Odkąd po raz pierwszy przekroczyła próg Hogwartu minęły już
prawie cztery tygodnie. Do tej pory każdy jej dzień wyglądał praktycznie tak
samo. Wstawała o szóstej rano, by zaledwie dwadzieścia minut później znaleźć
się w podziemiach i w towarzystwie uwijających się na pełnych obrotach skrzatów
zjeść swoje pierwsze śniadanie. Robiła to wszystko w pośpiechu, bo już chwilę
przed siódmą musiała być znów na siódmym piętrze. Było to ważne dlatego, że o
wpół do ósmej uczniowie zaczynali gromadzić się w Wielkiej Sali by zjeść
śniadanie, a Dumbledore kazał jej być niewidzialną. Sama nie wiedziała czemu
tego od niej wymagał, ale czuła, że to, że pozwolił jej tutaj być i zdać SUMy w
trybie eksternistycznym wymagało od niego wiele wysiłku i długich rozmów w
Ministerstwie Magii. Nie chciała go zawieźć i nadużywać jego zaufania.
Teoretycznie nie musiała się tak spieszyć, w końcu dzięki
prezentowi, który podarował jej dyrektor, podczas jej pierwszej nocy w
Hogwarcie, bycie niewidzialną nie było wcale takie trudne. Poza tym w pierwszym
tygodniu pokazał jej też parę skrótów i tajemnych przejść, co również znacznie
ułatwiało sprawę. Jednak był jeszcze jeden powód, dla którego wstawała tak wcześnie.
Wszystkie zadania, ćwiczenia i materiał, który musiała przerobić do egzaminu
był tak ogromny, że im wcześniej się za to zabierała, tym lepiej.
Od siódmej do piętnastej miała czas na powtarzanie tego
czego nauczyła się dzień wcześniej, a także na ćwiczenie zaklęć i studiowanie
podręczników. Chwilę przed 15:30 kończyła powtórkę i w zależności od dnia
tygodnia szła na lekcje z odpowiednimi profesorami. W poniedziałki ćwiczyła
transmutację z profesor McGonagall, we wtorki miała zajęcia z obrony przed
czarną magią i wykład z historii magii, w środy eliksiry ze Slughornem i
zaklęcia z Flitwickiem, w czwartki czekały na nią starożytne runy, wróżbiarstwo,
numerologia, a o północy astronomia w wieży astronomicznej, w piątki zaś
zielarstwo i opieka nad magicznymi stworzeniami. Ponadto większość z nich,
czyli te, które musiała zdać obowiązkowo na SUMach, miała też w soboty i
niedziele. Jej prywatne zajęcia zwykle kończyły się o dwudziestej drugiej (z
wyjątkiem czwartków), a potem jeszcze co najmniej do północy siedziała i sama
przerabiała materiał.
Najbardziej ze wszystkich przedmiotów lubiła transmutację i
eliksiry. Profesor Slughorn był pod wrażeniem jej zdolności w warzeniu, ale gdy
próbowała wyjaśnić mu, że to czysta chemia, tylko ze szczyptą magii nie do końca
zrozumiał o co jej chodzi. Na kolejnych zajęciach nie próbowała się już
tłumaczyć tylko z uwagą studiowała podręcznik i dodawała do swoich wywarów
kolejne substancje, a nauczyciel co jakiś czas cmokał z uznaniem. Zaklęcia i
zielarstwo szły jej nieco gorzej, jednak na szczęście zauważyła, że część
roślin, których właściwości poznają, jest wykorzystywana również przez mugoli.
Profesor Dumbledore odpuścił jej zajęcia z latania i
mugoloznawstwa. Nad zajęciami z latania trochę ubolewała, ale gdy napisała o
tym w liście do Zofii, ta odpisała jej, że jak tylko wróci do domu po
egzaminach, to Marcin wszystko jej pokaże. Drugiego przedmiotu nie musiała się
uczyć, bo dyrektor stwierdził, że skoro wychowywała się w rodzinie mugoli i tak
długo nie wiedziała, że posiada magiczne zdolności, to na pewno wie o nich
wszystko. Najnudniejsze były runy, numerologia i wróżbiarstwo. Od początku
wiedziała, że to nie dla niej i cieszyła się, gdy w drugim tygodniu zajęć, na
spotkaniu z dyrektorem, ten powiedział jej, że nie wszystkie z nich musi zdawać.
Wszystkich musiała się uczyć, bo tego wymagał program edukacji, ale poza
popołudniowymi zajęciami nie poświęcała już na to czasu w ciągu dnia.
Dużo problemów sprawiała jej też historia magii. O ile
czytanie o niej z podręczników i książek znalezionych w bibliotece było całkiem
przyjemne i nawet nieco odprężające, tak gdy słuchała wykładu profesora Binnsa
nieraz oczy same jej się zamykały, szczególnie gdy mówił o Wojnach Olbrzymów
czy Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów.
Czasami też robiła sobie przerwy od nauki i błąkała się
samotnie po Hogwarcie, i zwiedzała jego zakamarki. Nie chciała się zbytnio
narażać, że ktoś może ją przez przypadek zauważyć, więc nie robiła tego zbyt
często.
Teraz siedziała właśnie nad Standardową księgą zaklęć i wymachiwała różdżką powtarzając różne
zaklęcia. Na krześle, które stało w rogu jej komnaty ćwiczyła na zmianę
zaklęcie powodujące niekontrolowane ruchy i odpowiednie przeciwzaklęcie.
Wymachiwała energicznie różdżką i powtarzała Tragantallegra, a gdy nogi krzesła zaczynały się ruszać przywracała
je do normalnego stanu szybkim Finite. Powinna
właśnie kończyć drugi tom podręcznika, bo pierwszej nocy rozplanowała sobie, że
żeby się nauczyć tego wszystkiego, czego inni uczyli się w ciągu pięciu lat
może przeznaczyć nieco ponad dwa tygodnie na każdy rok nauki. Było to szaleńcze
tempo, ale póki co wychodziło jej nie najgorzej. Była już cholernie zmęczona,
ale też cholernie zawzięta i starała się każdego dnia realizować swój plan. Bała
się, że nie wytrzyma narzuconego sobie tempa i zawiedzie Zofię, Marcina,
Dumbledore’a i wszystkich innych profesorów, którzy poświęcali jej czas. Gdy
zegar wskazywał piętnastą dwadzieścia szybko zamknęła podręcznik, spakowała
niezbędne rzeczy do torby, zarzuciła na ramiona pelerynę i pognała przed
siebie. Jeszcze na schodach obejrzała się, by zobaczyć jak drzwi od jej
tymczasowego pokoju powoli znikają.
Zdyszana zatrzymała się przed drzwiami na pierwszym piętrze.
Rozejrzała się dokładnie dookoła, a gdy zobaczyła, że nikt nie patrzy zdjęła
swoją pelerynę i upchnęła do torby, następnie popchnęła ciężkie, mosiężne
drzwi. Profesor McGonagall siedziała już za swoim kontuarem. Na twarzy miała
złowrogą minę, jej nozdrza drgały niebezpiecznie, usta ściągnięte były w wąską
linię, a rękami trzymała się za głowę, tak jakby właśnie dostała silnego ataku
migreny. Szeptała do siebie jakieś słowa, których Aniela na początku nie
rozumiała. Przez chwilę widząc jej groźny wyraz twarzy, zastanawiała się czy
się nie wycofać, ale nie chciała tracić zajęć, zresztą nie wiedziała jak brak
jej obecności zostałby odebrany. Profesor najwyraźniej jej nie zauważyła, więc
postanowiła podejść ostrożnie bliżej.
– Huncwoci, huncowci, hunc… – Aniela wreszcie usłyszała
słowa, które profesor powtarzała jak mantrę. Kiedyś słyszała już to określenie,
jak przechadzała się samotnie po szkole, ale do tej pory nie wiedziała co ono
oznacza. Jednak uczniowie byli jakoś
bardziej podekscytowani. Odchrząknęła głośno, by zwrócić na siebie uwagę
profesor, ale ta dalej mówiła do siebie. – Ja kiedyś naprawdę przez nich
oszaleję.
– Przepraszam, pani profesor – Aniela spróbowała jeszcze
raz, a wtedy McGonagall podniosła na nią wzrok, dalej wyglądając jakby coś
mocno wytrąciło ją z równowagi. – Nie chciałabym przeszkadzać, ale…
– Huncwoci… omijaj ich szerokim łukiem! – Fuknęła w stronę
dziewczyny. – Właśnie wysadzili toaletę na czwartym piętrze, a Black szczerzył
się tylko i mówił, że to nie on. Niech no tylko przyjdą do mnie na szlaban. A
był prawie miesiąc spokoju…
Aniela nie chciała przerywać, ale czuła, że czas jej lekcji
ucieka nieubłaganie, a zajęcia z transmutacji naprawdę były dla niej ważne.
Jedyne czego dowiedziała się o tych całych huncwotach, to to, że to jacyś
uczniowie, i że chyba należy do nich jakiś Black. Patrzyła już trochę
zniecierpliwiona na nauczycielkę, gdy ta ostatni raz prychnęła z pogardą i
zaczęły zajęcia.
– Panno Weles, dzisiaj zaczniemy od szybkiej powtórki tego,
czego nauczyła się pani przez ostatnie tygodnie, a potem… - McGonagall zamyśliła
się na chwilę – potem rozpoczniemy następną część podręcznika.
– Dobrze pani profesor – odpowiedziała wesoło Aniela i
przystąpiła do wykonywania zadanych ćwiczeń. Z zamianą zapałki w sznurek
poradziła sobie bez problemu, podobnie było z zamianą kostki do gry w piłeczkę
pingpongową. Trochę więcej czasu zajęło jej przemienienie pudełka w kubek. Gdy
wreszcie się jej udało uradowana klasnęła w dłonie.
– Tak… – profesor zaczęła przyglądać się jej kubkowi,
zerkała na niego chwilę mrużąc oczy, po czym podniosła go do góry – Wydaje mi
się, że prawdziwy kubek powinien mieć dno.
Dopiero teraz Aniela uważnie przyjrzała się temu co przed
chwilą wyczarowała. Faktycznie jej kubek nie miał dna. Spuściła nieśmiało głowę,
a uśmiech zniknął jej z twarzy. Jednak nie poddawała się i zaczęła jeszcze raz.
Zajęcia z McGonagall trwały prawie sześć godzin. Pod koniec była już wyczerpana
ale czuła, że jest w tym coraz lepsza. Gdy zegar wskazał dwudziestą drugą
profesor zadała jej pracę domową i obwieściła koniec zajęć. Aniela powoli
przemieszczała się opustoszałymi korytarzami na siódme piętro. Myślała teraz
tylko o wielkim łóżku z puchatym kocem i mnóstwem poduszek. Przeszła trzy razy
wzdłuż ściany i po chwili znalazła się w pokoju z właśnie takim łóżkiem. Opadła
na nie bez siły i szybko zasnęła.
***
Czwórka Gryfonów siedziała na uboczu w pokoju wspólnym.
Dookoła nich było już prawie pusto. W kominku powoli dogasały drwa, robiło się
coraz ciemniej. Niemal stykali się głowami zerkając w kawałek pergaminu, na
którym poruszały się plamki, do których przypisane były różne nazwiska.
– No mówię ci Rogaś! Przed chwilą tu była! – Syriusz mówił
podniesionym głosem i stukał palcem w puste miejsce na pergaminie – Tu, o tu!
– Ciii… Łapo, trochę ciszej – syknął w jego stronę Lunatyk i
wyrwał mu pergamin z rąk. Studiował go jeszcze przez chwilę uważnie, ale zaraz
wyrwał mu go z rąk James. – Ostrożnie…
– Nie ma! – Chłopak w okularach również podniósł głos, ale
szybko ucichł, gdy chłopak syknął również w jego stronę. – Przecież ludzie nie
rozpływają się w powietrzu.
