17.05.2018

Rozdział 5

Gdy Aniela otrząsnęła się z pierwszego szoku zaprosiła gościa gestem ręki do środka. Wszyscy skierowali za nią swoje kroki w stronę kuchni. Ostatnio było to miejsce ich częstych, wspólnych spotkań. Gdy zgromadzeni usiedli przy maleńki stole, gość odezwał się ponownie:
– Witaj Marcinie, kopę lat się nie widzieliśmy. – Dumbledore rozsiadł się wygodnie na krześle i zaczął wspominać – Pamiętam, jak kiedyś w szóstej klasie podpaliłeś niechcący szatę profesor Sprout.
– Ale, ale… – zaczął zszokowany Wroński – Skąd pan wiedział, panie dyrektorze, przecież…
– Och, już nie bądź taki zaskoczony, miałem wtedy niezły ubaw, widząc jak skacze w popłochu, a potem obserwując twoją zszokowaną minę. Dlatego nie odjąłem wam punktów. – Starzec puścił mu oczko i spojrzał w stronę Zofii – A ty to pewnie Zofia Stokłosa?
– Zgadza się! – Zofia była nie mniej zszokowana, niż przed sekundą jej przyjaciel – Ale jak…?
– Pamiętam, jak w marcu, albo nie, chyba jednak w kwietniu, na siódmym roku, nie pozwoliłem mu jechać do Polski na jakiś bal. Był tak przejęty, że nawet chciał uciec do ciebie ze szkoły. Tylko woźny go złapał. – Albus zachichotał widząc jeszcze bardziej zdziwione spojrzenie brunetki i zarumienionego, patrzącego na czubki swoich butów byłego ucznia. Zatarł radośnie ręcę. – Czyżbym wydał jakiś sekrcik?
– Panie dyrektorze – zaczął nieśmiało mężczyzna i spojrzał na obserwującą całą scenę Anielę – nie chciałbym być niegrzeczny i panu przerywać, ale nie to jest tematem naszego spotkania.
– Ach tak, tak, masz rację. – Dumbledore poprawił okulary na swoim nosie i spojrzał na blondynkę – Ty pewnie jesteś Aniela Weles. Wroński wspominał mi o tobie w liście. To doprawdy niezwykłe, niezwykłe. Chciałbym, żebyś mi opowiedziała swoją historię od początku.
Zszokowana dziewczyna przez chwilę nie wiedziała o co tutaj chodzi. Pamiętała, że przyjaciel ciotki opowiadał jej o tym, że młodzi czarodzieje trafiają do różnych szkół magii. Po chwili zastanowienia przypomniała sobie, że mówił też coś o jakimś Hogwarcie, że chyba też tam się uczył czy coś. Nie mogła sobie zupełnie przypomnieć czy wspominał o tym siwiejącym mężczyźnie, ale doszła do wniosku, że skoro ciotka ufa Wrońskiemu, a on ufa temu mężczyźnie, to i ona powinna im zaufać. Skoro uwierzyła w cały ten cyrk, to nic nie powinno jej już zdziwić. Ciągle poddawała w wątpliwość słowa przyjaciela ciotki o świecie magii, te wszystkie magiczne zdolności i czary. Dalej próbowała znaleźć tu jakiś haczyk i była przygotowana na to, że za chwilę wszyscy wybuchną śmiechem i będą drwić z jej naiwności, a ją samą zamkną w jakimś dziwnym miejscu. Z drugiej strony Marcin pokazał jej różdżkę, potrafili kilka magicznych sztuczek, i to wszystko wydawało jej się naprawdę spójne. Nielogiczne, ale spójne. Poza tym na korzyść tego, że magia naprawdę istnieje przemawiało pojawienie się w ich domu Dumbledore’a. Chyba Wroński nie angażowałby obcego człowieka tylko po to, żeby udowodnić jej, że jest psychicznie chora? Zresztą, gdzie znalazłby normalnie takiego cudaka. Mimo, że przez ostatnie dni pokazywała wszystkim, że wierzy w ich historię i wersję wydarzeń, to jednak ciągle miała co do tego wątpliwości. Brakowało jej paru elementów układanki, może jakiś bardziej spektakularnych pokazów magii. Zastanawiała się kilka chwil czy naprawdę powinna mu coś o sobie mówić, ale widząc ponaglenie w oczach Wrońskiego i zachęcające kiwanie głową przez Stokłosę postanowiła jednak się odezwać. W końcu to dyrektor szkoły, trochę szacunku, Weles! Zaczęła, więc jeszcze raz mówić to, co opowiadała już pozostałej dwójce zaledwie kilka dni temu. Swoją opowieść rozpoczęła teraz jednak od czasów dzieciństwa. Od momentu, gdy pierwszy raz zdarzyło się coś niezwykłego, czego nie umiała ani wtedy, ani teraz racjonalnie wyjaśnić. Jednak takich wydarzeń było zaledwie parę, więc streściła je w kilku zdaniach. Potem zaczęła opowiadać o pobytach w domu dziecka i tym, jak jej umiejętności stopniowo rosły w siłę. Całą historię zakończyła na opowieści o tym, jak wybrały się z Zofią w góry i jak ochroniła je wówczas przed spadającymi kamieniami. Kątem oka dostrzegła, że na wzmiankę o tej sytuacji Zofia prostuje się niczym struna. Domyśliła się, że pamięcią również wróciła do tamtych chwil. Zanotowała też, że Marcin wyszeptał jej kilka słów do ucha. Po nich wyraźnie się uspokoiła, a i Aniela odetchnęła z ulgą widząc to.
