Aniela Weles była dziewczyną, która coraz bardziej ich
intrygowała. Kiedy już wpadali na jakiś pomysł, który mógłby wyjaśnić wszystkie
dziwne zjawiska, towarzyszące jej obecności w Hogwarcie, nagle dochodziła
kolejna sytuacja z nią w roli głównej. Aniela była dla nich zagadką. Układanką,
której niektóre elementy zdawały się do siebie nie pasować. Był pewien, że to
ta sama osoba, która pojawiła się na ich mapie jeszcze w czerwcu. Od początku
uważnie jej się przyglądał i mimo, że chłopaki tego nie zauważali, to uważnie
śledził każdy jej ruch. Coś mu się w niej ewidentnie nie zgadzało. Przed resztą
Huncwotów starał się udawać obojętnego.
Kiedy oni z uwagą studiowali Mapę Huncwotów, on starał się udawać, że to go nie interesuje. Nie dawał się za bardzo wciągać w ich zgadywanki i rozważania, ale bacznie się im przysłuchiwał i odnotowywał w głowie jej poczynania. Kiedy zostawał sam w pokoju i miał mapę w zasięgu ręki śledził uważnie blondynkę. Po niespełna miesiącu niemal znał jej plan dnia i przyzwyczajenia. Dziwiło go to, że często jada obiady sama, że dużo przesiaduje w kuchni i raczej nie nawiązuje z nikim kontaktu. Nie wiedział, czy to kwestia jej nieśmiałości czy tego, że jednak po sześciu latach każdy miał już swoich znajomych, z którymi tworzyli jakieś małe grupki. Czasami widywał ją w towarzystwie Lily czy Alicji, ale zdawało mu się, że każda ze stron trzyma się trochę na dystans. Czasami, gdy wszyscy siedzieli w Pokoju Wspólnym, wołali ją do siebie, ale ona wtedy niewiele mówiła i szybko uciekła pod pretekstem pójścia do biblioteki. Dwa razy wymknął się tuż po niej i zaobserwował, że wcale nie kierowała swoich kroków na pierwsze piętro, a wspinała się wyżej, do wieży dyrektora. Jednak gdy któregoś razu James przyłapał go na śledzeniu Anieli, ten potwierdził jej wersję i potem zaniechał dalszych obserwacji blondynki. Czuł się fatalnie, że oszukał przyjaciela, do tej pory, poza jedną tajemnicą, która wydała się na drugim roku, niczego przed sobą nie ukrywali. A przynajmniej niczego, co było ważne dla całej czwórki. Sam do końca nie wiedział czemu wtedy nie wydał, gdzie wykrada się ich nowa koleżanka. Po części czuł, że jeśli się o tym dowiedzą to już w ogóle nie dadzą jej spokoju, a po części chyba cieszyła go świadomość, że wiedział o niej więcej niż inni. Nawet jeśli wiedza ta była zdobyta nie do końca legalnie.
Kiedy oni z uwagą studiowali Mapę Huncwotów, on starał się udawać, że to go nie interesuje. Nie dawał się za bardzo wciągać w ich zgadywanki i rozważania, ale bacznie się im przysłuchiwał i odnotowywał w głowie jej poczynania. Kiedy zostawał sam w pokoju i miał mapę w zasięgu ręki śledził uważnie blondynkę. Po niespełna miesiącu niemal znał jej plan dnia i przyzwyczajenia. Dziwiło go to, że często jada obiady sama, że dużo przesiaduje w kuchni i raczej nie nawiązuje z nikim kontaktu. Nie wiedział, czy to kwestia jej nieśmiałości czy tego, że jednak po sześciu latach każdy miał już swoich znajomych, z którymi tworzyli jakieś małe grupki. Czasami widywał ją w towarzystwie Lily czy Alicji, ale zdawało mu się, że każda ze stron trzyma się trochę na dystans. Czasami, gdy wszyscy siedzieli w Pokoju Wspólnym, wołali ją do siebie, ale ona wtedy niewiele mówiła i szybko uciekła pod pretekstem pójścia do biblioteki. Dwa razy wymknął się tuż po niej i zaobserwował, że wcale nie kierowała swoich kroków na pierwsze piętro, a wspinała się wyżej, do wieży dyrektora. Jednak gdy któregoś razu James przyłapał go na śledzeniu Anieli, ten potwierdził jej wersję i potem zaniechał dalszych obserwacji blondynki. Czuł się fatalnie, że oszukał przyjaciela, do tej pory, poza jedną tajemnicą, która wydała się na drugim roku, niczego przed sobą nie ukrywali. A przynajmniej niczego, co było ważne dla całej czwórki. Sam do końca nie wiedział czemu wtedy nie wydał, gdzie wykrada się ich nowa koleżanka. Po części czuł, że jeśli się o tym dowiedzą to już w ogóle nie dadzą jej spokoju, a po części chyba cieszyła go świadomość, że wiedział o niej więcej niż inni. Nawet jeśli wiedza ta była zdobyta nie do końca legalnie.
– Luniaczku, wstajemy! – Z rozmyślań dotyczących Anieli wyrwał go
głos Syriusza, który niczym burza wpakował się do ich dormitorium i jednym
pociągnięciem ręki rozsunął zasłony od jego łóżka. – No już, zaraz zaczynamy!
– Pomóż nam! – Zaraz po Syriuszu do pokoju wpadł James, a tuż za
nim Peter. Krzątali się gorączkowo po pokoju i wyrzucali rzeczy ze swoich
kufrów. Cała trójka co chwila rzucała błagalne spojrzenia w jego stronę.
– No już… – Remus niechętnie podniósł się z łóżka i popatrzył
pobłażliwie na chłopaków. W myślach policzył do dziesięciu, po czym rzucił z
uśmiechem. – Accio mapa.
***
Czytała właśnie książkę na jednej z kanap w Pokoju Wspólnym, gdy
do jej uszu dobiegł ogromny huk i łomot. Poderwała się jak oparzona i
rozejrzała gorączkowo po pomieszczeniu. Miała wrażenie, że cały Hogwart
zatrząsnął się w posadach i zaraz runie. Zobaczyła, że reszta ludzi w Pokoju
też szuka źródła dźwięku. Nie minęło pięć minut, gdy portret Grubej Damy odsunął
się gwałtownie, a do pomieszczenia wbiegła wściekła jak osa profesor.
– Black! Potter! Natychmiast do mnie! – McGonagall cała się
trzęsła, gdy wykrzykiwała nazwiska chłopaków. Aniela patrzyła na to wszystko
szeroko rozwartymi oczami, a kilka osób w pomieszczeniu zachichotało nerwowo,
ale widząc wściekły wzrok kobiety, szybko powrócili do swoich zajęć. – Panów,
panie Lupin i Pettigrew również zapraszam.
– Witamy szanowną panią profesor! – James i Syriusz ukłonili się
szarmancko, a wystraszony Peter schował się za Remusem, który stał ze
spuszczoną głową. – W czym możemy pani służyć?
– Panie Potter, proszę milczeć, już ty dobrze wiesz o co chodzi! –
Profesor zaczęła wściekle chodzić po pomieszczeniu. Ściągnęła swoje usta w
jeszcze węższą linię, a Aniela przypomniała sobie, że do tej pory widziała ją
tak wściekłą tylko raz. – Potterowi i Blackowi to się nawet nie dziwię, oni
zawsze byli niesforni, ale że pan brał w tym udział? Zawiodłam się na was.
– Ależ pani profesor, przecież my… – Syriusz zmierzwił swoje włosy
i puścił oczko do jednej z dziewczyn, która uważnie śledziła całą scenę. Jego
beztroska postawa zszokowała Aniela. Jednak Minerwa nie dała mu skończyć i
szybko wykonała uciszający gest ręką.
– Nic już nie mów chłopcze, natychmiast do mojego gabinetu! Cała
czwórka! – McGonagall niemal wykrzyczała to w twarz Łapy, po czym rozejrzała
się uważnie po pomieszczeniu, i gdy zobaczył Anielę zatrzymała na niej swój
wzrok. – Panno Weles, panią także zapraszam.
– Słucham? – Na chwilę ją zamurowało. Nie miała pojęcia, dlaczego
McGonagall również wzywa ją do siebie. Domyśliła się, że to Huncwoci i ich
wybryki są przyczyną wizyty kobiety w Pokoju Wspólnym, ale zupełnie nie miała
pojęcia co ona może mieć z tym wspólnego. Widząc jednak, że twarz profesor robi
się coraz bardziej napięta ze złości szybko podniosła się z siedzenia. Nie
chciała być powodem wybuchu tykającej bomby. Szybko zebrała swoje rzeczy
rozrzucone na małym stoliku. – Dobrze…
Podeszła szybko do Huncwotów, którzy wydawali się być jeszcze
bardziej zdziwieni niż ona i całą piątką ruszyli za Minerwą do jej gabinetu.
Czuła jak odprowadza ją kilkanaście par oczu i ludzie zaczynają szeptać między
sobą. Uchwyciła jeszcze spojrzenie Rose, które zdawało się mówić: „Macie
przechlapane” i jako ostatnia zniknęła za dziurą za portretem Grubej Damy.
***
Siedzieli w gabinecie już kilka minut. Łapa i Rogacz uśmiechali
się zawadiacko, Peter kulił się w kącie, a Lupin uważnie obserwował czubki
swoich butów. Ona sama na początku wpatrywała się w klatki ze zwierzętami, a potem
zaczęła liczyć kroki, które wściekła profesor stawiała, chodząc nerwowo po
pomieszczeniu. Chciała zapytać co ona tak w zasadzie tu robi, ale mimo całej
swojej odwagi bała się odezwać. Minerwa tylko co chwila spoglądała wściekle w
stronę Huncwotów i prychała na nich ze złością, o obecności Anieli jakby
zapomniała.
– Czyście już do reszty zgłupieli? – Kobieta uderzyła ręką w
katedrę, a Aniela aż podskoczyła na krzesełku. – Myślałam, że po SUMach
wreszcie zmądrzeliście!