Trójka z nich dyskutowała ożywiona, co chwila wyrywając
sobie mapę z rąk, a czwarty chłopak siedział skulony w swoim fotelu i tylko
przyglądał się temu. Próbował co jakiś czas coś wtrącić, ale gdy tylko otwierał
usta, od razu je zamykał. Nie bardzo wiedział co mógłby powiedzieć.
– No mówię ci, była tu!
– Wydawało ci się!
– Nie! Tutaj... – stukał palcami w róg mapy – O tu…!
– Ale teraz jej nie ma!
– Ale była!
Ich przekrzykiwanie się stawało się coraz głośniejsze. Co
chwila pokazywali sobie jakiś punkt na pergaminie i zerkali na siebie z ukosa.
Milczący do tej pory chłopak ciągnął Jamesa za ramię szaty.
– James… – próbował cicho zwrócić na siebie jego uwagę –
James…
– Cicho Peter, nie widzisz, że rozmawiamy? – chłopak fuknął
na niego i wyrwał gwałtownie swoją rękę z jego uścisku.
– Ale James… – znów złapał czarnowłosego za rękaw szaty i
pociągnął go delikatnie.
– Cicho, Glizdek – wyrwał się ponownie i stuknął palcem w
mapę – Nie ma! Wydawało ci się, Syriuszu!
– James… – Glizdek się nie poddawał.
– No co?! – wreszcie spojrzał w stronę Glizdogona, a ten
tylko wskazał ruchem głowy na osobę stojącą obok nich.
– O cześć, Lily! Jak miło cię widzieć – Rogacz spojrzał na dziewczynę i wysłał jej
promienny uśmiech. Lupin w tym czasie przytknął koniec swojej różdżki do
pergaminu i wyszeptał cicho kilka słów. Miał nadzieję, że ruda nie zauważyła
tego, co on przedstawiał.
***
Aniela już drugą
godzinę siedziała w dusznej sali od eliksirów w podziemiach Hogwartu. Slughorn
jak zwykle opowiadał jej jakąś nudną historię i zajadał się kandyzowanymi ananasami.
– Pamiętam jakby to było wczoraj, piliśmy właśnie herbatkę u
Melanii, gdy do jej drzwi zapukał Stephen. Obydwoje spojrzeliśmy się na siebie
nieco skonfundowani, w końcu mało kto mógłby się odważyć przerywać angielską
popołudniową herbatkę, nieprawdaż? – Dopiero po chwili Aniela zauważyła, że to
nie było pytanie retoryczne i profesor naprawdę czeka na jej odpowiedź.
Pokiwała szybko głową i wróciła do krojenia korzenia pietruszki, a mężczyzna
kontynuował swoją wypowiedź. – Jednak Melania, jak na prawdziwą damę przystało,
ruszyła mu otworzyć. Naprawdę byliśmy tak zszokowani jego wizytą, przecież miał
wypoczywać nad ciepłym morzem, i wymyślać nowe eliksiry!
Slughorn zaśmiał się krótko po czym upił łyk herbaty z
porcelanowej filiżanki malowanej w różowo-niebieskie delikatne kwiaty. Wstał na
chwilę ze swojego fotela, podszedł do kociołka, w którym Aniela przygotowywała
eliksir, przyjrzał mu się dokładnie, następnie spojrzał na korzeń pietruszki i
ocenił grubość na jaką go pokroiła, cmoknął trzy razy z uznaniem i wrócił do
swojego zapadającego się, zielonego fotela w drobną kratkę.
– Tak żałuję, że nie mogę cię zaprosić na moje ostatnie
przedwakacyjne spotkanie w klubie Ślimaka, potrzebujemy takich ludzi ty. Myślę,
że dogadałabyś się z panną Evans. Obie jesteście takie zdolne. A może już się
znacie? – profesor ponownie zadał pytanie Anieli, a gdy ta pokręciła przecząco
głową wyglądał na szczerze zdziwionego. Czyżby
nie rozumiał, że bycie niezauważalnym oznacza bycie NIEZAUWAŻALNYM? Spojrzała
ukradkiem na zegarek znajdujący się nad jego głową. Jeszcze godzina… – Takie
zdolne…, takie zdolne. A… przypomnij mi skąd jesteś?
– Z Polski… – Aniela chyba już piąty raz odpowiadała na to
pytanie. Slughorn już chciał coś powiedzieć, ale usłyszeli szybkie stukanie do
drzwi. Wskazał jej głową szafę, a ona posłusznie pobiegła w tamtą stronę. Ledwo
zdążyła zamknąć drzwiczki, usłyszała jak ktoś wchodzi do klasy.
– Dzień dobry, panie profesorze! – usłyszała kilka głosów,
które brzmiały, jakby całe życie ćwiczyły tę jedna wypowiedź. Szybko wciągnęła
na siebie pelerynę. – A co pan tutaj przygotowuje?
– Och.. to! – Slughorn wyraźnie ożywił się na to pytanie.
Aniela miała tylko nadzieję, że przez nagłe wtargnięcie tych uczniów jej
mikstura nie ulegnie zniszczeniu. – To antidotum na trucizny!
– Ach tak? – usłyszała jeden męski głos, miała wrażenie, że
chłopak zaczyna grać na zwłokę. – A może… mógłby mi pan coś o nim opowiedzieć.
– Ależ oczywiście, więc… – Slughorn zaczął wyjaśniać mu
działanie i skład eliksiru, a Nel miała ochotę podejść i go udusić. Przecież
miał się ich pozbyć! Nie żeby coś panie
profesorze, ale ta szafa jest trochę ciasna! Miała też wrażenie, że chłopak
zadaje takie pytania, jakby wszystko o nim wiedział, a próbował tylko
podtrzymywać rozmowę. Bardzo jej się to nie podobało. Poza tym szafa
śmierdziała kulkami na mole i miała wrażenie, że już długo nie wytrzyma.
Gdy nauczyciel eliksirów rozmawiał ze swoim uczniem, a
dziewczyna była właśnie przy wymyślaniu czternastego sposobu na zrobienie mu
krzywdy drzwi szafy otworzyły się. Aniela przerażona przywarła do tylnej
ściany, w tym samym momencie, w którym do środka zajrzał chłopak o
kruczoczarnych włosach.
– Nie ma jej tutaj – szepnął cicho do swojego towarzysza, a
wtedy ten również wsadził swoją głowę do wnętrza szafy. Mało brakowało, a
dotknąłby Anieli ręką. Na szczęście przez pelerynę była naprawdę niewidzialna. Przez
chwilę uważnie przyglądali się wnętrzu szafy, a potem ten w okularach szepnął –
Dziwne…
– Taaa… Dobra Rogasiu, zbieramy Luniaczka i kończymy tę
nudną imprezę – usłyszała jak mówi to ten drugi chłopak i rzuca zawadiacki
uśmiech. Gdy tylko drzwi szafy się ponownie zamknęły, wypuściła wstrzymywane
powietrze. Po chwili usłyszała jak chłopaki rzucają szybkie do widzenia i
wychodzą. Jakoś nagle ich towarzysz stracił całe zainteresowanie antidotum,
mimo, że Slughorn nawet nie doszedł do połowy swojej opowieści… Ona również po
chwili zdjęła pelerynę i wyszła ze swojej kryjówki. Była naprawdę wściekła na
nauczyciela, bo gdyby nie prezent od Dumbledore’a już dawno by ją znaleźli, a
on nawet tego nie zauważył, tak był pochłonięty rozmową o miksturze. Ona też
uwielbiała eliksiry, no ale bez przesady!
– Panie profesorze, kto to był? – zapytała po kilku minutach,
kiedy złość już prawie całkowicie z niej zeszła. Wcale się nie zdziwiła, gdy po
raz kolejny usłyszała słowo "huncwoci". Slughorn zaczął jej o nich opowiadać, a
ona słuchała wszystkiego z zapartym tchem. Z tego co mówił, wychodziło, że to
jedni z największych łobuzów w historii Hogwartu. Opowiadał jej o niektórych
ich wybrykach, o kawałach jakie robili, ale też o tym, że poza chłopakiem,
którego imienia przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć, a potem nazywał go Peterem, byli to bardzo inteligentni i zdolni
uczniowie. Aniela miała nadzieję, że pozna ich, kiedy już będzie pełnoprawnym
uczniem Hogwartu. Chyba, że do tej pory
zdążą go skończyć… Zastanawiała się tylko, dlaczego jej szukali. Bo miała
dziwne wrażenie, że chodziło właśnie o nią.
***
W ostatnim tygodniu szkoły wiele uczniów miało już wole.
Nieliczni pisali jeszcze egzaminy z różnych przedmiotów, ale większość uczniów
wylegiwała się na błoniach. Aniela wyglądała tęsknie przez okna Pokoju Życzeń i
przyglądała uczniom, którzy beztrosko spędzali swój wolny czas. Sama też miała
ochotę zostawić wszystkie książki i korzystać z pięknej pogody, jednak
niestety, miała tak wiele materiału do przerobienia, że nawet nie było takiej
możliwości. Poza tym i tak musiała się ukrywać. Na razie nikt oprócz nauczycieli,
kilku duchów i skrzatów nie wiedział o jej przebywaniu w zamku. Trochę martwiło
ją to, że Huncowci też zaczęli coś podejrzewać, chociaż z drugiej strony
starała przekonać siebie samą, że to niemożliwe. W końcu skąd mieli by o niej
wiedzieć, przecież nie są jasnowidzami. Na pewno chodziło o coś innego, nie o
nią.
– Weles, weź koło i
pierdyknij się w czoło! – zawsze tak do siebie mówiła, gdy czuła, że
zaczyna świrować. – No już mała, do
roboty!
Westchnęła cicho i ponownie zagłębiła się w książkach.
Kolejny dzień zapowiadał się dla niej tak samo. Pobudka,
powtórka materiału, lekcja z profesorem i powrót do Pokoju Życzeń, by dalej się
uczyć. Jednak dzisiejszego wieczora chciała sobie trochę odpuścić i pozwiedzać.
Pomyślała, że dwie godziny nauki mniej jej nie zbawią i na dobre jej to wyjdzie.
Potrzebowała przewietrzyć mózg. Znalazła się obok portretu Mirabelli Plunkett,
po czym delikatnie go przekręciła i weszła na ciasny korytarz ukryty za ramą
obrazu. Zastanawiała się przez chwilę czy nie zdjąć peleryny, bo szanse, że
kogoś tu spotka były niewielkie. Postanowiła zaryzykować, jednak rozważnie nie
chowała jej do torby, tylko trzymała ją w rękach, by móc w każdej chwili ją
założyć. Tajemny korytarz prowadził ją w okolice kuchni, skąd zamierzała zabrać
kilka czekoladowych ciastek. W połowie drogi przystanęła na chwilę i zaczęła
nasłuchiwać.
– …mówił, że to ona… – Aniela zaczęła wsłuchiwać się
uważniej, miała wrażenie, że ktoś mówi o niej i nie myliła się. Tylko, kto mógł
im powiedzieć o niej? – Mówię Ci Luniaczku! Zerknij…
– Faktycznie jest gdzieś tutaj! – drugi głos wydawała jej
się mniej podekscytowany niż pierwszy. Zaczęła nerwowo przebierać nogami i
zastanawiała się czy nie zawrócić. Skąd wiedzieli, że tu jest? Przecież nikt
nie wiedział, gdzie się wybiera. Rozmowa stawała się coraz głośniejsza.
Domyślała się, że Huncwoci się zbliżają. – Zatrzymała się!
– Widzę! Biegiem chłopaki! – Pierwszy chłopak krzyknął i w
tym samym momencie usłyszała jak poderwali się do biegu. Szybko wciągnęła z
powrotem pelerynę i zaczęła się powoli cofać. Byli już bardzo blisko. –
Cholera!