Musiała przyznać, że Dumbledore był bardzo dobrym słuchaczem. Nie wchodził jej w słowo, dawał spokojnie dokończyć myśl, od czasu do czasu kiwał potakująco głową, a gdy coś szczególnie przykuło jego uwagę zadawał konkretne pytania, w celu doprecyzowania. Dzięki jego pojedynczym wtrąceniom, jej historia wydawała się bardziej pełna. Sama powiedział mu o kilku rzeczach, o których nie wspomniała, gdy tę samą historię opowiadała przyjacielowi cioci. Teraz miała wrażenie, że powiedziała już dosłownie wszystko. Dodatkowo roztaczał wokół siebie taką ciepłą i przyjacielską aurę, że Aniela w ogóle nie czuła się skrępowana mówiąc mu o sobie. Miała wrażenie jakby rozmawiała z ulubionym wujkiem.
– Interesujące, doprawdy interesujące – Albus powtarzał pod nosem, gdy nastolatka skończyła opowiadać. Następnie ze swojej szaty wyjął różdżkę i przyłożył ją do skroni. Między jego głową a końcem różdżki zaczęła się tworzyć długa, srebrno-niebieska, mglista nić. W tym momencie mężczyzna miał bardzo skupiony wyraz twarzy i lekko przymrużył swoje niebieskie oczy. Po chwili umieścił nić w małej fiolce, takiej w jakiej czasami umieszcza się lekarstwa. Aniela patrzyła na to wszystko zszokowanym wzrokiem, a Zofia ze zdziwienia otworzyła usta. Widząc zdumienie wypisane na ich twarzach wyjaśnił – ta mgiełka to było moje wspomnienie.
– Wspomnienie? – nastolatka nie kryła zdziwienia – Co pan ma na myśli?
– Niektórzy czarodzieje, gdy w ich głowie kłębi się za dużo wspomnień i pomysłów, odsiewają niektóre z nich. Potem można je obejrzeć w myślodsiewni. Czasami pozwala to zobaczyć coś, czego nie widziało się wcześniej – poprawił okulary spoczywające na czubku haczykowatego nosa. – Ale wróćmy już do sprawy.
– A czy… czy, no… czy wie pan, co mi jest? – Aniela otrząsnęła się z szoku i zapytała z nadzieją w głosie. Coraz mocniej wierzyła w tę historię o świecie magii. Albo w to, że naprawdę zwariowała. – Umie pan to wszystko wyjaśnić?
– Już ci mówiłem. Jesteś czarownicą – wszedł im w słowo Wroński, ale dyrektor tylko uciszył go ruchem ręki, a nastolatka spojrzała na niego złowrogo.
– To interesujące, doprawdy interesujące – zaczął znów powtarzać Dumbledore nie zważając na obecność innych w pomieszczeniu. – Będę musiał to sprawdzić.
– Sprawdzić? – Przerażona dziewczyna spojrzała najpierw na rozmówcę, a potem na ciotkę szukając w niej pocieszenia. Ta tylko uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i przysunęła nieco bliżej bratanicy. Nie wiedziała za wiele o świecie magii więc nie chciała się wtrącać w ich rozmowę. Słowa o sprawdzeniu jej magii nie zabrzmiały zachęcająco. Za bardzo kojarzyły jej się z paleniem na stosie. Przerażona wyszeptała – Co pan ma na myśli?