– Ależ pani profesor, przecież…
– Milcz, Black! – McGonagall nie dała mu dojść do słowa. Nerwowo
wymachiwała rękami. – Ile wy macie lat?
– Szesnaście – Peter rzucił radośnie.
– To było pytanie retoryczne… – wyszeptał do niego speszony Remus,
a Aniela zobaczyła jak pozostała dwójka Huncwotów przybija sobie piątkę. McGonagall
przystanęła na chwilę i spojrzała na chłopaka. Poem przewróciła oczami i
wróciła do swojej tyrady. Weles zaś poruszyła się nieznacznie na krześle. Dalej
nie miała pojęcia co ona tu w zasadzie robi.
– A zachowujecie się jakbyście mieli osiem! – Minerwa znowu
wykrzyknęła wściekle i wycelowała oskarżycielsko palec w stronę chłopaków. –
Natychmiast się przyznajcie!
– Ale do czego, pani profesor? – Aniela zaobserwowała, że głos
Rogacza jakby nieco zadrżał podczas wypowiadania tych słów. Sama postanowiła
taktycznie milczeć.
– Ty masz jeszcze czelność pytać: do czego? – profesor odwróciła
się wściekle na pięcie i stanęła przed ławką, przy której siedział James i
Syriusz. Gdy z impetem oparła ręce o blat stołu, Syriusz przestał bujać się na
krześle, a ręka okularnika zawisła w połowie drogi do włosów. – DO CZEGO?!
– Pani profesor… – Remus starał się załagodzić sytuację, ale
szybko zamilkł i skulił się pod siłą spojrzenia kobiety.
– Proszę nie udawać. Wiem, że to wy wysadziliście klasę na trzecim
piętrze i przemalowaliście panią Norris na różowo. Milcz, Potter! Żaden inny z
moich uczniów nie wpadłby na tak głupi pomysł. Nawet Irytek nie robi tyle szkód
i hałasu co wasze cuchnące fajerwerki! – McGonagall wyrzucała z siebie słowa z
prędkością karabinu maszynowego, a uśmiech na twarzach chłopaków z każdym
kolejnym zdaniem robił się mniejszy. Miała wrażenie, że do tej pory pewni
siebie, pod wpływem oskarżeń padających z ust kobiety, zaczynają się coraz
bardziej kulić na krzesełkach. Aniela zaczęła się bać, że kobieta również ją
posądza o udział w akcji. Chciała zaprotestować, ale wtedy Lupin spojrzał się
na nią i pokręcił nieznacznie głową. Zamknęła więc szybko usta i uważnie
przysłuchiwała się słowom kobiety. Zrozumiała, że kiedy ta krzyczy na chłopaków
lepiej nie pogarszać sytuacji i jej nie przerywać. – Po tobie Black i po tobie
Potter mogłabym się spodziewać wszystkiego. To, że namówiliście do tego… tego…
tego haniebnego czynu również pana Pettegrew też mnie nie dziwi, ale na panu, panie
Lupin się zawiodłam!
– Ależ, pani pro…
– Nic nie mów, Potter. Jeszcze nie skończyłam! – Minerwa odwróciła
się plecami do okularnika i spojrzała groźnie w stronę Lunatyka. Zacisnęła usta
w wąską linię, a Aniela wstrzymała na chwilę oddech bojąc się, że kobieta za
chwilę naprawdę wybuchnie. Nie chciała być teraz w skórach tej czwórki. – Jest
pan przecież prefektem! Powinien dawać przykład, a nie urządzać głupie kawały!
Zawiodłam się na was, a na panu szczególnie, Lupin!
– Pani profesor! Remus nam nie pomagał! – Syriusz wstał gwałtownie
z krzesła i niezrażony skonsternowaną miną nauczycielki zaczął przemawiać, a
James ochoczo mu przytakiwał. Aniela, coraz bardziej zszokowana, przyglądała
się całej sytuacji. Kątem oka zobaczyła, że zielonooki nieudolnie stara się
ukryć swoje zdziwienie. Syriusz z każdym słowem mówił coraz bardziej dobitnym
głosem, jednak w pewnej chwili podrapał się niepewnie po czole i stracił trochę
rezonu. – To wszystko, ten cały wybuch i w ogóle, to tylko nasza sprawka. Remus
nie miał z tym nic wspólnego, on…
– On chciał nas od tego odwieźć! – Szybko dodał Rogacz również
podnosząc się gwałtownie z krzesła, które pod wpływem siły upadło z hukiem na
podłogę. Nawet nie schylił się by je postawić ponownie. – Mówił nam, żebyśmy
tego nie robili!
– Powinien przyjść z tym do mnie! – McGonagall również była
zszokowana nagłym obrotem sprawy. Chyba
nie spodziewała się, że chłopaki zaczną go kryć. Albo może myślała, że będą
mieli przygotowaną gotową wymówkę?
– Chciał, ale… – Syriusz próbował gorączkowo coś wymyśleć. Miał
wtedy naprawdę śmieszną minę.
– Ale… – James również próbował coś powiedzieć, widząc, że
McGonagall zaciska usta w jeszcze węższą linię niż wcześniej i powoli traci
resztki cierpliwości. Miała wrażenie, że cisza, która trwała ułamki sekund tak
naprawdę trwa wieczność.
– Ale jest naszym przyjacielem i poprosiliśmy go o to. – Pięć
zdziwionych par oczu zaczęło się wpatrywać w Petera, który powiedział to
wszystko bardzo słabym głosem. – Zagroziliśmy mu, że jeśli komuś wygada to… to
będzie koniec naszej przyjaźni.
Aniela była pod wrażeniem tego, jak bardzo solidarna była cała
czwórka. Widziała, że Remus chciał coś powiedzieć, ale wtedy Peter nadepnął mu
na stopę, więc chłopak tylko spuścił głowę i znów zaczął przyglądać się czubkom
swoich butów. Była coraz bardziej zszokowana obrotem spraw. Ona sama chyba
nigdy nie miała nikogo, kto tak bardzo stałby za nią murem. Jej przyjaźń z Leną
i Pawłem, mimo, że była silna, to jednak, zbyt rzadko się widywali i nie
wiedziała, jak zachowaliby się w podobnej sytuacji. Profesor McGonagall usiadła
na krześle i skryła twarz w dłoniach. Wyraźnie widać było, że nie wie jak na to
zareagować. Huncwoci już od sześciu lat przyprawiali ją o ból głowy i na pewno
przyczynili się do kilku nowych, siwych włosów na jej skroniach. Cisza ponownie
zaczęła się przedłużać. W tle słychać było nieznośne tykanie zegara i dźwięki
dochodzące z klatek. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, czekając, aż profesor
znów się odezwie.
– Pani profesor… – Aniela wreszcie postanowiła przerwać tę ciszę i
zaczęła nieśmiało. – Rozumiem, że moi koledzy mądrością nie grzeszą, trochę
nabroili i w ogóle, ale… ale ja naprawdę nie rozumiem co tutaj robię.
– To był jeden z waszych najgorszych wybryków! – Słowa dziewczyny
zadziałały na McGonagall jak czerwona płachta na byka. Podniosła się z krzesła
i uważnie przyjrzała wszystkim zgromadzonym. Żyłka na jej skroni zaczęła drgać
gwałtownie. – Nie przekonuje mnie ta
historyjka o przyjaźni, ale niech wam będzie. Przez wasze durne wybryki
Gryffindor traci po 15 punktów… Proszę tak nie patrzeć panie Pettigrew! Po 15
punktów za każdego z was! Dodatkowo, za niezgłoszenie mi próby wyrządzenia
szkody na rzecz szkoły, odejmuje kolejne 5 punktów!
Chłopaki jęknęli cicho. Na ich twarzach malował się szok i
niedowierzanie. Weles miała wrażenie, że chcą zaprotestować, ale szybko się
wycofali z tego pomysłu widząc minę profesor.
– Jak Lily się dowie mamy przechlapane… – Aniela wyłapała jak
James szepcze do Syriusza.
– Pani profesor, ale ja nic nie zrobiłam! – Dziewczyna wstała
gwałtownie z krzesła i podeszła do biurka nauczycielki.
– Och panno Weles… Proszę nie być głupią. Przecież wiem, że pani
nie maczała w tym palców. – Minerwa rzuciła oschle w jej stronę, więc blondynka
szybko cofnęła się na swoje miejsce. Kobieta po chwili ponownie zwróciła się w
stronę chłopaków. Jej głos był już nieco spokojniejszy, ale dalej dało się
wyczuć, że jest na nich wściekła. – W ramach szlabanu będą panowie przez
miesiąc codziennie, przez dwie godziny pomagać panu Filchowi w obowiązkach.
Dodatkowo musicie doprowadzić panią Norris do poprzedniego stanu. Proszę nie
robić takich min! Ach! Bez użycia czarów!
– Ale… – cztery głosy na raz próbowały zaprotestować, ale Minerwa
tylko uciszyła ich ruchem ręki.
– A teraz przechodzimy do tego co robi tutaj panna Aniela. –
McGonagall uśmiechnęła się do niej, a ona poprawiła się na krześle. – Jak
wiecie przyjechała ona z innej szkoły i nieco doskwierają jej różnice
programowe. Wobec tego, kolejną częścią szlabanu będzie pomaganie pannie Weles
w nauce. Dwa razy w tygodniu. Do odwołania.
– Co? – Teraz to Aniela nie wytrzymała i weszła w słowa kobiety,
ale ta tylko skarciła ją spojrzeniem. Miała nadzieję, że się przesłyszała ale
widząc równie zdziwione miny na twarzach chłopaków, zdała sobie sprawę, że z
jej słuchem jest wszystko w jak najlepszym porządku. – Cholera… Przepraszam…
– Jak już mówiłam, będziecie pomagać pannie Weles w nadrobieniu
zaległości. Pan panie Potter – Minerwa McGonagall udała, że nie słyszała
przekleństwa z ust dziewczyny i wskazała na chłopaka, i uważnie mu się
przyjrzała. – Zajmie się głównie obroną przed czarną magią. Pan Black pomoże
pani w transmutacji, a pan Lupin w zaklęciach. Pan Pettigrew… cóż, do niego
może się pani zgłosić w razie potrzeby pomocy w opiece nad magicznymi stworzeniami.