– Co się dzieje? – Ten najbardziej opanowany odezwał się
ponownie. – Pokaż mi to!
– Tu! Widzisz! Była i zniknęła! Nie ma jej! – usłyszała
trzeci głos. – NIE MA! CHOLERA!
– To… to… nie-nie-niemożliwe – ktoś nagle zapiszczał. O ile
głosy tamtej trójki słyszała już w klasie u
Slughorna, tak ten czwarty był dla niej nowy. – Może… może…
wy-wy-wycofamy się?
– Cicho bądź, Glizdek – pozostała trojka wycedziła to w tym
samym momencie. Odgłos stóp ucichł, więc Aniela domyśliła się, że się
zatrzymali. Ona jednak dalej powoli szła tyłem.
– Poświeć tu, Łapo! – kilka metrów przed nią zamigotało
blade światło bijące z różdżki. Dobrze, że jak usłyszała ich kroki założyła
pelerynę. Wytężyła wzrok i zobaczyła przed sobą zarys czterech postaci.
Wyraźnie się czemuś przyglądali. – Nie ma! Jak to możliwe?
– Przecież przed chwilą sam widziałem! Remusie, też to
widziałeś? Weles, jest napisane jak wół. Poświeć dokładnie. – Teraz nie miała wątpliwości,
że chodziło o nią. Miała ochotę podejść do nich, ściągnąć pelerynę i
powiedzieć, że o to jest. Była bardzo ciekawa jak zareagują i czego od niej
chcą, ale Dumbledore jej zabronił. – Nic z tego nie rozumiem!
– Zobacz! – Jeden z nich, wydawało jej się, że to James,
stuknął palcem w kawałek pergaminu i wtedy reszta chyba też tam spojrzała. –
Idzie znów w stronę portretu!
– Musi gdzieś tu być! – Cztery postacie zaczęły się do niej
przybliżać i świecić w jej stronę różdżkami. Aniela bała się, że nie zmieszczą
się w tym korytarzu, nie miała już szans wyjść niezauważona, bo teraz z
pewnością zwróciliby uwagę jak odsuwa ramę portretu. Zatrzymała się więc na
chwilę. Teraz liczyła już tylko, że jej nie dotkną. Ze zdenerwowania zaczęła
zaplatać warkocz. – Chłopaki, rozglądajcie się uważnie!
Gdy tak stała i czekała, aż któryś z nich się z nią zrówna
przypomniało jej się jak była młodsza i bawiła się w Krakowie z Pawłem i Leną w
chowanego. Gdy Paweł był już przy
jedenastce, wdrapała się na wielkie drzewo, a Lena schowała się kawałek dalej,
za niskim murkiem. Widziała jak jej najlepsza przyjaciółka chichocze. Syknęła w
jej stronę by ją uciszyć, ale ona tego nie usłyszała. Bała się, że przez nią
Paweł ich znajdzie. Chłopak biegał chwilę dookoła parku, już był pod drzewem na
którym siedziała, po czym pobiegł w drugą stronę. Teraz i ona zachichotała.
Kilka minut później Lena wyszła ze swojej kryjówki i krzyknęła do Pawła, że to
koniec zabawy, bo ona musi siku! Była wtedy taka zawzięta. Paweł oczywiście na
nią nakrzyczał, że psuje im całą zabawę, ale ona uparła się i poszła. Aniela
też chciała już wyjść, ale postanowiła dać jeszcze Pawłowi szansę na
znalezienie. Ten jednak tylko raz spojrzał w górę. Powinien ją zauważyć, ale
nic nie powiedział. Czyżby jednak jej nie widział? Od tego siedzenia na drzewie
zdrętwiała jej nogę. Liczyła tylko, że Lena zaraz wróci i zdradzi mu, gdzie jej
szukać.
– Nie ma! – Z zamyślenia wyrwał
ją głos jednego z chłopaków. Znowu wydawało jej się, że to ten, do którego
mówili James. Byli już coraz bliżej! – Może coś nie działa?
– Na pewno działa! Gdzieś tutaj
jest! – ten najbardziej opanowany też zdawał się powoli denerwować. Aniela
miała ochotę zachichotać jak wtedy, gdy bawili się z Pawłem i Leną, ale się
powstrzymała. – Poświeć mi!
Widziała, że znów cała czwórka
się zatrzymała i zaczęła pochylać nad pergaminem. Była coraz bardziej ciekawa
co on przedstawia, ale nie miała odwagi się ruszyć. Czasami była niezdarna i
bała się, że to właśnie byłby ten moment. Wolała zostać w miejscu i obserwować
uważnie całą sytuację.
– Dobra! Chodźmy, przeszukaliśmy
już wszystko, a ona tylko nieznacznie się porusza. O! A teraz dalej stoi w
miejscu! – któryś machnął rękami przed jej twarzą. Mało brakowało, a by jej
dotknął, w ostatniej chwili odchyliła głowę. Po kolei przeszli koło niej. Na
samym końcu szedł ten, któremu przypisywała całe opanowanie. Zatrzymał się na
wysokości jej twarzy i spojrzał w jej stronę. Gdy napotkała spojrzenie jego
zielonych oczu zamarła. Miała wrażenie, że teraz ją dostrzegł, że zaraz
wyciągnie rękę i zedrze z niej pelerynę, że już po niej. Wyciągnął przed siebie
rękę jakby chciał jej dotknąć, a ona nie miała już gdzie uciec. Jednak zaledwie
kilka milimetrów od niej uśmiechnął się i cofnął rękę. Chłopak popatrzył chwilę
w jej stronę po czym przyspieszył kroku i dogonił swoich towarzyszy. Czy to
możliwe by jednak ją zauważył? Aniela odrzuciła od siebie tę myśl i odczekała
kilka minut, po czym ruszyła ponownie w stronę portretu. Jakoś odechciało jej
się ciastek.
***
Syriusz z Jamesem wylegiwali się na błoniach. Co jakiś czas
zerkali na mapę, ale nie widzieli na niej nic ciekawego.
– Znowu jej szukacie? – Remus położył się obok nich i
również rzucił okiem w stronę mapy. Jednak nic ciekawego nie zobaczył –
Powinniście być ostrożniejsi, co jeśli ktoś zobaczy mapę?
– Przynudzasz Luniaczku! – Syriusz leniwie przewrócił się na
bok i zagwizdał w stronę Krukonek, które przechodziły kilka minut dalej.
Słysząc to zarumieniły się i Remus przysiągłby, że właśnie zakręciły biodrami.
Pokręcił głową zrezygnowany, a Syriusz szepnął podekscytowany – Serio, nie
wiemy o co chodzi z tą całą Weles!
– Remusie, przecież to niemożliwe, żeby ktoś tak pojawiał
się i co jakiś czas znikał, żebyśmy jej nie widzieli. Sam przyznaj, że to
podejrzane. – James powiedział to bardzo poważnym tonem, a Remus po głębszym
zastanowieniu przyznał mu rację. Usatysfakcjonowany chłopak zmierzwił sobie
włosy i wyjął z kieszeni batona – No co?!
Każdy z nich pogrążył się w swoich myślach. Po chwili Remus
również położył się na trawie obok nich. Zabrał od chłopaków mapę i zaczął się
jej uważnie przyglądać. Nazwisko Weles, które co jakiś czas pojawiało się i
znikało z mapy jego również bardzo zaintrygowało. Jednak nie chciał tego
przyznać przy chłopakach. Czuł, że nie jest to wiedza, którą powinni teraz
posiadać, że wszystko wyjaśni się w swoim czasie. Dlatego, gdy zobaczył jak
nagle na siódmym piętrze znów się pojawiła nic nie powiedział chłopakom. Był
pewien, że gdy tylko znów je zobaczą poderwą się z miejsca i ponownie pobiegną
jej szukać. Był to przedostatni dzień w Hogwarcie przed wakacjami, po co mieli
wpadać w kolejne kłopoty?
***
Gdy uczniowie opuścili Hogwart na wakacyjną przerwę życie
Anieli stało się o wiele łatwiejsze. Teraz mogła bezkarnie chodzić po całym
zamku i nie musiała zakładać peleryny. Nie musiała też bać się, że Huncwoci ją
namierzą. Ostatnie dni przed końcem roku wychodziła z Pokoju Życzeń tylko na
śniadanie i lekcje z profesorami, bo tamta czwórka stała się wyjątkowo
uciążliwa. Miała wrażenie, że słyszy ich wszędzie. Przez te kilka tygodni
obserwacji, wyrobiła sobie o nich zdanie.
James, o którym mówili też Rogacz był typem hulaki, miał pstro w głowie, biegał za jakąś rudą dziewczyną, ale przy tym był bardzo inteligentny.
Syriusz, do którego zwracali się też Łapa również chciał robić dużo kawałów i dobrze się bawić, ale biło od niego coś niebezpiecznego. Nie potrafiła tego nazwać, ale pozostała trójka tego nie miała. Był typem podrywacza.
Peter, czy też Glizdek, był najbardziej zalękniony z nich wszystkich. Widziała, że gdy się czymś stresuje to zaczyna się jąkać. Nie chciała go oceniać, ale czuła, że znajduje się w cieniu pozostałej trójki, i że chyba nie najlepiej się z tym czuje.
Remus, któremu dali ksywkę Lunatyk, był tym najbardziej opanowanym. Miała wrażenie, że jeśli ktoś neguje ich dowcipy, to musi to być on. Zdawał się być najinteligentniejszy z nich wszystkich i chyba tylko jemu jedynemu nie zależało, aż tak bardzo by ją znaleźć. Poniekąd była mu za to wdzięczna. Wydawał się być ich głosem rozsądku, chociaż chyba czasami też miał szalone pomysły. Czasami nawet zastanawiała się, czy to nie on był mózgiem większości akcji.
James, o którym mówili też Rogacz był typem hulaki, miał pstro w głowie, biegał za jakąś rudą dziewczyną, ale przy tym był bardzo inteligentny.
Syriusz, do którego zwracali się też Łapa również chciał robić dużo kawałów i dobrze się bawić, ale biło od niego coś niebezpiecznego. Nie potrafiła tego nazwać, ale pozostała trójka tego nie miała. Był typem podrywacza.
Peter, czy też Glizdek, był najbardziej zalękniony z nich wszystkich. Widziała, że gdy się czymś stresuje to zaczyna się jąkać. Nie chciała go oceniać, ale czuła, że znajduje się w cieniu pozostałej trójki, i że chyba nie najlepiej się z tym czuje.
Remus, któremu dali ksywkę Lunatyk, był tym najbardziej opanowanym. Miała wrażenie, że jeśli ktoś neguje ich dowcipy, to musi to być on. Zdawał się być najinteligentniejszy z nich wszystkich i chyba tylko jemu jedynemu nie zależało, aż tak bardzo by ją znaleźć. Poniekąd była mu za to wdzięczna. Wydawał się być ich głosem rozsądku, chociaż chyba czasami też miał szalone pomysły. Czasami nawet zastanawiała się, czy to nie on był mózgiem większości akcji.
Lipiec i początek sierpnia przeleciał jej bardzo szybko.
Teraz, gdy nauczyciele nie mieli już normalnych
lekcji spędzali z nią prawie całe dnie przygotowując ją do SUMów. Nawet
sam Albus Dumledore spędzał z nią jeden dzień w tygodniu i uczył ją różnych zaklęć.
Była im za to wdzięczna, ale miała już szczerze dosyć. Te wszystkie nazwy do
zapamiętania, rośliny, ruchy ręką. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i wszystko
jej się pomiesza. W ostatnich dniach notowała wszystko i ćwiczyła jak szalona.