– Tak… Dobrze… Więc, jak już zauważył Marcin, z pewnością jesteś czarownicą. – Aniela chciała się odezwać, ale on tylko, podobnie jak wcześniej w przypadku swojego ucznia, uciszył ją gestem dłoni. – Jednak wydaje mi się, że twoja moc pojawiła się całkiem niedawno.
– Niedawno? – wyrwało jej się. Z przejęcia nawet nie zauważyła, że jako jedyna wstała z miejsca i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. – A te sytuacje jak byłam mała? Przecież… już wtedy… już coś się dziwnego działo.
– Tak, to też jest ciekawe. Musimy sprawdzić czy twoja magia była uśpiona i od urodzenia byłaś czarownicą, czy może stałaś się nią dopiero kilka miesięcy temu – mówił spokojnym i opanowanym głosem, głaszcząc palcami długą brodę. – Muszę to sprawdzić. Czy mogę cię poprosić o pokazanie paru rzeczy?
– Jasne! – Aniela pokiwała ochoczo głową, domyślała się, że tak samo jak Wroński, będzie chciał, by pokazała mu kilka swoich sztuczek. Gdy robiła to po raz pierwszy czuła się z tym dziwnie, przez ostatnie dni oswoiła się jednak z myślą, że może rzeczywiście jest czarownicą i łatwiej było jej się otworzyć ,i pokazać jak robi te wszystkie dziwności. Jeśli to co mówią jest prawdą, to może dzięki temu czegoś się nauczy. A jeśli traktują ją jak wariatkę, to już i tak dostarczyła im tyle dowodów, że nie miała nic do stracenia.
– Czy mogłabyś pokazać mi co umiesz? – Nie myliła się. Na te słowa Dumbledore’a spojrzała w stronę leżącego na szafce kubeczka i skupiła na nim wszystkie swoje myśli. Po chwili kubek wylądował przed dyrektorem. Następnie podeszła do okna i machnęła ręką, a wtedy zasłony rozchyliły się. – Mhmm… Ciekawe, ciekawe. A może możesz coś stworzyć?
– Yyy…stworzyć? Nie wiem, Tak, chyba tak. – Po chwili zastanowienia Aniela kiwnęła głową i zaczęła myśleć o małym niebieskim gwizdku. Nie miała pojęcia skąd przyszedł jej do głowy właśnie ten przedmiot. Niestety nie do końca jej się to udało. Zamiast niebieskiego, na jej ręce pojawił się szary gwizdek, w dodatku bez otworu do dmuchania. – Coś jeszcze pan sobie życzy?
– Nie. Myślę, że to wystarczy. – Albus podrapał się długimi palcami po głowie, a Aniela opadła na wysunięte jej przez ciotkę krzesło. – Pewnie z różdżką byłoby ci łatwiej. Muszę coś sprawdzić. Wybaczcie mi na chwilę.
Gdy poderwał się z miejsca wszyscy spojrzeli na niego, ale nikt nie miał odwagi, by wykrztusić z siebie choćby słowo. Trzy pary zszokowanych oczu odprowadziły go spojrzeniem do drzwi. Mężczyzna wyszedł na zewnątrz, rozejrzał się dokładnie dookoła i z cichym trzaśnięciem zniknął. Jeśli Nel potrzebowała bardziej spektakularnych dowodów na to, że magia istnieje, to ten jej w zupełności wystarczył. Teraz uwierzyłaby już we wszystko. Nawet w jednorożce i smoki.
– Przecież to jakiś wariat! – Po chwili milczenia Zofia rzuciła oskarżycielskim tonem i gwałtownie podniosła się z krzesła. Wycelowała palec w kierunku Marcina i zaczęła iść w jego stronę. – Po cholerę go tu przyprowadziłeś? I gdzie on teraz do jasnej cholery zniknął? Marcin, o co tu chodzi?!
– Zosiu, uspokój się – Wroński podszedł do niej i chciał ją przytulić, ale ta go odepchnęła. – To Najwyższa Szycha Konfederacji Czarodziejów i sam Dyrektor Hogwartu. Wielki czarodziej, Albus Dumbledore. Z pewnością wie co robi. Musimy dać mu działać.