Dodatkowo gdyby potrzebowała pani pomocy z innych przedmiotów proszę się do
mnie zgłosić. Zrozumiano?!
– Tak…
– Tak…
– Tak…
Aniela przyjrzała się uważnie chłopakom. James i Syriusz byli
wyraźnie zadowoleni, Peter również się cieszył, bo wiedział, że opieka nad
magicznymi stworzeniami, to przedmiot, z którym sobie radzi, więc nie będzie
musiał jej zbytnio pomagać, tylko Lupin wydawał się wyglądać na zmartwionego.
Gdy tylko McGonagall powiedziała, że mogą odejść ten szybko obrócił się na
pięcie i wyszedł nie czekając na resztę towarzystwa. Była zdziwiona jego
postawą.
– Mam nadzieję, że profesor Dumbledore wie co robi… – Aniela
wychodząc usłyszała jak McGonagall wzdycha. Spojrzała się na Huncwotów, ale ci
byli za bardzo zajęci gonieniem za Remusem, by mogli usłyszeć słowa kobiety.
Zamknęła za sobą cicho drzwi i również udała się do wieży Gryffindoru.
***
– Co za kretyn wpadł na to, by
pomalować panią Norris na różowo? – Remus usłyszał jak Syriusz przeklinał pod
nosem, zbierając pajęczynę z krzesła. – Szlag!
– Och,
czyżby jakaś kicia zanurzyła w tobie swe pazurki? – Lunatyk słyszał jak James
drwi z Blacka, który miał całe ręce podrapane przez kotkę woźnego.
Remus
powrócił myślami do wydarzeń sprzed niespełna dwóch godzin. Dobre kilkadziesiąt
minut próbowali w czwórkę doprowadzić futrzaka do porządku, ale było to zadanie
niemal niewykonalne. Zwierzę co chwilę im się wyrywało i drapało wszystko i
wszystkich dookoła. Dodatkowo Filch zerkał na nich spode łba, pilnując, by nie
zrobili krzywdy kotce. W ogóle nie przejął się tym, że pani Norris w pewnym
momencie skoczyła na Syriusza i wbiła w jego twarz swoje pazury. Nakrzyczał na
nich, kiedy przerażony chłopak gwałtownie zrzucił ją z siebie. Każdy z nich
miał mnóstwo małych zadrapań na rękach, ale dodatkowo, twarz Blacka ozdobiona
była kilkoma długimi pociągnięciami. Do tego woźny nie pozwolił mu pójść do
pani Pomfrey, która szybko pozbyłaby się skaleczeń. Stwierdził, że to nic
groźnego i będzie dodatkowym elementem kary, za to jak obszedł się z jego
kochaną panią Norris. Remus pomyślał, że jeszcze kilka minut zabaw ze
zwierzęciem, a Huncowci wyglądaliby niemal jak on po pełni. Zaśmiał się cicho
do swoich myśli.
Nigdy nie
lubili tego kota, ale teraz ich wzajemna niechęć przekroczyła już wszystkie
granice.
– Jeszcze
słowo… powiedz jeszcze tylko jedno, pieprzone, słowo… – wściekły Syriusz
wycedził przez zęby i chciał rzucić w przyjaciela jakimś zaklęciem, ale przed
wejściem do klasy musieli oddać swoje różdżki.
– Łapciu,
nie denerwuj się tak, jesteś równie piękny jak zawsze... – James pokazał mu
język i uchylił się przed lecącą w jego stronę szczotką. Niestety, Remus za
późno zauważył lecący w jego stronę przedmiot. Nie miał tak dobrego refleksu
jak pozostała dwójka i nie zdążył się przed nim uchylić.
– Auuu! Co
jest do cholery?! – Lunatyk zaklął głośno i rozprostował plecy. – Do reszty
wam odbiło?
– Wybacz
Remusie, to nie było do ciebie. – Syriusz szybko go przeprosił i złapał szczotkę,
którą odrzucił mu zielonooki.
– Chłopaki
ogarnijcie się! – Wściekły Lupin spojrzał na zegarek i wrócił do czyszczenia
ławki. – Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam tu spędzić całego dnia.
– Uspokój
się Lunatyku, złość piękności szkodzi. Zobacz tylko na… – James nie dokończył
bo dostrzegł wściekły wzrok Blacka. – Nie wiem jak wy, ale ja mam dzisiaj
pierwsze zajęcia z naszą nową koleżanką, więc najpóźniej za… Za pięć minut
musimy stąd wyjść. Polecenie od profesor McGonagall.
Lupin
spojrzał na niego przelotnie, po czym zaczął jeszcze bardziej zawzięcie
szorować przedmiot, który trzymał w ręku. Uważnie przysłuchiwał się
podekscytowanej rozmowie pozostałych Huncwotów, którzy zastanawiali się czy uda
im się dowiedzieć czegoś od Anieli, i którzy wymyślali coraz to nowsze teorie
na temat tego, jakim cudem jej nazwisko pojawiło się na mapie w czerwcu i co
robi wieczorami u profesora Dumbledore'a. Nawet Peter wymyślał swoje teorie.
Gdy zegar
wybił godzinę dziewiętnastą, drzwi do sali otworzyły się z hukiem i ukazały
Filcha razem ze swoją ulubienicą. Remus miał przez chwilę wrażenie, że Syriusz
i pani Norris mierzą się spojrzeniami, po czym chłopak szepcze cichutko „Dopadnę Cię”, a kotka stroszy swoją
sierść i w popłochu ucieka z Sali.
– Wynocha!
– woźny wycharczał w ich stronę – Macie szczęście, że profesor McGonagall
kazała mi was wypuścić. Gdyby to ode mnie zależało, szorowalibyście to do rana!
***
Od dziesięciu minut siedziała w sali na trzecim piętrze, gdzie
razem z Jamesem Potterem miała zgłębiać tajniki obrony przed czarną magią. Nie
do końca rozumiała postępowanie dyrektora i profesor McGonagall. Owszem, czuła,
że momentami mocno odstaje od reszty roku, i że jej ocena z SUMów nie do końca
odzwierciedla poziom jej wiedzy i umiejętności, ale bała się, że takim
postepowaniem narazi się na zdemaskowanie.
– Chyba
nie myśleli, że w trzy miesiące opanuje materiał z pięciu lat? Może i nie jestem
głupia, no ale bez przesady… – przemknęło jej przez myśl, gdy po raz
kolejny spojrzała na tarczę zegara. – Cholerny
James Potter!
Siedziała i zastanawiała się, dlaczego to akurat tych uczniów profesorka
przydzieliła jej do pomocy. Słyszała wcześniej, że są zdolni, zresztą zdążyła
to już zaobserwować w ciągu swojego pobytu w Hogwarcie, ale zauważyła też, że
są bardzo dociekliwi, i że musi przy nich mocno uważać na to co mówi i robi.
Jeśli ktoś mógł chociaż trochę przybliżyć się do jej tajemnicy, to z pewnością
byli to oni.
Wreszcie, gdy zdawało jej się, że policzyła wszystkie płytki na
podłodze, drzwi klasy otworzyły się z łoskotem i wparował przez nie Potter.
– Och! Już jesteś? – prychnęła słysząc to pytanie. Spojrzała
pobieżnie na chłopaka, którego włosy jak zwykle znajdowały się w ogromnym
nieładzie. Jego koszula była nieco pomięta, a rękawy niedbale podwinięte.
Domyśliła się, że przybiegł tutaj prosto z odbywania kary u Filcha, bo na jego
lewym przedramieniu smętnie zwisały nitki pajęczyny.
– Taaa… zdążyłam już popodziwiać niezwykły czar i urok tego
pomieszczenia oraz jego ogromny kunszt architektoniczny. – Aniela rzuciła w
stronę chłopaka i podniosła się powoli z miejsca. Otrzepała swoją spódnicę i
podeszła do niego. – Jak minął szlaban?
– Pamiętaj, nigdy nie maluj
kotów na różowo. Nie dość, że to wyjątkowo nie twarzowy kolor dla nich, to
jeszcze cholernie ciężko się to zmywa. – Po tych słowach okularnik pokazał jej
swoje ręce, które były pełne mniejszych i większych zadrapań. Aniela, widząc
grymas na jego twarzy, starała się ukryć swoje rozbawienie, ale skończyło się
to parsknięciem, które przypominało bardziej świński kaszel. James słysząc to
zrobił dziwną minę.
– Zapamiętam… jejku, nie patrz tak na mnie. Rodzice zawsze mi
powtarzali, że mam śmiech jak świnia kaszel. – Aniela puściła mu oczko i wyjęła
różdżkę i podręczniki z torby. – To co dzisiaj robimy?
– Cóż… dzisiaj McGonagall kazała mi pokazać ci kilka zaklęć
przeciw drapieżnikom – James mówiąc te słowa ruszył w jej stronę i sięgnął po
podręcznik leżący na biurko obok niej. Otworzył książkę na rozdziale siódmym po
czym zaczął swój wykład, o różnych małych drapieżnikach, które często padają
ofiarą czarnomagicznych zaklęć i stają się wtedy wyjątkowo upierdliwe.
W trakcie ich spotkania Aniela utwierdziła się w przekonaniu, że
Potter, wbrew zapewnieniom Lily Evans, jest naprawdę miłym facetem. Rzeczowo tłumaczył
jej zawiłości podręcznika i objaśniał najważniejsze rzeczy dotyczące niektórych
drapieżnych stworzeń ze świata czarodziejów. Większość z nich dziewczyna
kojarzyła z przygotowań do SUMów, jednak wtedy dużej części informacji uczyła
się tylko teoretycznie. Teraz chłopak pokazał jej kilka zaklęć, o których
wcześniej nie słyszała, skorygował niektóre z jej ruchów ręki i pokazał parę
rycin, których wcześniej nie widziała. Te stworzenia z całą pewnością nie
wyglądały na przyjazne.