Pokój Życzeń przypominał pobojowisko. Wszędzie walały się sterty książek,
kolorowych długopisów*, kawałków materiału i połamanych krzeseł. Gdzieniegdzie
leżało też kilka piór po paru nieudanych próbach transmutacji.
– Dyptam, Atropa
belladonna, Datura Stramonium, Lumos, Finite, Alohomora – powtarzała
wszystko jak szalona. Naprawdę chciała zdać te durne SUMy i znaleźć się na szóstym
roku. Mimo, że tęskniła za Zofią, z którą co jakiś czas wymieniała listy, to
jednak Hogwart bardzo jej się spodobał i chciała tu wrócić. I nie musieć się
ukrywać. – Przeobrażają się w wilkołaki
podczas pełni księżyca…
Przeczytała ostatnie zdanie w książce, po czym zamknęła ją z
głośnym trzaskiem, położyła się na łóżku i po chwili zasnęła.
Myślała, że w noc przed pierwszym egzaminem nie będzie mogła
spać, a tymczasem była wypoczęta jak nigdy. Normalnie uczniowie zdawali SUMy
przez dwa tygodnie, ona miała jednak na to tylko trzy dni. Ostatecznie wybrała,
że oprócz przedmiotów, których zdanie było obowiązkowe zda jeszcze opiekę nad
magicznymi stworzeniami.
W poniedziałek i wtorek miała po trzy egzaminy praktyczne i
trzy teoretyczne, natomiast w środę już tylko po dwa egzaminy. Z większości
była całkiem zadowolona, chociaż była pewna, że nie do końca dobrze opisała
działania zaklęcia rozweselającego, i że chyba nie wymieniła wszystkich cech
charakterystycznych wampira, ale poza tym poszło jej lepiej niż myślała. Teraz
zostało jej się tylko spakować i oczekiwać na Dumbledore’a, który przed wieczorem
miał się po nią zjawić, i z którym mieli razem udać się do Hogsmeade, a potem złapać świstoklik na Podhale. Do domu. Jej
domu.
***
Stała właśnie przed drzwiami domu jej i Zofii. Chciała
zrobić ciotce niespodziankę, więc pewnie po ostatnim liście, tamta oczekiwała,
że zjawi się dopiero nazajutrz rano. Dumbledore chyba wyczuł jak ważna jest to
dla niej moment, i w chwilę po teleportacji powiedział jej, że za kilka dni
powinna zjawić się sowa z jej wynikami, a we wrześniu zobaczą się już w
Hogwarcie, pomachał jej wesoło i zniknął z cichym trzaskiem.
Po raz pierwszy od dawna naprawdę czuła, że ma dokąd wrócić.
Było to niesamowite uczucie. Chciała z niego czerpać jak najwięcej. Stała przed
drzwiami i podziwiała. Dookoła widziała góry, ich strzeliste wierzchołki kąpały
się w zachodzącym słońcu. Gdy wytężyła wzrok dostrzegła zarys krzyża na
Giewoncie. Przyglądała się temu wszystkiemu w skupieniu i starała się
zapamiętać jak najwięcej. Na płocie wylegiwała się wyleniały kot, a z oddali
słyszała szczekający psy. Zaraz za domem ciotki była niewielka polana,
porośnięta teraz letnimi kwiatami. Rozpoznała fioletowego żmijowca,
ciemnogranatowe chabry, czerwone maki i kilka innych kwiatów. Pobiegła wesoło w
tamtą stronę i zrobiła maleńki bukiet dla ciotki. Ponownie stanęła przed
drzwiami ciotki, zaczerpnęła głośno powietrze i zapukała do drzwi. Miała
klucze, ale bała się, że może przeszkodzi Zofii w czymś ważnym, albo że ją
wystraszy, w końcu ciotka nie spodziewała się jej, wolała więc zapukać.
Po kilku chwilach, które wydawały jej się wiecznością
usłyszała kroki na korytarzu i szczęk przekręcanego zamka, drzwi się uchyliły a
przed nią stała Zofia. Najpierw na jej twarzy zagościło zdumienie, a po chwili
rozpromieniła się i porwała Anielą w ramiona, po czym zatańczyła z nią wesoło w
przejściu. W ogóle nie spodziewała się takiej radości ze strony ciotki. Mało
brakowało, a zgniotłaby bukiet z polnych kwiatów.
– Miałaś być jutro! – Zofia wypuściła ją z ramion, a Aniela
poprawiła swoją letnią sukienkę i wręczyła jej trochę sfatygowany bukiecik. –
Dopiero wstawiłam ciasto!
– Też się cieszę, że cię widzę… – Aniela zaśmiała się i
teraz faktycznie poczuła słodki zapach roznoszący się w powietrzu – Szarlotka?
– Tak, mam nadzieję, że lubisz. – Stały tak w wejściu, a
Zofia lustrowała ją od stóp do głów. – Boże, ale ty wyrosłaś!
– Ciociu nie wygłupiaj się, nie było mnie raptem nieco ponad
dwa miesiące… – zaczynała czuć się niezręcznie. Podobało jej się to, że Zofia
tak żywo zareagowała na jej powrót, i że dostrzegła niewielkie zmiany w jej
wyglądzie, ale od tak dawna nie słyszała od nikogo takich słów, że zapomniała
jak na to reagować. Poza tym wolała wejść do domu i nie robić sensacji stojąc w
drzwiach z sową. W ich najbliższej okolicy nikt nie mieszkał, ale zawsze któryś
z dalszych sąsiadów mógł wybrać się na spacer przy tak ładnej pogodzie, a
dziewczyna stojąca z sową w tych rejonach raczej mogła być dla mieszkańców
czymś egzotycznym. – Ciociu…
– Ach tak, tak, wejdź, nie będziemy tak stały – Zofia
przesunęła się i wpuściła Anielę do środka. Na szczęście nie chciała odebrać od
niej bagaży, bo wtedy dopiero poczuła by się niezręcznie.
Zaniosła czym prędzej walizki na górę, do swojego pokoju.
Niewiele się zmienił przez te parę tygodni, które jej nie było. Zauważyła, że
Zofia musiała w nim regularnie sprzątać, bo na szafkach nie zauważyła ani grama
kurzu. Rozejrzała się uważnie. Pod ścianą stało jej wysłużone łóżko, farba w
prawym górnym roku odchodziła tak jak wcześniej, rzeczy, które w pośpiechu
rozrzuciła na biurku, gdy się pakowała teraz były ładnie ułożone. Podeszła do
ramki stojącej na szafce obok łóżka i uśmiechnęła się do spoglądających z niej
rodziców. Bylibyście ze mnie cholernie
dumni. Usiadła na chwilę by odpocząć i zebrać myśli. Mimo, że w Pokoju
Życzeń miała wszystkie możliwe wygody, to jednak tęskniła za tym delikatnie
zapadającym się po środku materacem i jej ukochanym kocykiem w czerwoną kratkę.
Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła.
***
Kolejny poranek zaczęła od kubka parującej herbaty i
jajecznicy ze szczypiorkiem. Gdy pałaszowała ostatni kawałek na dół zeszła
Zofia i zaraz zaczęła zadawać jej pytania.
– Opowiadaj! Jak
było? – Zofia postawiła sobie na stole kubek i usiadła na krześle naprzeciwko
bratanicy. – Jak ci się podoba ta szkoła?
– Jest super! – Aniela nie bardzo wiedziała od czego zacząć.
Elokwencja najwyższy poziom, brawo Weles. Podciągnęła kolana pod
brodę i zaczęła opowiadać.
Opowiedziała Zofii jak wylądowali z Dumbledorem w Hogsmeade,
jak trafiła do Pokoju Życzeń, zrelacjonowała jej też to, że dyrektor nalegał,
by nie dała się zauważyć nikomu poza nauczycielami. Zofia podobnie jak ona nie
do końca rozumiała dlaczego, ale chyba postanowiła w to nie wnikać. Potem
opowiadała o morderczych tygodniach pełnych nauki, o wszystkich zaklęciach,
których się nauczyła, o tym, że dzięki umiejętnościom chemicznym lepiej radziła
sobie z eliksirami, i że profesor Slughorn był pod wrażeniem jej zdolności.
Potem wyjaśniła jej na czym polega transmutacja i opowiedziała o kilku
magicznych zwierzętach, które miała okazję poznać. Wyjaśniła jej też co nieco o
Hogwarcie, o jego wyglądzie, o tym, że latają tam duchy, a postacie z portretów
mówią i potrafią się przemieszczać. Zofia była wyraźnie zaskoczona, ale gdy
Aniela powiedziała jej, że pierwszego dnia też nie wiedziała co ma o tym
myśleć, i że gdy przed nią dosłownie wyrósł spod ziemi Prawiebezgłowy Nick, to
mało brakowało a spadłaby ze schodów. Zauważyła, że Zofia zaśmiała się słysząc
te historię. Potem poprawiła się na krześle, a ciotka w międzyczasie ukroiła im
po kawałku ciasta. Prawie cały poranek zajęła jej opowieść o tym jak minęły jej
dni w szkole magii, jak była tym wszystkim oczarowana, ilu ciekawych rzeczy się
nauczyła i ile tajemnych przejść znalazła. Dopiero teraz, opowiadając zauważyła
jak bardzo wymęczyły ją te tygodnie, ale też jak wiele radości jej sprawiło
przebywanie tam i możliwość doskonalenia swoich umiejętności. Całą opowieść
zakończyła na grupce chłopaków, których wszyscy nazywali Huncwotami i ich
próbach znalezienia jej. Momentami Zofia chwaliła jej pomysłowość, było jej
wtedy bardzo przyjemnie i czuła się niezwykle ważna i doceniania. Ciotka
zapytała ją o to, jak poszły jej egzaminy, ale nim zdążyła odpowiedzieć, ta
pacnęła się w czoło i kazała jej poczekać z tą opowieścią na Marcina. Słysząc,
że mężczyzna ich odwiedzi wyraźnie się ucieszyła, miała nadzieję, że jak jej nie
będzie to ta dwójka zbliży się do siebie, ale gdy próbowała o coś wypytać
ciotkę, ta zarumieniła się jak przyłapana na gorącym uczynku nastolatka i nie
chciała powiedzieć nic więcej.
***
Aniela widziała, że Zofia siedzi jak na szpilkach wyczekując
przyjścia Marcina. Miała też wrażenie, że co chwila przegląda się w lustrze,
które wisiało w korytarzu. Uważnie przyjrzała się ciotce. Miała na sobie
obcisłą sukienkę w kolorowe, geometryczne wzory, zdjęła też swoje kapcie z nóg
i od dłuższego czasu chodziła po mieszkaniu na bosaka. Było to do niej
niepodobne, bo Zofia zawsze lubiła mieć coś na stopach. Po chwili przemyślenia
Aniela stwierdziła, że faktycznie, kapcie może nie do końca pasowałby do jej
stylizacji. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Pomalowałaś się! – Dopiero teraz Nel zauważyła delikatny
makijaż na twarzy ciotki. Pamiętała, że przez te parę miesięcy kiedy mieszkały
razem chyba ani razu nie widziała jej pomalowanej. Była pod wrażeniem, bo
makijaż był tak naturalny, że dopiero po uważnym przyglądaniu się dostrzegła
go. A przecież spędziły razem całe przedpołudnie. – I podkręciłaś włosy!
– Co? Nie… wydaje ci się…– Zofia oblała się rumieńcem. Aniela chciała
dalej drążyć temat, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Uradowana
ciotka pobiegła otworzyć. Z głębi korytarza dobiegły ją jej słowa. – Tak,
wczoraj wieczorem. Wejdź!
Do ich salonu wszedł właśnie Wroński. Nic się nie zmienił od
momentu, gdy żegnali się w Dziurawym Kotle. Dalej tak samo głupkowato się
uśmiechał. Gdy ją zobaczył, podszedł do niej i zmierzwił jej włosy. Szczerze
tego nienawidziła. Czuła się wtedy jakby traktował ją jak małe dziecko.
