardzo się cieszę, że tutaj trafiłaś, i że spodobała Ci się moja historia. Super, że tak odbierasz Anielę, to dla mnie znak, że jej kreacja mi się udała, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach dalej będę to podtrzymywać. Akcję starałam się tutaj prowadzić wolno, bo bardzo wiele chciałam wyjaśnić, ale w następnym rozdziale powinnam już trochę przyspieszyć.

    Co do uwag stylistyczno-językowych, to bardzo je sobie cenię, bo mam hopla na tym punkcie. Staram się pracować nad tym, żeby dało się dobrze wyłapać, o której z kobiet mówię, ale to pierwsza moja twórczość, więc jeszcze nie wszystko mi wychodzi, za co z góry przepraszam i mam tylko nadzieję, że z rozdziału na rozdział będzie coraz lepiej (jednak jeśli coś zauważysz, to zawsze pisz śmiało). Powtórzenia staram się wyłapywać, ale jak widać nie zawsze skutecznie. Co do przecinków. To tutaj też mam hopla na ich punkcie i zgadzam się z Tobą, że czasami może ich być za dużo, będę starała się nad tym pracować, ale jakoś akurat mam tendencję do nadmiaru niż niedomiaru. Dzięki za uwagę, bo wiem na co teraz zwrócić swoje spojrzenie. :)

    Również trzymaj się cieplutko i pięknie dziękuję za komentarz i wszelkie sugestie i uwagi.
    Pozdrawiam i zapraszam na następny rozdział :)

    Panna Czarownica

    OdpowiedzUsuń
  5. Historia Zofii i Wrońskiego zakrawa nam tu na romans wszechczasów! Co się stało, że jednak się rozeszli? Sceny pocałunku i randce na sabacie przeurocze! Rozdział bardzo lekki i przyjemny, ale już nie mogę się doczekać przeniesienia do Hogwartu.

    Wybacz, że tym razem tak krótko, ale mam takie zaległości w nauce, na innych blogach i w swoim pisaniu, że nie wiem, w co ręce włożyć. Obiecuję, że pod szóstką się poprawię! Pozdrawiam serdecznie!
    Drama
    http://zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podobały sceny z Wrońskim i Zofią, bo ja wyjątkowo ich polubiłam opisując to. Na pewno jeszcze do nich wrócę, ale to chwilę potrwa, teraz skupiam się na Anieli. Co do przeniesienia do Hogwartu to już zaraz tam wyląduje, najprawdopodobniej w następnym rozdziale, chociaż może się okazać, że wyjdzie mi za dużo treści, to wtedy obiecuję zacząć od tego rozdział 6.

      Znam to, też mam za dużo rzeczy do zrobienia ostatnio, bo się rozleniwiłam jak dziadowski bicz. Także powodzenia w nadrabianiu!

      Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia :)

      Usuń
  6. Witam serdecznie! W przerwie między jedzeniem pierożków a wcinaniem serniczka postanowiłam przyjść i poczytać :D Będę komentować na bieżąco, żeby niczego nie pominąć :D A już widzę, że jedenastka wstawiona, cieszę się, że udało Ci się wreszcie przysiąść i coś napisać :D <3

    Bardzo mi się spodobał początek, te przemyślenia Anieli. Takie były potrzebne właśnie. Niby argumenty wydają się logiczne, a jednak trochę takie surrealistyczne.
    "Fajny ten twój patyk"
    "Sowę. To taki latający ptak"
    Przy tych hasłach mocno się uśmiałam :D Wyszły idealnie!
    Jak się cieszę, że poczytałam coś więcej o Zofii i Marcinie! *_* Ich pierwszy pocałunek skradł mi serce <3 Awwwwwwww! *_*
    W liście od Wrońskiego zauważyłam dwa zwroty w żeńskiej formie, ale i tak był taki uroczy <3
    Wyobrażenia Zofii na temat sabatu - CUDO!
    Ale rzeczywistość... Wyobraziłam sobie ten klimat! To jeszcze takie stare czasy, piękne czasy... Tak świetnie to opisałaś, że normalnie całą scenę miałam przed oczyma!
    Jestem coraz bardziej ciekawa, czemu nikt wcześniej nie odkrył, że Aniela jest czarownicą, co się za tym kryje, czy ktoś zawinił czy może Aniela ma jakiś wyjątkowy dar? A może ktoś spowił jej zdolności tajemnicą?
    "„Chłopak, w kierunku którego skierowane były te czary mógł albo zakochać się w dziewczynie, albo umrzeć.” UPSIK." - UPSIK mnie rozwalił. Dziewczyno, sypiesz dobrymi tekstami niczym z rękawa :P
    Ooooo, i kolejne rozmyślania Anieli! Czy mówiłam już, jak bardzo uwielbiam Twoje opisy, zwłaszcza te, w których opisujesz emocje? A powtórzę jeszcze raz, bo naprawdę skradłaś mi nimi serce *_*
    Szkoda mi się Anieli zrobiło, gdy Wroński przeczytał list od Ministerstwa... Ale potem... Dumbledore! On zawsze ratuje sytuację <3

    O matulu! Świetny rozdział, naprawdę! Teraz idę do serniczka i lampki wina, ale chyba jeszcze dzisiaj wrócę na rozdział piąty :D Tak, żeby zrobić sobie miejsce na czekoladki lodowe :D Oj, jak ja kocham świąteczne jedzonko...

    Pozdrawiam Cię, kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serwus,

      bardzo się cieszę, że postanowiłaś tak spożytkować przerwę między jedzeniem, sama jestem łasuchem na świąteczne żarełko, więc doceniam podwójnie!

      Możliwe, że już to mówiłam ale ja bardzo nie umiem w dialogi, chociaż naprawę staram się nad tym pracować, za to uwielbiam pisać opisy, przemyślenia i tym podobne, więc to dla mnie super miłe, że Ci się podobało.
      Zdradzę Ci mały sekrecik, te teksty są trochę odzwierciedleniem mnie, też mi się zdarza palnąć takie głupstwo (SBlackLady może to potwierdzić).
      Sceny Marcina i Zosi to były sceny, które najlepiej mi się pisało w tamtym okresie. I tutaj znowu muszę się odwołać do SBlackLady, bo to ona podsunęła mi dużo pomysłów jak wpleść w moje opowidanie kulturę słowiańską i to między innymi dzięki niej odwołałam się do Sabatu. Chociaż przyznaję, że sam opis i wyobrażenie sceny jest już tylko moje.
      Ach ten stary, poczciwy Dumbledore, on zawsze ratuje sytuację.
      A co do tego czemu nikt nie poznał, że Aniela ma zdolności magiczne to... dowiesz się w kolejnych rozdziałach, więc zapraszam do czytania.

      Życzę, żeby jedzonko nie tuczyło, i żebyś zawsze miała na nie miejsce.


      ślę świąteczne uściski i do zobaczenia pod kolejnymi postami!

      Panna Czarownica

      Usuń

Mia Land of Grafic