– Czemu mówią na ciebie Rogacz? – James wyglądał na zbitego z
pantałyku. Aniela zadała to pytania dosyć niespodziewanie. Do tej pory to
chłopak zadawał jej w międzyczasie różne pytania. Zdążył spytać ją, o to jak
jest w Polsce, jak jej się podróżowało z rodzicami itp. Nel obserwowała jak
chłopak się zastanawia, nieświadomie bawiąc się przy tym piórem.
– Wiesz co… ciężko powiedzieć. Tak jakoś wyszło. – James odchylił
się na krzesełku i odpowiedział wzruszając delikatnie ramionami. – Wiesz…
kiedyś, Lily przywiozła z wakacji jakąś waszą książkę, do tej no… no wiesz…
taką o zwierzętach? Że były różne rysunki, informacje. Podobno się z takich
uczy w mugolskiej szkole.
– Hmm? – Aniela popatrzyła na niego zdziwiona, nie do końca
wiedziała co ma na myśli. Pokręciła przecząco głową – Chyba nie wiem o czym
mówisz.
– Tej no... Zotaniki? – wypowiadając te słowa popatrzył na nią z
nadzieją.
– Zoologi? – Dopiero po chwili blondynka zrozumiała o czym mówi. –
I co z nią?
– Chyba zaczęliśmy się wygłupiać i losować sobie różne zwierzęta z
tej książki. Tak wiesz… bierzesz książkę i otwierasz na chybił trafił – żeby
lepiej to zademonstrować wziął do ręki jeden z leżących na biurku podręczników
i otworzył go szybkim ruchem ręki. Znaleźli się na stronie 145, która mówiła o
zaklęciu ogłuszającym. – I tak jakoś wyszło, że ja wylosowałem jelenia a
Syriusz psa i zaczęliśmy się z siebie nabijać.
– Hmmm? – Nel przeciągnęła się na krześle
– No takie tam… szczeniackie wygłupy. Podaj łapę, ktoś ci doprawia
rogi – James przyłożył do głowy dłonie naśladując jelenia. – No wiesz… jak to
dzieciaki. Byliśmy wtedy na drugim roku… I tak jakoś się przyjęło.
– Rozumiem. – Aniela przestała się bujać na krześle. Miała
wrażenie, że chłopak wymyślił tę bajeczkę na poczekaniu, ale nie chciała
pokazać mu, że coś podejrzewa. Postanowiła dalej brnąć w tę grę. Udała, że
chwilę myśli po czym rzuciła beztrosko. – A Remus i Peter? Ich ksywki nie
brzmią jakby miały jakiś związek z twoją historią.
– Och to proste. – James rozłożył się na krześle i zaczął
przemawiać tonem znawcy – Remus jak był trochę młodszy to nieco lunatykował,
stąd Lunatyk, a Peter… no cóż… sam nawet nie pamiętam, chyba kiedyś niechcący
wyczarował sobie szczury ogon i tak został Glizdogonem.
Przez chwilę znowu zajęli się studiowaniem podręcznika i
powtarzaniem zaklęć. Radziła sobie już zdecydowanie lepiej. James pochwalił jej
coraz większą pewność w rzucaniu zaklęć. Na początku nie mógł zrozumieć, czemu
jej ruchy są tak mało wprawione, bo to nie korespondowała z dużym efektami,
jakie przynosiły jej zaklęcia. Ale wytłumaczyła mu, że po prostu w Ilvermorny
nie przykładali, aż tak dużej uwagi do zaklęć broniących przed czarną magią.
Skupiali się bardziej na wiedzy teoretycznej, a praktyka zawsze tam trochę
kulała.
– Dlaczego przyjechałaś do Anglii? To za sprawą twoich rodziców?
Dostali tu jakieś ciekawe zlecenie? – James spojrzał na nią uważnie, a ona
posmutniała na twarzy. Przez chwilę zastanawiała się czy powiedzieć mu prawdę.
Chłopak chyba zauważył jej zmieszany wyraz twarzy. – Hej, co jest? Powiedziałem
coś nie tak?
– Nie, nie, wszystko jest okej… – Aniela uśmiechnęła się do niego
blado i odgarnęła z czoła niesforny kosmyk włosów. – Można powiedzieć, że to
przez rodziców.
– Przepraszam, jeśli to było zbyt osobiste pytanie. – Spojrzał na
nią łagodnie. Zauważyła, że wyraz jego twarzy się zmienił i nie wygląda na tak
pewnego siebie jak zawsze. Zamknęła podręcznik i podeszła w stronę okna
wychodzącego na dziedziniec. Spojrzała w nie zamyślona i po kilkunastu
sekundach spojrzała znów na Jamesa, bo zdała sobie sprawę, że coś do niej mówi.
– Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz, możemy porozmawiać o czymś innym.
Albo… wrócić do nauki.
– Nie jest okej… Moi rodzice przyjechali tutaj na chwilę załatwić
parę rzeczy. I… – głos jej się na chwilę załamał. – I zginęli w wypadku.
Musiałam tu przyjechać i załatwić formalności.
– Kurczę… – Widziała, że Potter jest zmieszany, i nie wie jak ma się zachować. Po krótkim namyśle podszedł do
niej i po chwili wahania położył jej dłoń na ramieniu w pokrzepiającym geście.
– Przykro mi.
– Chcieli mnie oddać do domu dziecka i musiałam jakoś z tego
wybrnąć. – Aniela starała się pozostać twarda i nie pokazać po sobie, że
opowiadanie o tym sprawia jej trudność. Nie chciała ukazywać słabości przed
kimś, kogo tak naprawdę ledwo zna.
– Pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie. – Gdy James spojrzał
na nią, pokiwała delikatnie głową na znak zgody. Chociaż ta rozmowa nie była
dla niej łatwa i czuła, że może powinna zrobić tak, jak sugerował jej
Dumbledore, czyli nie zagłębiać się zbytnio w rodzinne historie i szybko ucinać
wszelkie pytania, to miała wrażenie, że jeśli komuś powie chociaż część prawdy
będzie jej lepiej. Dlatego też wyraziła zgodę na kolejne pytanie. – Dlaczego
nie chciałaś wracać do Stanów? Masz tu jakąś rodzinę?
– To trudne pytanie. – Odpowiedziała i po chwili zastanowienia
dodała – Przez wakacje mieszkałam z ciotką. Wcześniej nie miałyśmy zbyt dobrego
kontaktu, bo gdy rodzice podróżowali, to jakoś nie mieli czasu do zacieśniania
więzi rodzinnych. Dobra… w sumie, to przed tymi wydarzeniami w ogóle jej nie
znałam.
– Co?? Jak to?! – Potter wyglądał na wyraźnie zaskoczonego.
Chociaż dobrze jej do tej pory wychodziło kłamanie, to w kwestii więzi
rodzinnych chciała być szczera. – Nie rozumiem.
– Moi rodzice nie utrzymywali kontaktu z rodziną, a gdy trafiłam
do bidula. Ona się mną zainteresowała i pozwoliła mi zamieszkać ze sobą. I tak
ją poznałam. – Teraz to Nel wzruszyła ramionami. Po powiedzeniu tych słów
powróciła na swoje miejsce przy biurku.
– Nie wiem co powiedzieć. – James ponownie zamknął książkę, którą
ona właśnie otworzyła i wysłał jej pocieszający uśmiech. Poinformował ją, że
zostało im dziesięć minut, ale nie mogą wyjść wcześniej, bo to Hogwart i tutaj
ściany mają uszy. Potem wrócił do zadawania jej pytań. Czuła jednak, że robi to
dosyć delikatnie, jakby chciał wybadać na co może sobie pozwolić. – Kiedy
przyjechałaś do Anglii? Jakoś w wakacje czy tuż przed rozpoczęciem roku
szkolnego?
– Och wiesz, jakoś mi się tutaj nie spieszyło. Chciałam spędzić
trochę czasu z ciotką, w końcu dopiero się poznawałyśmy. – Zaczęła mu to wszystko
wyjaśniać. – No i tak jakoś przyjechałam w ostatnie dni sierpnia, by jeszcze
zdążyć zrobić zakupy na Pokątnej.
– A nie byłaś wcześniej w Hogwarcie? – James zaczął jej się
uważnie przyglądać. Zaczynała powoli przypuszczać do czego zmierza tą rozmową.
– Wiesz co, byłam jakoś pod koniec roku szkolnego. Musiałam
dopełnić formalności związane z przeniesieniem. – Chociaż Dumbledore kazał jej
mówić, że nigdy wcześniej tu nie była, to postanowiła zmienić to jedno
ustalenie. Miała nad nimi tę przewagę, że wiedziała, że oni wiedzą, że wrzesień
nie był jej pierwszym dniem w tej szkole. Liczyła, że ta informacja go zaspokoi
i nie będzie jej dalej wypytywać.
– No proszę… A długo tu byłaś? – James nie dawał jednak za wygraną,
co przyjęła z lekką irytacją. Odwróciła na chwilę wzrok, by nie ciskać w niego
promieni.
– Krótko, jakieś dwa, może trzy dni. – Anieli coraz mniej podobała
się ta rozmowa. Zaczęła nerwowo bawić się swoimi blond kosmykami. – Nie
pamiętam dokładnie. A czemu pytasz?
– Czysto logistycznie. Jestem ciekawy jak się tutaj dostałaś.
Ekspres do Hogwartu nie jeździ w ciągu roku szkolnego, nie można się tutaj
teleportować i jakoś tak zawsze ciekawiło mnie jak ludzie z zewnątrz tu
przyjeżdżają. – James uśmiechnął się do niej i przesunął krzesełko nieco bliżej.
– Czysta ciekawość.
– No tak racja. W naszej szkole też to zawsze był problem. –
Aniela starała się grać na zwłokę i przypomnieć sobie jak nazywa się to coś,
czym tu dotarli. Mało brakowało, a klasnęłaby w dłonie ze szczęścia gdy
wreszcie przypomniała sobie nazwę. – Z Ministerstwa Magii zorganizowali mi
klikoświst, którym dotarłam do Hogsmead, a tam czekał na mnie gajowy, i
zaprowadził mnie do szkoły.