– Cześć, mała! – Miała ochotę krzyknąć, że nie jest mała,
ale po tym jak puścił jej oczko powstrzymała się. Zobaczyła też jak oberwał w
ramie od Zofii – Opowiadaj! Jak SUMy?
– Cześć! – chciała rzucić jakąś ciętą ripostą, ale nic nie
przyszło jej do głowy. Chyba charakter mi
się poprawił, przez te parę tygodni. – W porządku!
– Te pościgi, te wybuchy! – Wroński zaśmiał się z jej
lakonicznej wypowiedzi. – Powiedz coś więcej, bo Zofia zaraz nie wytrzyma.
– Marcin… – kobieta syknęła w jego stronę, ale faktycznie,
nie mogła się doczekać, aż Aniela opowie coś więcej. Teraz, gdy jej bratanica
była czarownicą, świat magii jeszcze bardziej ją fascynował. Chciała się
dowiedzieć jak najwięcej, a Nel świetnie to rozumiała.
– Och dobrze! – Aniela opuściła ręce w geście poddania się i
zaczęła opowiadać. – Pierwszy egzamin był z zaklęć. Najpierw miałam pisemny,
potem praktyczny. Słodki jeżu, jak ja się wtedy stresowałam. Wiecie, zaklęcia
nie szły mi jakoś rewelacyjnie, czasami myliły mi się te wszystkie definicje i
ruchy ręką.
– O co cię pytali? – Marcin wtrącił się w jej wypowiedź.
– Na pisemnym miałam opisać trzy zaklęcia: rozweselające,
przywołujące i przeciwzaklęcie na porost włosów. – Zastanowiła się chwilę
starając się przypomnieć sobie wszystko. – Na praktycznym miałam otworzyć
zamknięty kufer, potem zmienić kolor znajdujących się tam materiałów i coś
jeszcze, ale kurczę… nie pamiętam co. No w każdym razie… Praktyczny chyba
poszedł mi całkiem nieźle, ale to zaklęcie rozweselające trochę pokopałam.
– Nie przejmuj się, Nel – Zofia wysłała jej pokrzepiający
uśmiech. Aniela podniosła się z fotela i przeszła w stronę okna, jakoś na
stojąco lepiej jej się opowiadało. – Co dalej?
– Kolejny był egzamin z transmutacji, musiałam opisać
zaklęcie cofające skutki błędnego uroku, a potem użyć zaklęcia znikania. –
Aniela wzdrygnęła się na samo wspomnienie tego. – Cholernie się bałam jak je
wylosowałam, bo profesor McGonagll mówiła, że to jedno z najtrudniejszych
zaklęć. Ale udało mi się!
– A co tam u Minerwy? Dalej się tak słodko denerwuje? –
Wroński wyciągnął się na fotelu i położył swoją różdżkę na półce obok. Przez
chwilę miała wrażenie, że Zofia spojrzała na niego zazdrosnym spojrzeniem, ale
gdy starał się położyć dłoń na jej kolanie, ta szybko ją strąciła. Jak dzieci, zupełnie jak dzieci.
– Ta..., ma wtedy okropną minę. Szczególnie jeśli chodzi o Huncwotów. – Widziała, że Wroński wyraźnie zaciekawił się na to określenie, tym
bardziej, gdy Zofia zaczęła się śmiać. Sama machnęła tylko ręką. – Och później
ci wyjaśnię. Ostatnim egzaminem w poniedziałek było zielarstwo. Na szczęście
większość roślin była z tej książki, którą kiedyś czytałam tutaj, więc jakoś mi
się udało. Nawet nie wiedziałam, że tyle tego się pokrywa… A na praktycznym
dostałam zdobycie mandragory… Nawet za bardzo nie wrzeszczała…
Aniela podeszła na chwilę do kuchni by nalać sobie herbaty,
bo zaschło jej w gardle. Cieszyła się, że może im opowiedzieć o egzaminach. Widziała
zainteresowanie ciotki i ceniła sobie potakiwania Marcina. Niby już niedługo
miała dostać wyniki, ale jak widziała, że taki doświadczony czarodziej jej
przytakuje, to czuła się pewniej. Odstawiła szklankę na blat stołu i wróciła do
pokoju, by dokończyć swoją opowieść.
– Drugi dzień zaczęłam od obrony przed czarną magią.
Musiałam wymienić kilka cech charakterystycznych wampira i opisać sposoby walki
z nimi. Napisałam, że wampiry to istoty magiczne, które są podobne do ludzi, że
są cholernie blade – gdy Zofia fuknęła na nią, zdała sobie sprawę z tego co
powiedziała – to znaczy wiesz ciociu… napisałam tylko, że są bardzo blade, nie
że cholernie. No wiesz…
– I? – Marcin oczekiwał na dalszą część wypowiedzi.
– No i dopisałam jeszcze, że żywią się krwią, że są chude, i
mają wystające siekacze. Nie wiem co mi się z tymi siekaczami ubzdurało.
Przecież nawet dzieci wiedzą, że chodzi o kły… – Pacnęła się w czoło wkurzona
swoim potknięciem. Zofia wysłała jej kolejny pokrzepiający uśmiech. Tylko tyle
mogła dla niej zrobić. – No, a o obronie to napisałam, że jakieś czary, że
czosnek, drewniany kołek, albo że można je światłem spalić.. no co?
– Spalić światłem? – Marcin nawet nie ukrywał śmiechu. – Jak
to?
– A co nie można? Na pewno się jakoś da… – Aniela straciła
trochę pewności siebie i odwróciła się w stronę okna, by nie widział, że się
czerwieni. – Na praktycznym miałam poskromić jakąś bestię, ale nie mam pojęcia
jak się nazywała. Ale dałam radę!
– A co było na eliksirach? – na to pytanie wyraźnie się
rozpromieniła. Marcin obracał w palcach leniwie swoją różdżkę.
– Eliksiry były super! Skończyłam przed czasem! – W jej
oczach igrały wesołe ogniki. Mogła mówić o tym przedmiocie bez końca. I chociaż
transmutacja i obrona też jej się bardzo podobały, to jednak eliksiry zawsze
były jej najbliższe. – Na pisemnym musiałam opisać eliksir przebudzenia.
Napisałam wszystko, że trzeba użyć dokładnie sześciu kłów węża i tyle samo
żądeł żądlibąka oraz cztery porcje…
– Nel!! – Mężczyzna nie był aż tak zainteresowany dokładnym
przepisem, Zofia też ziewnęła dyskretnie. – Do rzeczy!
– No dobra, dobra już… na praktyczny musiałam zrobić eliksir
słodkiego snu i uśmierzający ból. Trochę udoskonaliłam przepisy i komisja chyba
była pod wrażeniem… – Teraz widziała, że i Marcin ostentacyjnie ziewnął.
Słyszała, że eliksiry nie były jego ulubionym przedmiotem, ale żeby aż tak?
Prychnęła pogardliwie. – Może wolisz posłuchać o historii magii?
– NIE! – mężczyzna zaprzeczył gwałtownie. Mało brakowało, a
strąciłby wazon stojący na stoliku. – Jeśli dalej uczy tego Binns, to myślę, że
możesz mi to odpuścić. Co jeszcze zdawałaś?
– Astronomię i opiekę nad magicznymi stworzeniami – Aniela
odpowiedziała na zadane pytanie i zaczęła wyjaśniać co kazali jej wykonać na
astronomii i jak przebiegał egzamin z opieki. Potem opowiedziała Marcinowi o
tym jak jej się podobał Hogwart, on sam był pod wrażeniem magicznych przejść,
które odkryła, albo które pokazał je dyrektor. Ona poznała osiem i to w
niespełna trzy miesiące, a on przez siedem lat edukacji poznał tylko trzy.
Chciał jej podpowiedzieć, ale okazało się, że nie znała tylko tego obok drzwi
do opuszczonej klasy na piątym piętrze. Tej obok posągu alabastrowego
czarodzieja.
***
Było już zupełnie ciemno, gdy usłyszała stukanie w okno.
Najpierw myślała, że coś jej się przesłyszało, ale potem szybko poderwała się
na nogi i pobiegła w miejsce, z którego dobiegał dźwięk. Zofia spojrzała się na
nią dziwne. Wcale jej się nie zdawało, biała sowa, z kilkoma brązowymi plamkami
na skrzydłach zawzięcie dziobała ramę okna. Aniela szybko je otworzyła i
wpuściła ptaka do środka. Ten zatoczył koło pod sufitem i wylądował na
parapecie. Do nóżki miał przyczepiony list. Dziewczyna szybko go odwiązała i
zobaczyła, że jest zaadresowany do niej. Po drugiej stronie listu znajdowała
się wielka ozdobna pieczęć. Chciała go szybko otworzyć, ale wtedy sowa,
dziobnęła ją delikatnie w ramię. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że to musiał
być dla zwierzęcia wyczerpujący lot. Przyniosła mu z kuchni kilka nieco
zeschniętych krakersów i wodę na małej miseczce. Ptak dziobnął parę razy
posiłek, wypił trochę wody i odleciał przez otwarte okno. Aniela była tak
przejęta listem, że to Zofia podniosła się by je zamknąć. Nalegała by bratanica
go szybko otworzyła, ale ta przez chwilę stała jak sparaliżowana. Po kilku
głębszych oddechach, drżącymi rękami otworzyła kopertę i odczytała treść wiadomości:
Szanowna Pani,
Dziękujemy za przystąpienie do egzaminu ze Standardowych Umiejętności Magicznych. Poniżej zamieszczamy arkusz z Pani ocenami, zaś na następnej stronie dołączony został formularz wyboru przedmiotów, które zamierza Pani kontynuować na dalszym etapie nauki.
Dziękujemy za przystąpienie do egzaminu ze Standardowych Umiejętności Magicznych. Poniżej zamieszczamy arkusz z Pani ocenami, zaś na następnej stronie dołączony został formularz wyboru przedmiotów, które zamierza Pani kontynuować na dalszym etapie nauki.
Prosimy o zapoznanie
się z wynikami, a następnie wypełnienie formularza oraz odesłanie sową do
Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart do dnia 25 sierpnia br. Jednocześnie
informujemy, że przedmiotów, z których nie zdobyła Pani oceny pozytywnej nie
można kontynuować na kolejnych latach nauki.
Gratulujemy zdobytych przez Panią ocen.
Z poważaniem,
Minerwa McGonagall,
z-ca dyrektora
Gratulujemy zdobytych przez Panią ocen.
Z poważaniem,
Minerwa McGonagall,
z-ca dyrektora
WYNIKI EGZAMINU STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH
Skala ocen:
Oceny pozytywne:
Wybitny (W)
Powyżej Oczekiwań (P)
Zadowalający (Z)
Oceny negatywne:
Nędzny (N)
Okropny (O)
Troll (T)
Astronomia N
Opieka nad magicznymi stworzeniami Z
Zaklęcia P
Obrona przed czarną magią P
Zielarstwo Z
Historia magii N
Eliksiry W
Transmutacja P
Przeczytała tę kartkę trzy razy, a potem zapiszczała z
radości i rzuciła się Zofii na szyję. Potem odtańczyła w pokoju dziki taniec
radości.
– Zdałam! Zdałam! Zdałam! – wymachiwała rękami jak dzikuska.
Trochę niedowierzała w to, co przed chwilą przeczytała. Mimo wszystko czuła, że
niektóre oceny są nieco zbyt wysokie, po prostu podpasowały jej pytania, i
gdyby trafiła na coś innego, pewnie nie było by tak różowo. – Zdałam!
– Pokaż! – Zofia wyrwała jej kartkę z ręki, przebiegła
szybko oczami po arkuszu ocen i przyłączyła się do dzikich tańców Anieli.