– Klikoświstem, rozumiem. – Miała wrażenie, że jej rozmówca
próbuje powstrzymać uśmiech. – No tak, to chyba najrozsądniejsza droga.
Uśmiechnęła się do niego niepewnie i spojrzała ponownie na zegarek.
Ta rozmowa zaczynała ją męczyć. Czuła, że wkraczają na śliski grunt. Na
szczęście wskazówki zegara wreszcie wskazały dwudziestą pierwszą. Gwałtownie
podniosła się z krzesełka, zebrała swoje rzeczy do torby i wybiegła szybko z
klasy, rzucając tylko po drodze szybkie podziękowania skierowane w stronę
Jamesa.
***
– Dziewczyny… Mam pytanie. – Aniela długo zbierała się w sobie,
nim odezwała się do szykujących się do wyjścia współloktorek. Gdy Alicja i Lily
kiwnęły zachęcająco głową, podparła się na łokciach i zaczęła mówić. – Bo
wiecie… Dzisiaj Gryffindor ma trening, na którym będą szukać nowych zawodników,
i ten no… myślicie, że mogę się na niego wybrać?
– A co chciałaś popatrzeć? – Lily uśmiechnęła się do niej
promiennie. – Któryś z zawodników wpadł ci w oko?
– To pewnie Black... Albo Parker. – Rosie wychyliła się zza kotary
swojego łóżka, a Aniela szybko pokręciła przecząco głową.
– Byle nie mój Frank! – Alicja też przyłączyła się do rozmowy
zaprzestając na chwilę malowania się przed lustrem.
– Och nie! W ogóle nie o to chodzi. – Aniela pokręciła
zrezygnowana głową i dodała ciszej. – Chciałabym dostać się do drużyny.
– Wow! Grasz? Nie mówiłaś wcześniej. – Rose się ożywiła. Wzięła
swoją poduszkę i usiadła na łóżku obok niej. – Grałaś w Ilvermorny? Na jakiej
pozycji? Opowiadaj!
– Co? Nie! Tam były tylko męskie drużyny…
– Chamstwo! – Rosie wcięła jej się w słowa, ale ruda szybko
zgromiła ją wzrokiem, więc od razu ucichła.
– No tak jakoś wyszło – wzruszyła ramionami – ale trochę grywałam
z wujkiem w wolnych chwilach. I po prostu chciałabym spróbować. Ale nie wiem
jak to tu wygląda. Co o tym myślicie?
– Więc tak… U nas nie ma problemów z grą dziewczyn, zresztą Rose
jest pałkarzem, więc to ona ci może powiedzieć więcej o tym, jak wygląda gra w
drużynie i w ogóle. – Evans tłumaczyła jej wszystko jak zwykle rzeczowym tonem.
Bardzo w niej lubiła, to, że potrafi do wszystkiego tak podejść, a przy tym
jest bardzo miła i można na nią liczyć. Coraz lepiej się ze sobą dogadywały i
miała nadzieję, że uda im się zakolegować. – Na trening możesz przyjść zarówno
jako obserwator, co z resztą robi większość Gryfonów, albo spróbować swoich sił
jako zawodnik. Zawsze jest dużo nowych twarzy, ale James, który jest kapitanem,
ma dobry zmysł i szybko odsiewa tych, którzy się nie nadają.
– Teraz szukamy trzech zawodników. – Watson wyciągnęła się
wygodnie na łóżku i zaczęła wyliczać na palcach. Aniela też poprawiła się na
swojej poduszce i słuchała uważnie dziewczyn. – Ja jestem pałkarzem. James i
Syriusz to ścigający, Cris Parker jest obrońcą… Więc jak widzisz brakuje nam
ścigającego, drugiego pałkarza i szukającego. Gdzie byś chciała grać?
– Ja? Myślałam o tym, żeby zostać szukającym. – Nel uśmiechnęła
się do nich nieśmiało.
– Super! Zaczynamy od czternastej na błoniach. Musisz przyjść! –
Rose szybko się podniosła z łóżka i podbiegła do łózka Mi, która jeszcze spała.
Sprawnym ruchem ręki odsłoniła jej kotarę i rzuciła w nią poduszką.
– Jeszcze pięć minut. Proszę… – Mi zasłoniła sobie oczy ręką i
przewróciła się na drugi bok. Aniela w tym czasie szybko wymknęła się z
dormitorium i pobiegła na śniadanie.
Przez cały dzień nie mogła usiedzieć na miejscu. W przerwie między
eliksirami i transmutacją poprosiła podekscytowane dziewczyny, żeby nie mówiły
nikomu, że zamierza się wybrać na trening. Nie chciała aby inni o niej mówili.
Przez ten czas przestała już być dla reszty uczniów nowością, ale dalej
doskwierały jej trochę spojrzenia rzucane ukradkowo ze strony innych ludzi.
Po ostatnich zajęciach pobiegła od razu na błonia. Tam czekała już
grupka ludzi, którzy również chcieli dostać się do drużyny. O czternastej
pojawił się James z resztą zawodników. Rose uśmiechnęła się do niej wesoło, a
Syriusz i James wyglądali na zdziwionych jej obecnością. Potter jednak szybko
przeszedł do grupowania i selekcji potencjalnych przyszłych zawodników.
Najpierw odesłał wszystkich pierwszorocznych, którzy mimo wyraźnej informacji,
że nie mogą zostać jeszcze graczem, myśleli, że kapitan się nie zorientuje.
Następnie, podzielił ich na grupki, które ubiegały się o konkretne miejsca w
drużynie. Kilka osób chciało spróbować swoich sił na więcej niż jednej pozycji.
Najpierw sprawdził przyszłych pałkarzy. Mały Bob przy drugim rzucie
tłuczkiem dostał w twarz i mało brakowało a spadłby z miotły. James szybko
pomógł mu się pozbierać i odesłał go na trybuny, gdzie Aniela wypatrzyła Lily,
Mię i Alicję, a także Remusa, Petera i kilku innych Gryfonów, których kojarzyła
z zajęć czy wspólnych posiłków. Oprócz tego dostrzegła na trybunach wielu
uczniów z innych domów. W kilkuminutowej przerwie Nel zapytała o to Ro, a ta
wytłumaczyła jej, że przyszli podpatrzeć kogo Potter wybiera i jak wygląda ich
poziom w tym roku, bo już za miesiąc miał odbyć się pierwszy mecz, a Gryfoni
zawsze byli silną drużyną i przeprowadzali nabór jako ostatni. Następnie
obejrzeli jeszcze grę kilkunastu innych zawodników. Dwóch z nich ledwo
utrzymywało się na miotłach, więc Potter, w kilku żołnierskich słowach, kazał im
zjeżdżać. Jeden oberwał tłuczkiem w głowę i sam zrezygnował. Na sam koniec
zostało czterech potencjalnych kandydatów. Elizabeth z piątego roku, Jonathan z
czwartego i Mark oraz Betty z szóstego.
Po pałkarzach przyszła kolej na ścigających. Kilku z nich samych
się wykruszyło obserwując wcześniejsze zmagania pałkarzy. W grupie chętnych
ponownie znalazła się Elizabeth, która jednak nie radziła sobie tak dobrze jak
wcześniej i Potter, po krótkiej naradzie z resztą zawodników podziękowali jej za
grę na tej pozycji oraz Mark, który i tutaj, i jako pałkarz radził sobie równie
dobrze. Najpierw James sprawdził jak radzą sobie na miotłach i tutaj znowu
odpadło kilku potencjalnych zawodników, którzy nie poradzili sobie z robieniem
ósemek na czas. Potem, sprawdzał ich umiejętności w rzucaniu kaflem. Wybrał również
czterech zawodników, którzy zdobyli najwięcej punktów w ciągu pięciu minut i
kazał im usiąść, i odpocząć.
Na sam koniec zostawił sobie szukających.
– Dobra! Szukający do mnie! – Potter ryknął w ich stronę, a Aniela
razem z ośmioma innymi osobami podbiegła szybko w stronę Rogacza. – Dylan, do
cholery! Mówiłem ci, że pierwszoroczni nie mogą jeszcze należeć do drużyny!
Przecież ty nawet nie umiesz jeszcze latać.
– Ale… Ale ja się nauczę! – młody brunecik wypiął dumnie pierś, a
po trybunach przetoczył się ściszony chichot.
– Na ławkę! Ale już! – James był nieugięty. Jego stanowczość mocno
zdziwiła Anielę. Gdy tak huknął w stronę chłopca, sama prawie podskoczyła ze
strachu. – Dobra, jeśli ktoś z was czuję, że się nie nadaję to możecie odejść.
Kilka osób popatrzyło na siebie wzajemnie. Jasmin z trzeciego roku
nawet cofnęła się do tyłu, ale ostatecznie postanowiła zostać.
– Okej. Rozumiem, wszyscy sobie świetnie radzicie na miotłach.
Taaa… Zaraz to sprawdzimy. – Nel zobaczyła, że James był już wyraźnie
zniecierpliwiony przedłużającym się treningiem. Nagle coś poleciało w jej
stronę. Odruchowo wyciągnęła rękę i złapała małą piłeczkę. Stojący obok niej
chłopak nawet nie zauważył, że coś leci w jego kierunku i oberwał w skroń,
brunetka obok pisnęła przerażona i zakryła twarz dłońmi. Oprócz niej piłeczki
złapały jeszcze trzy osoby. – Ci, którzy nie złapali piłeczek, WYNOCHA!
– Ale… – brunetka próbowała zaprotestować, jednak James tylko
wskazał ręką na trybuny. Na odchodne Aniela usłyszała jeszcze jak syczy –
Zajebiście…
– Waszej czwórce gratuluję. Oznacz to, że macie nawet coś na
kształt refleksu. – Aniela odetchnęła z ulgą. A James zaczął przechadzać się
obok nich. – Teraz sprawdzimy czy naprawdę umiecie latać. Zasady są proste.
Wszyscy macie pięć minut i musicie zrobić jak najwięcej kółek. Zrozumiano?
– Tak!
– Pytałem czy zrozumiano?! – James wydarł się tuż koło jej ucha.
Wkurzyła się bo nie lubiła, gdy ktoś do niej krzyczy.
– ZROZUMIANO!! – nie była mu dłużna i również krzyknęła w jego
stronę. Potter spojrzał na nią z wyrzutem i rozmasował bolące ucho. Następnie
kazał im dosiąść mioteł i na znak gwizdka mieli ruszyć.
Gdy wszyscy już siedzieli na miotłach Syriusz, stojący do tej pory
w cieniu podszedł do nich, wyczarował wielką tablicę z zegarem i ich imionami
nad jedną z obręczy i zagwizdał. Na raz, jak jeden mąż, poderwali się do góry,
podnosząc za sobą tumany kurzu. Pierwsze dwa okrążenia szli łeb w łeb. Chłopak,
który wcześniej stał obok niej wysunął się nieznacznie na prowadzenie, zaraz za
nim Aniela leciała ramię w ramię z jakąś dziewczyną, na oko z piątego roku.
– Szybciej do cholery! Minęła już połowa czasu a wy zrobiliście
dopiero pięć okrążeni! – Aniela przelatywała właśnie obok Jamesa, gdy ten
wydarł się w ich stronę. Szum wiatru nieco zagłuszył jego słowa, ale zrozumiała
sens wypowiedzi. Postanowiła przyspieszyć.
Najpierw wzbiła się trzy stopy wyżej niż reszta, a potem mocniej
pochyliła na miotle. Zaczęła szybko nabierać prędkości. Twarze na trybunach jej
się rozmazywały, a w uszach niebezpiecznie szumiał jej wiatr. Kątem oka
zobaczyła, że wyprzedziła już dziewczynę, z który wcześniej, cały czas leciały
miotła w miotłę. Spojrzała w dół i zobaczyła, że jest już idealnie nad
chłopakiem, który dłuższą część czasu prowadził. Przytuliła się jeszcze
bardziej do miotły tak, że niemal w całości na niej leżała. Dzięki temu nabrała
jeszcze większej prędkości. Przez wiatr przebijały jej się okrzyki tłumu, który
zagrzewał ich do walki, jednak od tego pędu nie była w stanie rozróżnić
pojedynczych słów. Słyszała też jak James coś do nich krzyczy, ale nie
rozumiała co. Skupiła się na tym, by zrobić więcej okrążeni niż reszta, ale
było to cholernie trudne. W pewnym momencie przestała je liczyć i zwracać uwagę
na to kogo, i ile razy mija. Gdy do jej uszu wreszcie dobiegł długi dźwięk
gwizdka popikowała gwałtownie w dół i wylądowała na boisku tuż obok Syriusza.
– No… w połowie wreszcie przyspieszyliście. – James również do
nich podleciał. Aniela zaobserwowała, że cała czwórka potencjalnych przyszłych
szukających jest cała czerwona na twarzy i ma rozwiane od wiatru włosy. Oparła
ręce o kolana by nieco uspokoić oddech. – Podam teraz kto, ile przeleciał,
więc: Bill, ty zrobiłeś trzynaście pełnych okrążeni, Aniela dwanaście, Patrick
jedenaście, a Emily niestety nie dokończyła ostatniego, więc mogę ci zaliczyć
tylko dziesięć. Dziękuję ci za współpracę, ale do następnego etapu przechodzi
pierwsza trójka.
Emily odmachała im i odeszła w stronę trybun. Nel podziwiała to,
że wygląda jakby, to że nie przyjęli jej do drużyny nie robiło na niej
większego wrażenia. Następny etap polegał na robieniu różnych akrobacji i
unikaniu tłuczka. Ten kto pierwszy dostanie tłuczkiem odpadał. Przez kilka
minut, które dla niej wydawały się wiecznością latała dookoła pętli robiąc
różnej maści ósemki, pikując ostro w górę czy schodząc w dół. Tłuczek latał
obok niej jak oszalały, ale na razie dzielnie go unikała. Z wytęsknieniem
oczekiwała znaku, że któryś z chłopaków oberwał. Kiedy w końcu już niemal
opadała z sił usłyszała upragniony gwizdek.
– Wreszcie… – wyrwało jej się niechcący, a unoszący się obok niej
na miotle Syriusz, który obserwował uważnie jej zmagania zachichotał. – Nie
zrozum mnie źle. Nie chciałam by oberwał. Ale wiesz… wojna to wojna.
– Wojownicza Aniela, no proszę. – Syriusz zaśmiał się do niej, a
ona wyciągnęła rękę by go pacnąć, ale nie zdążyła bo znów usłyszała drącego się
Jamesa.
Tym razem wypuścił w ich stronę znicza i musieli spróbować go
złapać. Chociaż z chłopakiem lecieli niemal ramię w ramię, i każdy z nich
uważnie wypatrywał złotego błysku to Aniela zobaczyła jak coś połyskuje na
trybunach, niedaleko Remusa i Lily. Szybko poderwała miotłę w tamtą stronę, a
jej konkurent zaraz zrobił to samo. Finalnie to jej udało się złapać go
pierwszej.
– Wszyscy do mnie! – Gdy trzymała w ręku znicza Potter przeleciał
obok niej i krzyknął w stronę reszty. Po chwili wylądował na boisku, ci, którzy
znajdowali się w powietrzu wylądowali tuż obok niego, a reszta siedząca na
ławce szybko podbiegła. – Widzę, że mamy dwóch potencjalnych szukających,
Aniela, Patrick, gratuluję. Oprócz tego pięciu ścigających i dwóch pałkarzy.
Teraz podzielę was na mniejsze drużyny i rozegramy kilka pseudomeczy.
Mówiąc to zakreślił w powietrzu cudzysłów i zaczął im wyjaśniać
zasady. Każdy z meczy miał trwać po dziesięć minut. W jego trakcie sprawdzali
umiejętności wszystkich kandydatów. W sumie rozegrali pięć takich meczy. Podczas
dwóch znicza złapała Aniela, również dwa razy udało się to jej konkurentowi, a
raz żadne z nich nie zdążyło złapać znicza przed upływem czasu. Na koniec James
zwołał ich do siebie i ogłosił ostateczny skład.
– Nowym pałkarzem zostaje Elizabeth, ścigający to Mark. – James
podchodził do każdego z nich i gratulował im dostania się do drużyny. Aniela
czekała z niecierpliwością na werdykt. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z
czoła i zaczęła przestępować z nogi na nogę. – A szukającym zostaje Aniela.
Tym, którym się udało gratuluję, reszcie dziękuję, byliście świetni i będę o
was pamiętał, w razie awarii. Nowi, proszę zostańcie na chwilę.
Potter zatrzymał ich na kilka minut by omówić godziny następnego
treningu i dać parę wskazówek. Po tym jak ich puścił, Rose pociągnęła Nel w
stronę Lily, Mii i Alicji machających do nich z trybun. Gdy szybko przedzierały
się w stronę dziewczyn Aniela zobaczyła jak Remus szepcze coś do ucha Peterowi
i widząc, że ona się zbliża szybko się oddala. Coraz bardziej martwiła ją, jego
niechęć. Nic mu nie zrobiła, ale czuła, że chłopak jej unika. Trochę bała się
pierwszych zajęć z nim, które miały odbyć się w przyszłym tygodniu. Zupełnie
nie wiedziała jak przygotować się do nich psychicznie. Bała się, że blondyn nie
przyjdzie, a ona akurat z zaklęć naprawdę potrzebowała pomocy. Liczyła jednak,
że nie zwiedzie McGonagall. Gdy tak pięły się w górę, Weles na chwilę zatrzymała
się i stanęła jak wryta. W tłumie, bliżej wejścia do szkoły zobaczyła dziewczynę,
która wydawała jej się znajoma. Miała wrażenie, że styl poruszania się, kolor
włosów i wzrost są jej bardzo znajome. Odwróciła się na pięcie i chciała pobiec
w tamtą stronę.
– Hej! Zaczekaj! – ledwo udało jej się zrobić dwa kroki, gdy Rose
złapała ją za szatę i pociągnęła w swoją stronę. Spojrzała na nią z wyrzutem.
– Zostaw go… – Nel nie rozumiała o co jej chodzi i spojrzała
zdziwiona na koleżankę.
– Ale kogo?
– No… Remusa. – Ro wyglądała na zbitą z tropu. – On czasami lubi
pobyć sam, nie bierz tego do siebie.
– Tak… jasne… – Weles zrozumiała co tamta ma na myśli. Faktycznie, mogło to wyglądać jakbym krzyczała
do niego. Spojrzała jeszcze raz w stronę dziedzińca, ale już nie widziała
dziewczyny, więc tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do reszty. – Masz
rację… Jego strata. Chodźmy.
Ok.
OdpowiedzUsuńZaczynamy :)
Szczerze to powiem, że spodziewałam się rozdziału pod koniec tego tygodnia, a tu takie zaskoczenie, kiedy napisałaś, że wstawiłaś.
Mam trochę mało czasu, ale postaram się szybko posklejać kilka zdań.
Nie spodziewałam się, że zaczniesz z perspektywy Remusa. Nie spodziewałam się też tego, że on taka szczwana bestia jest i tu niby go nie obchodzi, a jednak sam śledztwo prowadzi.
Akcja z chłopakami jest świetna. Wściekła McGonagall w Twoim wykonaniu to mistrzostwo świata. Uśmiałam się z postawy chłopaków, jej rekacja na to co zrobili i na ich postawę po "złapaniu" jest świetna. Oby więcej takich scen :)
Cały czas miałam wrażenie, że Aniela została wezwana, bo np. chłopaki chcieli dostać się do dormitorium, aby przegrzebać jej rzeczy. A tu nic bardziej mylnego!