Szalały obie po pokoju i co chwila się przytulały! – Gratuluję! Wiesz już na co
pójdziesz?
– Co?! – Aniela zamarła w połowie skoku. Podbiegła szybko do
kalendarza. Nieco poszarzała kartka wskazywała, że dzisiaj jest już 24
sierpnia. – O nie!
– Nel? Nel?! – ciotka nie rozumiała o co chodzi dziewczynie,
patrzyła na nią a później złapała ją, gdy ta gorączkowo biegała po pokoju,
potrząsnęła silnie za ramiona i rzekła do niej – Nel, uspokój się! Wiesz już,
co chcesz kontynuować?
– Tak! Nie! Nie wiem! – Nel zatrzymała się na chwilę,
spojrzała ciotce w oczy i pokręciła szybko głową. Zebrała kartki, które w
przypływie radości rozrzuciła po całym pokoju i wbiegając już na schody rzuciła
w stronę kobiety gorączkowo – Tak! Zaraz wrócę…
– Nel, proszę cię… – ale dziewczyna była już na piętrze i
jej nie słuchała. Zajęła się wypełnianiem formularza dotyczącego wyboru
przedmiotów na kolejny rok. W skupieniu rozważała wszystkie opcje i
przypominała sobie to co mówił jej Wroński i nauczyciele na temat tego jak
ważny to wybór. Gdy postawiła ostatnią kropę, zbiegła na dół po kopertę, szybko
naskrobała adres i przywiązała ją do nogi swojej sowy.
– Leć mała! Do Hogwartu! – wyszeptała do ptaka, a potem
zeszła na dół opowiedzieć ciotce o swoim wyborze.
***
Ostatnie dni wakacji spędzała ćwicząc z Wrońskim latanie na
miotle. Mężczyzna był szukającym podstawowego składu Goblinów z Grodziska, i
gdy usłyszał, że w Hogwarcie nie miała okazji spróbować latać, to wziął sobie
za główny cel nauczyć ją tego. Dodatkowo opowiedział jej o Quidditchu i wyjaśnił
zasady tej gry, a nawet zabrał ją na trening swojej drużyny. To co oni
wyczyniali w powietrzu było niesamowite! Aniela siedziała z Zofią na wysokich
trybunach i oglądała wszystko jak zaczarowana. Od momentu, gdy pierwszy raz
zobaczyła ten sport na żywo miała ochotę zagrać.
Gdy mieli swoją pierwszą lekcję bardzo się bała. Próbowała
sobie przetłumaczyć, że to trochę jak latanie samolotem, tylko to ona jest
pilotem. Okazało się, że to o wiele fajniejsze niż samolot! Marcin dał jej
swoją starą treningową miotłę, Srebrną Kometę 608, która bardzo szybko jej
posłuchała, i na której Anieli świetnie się latało. Za pierwszym razem ćwiczyli
tylko utrzymywanie się na miotle i przybieranie właściwej postawy. Weles
chciała od razu wysoko polecieć i poczuć prawdziwy przypływ adrenaliny, ale jej
instruktor się na to nie zgadzał. Może gdyby Zofia nie obserwowała ich swoim
czujnym okiem, to odważyłby się na więcej, ale tak robili tylko podstawowe
rzeczy.
Na drugiej lekcji starali się już latać. Rozwijała na miotle
całkiem sporą prędkość, ćwiczyła zwroty, skręty, przyspieszanie i hamowanie. To
było to! Gdy czuła ten wiatr we włosach, świszczące powietrze w uszach i podmuchy
smagające ją po twarzy miała wiele frajdy. Latając mogła wznieść się wysoko i
podziwiać te wszystkie piękne widoki.
Kolejnym razem, na ćwiczeniach zaaranżowali sobie pseudomecz.
Marcin postanowił użyć wszystkich akcesoriów, oszczędził jej tylko tłuczki, bo
doszedł do wniosku, że we dwójkę sobie z nimi nie poradzą. Innym razem ćwiczyli
zdobywanie goli, podawanie kafla, czy poszukiwanie znicza.
– Okej! Teraz słuchaj uważnie – Wroński krzyczał do niej
siedząc na miotle. Przez szum musiała się naprawdę skupiać, by wszystko
usłyszeć – Zaraz wypuszczę znicza. Spróbuj go złapać, a ja będę ci mierzył
czas.
– Dobra!! – Aniela odkrzyknęła w jego stronę i zrobiło kółko
w powietrzu. Łapanie znicza było elementem, na który najbardziej czekała.
Chciała sprawdzić siebie i swoją spostrzegawczość.
– Gotowa? – krzyknął w jej stronę mężczyzna, a ona pokiwała
ochoczo głową, nie była pewna czy to zobaczył, ale gdy po chwili koło niego
zabłyszczało coś złotego, wiedziała, że właśnie zaczęła się prawdziwa zabawa.
Pochyliła się na miotle by nabrać prędkości. Leciała w
stronę Marcina, koło którego krążyła złota kulka, ale gdy była już całkiem
blisko znicz nagle odfrunął i na chwilę straciła go z oczu.
– Cholera! – zaklęła pod nosem, a Marcin patrzył w skupieniu
na jej poczynania.
Zawisła na chwilę w powietrzu i uważnie sondowała wzrokiem
okolice. Jakieś 100 stóp od niej znowu zobaczyła złoty błysk. Pofrunęła w tamtą
stronę i już chciała wyciągnąć rękę, by go złapać, gdy znicz odfrunął. Zrobiła
szybki skręt w prawo i poleciała za nami. Tym razem nie straciła go z oczu. Po
raz kolejny miała wrażenie, że już go prawie ma, gdy nagle piłeczka zaczynała
lecieć w zupełnie inną stronę. Gwałtownie podrywał się do góry i wtedy Aniela
również zwracała swoją miotłę w tamtą stronę, by potem zakręcić i zacząć ostro
pikować w dół. Od kilku chwil leciała zaledwie kilka cali nad ziemią, śledząc
uważnie lot znicza, gdy nagle przyspieszyła, wyciągnęła przed siebie rękę i
poczuła jak coś trzepocze jej między palcami. Miała go!
– Mam! – krzyknęła tryumfalnie i podleciała do Marcina. –
Mam! Widziałeś?
– Tak – Marcin posłał jej ciepły uśmiech i spojrzał na
zegarek. – Trzydzieści osiem minut i dziewiętnaście sekund.
– Co to znaczy? – Aniela zrobiła pytającą minę. I okrążyła
mężczyznę na swojej miotle. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, bo poza tym
jednym treningiem, na który zabrał ją Wroński nie miała jeszcze okazji obejrzeć
prawdziwego meczu. Poza tym czuła, że gdy dookoła latają tłuczki i inni
zawodnicy, to to zadanie też wygląda trochę inaczej. – Dobrze czy źle?
– To zależy… – Marcin przybrał poważną minę i zwrócił swoją
miotłę w kierunku ziemi. Lecieli powoli ramię w ramię – Myślę, że jak na
pierwszy raz, to całkiem nie najgorzej.
Kilka razy ćwiczyli jeszcze latanie, różne zwody i uniki.
Bawili się też w odbijanie tłuczka, zdobywanie punktów kaflem, i tym podobne
rzeczy. Marcin najwięcej uwagi poświęcił na nauczenie jej grania na pozycji
szukającego, bo o tym wiedział najwięcej. Obiecał, że gdy tylko przyjedzie na
wakacje albo ferie, i będą wtedy grać mecz, to na pewno ją na niego zaprosi.
***
U progu Wielkiej Sali tłoczyli się pierwszoroczni
przyprowadzeni tutaj przez Hagrida. Aniela mimo, że naukę miała zacząć od
szóstego roku również stała wśród nich. Wyraźnie wyróżniała się na tle
otaczających ją uczniów. Była zdecydowanie wyższa i miała dużo dojrzalsze rysy
twarzy. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest starsza. Naprzeciw im wyszła
Minerwa McGonagall, którą Aniela poznała zaledwie kilka tygodni wcześniej, więc
od razu zrobiło jej się jakoś weselej. Profesor swoim surowym głosem, do
którego jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić, wytłumaczyła zebranym uczniom na
czym polega ceremonia przydziału, po czym wprowadziła ich do Wielkiej Sali.
Wszyscy uczniowie zasiadali już przy stołach, które
ustawione były w czterech rzędach na samym środki Sali. Na podwyższeniu
znajdował się stół profesorki. Prawie wszystkich nauczycieli Aniela poznała już
na prywatnych lekcjach. Tuż przed stołem profesorskim, nieco bardziej z lewej
strony stał stołek, na którym spoczywała wysłużona tiara. Dumbledore dał sygnał
do rozpoczęcia przydziału, a McGonagall wyczytywała po kolei nazwiska.
Aniela też musiała wziąć udział w ceremonii, gdyż mieli
sprawiać pozory jakby dopiero co przeniosła się do Hogwartu z innej szkoły
magii. Nie mogli więc przydzielić jej do domu bez świadków, i nie mogła też
należeć do żadnego z nich bez przydziału. Trochę się stresowała stojąc między
tymi wszystkimi dzieciakami. Czuła się jakby była na niewłaściwym miejscu.
Miała wrażenie, że jeszcze chwila i wszyscy będą na nią patrzeć i o niej
szeptać.
– Weles Aniela – gdy nie było już żadnego pierwszorocznego
McGonagall wreszcie wyczytała jej nazwisko. Przełknęła głośno ślinę i na
miękkich nogach ruszyła w stronę stołka. Teraz była pewna, że wszyscy pokazują
ją sobie palcami i zaczynają o niej szeptać.
– Panno Anielo, proszę zaczekać. – Dumbledore spojrzał na
nią przyjacielsko znad swoich okularów połówek, a ona posłusznie zatrzymała
się. – Myślę, że naszym uczniom należą się słowa wyjaśnianie.
Kilka rąk zaczęło mu bić brawa. Odczekał chwilę i wyciągnął
rękę w uciszającym geście.
– Więc… moi drodzy uczniowie. Panna Weles przybyła do nas z
innej szkoły magii. W zeszłym roku szkolnym zdała SUMy i teraz trafi do jednego
z naszych domów. Jest zdolną czarownicą… – w tym momencie dyrektor zawiesił
nieco głos, a ona zarumieniła się lekko i przestąpiła z nogi na nogę – ale jak
pewnie się domyślacie, mogła mieć niewielkie różnice programowe… Mam nadzieję,
że niezależnie od tego, do którego domu trafi, wszyscy powitacie ją miło i
będziecie dla niej pomocni… Proszę możemy kontynuować.
– Panno Weles – McGonagall gestem ręki wskazała jej na
stołek, a Aniela ruszyła znów przed siebie zdjęła z niego tiarę i powoli
usiadła.
Rozejrzała się uważnie po sali i nałożyła ją na głowę. Była
na nią dużo za luźna, ale nie opadła jej na czoło, tak jak wcześniejszym
osobom, które ją nakładały. Zamknęła oczy i czekała co krzyknie tiara.
– No proszę, proszę kogo my tu mamy… – niemal podskoczyła na
krześle słysząc głos, który szeptał jej do ucha. – Nie bój się. Musimy
przydzielić cię do dobrego domu. Hmmm… Piekielnie inteligentna i sprytna. Ale
za to jaka odważna i uczciwa. Tak… Inteligencja i odwaga to chyba twoje główne zalety.
Inteligencja to może Ravenclaw? Ale ta odwaga… rzadko spotykane, może jednak
Gryfindor? Sama nie wiem, gdzie cię przydzielić. Niech no chwilę pomyślę….
– Tylko nie do Slytherinu, tylko nie do Slytherinu… – Aniela
wierciła się na krześle i powtarzała to sobie w myślach. Odkąd zaczęła zgłębiać
historię magii i szkoły, wiedziała, że każdy dom będzie dobry poza tym jednym.