Tylko ty uważaj na to jak będą przebiegać te korepetycje (z doświadczenia pisarskiego wiem, że to najlepszy sposób na romans. Czytaj: Will i Katy :D)
Świeta postawa chłopaków, że tak bronią Remusa <3 awww *.*
Ogólnie w tym rozdziale byłam nawet momentami wzruszona tym, jak chłopaki są zżyci i spodobało mi się to, że Aniela właśnie była taka zdziwiona. Sądzę, że dzięki temu zaufa chłopakom szybciej. Fajnie, że zauważa, że oni są inni niż "ludzie mówią".
Szlaban świetny i cieszę się, że zastosowałaś się do rad (z tą kicią, np. <3 jako miłośniczka kotów, propsuję!).
I nie bój się brzydkich słów. Chwalę za użycie: pieprzone :D
I teraz lekcja z Potterem.
O Merlinie srebrnobrody!
Tak szczerze, to po tej scenie mam ochotę Cię przekonywać na mocne odbiegnięcie od kanonu. Jakoś tak mi się spodobało to, że ona taka pyskata do niego trochę była, a potem tak gadali miło i w myślach sobie śpiewam "miłość rośnie wokół nas". Mam nadzieję, że będziesz dalej brnęła w mocniejszą przyjaźń z Jamesem, bo tak ogólnie to tak odbieram jego postać, że on to taki przyjaciel. Z każdym pogada, przejmuje się innymi i jeżeli miałabym teraz obstawić z którym z Huncwotów najwcześniej się zaprzyjaźni, to właśnie z Jamesem. Chociaż tak teraz myślę, że jak dostanę scenę z Syriuszem lub Remusem, to takie samo odniosę wrażenie. :P
I teraz tak myślę, ale brak mi spojrzenia Jamesa na ten temat, że może trochę delikatniej będą się z nią obchodzić, bo faktycznie wyglądało na to, że był trochę zmieszany. Jednak fakt, jest jakimś wyzwaniem dla nich, ale to wszystko ma jakąś historię i trochę tej historii poznał, więc może trochę delikatniej będą węszyć?
Aach! I cudowny "klikoświst" <3 jestem nim zachwycona!
Fajnie, że Anielka się dostała do drużyny i lekcje z Marcinem nie poszły w las.
Zastanawiam się, ona faktycznie była lepsza od tego chłopaka, czy to było na zasadzie, że na równi, ale James ma w tym interes, żeby była w drużynie?
Aach i polubiłam dziewczyny. Wyglądają na ogarnięte, ale to o drużynie, że pewnie chce popatrzeć na chłopaków. To takie dziewczęce. (Tak między nami, to czasami ogladam na yt mecze hokejowe i tak sobie pacze... i pacze... a co się napacze, to moje.)
Zaskoczyło mnie to, że Rosie jest pałkarzem. Jakie ona musi mieć bicepsy! Jednak obstawiałam, że będą faceci, a tu kobieta pałkarz <3.
A końcówka... Jestem bardzo cieawa, kto to był i czy to będzie w następnym rozdziale?
Podejrzewam, że to może ktoś ze znajomych z Polski, albo ewentualnie z sierocinca. A może to ktoś, jeszcze z czasów, gdy żyli jej rodzice?
Kurka.
To kiedy rozdział 9?
Rozdział świetny, tam kilka błędów mi się rzuciło, ale to już wiesz.
Ale cały czas nie mogę zapomnieć tej peleryny. Chyba przez nią nie usnę :P
Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na dziewiątkę :P
Kurna... Kto to był? :D
Pozdrawiam chłodno (na ochłodę w te upały :P)
SBlackLady
http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com
Serwus!
UsuńWidzisz, potrafię Cię czasami zaskoczyć. Spięłam się w sobie i napisałam, bo inaczej możliwe, że jeszcze bardziej by się to przesunęło, a wiedziałam, że czekacie!
Remus to taka trochę cicha woda, ale tak na prawdę ma w sobie żyłkę Sherlocka. Też nie spodziewałam się, że zacznę z jego perspektywy, ale jakoś tak mi to tutaj pasowało i postanowiłam zostawić tak :)
Powiem Ci, że nawet nie pomyślałam o tym, by tak załatwić sprawę z Anielą, ale to całkiem niezły pomysł jest i może go wykorzystam. McGonagall chciałam przedstawić jako taką wściekłą, wkurzoną profesor, więc cieszę się, że Ci się podobało.
Chłopaków od zawsze widziałam jako takich, którzy stoją za sobą murem, w końcu skoro dla przyjaciela zostali animagami, to muszą być dla siebie ważni. Aniela rzadko kiedy miała okazję czegoś takiego doświadczyć, więc była szczerze zdziwiona, ale bardzo pozytywnie ją to zaskoczyło i coraz bardziej dzięki temu przekonuje się do tego by dać im szansę się zakumplować (nie wiem czy zauważyłaś, że chciałaby znaleźć przyjaciół, ale jednocześnie jest bardzo nieufna i wycofana). Za rady szczerze dziękuję i masz rację, że tak wygląda lepiej. A do słów się powoli przekonuję, na koniec parę razy rzuciłam cholerą, nawet. Tylko, że ja może nie wyglądam, ale jestem grzeczna i miła, i tak jakoś mi ciężko :P
do sceny z Jamesem muszę przyznać, że nie byłam przekonana. Bałam się, że wychodzi jakby była trochę naciągana, ale tak to już jest, że zawsze jesteśmy wobec siebie bardziej krytyczni niż inni :P
Muszę Cię zmartwić, ale w tej kwestii to akurat będę się hardo trzymać kanonu, chociaż bardzo możliwe, że James faktycznie stanie się jej bliski (oczywiście jako przyjaciel) i bardzo prawdopodobne, że to z nim najszybciej się zakumpluje, bo z całej paczki to on jest najbardziej otwarty (przynajmniej w mojej wizji).
Węszyć będą dalej na pewno. Czy delikatniej to jeszcze sama nie wiem, bo z jednej strony wiedzą już teraz, że Aniela ma swoją historię, która niekoniecznie jest kolorowa, ale z drugiej są pełni życia, ciekawscy i nie lubią niewiedzieć, więc kto wie co wymyślą :D
Z klikoświstu też jestem mega dumna <3 Mam jeszcze kilka takich w zanadrzu, bo one też co nieco będą o Anielce zdradzać, także czuwaj!
Co do dostania się do drużyny, to James w tej kwestii jest bardzo profesjonalny. Owszem wolał, żeby to ona została szukającą, bo to by pozwoliło im się do niej przybliżyć, ale mogę Cię zapewnić, że gdyby nie była lepsza to by jej nie wybrał. Między nią, a Patrickiem różnice były minimalne i James długo zastanawiał się kogo wybrać. Patrick był trochę szybszy i lepiej radził sobie z miotłą, jednak ostatecznie to Nel więcej razy złapała znicza i miała lepszy refleks niż chłopak, a to jednak na pozycji szukającego jest najważniejsze.
Co do Rose (dzięki za zwrócenie uwagi na zdrobnienia), to ona jest taką małą herod babką! Ma spory biceps i dużo siły, ale poza tym jest całkiem drobna i niepozorna. Jednak jak już walnie w tłuczek, to o Pani! Klękajcie narody.
Kiedyś (po żaglach) wyedytuję wreszcie info o bohaterach i wtedy sobie poczytasz.
A teraz co do ostatniej sceny, to sama jeszcze zastanawiam się jak i czy w ogóle poprowadzić ten wątek. Jeśli dobrze pomyślisz o poprzednim rozdziale to tam też już była wskazówka kto to. Ale nie wiem czy będę w to brnąć, muszę przeanalizować. Może się okazać, że jej się faktycznie po prostu wydawało, ale póki co zostawiam sobie furtkę :D
Za pelerynę przepraszam i kajam się mocno, nie wiem jak mogłam okazać się taką ignorantką, mam nadzieję, że jednak mimo wszystko, udało Ci się zasnąć
Następny rozdział po żaglach. Mam nadzieję, że szybciej niż ten :P
Ja też wysyłam trochę chłodku!
Ściskam, Panna Czarownica!
No, proszę! Remus śledzi nową koleżankę i jeszcze się do tego nie przyznaje przed przyjaciółmi! Ciekawe, co siedzi w jego głowie, że woli okłamać bardzo ważne dla siebie osoby, niż powiedzieć o co chodzi. Remus jest u Ciebie intrygującą postacią i czekam na jego konfrontację z Anielą na ich lekcji.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się pomysł przemalowania Pani Norris na różowo. Reakcja McGonagall oczywiście była podobna do oczekiwanej przeze mnie, trochę mnie tylko dziwi, że dała pomoc koleżance jako szlaban. To, co robi się za karę zawsze jest niemile widziane, więc może nie powinna karać chłopaków kontaktami z nową koleżanką? Mam nadzieję, że oni okażą się na tyle dojrzali, że nie będą odbierać tego w ten sposób. A chłopcy pokazali przed Minerwą sztukę na temat przyjaźni, to było naprawdę chwytające za serce, choćby niewiadomo na jak daleko jechało to kłamstwami. Minerwa chyba nie nabrała się na ten spektakl, ale pewnie docenia siłę tak pięknego uczucia.
Co do lekcji z Jamesem - zawsze sądziłam, że byłby dobrym nauczycielem. Wiedziałam, że będzie chciał dowiedzieć się czegoś na temat jej pobytu w szkole przed wakacjami, ciekawe co on sobie pomyślał o klikoświście! ;D
Testy do drużyny... hmm, w sumie spodziewałam się takiego przebiegu i jedyne co mam do dodania w tej kwestii to gratulacje dla Anieli nie tylko za dostanie się do drużyny, ale i za odwagę, że w ogóle się zgłosiła po kilku jedynie treningach z Marcinem.
Widocznie nie czytałam aż tak uważnie poprzedniego rozdziału, żeby domyślać się, kto to był na koniec, chociaż niby uprzedziłaś mnie, że będzie podpowiedź... wyjaśnij to szybko, bo mnie ciekawość zżera!
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego wakacyjnego odpoczynku ❤
Drama
Konfrontacja z Anielą będzie miała miejsce w następnej notce i mam nadzieję, że będziesz z niej zadowolona. Chciałabym, żeby Remus właśnie był odbierany jako taka intrygująca postać, bo według mnie ta osoba jest bardzo złożona i ma ciekawą osobowość.
UsuńO to, żeby pomoc koleżance była częścią szlabanu zadecydował sam Dumbledore. Chciał on, żeby ta czwórka pomogła dziewczynie, ale nie mógł im tego narzucić, więc musiał rozegrać to w ten sposób. Zresztą widzisz, że McGonagall również nie do końca była przekonana do tego pomysłu, o czym świadczy jej ostatnia wypowiedź. Jednak, to dyrektor rządzi szkołą, więc musiała się podporządkować.
Chłpaki oczywiście są na tyle dojrzali, że nie odebrali tak tego. Poczuli się nawet poniekąd hmmm… wyróżnieni? Czuli, że jest to w pewien sposób kara, bo jednak spędzają z nią dużą część swojego wolnego czasu, ale zobaczyli w tym też światełko dla nich, bo dzięki temu będą mogli się do niej zbliżyć i ją lepiej poznać.
Oczywiście, że Minerwa jest niezwykle mądrą kobieta, więc na spektakl się nie nabrała, ale nie mogła mieć pewności co do tego czy kłamią, bo na gorącym uczynku ich nie złapała, więc musiała rozpatrzyć wszystkie niepewności i sporne kwestie na ich korzyść. Poza tym to niezwykle rozsądna osoba i spodziewała się jak duże wrażenie, może ta historia wywrzeć na Anieli, więc nie chciała tego przekreślać, chciała dać im szansę.
Klikoświst na pewno wywarł na nim duże wrażenie i James skrzętnie odnotował w głowie wszystkie szczegóły ich spotkania. Jest świetnym nauczycielem, bo pomimo całej swojej buty, charyzmy i bycia rozrabiakom jest bardzo ciepły, uczuciowy i ma duże pokłady cierpliwości.
Wiem, że te kilka treningów z Marcinem to za mało, ale musiałam ją wrzucić do drużyny, no po prostu musiałam :D To, że jest zwinna i spostrzegawcza to kwestia tego, że w świecie mugoli też zawsze uprawiała dużo sportu i nie siedziała jedynie w fotelu, więc działało to na jej korzyść. Marcin nauczył ją latać na miotle i gdy to wszystko połączyć to wychodzi taki efekt. Poza tym Aniela jest bardzo uparta i zawzięta, i jak ktoś myśli, że się nie da, to ona pójdzie i pokaże, że się da. Coś w stylu potrzymaj mi piwo i patrz :D
Co do podpowiedzi, to ona była bardzo mocno ukryta, więc wcale nie dziwię się, że nie zauważyłaś. Wyjaśnienie, jeśli oczywiście zdecyduje się na ten wątek, pojawi się w następnym albo w jeszcze następnym rozdziale (jeśli się nie zdecyduje to też dam znać, o kim myślałam).
Ja również pozdrawiam cieplutko i też życzę dużo wypoczynku! <3
Ślę uściski,
Panna Czarownica
Kiedy coś nowego? :D
OdpowiedzUsuńDroga SBlackLady, jak wreszcie ruszę się i coś napiszę. Mam nadzieję, że zdążę do końca wakacji, ale aktualnie cierpię na niemoc twórczą.
Usuńślę uściski,
Panna Czarownica
Trzymam kciuki, żeby się udało :)
UsuńBędę czekać.
Buziaki :*
Coraz więcej za mną :D
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że wciąż shippuję Anielę i Remusa :D
To było takie słodkie, jak on ją śledził, jeśli by wziąć pod uwagę kontekst "romantyczny". Ale mimo wszystko jestem wciąż ciekawa, czy tu o zwykłą ciekawość chodzi. Bądź co bądź Aniela jest osobą intrygującą, ale czemu Remus postanowił się ukrywać ze śledzeniem jej? To przez wyrzuty sumienia? Głupio mu było robić to wszem i wobec? Czy wciąż będzie ją uważnie obserwował? I jeśli tak, to w jakim celu?
Bardzo podobają mi się te sceny z perspektywy Lupina. Są takie całkiem inne.
Co do wybryków Huncwotów i wybuchu Minerwy... Oj, te sceny zawsze będą mi się podobały :D Zwłaszcza, że świetnie przydzieliłaś każdemu jakąś rolę w tym wybuchu, nawet Peterowi. I ich wypowiedzi wydawały się naturalne. Pasowały do danych bohaterów.
Po korepetycjach z Jamesem jestem ciekawa nauki z innymi chłopakami. Widać, że James nie potrafił pohamować swojej ciekawości. Miło, że trochę się speszył i nie był już aż tak pewny siebie, gdy dowiedział się, że rodzice Anieli nie żyją. No ale teraz jeszcze bardziej widoczne są luki w życiorysie dziewczyny. Ja tylko mam nadzieję, że nie będzie tak, że ona ich polubi i się przywiąże, a potem się okaże, że byli mili tylko po to, by wyciągnąć z niej jakieś informacje. Mam nadzieję, że razem z ciekawością w parze idzie też jakaś sympatia.
Ale mnie zdziwiłaś! Dziewczyna pałkarzem :D Coraz bardziej podoba mi się relacja Nel z dziewczynami. Może nie jest to jakaś ogromna przyjaźń, ale widać, że dziewczyny powoli przekonują się do siebie. Gryfonki są dla niej miłe no i sam fakt, że ona zdobyła się na odwagę, by zadać im pytanie o quidditcha. Widać, że stara się nawiązać jakiś kontakt i mam nadzieję, że wkrótce będzie z tego coś więcej.
No i Nel została szukającą :D Fajnie, że jest w drużynie. Teraz może jeszcze bardziej poczuć, że przynależy gdzieś, do jakiejś grupy. Będę mocno trzymać za nią kciuki, by dobrze sobie radziła :D
A na sam koniec. Kim był ten tajemniczy osobnik...? Hm... Czyżby ktoś z Polski? Ależ zżera mnie teraz ciekawość!
Rozdział pochłonęłam dosłownie w kilka chwil, bardzo dobrze mi się go czytało :D Niedługo biorę się za kolejne rozdziały, a Tobie życzę weny i czasu, byś szybko mogła wstawić dwunastkę :D
Pozdrawiam i przesyłam buziaki! :*
Jak miło widzieć, że coraz mniej Ci zostało, chyba muszę szybciej wziąć się za poprawę rozdziału magisterki, bo zaraz skończysz, a ja bez odhaczenia tego na liście nie zacznę 12 :P
UsuńCo do motywów Remusa, to Aniela mega go intryguje, a nie robi tego otwarcie z tego względu, że sam przez długi czas skrywał mroczną tajemnice i nie chciał by inni ją poznali, więc mając to z tyłu głowy nie chce robić tego otwarcie przed wszystkimi. Z jednej strony czuje się z tym źle, bo jednak ukrywa coś przed swoimi przyjaciółmi, którzy byli dla niego niczym bracia, ale z drugiej najzwyczajniej w świecie się o nią martwi i boi jaką tajemnice może skrywać. Myślę, że jesli dowiedziałby się, że to nic groźnego, to całkiem możliwe, że przestałby się z tym ukrywać.
Bardzo się cieszę, że podobała Ci się scena z Mierwą. Takie słowa są dla mnie zawsze mega budujące, bo przyznaję się, że często łapie sie na tym, że moje dialogi wydają mi się sztywne i naciągane.
Nauka z innymi chłopakami pojawi się w kolejnych rozdziałach i czytaj je uważnie, bo każdy pokazuje tutaj trochę siebie i to jakie ma podejście do niej. James jest tutaj słodki, i mimo całej swojej pewności siebie są takie rozmowy, w których sam do końca nie wie jak się zachować. Czuł się speszony, bo w jego życiu rzadko pojawiały się takie trudne sytuacje, a ta niewątpliwie jest trudna.
Huncowoci czasami są przebiegli i dążą po trupach do celu, ale nigdy nie są na tyle perfidni, by być miłym tylko po to by osiągnąć swoje cele. Zawsze starają się to robić w poszanowaniu innych ludzi (no może z wyjątkiem Smarkerusa), więc jeśli się polubią i zrozumieją motywacje Anieli do ukrywania prawdy o sobie, to raczej dalej będą się lubić.
Na razie nie jest to ogromna przyjaźń, ale rozwój takich relacji trwa długi czas. To prawda, mieszkają w jednym pomieszczeniu, spędzają ze sobą bardzo dużo czasu, ale jednak one tworzą już zgraną paczkę, a Nel jest tu nowa. Chciałyby ą polubić, bo raczej są otwarte na ludzi, Aniela też chciałaby się zakumplować, chociaż ona aż tak otwarta nie jest, i raczej im się to uda, tylko to troche potrwa. jak w życiu.
Bardzo chciałam dodać Nel do drużyny, bo idealnie mi się tam wpasowuję i po to też, trochę wprowadziłam postać Wrońskiego. Miałam rpoblem kogo, gdzie obsadzić. Wiadomo było, że James będzie ścigającym, na drugiego idaelnie mi pasował Syriusz. Do obsadzenia została mi dwójka pałkarzy, ścigający, szukający i obrońca. Na obrońcę kogoś wymyśliłam, Ro z całą swoją silną osobowością musiała zostać pałkarzem (poza tym chcialam trochę odczarować wypobrażenie o tym, że dziewczyna się na tę pozycję nie nadaje), Aniela jest za krucha na drugiego pałkarza, obrońca jej się średnio podobał, a że Wroński zauroczył ją Quidditchem, to naturalny wydawała mi się dla niej pozycja szukającego (tak jak Marcin), co też tutaj jeszcze wykorzystam :P.
co do tego, kto jest tajemniczą osobą, dowiesz się już w 11 rozdziale :D.
ślę uściski,
Panna Czarownica