Czuła, że tam by się nie odnalazła.
– Nie Slytherin nie jest dla ciebie... Tam cenią sobie
czystą krew. – Tiara ciągle szeptała jej do ucha. Nel miała wrażenie, że trwa
to już całe wieki. Może by tak… Już wiem…
– GRYFFINDOR! – Tiara wydała z siebie głośny okrzyk, a
uradowana Aniela zerwała się z krzesła i pognała w stronę Gryffindoru. Wszyscy
bili jej brawa, lecz mimo to czuła, że jest odprowadzana uważnie przez cztery
pary oczu.
***
Podróż pociągiem Hogwart Express jak zwykle minęła im szybko
i przyjemnie. Zrobili jeden mały kawał Smarkerusowi, ale tak to byli wyjątkowo
grzeczni. Gdy tylko weszli do Wielkiej Sali zajęli miejsca koło siebie przy
stole gryfonów. Remus Lupin usiadła bliżej środka sali, zaraz koło niego
usadowił się Peter Pettigrew. Po drugiej stronie stołu, na tej samej wysokości
usiadł James Potter i Syriusz Black.
Przez całą ceremonię przydziału siedzieli nieco znudzeni i
szeptem opowiadali sobie o wakacjach. Podnosili głowę tylko gdy słyszeli jak
ich stół wybucha głośnymi brawami, co oznaczało, że kogoś z pierwszoroczniaków
właśnie przydzielono do Gryffindoru. Z niecierpliwością czekali na zakończenie
ceremonii i na ucztę powitalną. Była to dla nich najprzyjemniejsza rzecz z
pierwszego dnia roku szkolnego. No, dla Blacka i Jamesa przyjemne też było
podziwianie jak przez wakacje zmieniły się ich koleżanki.
– Weles Aniela – na te słowa McGonagall Syriusz wyraźnie się
ożywił i sprzedał kuksańca siedzącemu obok przyjacielowi. Remus i Peter również
spojrzeli w stronę miejsca, gdzie wcześniej stała pokaźna grupa
pierwszorocznych. Już wcześniej widzieli, że stoi między nimi ktoś zdecydowanie
nie wyglądający na pierwszorocznego, ale wtedy nie mieli powodów by się tym
zainteresować.
– Przecież to to nazwisko! – James wyszeptał w stronę
przyjaciół. Wszyscy posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i od tego momentu
zaczęli nieco uważniej śledzić ceremonię. Na ich twarzach malował się szok i
niedowierzanie.
Gdy długowłosa blondynka zmierzała nieco zalęknionym krokiem
w stronę tiary przedziału nagle przemówił Dumbledore i kazał jej się zatrzymać.
– … z innej szkoły… – popatrzyli na siebie nieco zaskoczeni.
– Jak to z innej szkoły?! – James niemal krzyknął, jednak w
porę Syriusz zatkał mu usta ręką i zamiast okrzyku wyszedł stłumiony bełkot. – Jest
tu co najmniej od połowy maja. Ładna mi inna szkoła!
– Cicho Rogaczu... – Remus uciszył kolegę i zaczął uważnie
przyglądać się dziewczynie. Ta założyła niepewnie tiarę na głowie i po chwili
nieznacznie podskoczyła na krześle. Lupin uśmiechnął się na ten widok.
Obserwował jak przez kilka minut blondynka wierci się na krześle w oczekiwaniu
na wyrok tiary. Rozejrzał się uważnie po sali i zaobserwował, że większość
uczniów uważnie śledzi rozgrywające się wydarzenia.
– GRYFFINDOR!! – gdy tylko tiara wykrzyczała nazwę ich domu,
wszyscy zaczęli dziko piszczeć, skakać i klaskać. Dziewczyna ucieszona pobiegła
w stronę ich stołu, a oni odprowadzali ją uważnie wzrokiem dopóki nie usiadła
kilka miejsc dalej.
– Nic z tego nie rozumiem… – wyszeptał zdziwiony Black i w
tym samym momencie rozpoczęła się uczta.
***
***
* kolorowych długopisów - wiem, że w Hogwarcie pisali piórami, Aniela też to robi i będzie robić, ale pamiętajmy, że to dla niej zupełnie nowa sytuacja i ma swoje stare mugolskie nawyki i jednak kolorowe notatki, to jest to co lubi najbardziej, a chcąc pisać je szybko używała właśnie długopisów.
Żałuję, że nie czytałam i komentowałam na bieżąco, bo teraz mam małą pustkę, ale spróbuję coś skleić.
OdpowiedzUsuńMiałaś rację mówiąc mi, że to długi rozdział, ale uwierz mi, nie poczułam.
Bardzo fajnie i ciekawie opisane, to jak ona się uczyła. Pewne sprawy poprowadziłabym inaczej, ale jest dobrze. Jestem bardzo zadowolona, że widać ją było na mapie, a Huncwoci tak ją szukali.
O mój Jeżu. Nie sądziłam, że już tutaj się pojawią i naprawdę cieszę się, bo wypadli bardzo fajnie.
Trochę jestem zawiedziona, że ma takie zdanie o Syriuszu, ale mam nadzieję, że zmieni zdanie, co do niego. Pamiętaj, że ja uwielbiam Blacka i wiesz... Długo się już znamy i z szacunku do mojej osoby powinnaś go wykreować na bardzo dobrego kawalera. :D I pamiętaj, że ja z szacunku do Ciebie, bardzo ostrożnie obchodzę się z Remusem :D
Hm... Bardzo się cieszę, że spotkała się z Zofią i że Wroński też tu był. I, że "miłość rośnie wokół nas" :D
Jestem też bardzo ciekawa, jak dalej pójdzie jej z quidditchem. Oceny też miała bardzo dobre, jak na to, że jednak miała bardzo przyśpieszony kurs... Jedyna taka moja uwaga, to (nie jestem do końca pewna), wydaje mi się, że jak ona miała jakiś przedmiot, to powinna pisać z tego SUMa. Niekoniecznie musiała go zdać, ale napisać to trzeba było. Ale pewna nie jestem :D
I coś mi się wydaje, że Remus wtedy coś tam widział w tym przejściu... Kurcze.
Jestem teraz ciekawa, czy Huncwoci będą ją przyszpilać pytaniami o to, skąd ona się wzięła, skoro już wiedzą, że jednak była w roku szkolnym w zamku.
Och, i Slughorn był świetny :D taka gaduła z niego.
I kolejny raz mi się podoba to, jaka ona jest ironiczna. Uwielbiam jej uwagi, kiedy robi się zirytowana :D
Nie mogę się doczekać, aż wstawisz kolejny rozdział i kolejny raz mam nadzieję, że mimo dwóch kierunków, uda Ci się nie zawalić nauki, i napisać rozdział.
Weny i ściskam <3
SBlackLady
PS Nadal wylewam z oczu łzy. :D
Ach!
UsuńDoceniam za "słodkiego jeża" (zgadłam to, jaki moje powiedzonki będzie tu użyte) :D
No i za "weź koło i pierdyknij się w czoło" :D
Oby w następnych też było kilka takich powiedzonek. Po Sabacie znajdzie się kilka smaczków :)
Cieszę się, że nie odczułaś długości rozdziału. Chciałam zrobić tak jak mi sugerowałaś i go podzielić, ale jak sama widzisz nie bardzo było gdzie.
UsuńZaskoczyłam Cię z tą mapą, co? Nie spodziewałaś się takiego obrotu sprawy? :D
Huncowci już musieli się tutaj pojawić, bo ja sama się nie mogła ich doczekać, zastanawiałam się czy nie poprowadzić tego inaczej, ale stwierdziłam, że żeby ich umieścić musi to wyglądać tak jak wygląda. Cieszę się, że dobrze tutaj wypadli.
Co do Syriusza, to wiem, że go uwielbiasz i spróbuję nie zepsuć tej postaci, a jak wiesz pierwsze wrażenie, często potrafi być mylące. Z resztą, wyciągnęła je tylko na podstawie obserwacji, zobaczymy co z tego wyjdzie potem. :D
Co do spotkania z Zofią i Wrońskim, to pierwotnie miałam tego nie robić, ale tak bardzo ich u siebie lubię, że stwierdziłam, że to idealna okazja by na chwilę napomknąć o nich. Nie potrafiłam sobie tego odmówić.
Co do ocen, to akurat podpasowały jej pytania, ale pewnie będzie miała trochę problemów i wtedy zobaczymy... ;)
O Quidditchu już tam co nieco Ci wspomniałam, więc tu nie będę zdradzać (nie psujmy zabawy innym :P )
Remus jest bardzo zdolnym i bardzo spostrzegawczym młodym czarodziejem, więc kto wie, kto wie. A Huncwoci jak to Huncowoci, nie sądzę by tak po prostu odpuścili.
Teksty odgadałaś idealnie. Ale powiem Ci, że dla Ciebie był jeszcze jeden, nie Twojego autorstwa, ale też go lubisz ;) I na pewno po Sabacie jeszcze parę wykorzystam.
Reasumując: Znów jestem mega szczęśliwa, że podoba Ci się, i że kreacja moich bohaterów też Ci się podoba, i w ogóle. Jest super!
I dziękuję za wszelkie sugestie i poprawki, nie wiem co ja bym bez Ciebie zrobiła. <3
Spróbuję dać radę z tym rozdziałem, ale wiesz jak to jest.
Mam nadzieję, że do usłyszenia 16.06.18.
Pozdrawiam, śle uściski!
Panna Czarownica
P.S. Nie płacz kiedy odjadę... :D
Wiedziałam! Nie do Slytherinu! :D
UsuńZ mapą, to powiem Ci, że wybrnęłaś, bo ja byłam gotowa Cię oskórować za jakąś niezgodność, co do niej. Jednak w tej kwestii jestem bardzo rygorystyczna, żeby pozostało w kanonie. :D Dobra robota!
To ja teraz czekam na zmianę zdania, co do Syriusza :D
oooj <3 jak nie ja, to kto inny by Ci błędy wskazał :P i tak wydaje mi się, że nie wszystko wyłapałam :D Sama u siebie mam z tym duuże problemy :D
Najpierw nauka, a potem pisanie.
Blog może chwilę poczekać :)
:*
Ach... Zapomniałabym,
OdpowiedzUsuńCo do SUMów, to gdzieś znalazłam info, że nie muszą jeśli nie chcą, że obowiązkowe jest te kilka typu Transmutacja, Astronomia, Eliksiry, a reszta zależy od ucznia. Poza tym akurat tutaj można to też tłumaczyć trochę taryfą ulgową dla Anieli, i w sumie nie musieli odnotowywać, że uczyła się tych przedmiotów, a Dumbledore tylko chciał by je poznała, by nic ją nie ominęło przez ten brak listu, kiedy miała 11 lat :)
Ok., właśnie nie byłam pewna, ale byłam ciekawa też, czy otworzyłaś Biblię (bo mnie o to nie pytałaś) :D
UsuńOtworzyłam :)
UsuńTa mapa mi masę problemów sprawiła, bo chciałam trochę inaczej to poprowadzić, ale no cóż... żeby być względnie kanonicznym nie dało się :D
Przeczytałam, ale już nie mam siły zostawić porządnego komentarza. Pojawię się tu z nim jutro ;)
OdpowiedzUsuńDrama
W takim razie czekam z niecierpliwością :)
UsuńPo pierwsze, chciałabym Cię bardzo pochwalić za ten rozdział :) czytało się go szybciutko, pomimo jego obszerności i zawarte w nim było bardzo dużo nowych informacji, co sprawiło, że było ciekawie.
UsuńPo drugie, już mi się podobają Twoi Huncwoci. Jeszcze nie wiadomo o nich zbyt wiele, ale ten moment wystarczył mi, żeby ich polubić. Akcja z Mapą i szukaniem Anieli to było naprawdę coś! Tego można było spodziewać się po chłopakach. Sytuacja z siedzeniem w szafie i Horacym była naprawdę przezabawna. Trochę zawiodłam się myślą, że sami posiadając Pelerynę Niewidkę nie wpadli na to, że ona właśnie się pod nią ukrywa, ale coż... nie róbmy z nich takich wszechwiedzących xdd a może właśnie Remus się domyślił, ale odpuścił..? Ale teraz po Ceremonii Przydziału to już na pewno żaden z nich nie odpuści i będą musieli się dowiedzieć, o co chodzi z tą Anielą - inna postawa po prostu nie leży w ich naturze. Jedno tylko jest trochę smutne, a mianowicie ich podejście do Petera. Ja doskonale wiem, że jest tak prawie na wszystkich blogach (nawet u mnie i Furii nie jest on traktowany na równi z resztą Huncwotów, choć bardzo staramy się tego unikać). Ale jednak takie zachowanie chłopaków w stosunku do przyjaciela ze swojej paczki trochę im ujmuje tego ich dobrego serca.
Po już nie wiem które, Nel musi być naprawdę zdolną czarownicą, skoro w tak krótkim czasie przygotowała się do egzaminów, na które Hermiona przygotowywała się w pocie czoła całe długie 5 lat. Za to czapki z głów!
I ostatnie, to może trochę bardziej zażalenie... tak bardzo brakowało mi opisu pierwszego wrażenia z Hogwartu. Myślałam, że dla kogoś wychowanego w świecie mugoli przez całe życie, niemal dorosłego i wykazującego się zdrowym rozsądkiem i sceptyzmem, wejście do takiego magicznego miejsca będzie takim przeżyciem, na którego opis możnaby poświęcić cały rozdział. Brakowało mi tego zachwytu, niedowierzania, sprawdzania i ponownych zachwytów. To jedno w HP bardzo mi się podobało - Harry za każdym razem, gdy go coś zdziwiło, choć już był prawie dorosły i obeznany ze wszystkim, mówił: jak ja kocham magię! A tu Aniela weszła tak trochę jak z gimnazjum prosto na uczelnię, tylko po drodze musiała zdać maturę, generalnie dużo nauki, ale nic nadzwyczajnego.
Tym razem ode mnie tyle. Nie gniewaj się, proszę za to ostatnie, ale musiałam o tym wspomnieć ;) a jak już mówiłam wcześniej, rozdział bardzo fajny. Teraz czekam na kolejne, bo właśnie zaczyna się prawdziwa akcja w szkole! Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu i nauce ❤
Drama
Bardzo dziękuję za pochwały, naprawdę cieszę się, że tak to odbieracie, bo sama trochę się o ten rozdział bałam.
UsuńJeśli chodzi o Huncwotów, to Remus jest piekielnie inteligentny, i zobaczymy co też sam wymyślił... A to, że chłopaki nie wpadli na to, że Aniela może mieć pelerynę, to jakoś tak wydawało im się to bardzo unikatowe i myśleli, że to może jakiś błąd mapy, tym bardziej, że ani razu nie zobaczyli jej namacalnie.
Co do Petera, to dzisiaj jak sobie rozmyślałam o moich bohatera, to stwierdziłam, że on faktycznie jest zawsze pomijany i chyba mam pomysł na niego, żeby coś fajnego z tego wyszło, mimo, że w sumie to go nie lubię. Chłopaki go trochę zbywali, bo byli już podirytowani całą sytuacją, a naprawdę chcieli wiedzieć o co chodzi z tą całą Anielą, tak serio, to nie są tacy źli i bardzo go lubią, traktują jak pełnoprawnego członka paczki.
Jeśli chodzi o zażalenie, to doskonale wiem o co Ci chodzi, ale gdybym chciała to tutaj opisać, to nie mogłabym jeszcze wprowadzić Huncwotów, a bardzo mi na tym zależało, a po drugie to ona miała bardzo dużo nauki i na samo zwiedzanie Hogwartu i magii, i zachwycanie się tym nie miała jeszcze czasu. Jak słusznie zauważyłaś teraz to było takie szybkie przejście z jednego etapu na drugi. A Nel jest osobą, która działa nieco zadaniowo, widziała plan do wykonania i zachwycanie się nie pomogłoby jej w osiągnięciu rezultatów. Mogę Cię śmiało zapewnić, że w kolejnym rozdziale będą do tego odniesienia, i jeszcze zdąży się pozachwycać.
Dziękuję za komentarzu i Tobie również życzę powodzenia w nauce i pisanie.
Śle uściski,
Panna Czarownica
Witaj ponownie (:
OdpowiedzUsuńNa samym początku chciałbym bardzo przeprosić za to, że komentuję ten rozdział z takim opóźnieniem, ale przez ostatni miesiąc nie znalazłam czasu na czytanie czegokolwiek poza notatkami i podręcznikami. Z dużą radością wróciłam do Twojego opowiadania i cieszę się, że nie jestem z nim za bardzo w plecy, chociaż przyznaję - trochę liczyłam na to, że będę miała nieco więcej do nadrobienia. Rozumiem jednak, że sama miałaś ostatnio bardzo dużo na głowie, a jednocześnie nie chciałaś nic robić na pół gwizdka, dlatego zrobiłaś sobie przerwę z pisaniem. Mam nadzieję, że z wszystkimi egzaminami i zaliczeniami poszło Ci co najmniej tak dobrze jak Anieli i możesz teraz cieszyć się zasłużoną wakacyjną przerwą od nauki (;
Przechodząc już do sedna - bardzo bardzo mi przypadł do gustu ten rozdział, no chyba najbardziej ze wszystkich jak dotąd. Zdolna Nel sprostała wszystkim oczekiwaniom i swoim ambicjom, i naprawdę na to zasłużyła. Cieszę się, że tak ładnie sobie poradziła (;
Huncwoci mnie oczarowali, kiedy wyobrażam sobie ich na podstawie Twoich opisów to nie mogę powstrzymać uśmiechu. Momentami zachowują się jeszcze jak małe szalone dzieciaki, co tylko dodaje im uroku. Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie dużo ich i o nich, i z nimi i z Anielą, i w ogóle... I mam nadzieję, że kiedyś jednak zdradzisz nam, czy Remus faktycznie ją tam wtedy widział (:
Huncwoci Huncwotami, ale jednak nie może zabraknąć starego poczciwego Wrońskiego. Chyba już zdążyłam za nim zatęsknić, chociaż w sumie to jeszcze bardziej za Zofią. Kochana Zosia, niesamowicie mnie ciekawi, co ona robiła bez Anieli przez te prawie trzy miesiące i co będzie robić teraz, kiedy Nel jest w szkole. Mam nadzieję, że Wroński się nią tam odpowiednio opiekuje i już niedługo znowu coś o nich usłyszymy.
Aniela ujęła mnie bardzo zdawaniem opieki nad magicznymi stworzeniami. Ludzie (w tym oczywiście czarodzieje), którzy lubią zwierzęta nie mogą być złymi ludźmi, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że poza całą swoją inteligencją, zdystansowaną ironią i błyskotliwością, Nel jest dosłownie i zwyczajnie po prostu dobrym człowiekiem. Mam nadzieję, że nowe osoby z jej otoczenia również szybko dojdą do takich wniosków, a Aniela już niebawem pozna wielu fantastycznych ludzi (:
Ciekawi mnie bardzo, jakie to przedmioty wybrała do nauki... Skoro to takie ważne, to musisz nam to szybko zdradzić, takie trzymanie w niepewności źle wpływa na stan nerwowy czytelnika, mówię Ci (:
Nie wiem czy napisałam już o wszystkim o czym chciałam, ale jest już jednak troche późno, a ja postanowiłam sobie się nie rozpisywać (mam do tego stety-niestety tendencję i wrodzony talent). Czekam z niecierpliwością na następny rozdział o przygodach Anieli w Hogwarcie, a Tobie życzę dużo dużo weny do pisania (:
Pozdrawiam cieplutko
~ c.
Hej!
Usuńbardzo dziękuję za miłe słowa od Ciebie i muszę przyznać, że trochę mi głupio, że w dalszym ciągu nie ma żadnej nowej notki, ale cały czas jestem w biegu, najpierw egzaminy na uczelniach, potem różne zawirowania, a teraz też mam masę rzeczy na głowie i prawdziwe wakacje będę mieć dopiero od połowy sierpnia, chociaż naprawdę staram się jak mogę i mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu wreszcie coś wstawię.
Na pewno niedługo będzie dużo wszystkich, Nel, Huncowtów, uczniów Hogwartu, niestety na jakiś czas Zosia i Wroński będą odsunięci na dalszy plan, i jeśli w ogóle się pojawią to pewnie głównie w listach, trzeba będzie trochę poczekać na bezpośrednie spotkanie...
A co do pozostałych rzeczy, to cóż... wyjdzie wszystko niedługo.
Wybacz, że taka nieco zdawkowa odpowiedź z mojej strony, ale znowu czas mnie goni.
Pozdrawiam i życzę dużo odpoczynku,
Panna Czarownica
Święta, święta i po świętach! Choć mój żołądek wciąż je czuje... Oj, jak ja się najadłam! Mam teraz siłę, by czytać i komentować Twoje rozdziały, więc do roboty :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że opisałaś plan dni Anieli, te zajęcia i w ogóle wszystko. Wiem teraz, co lubi bardziej, a co mniej, jakie ma wrażenia po tych kilku pierwszych tygodniach nauki :) W scenie początkowej opisów na szczęście nie pożałowałaś <3
I już wzmianka o Huncwotach *_* Aaaaaawwwwwww, już nie mogę się doczekać, aż będzie ich więcej w pierwszym planie :D
O, i mam co chciałam! (tak, teraz też komentuję na bieżąco :D)
"James... Ale James..." - Glizdek jak zwykle przyprawia mnie o śmiech :D
Huncwoci oczywiście muszą znaleźć Nel :D W sumie fajnie by było, jakby im się udało, trochę dreszczyk emocji by się dziewczynie uaktywnił :D
Ej, jeszcze się nie spotkali, a ja już liczę na parring Remus - Aniela :D Jakaś narwana chyba jestem albo coś, ale kurczę! :D Jeszcze jak jej nie wydał :D Noooooo... :D
Ale super, że Nel zrobiła ciotce niespodziankę i że sobie pogawędziły :D A jeszcze Zofia i Marcin, to takie gołąbeczki, że aż miło się czyta :D Niech no między nimi znów zaiskrzy, naprawdę bym tego chciała :D
ZDAŁA! ZDAŁA! ZDAŁA! I to jeszcze jakie ładne wyniki :D Tylko dwa Nędzne, a tak to wszystko pozytywnie, normalnie dumna jestem :D
Ale super, że Wroński tak Anielę traktuje jak swoją podopieczną, to naprawdę miło z jego strony, że nauczył ją latania :)
No i jak obiecałaś, tak mam moją ceremonię przydziału, jak ja lubię te właśnie sceny :D
I coś czuję, że teraz Huncwoci nie dadzą dziewczynie spokoju :D
Super rozdział! Pozdrawiam i w wolnych chwilach czytam dalej :D
Buziaki :*
O tak, święta to zdecydowanie czas obżarstwa :D
UsuńHuncwotów w kolejnych rozdziałach na pewno będzie bardzo, bardzo, bardzo dużo. Co do paringu Remus-Aniela, to ciekawa jestem, czy po lekturze następnych rozdziałów dalej będziesz tak uważać :D.
Uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że między Marcinem a Zofią na pewno zaskrzy :P
A wracając jeszcze na chwilę do Huncwotów, to dobrze czujesz, na pewno nie dadzą jej spokoju.
Zapraszam do dalszej lektury,
Ślę uściski,
Panna Czarownica