– Działać? Jakie działać? – Zofia z przejęciem wymachiwała rękami, a Aniela patrzyła tępo w ścianę. Nie zwracała uwagi na kłótnie, która rozgrywała się między jej ciotką a Wrońskim. – Przecież on tak po prostu wyszedł! Nie powiedział nawet żadnego słowa. Ciągle powtarzał to swoje interesujące, ciekawe, a jak przyszło co do czego to uciekł. I jak on niby ma nam pomóc?
– Jestem pewien, że wie co robi i lada chwila tu wróci – dalej próbował przekonywać ją Marcin, ale dla swojego bezpieczeństwa zszedł jej z drogi. Trochę zaczynała go boleć pierś od wbijania palca przez kobietę. – Jeśli powiedział „na chwilę” to zaraz tu będzie. Musimy uzbroić się w cierpliwość.
– Pff… Cierpliwość! – Zofia oburzyła się bardziej na te słowa i z głośnym hukiem odłożyła kubek na blat stołu. Weles podskoczył na ten dźwięk i spojrzała zdziwiona na kobietę. – Też mi coś. To nie o twoją bratanicę tu chodzi.
– Uspokójcie się! – Aniela odezwała się silnym głosem, po czym nalała sobie wody. – Pan Marcin ma rację.
– Rację? – obydwoje byli zszokowani słowami dziewczyny i w tym samym momencie wbili w nią pytające spojrzenia. Ona jakby nigdy nic popijała powoli wodę z kubka i wydawała się niczym nie przejmować.
– No tak. Sam pan powiedział, że on jest Najwyższym… No najwyższym kimś tam. Jeśli powiedział, że wróci, to wróci. – Aniela spokojnie przeszła do salonu i usiadła na kanapie. – Czuję, że mi pomoże.
Zofia z Marcinem spojrzeli na siebie zdziwieni. Opanowana postawa Anieli zupełnie wytrąciła ich z równowagi i nie mieli już ochoty na dalsze kłótnie. Razem z nią usiedli w salonie i oczekiwali powrotu Dumbledore’a.
***
Chwila w ujęciu dyrektora trwała zdecydowanie dłużej, niż przypuszczali. W międzyczasie zdążyli już zjeść przygotowaną przez nastolatkę kolację. Nikt z nich nie był głodny, ale zrobili to by zająć czymś ręce i myśli.
Marcin bał się, że Zofia mogła mieć rację. Jeszcze z czasów szkoły pamiętał, że na dyrektora zawsze można było liczyć i jak coś obiecał, to starał się dotrzymać słowa. To o nim jako pierwszym pomyślał, gdy spotkał się z dawną przyjaciółką. Jednak, gdy wysłuchał historii Anieli, stwierdził, że to sprawa dla samego Ministerstwa, i dlatego to ich powiadomił jako pierwszych. Z kolei to Dumbledore odpowiedział na jego list i potem pojawił się w mieszkaniu Zofii, chcąc wyjaśnić sprawę. Jednak teraz, gdy zniknął bez słowa i nie było go już kilka godzin zaczynał mieć coraz większe wątpliwości.
Zofia z kolei, miała Albusa za starego szaleńca. Powoli zaczynała żałować, że powiedziała o wszystkim Wrońskiemu, i że tak ochoczo zaprosiła przyprowadzonego przez niego mężczyznę do domu. Chciała wierzyć przyjacielowi, że pomoże on jej bratanicy, ale to jak się zachował, i zniknął bez słowa w kulminacyjnym momencie, źle o nim świadczyło. Liczyła, że wreszcie dowiedzą się, jak to się stało, że Aniela zaczęła nagle władać magicznymi mocami, i że wreszcie dowie się, co stanie się z nią i jej bratanicą. Czy dalej będą mogły mieszkać tu we dwie, czy może zaproszą ją do szkoły, albo wymyślą coś jeszcze innego. Miała masę pytań o ich dalsze losy, i liczyła, że starzec na nie odpowie. Ale on tylko umył ręce i po prostu wyszedł. Była zła na całą tę sytuację i nie wiedziała do końca co ma o tym wszystkim myśleć. Z tego co mówił Marcin, wynikało, że jest on jakąś ważną szychą i bała się trochę, że faktycznie poszedł coś załatwić w ich sprawie, i że niekoniecznie będzie to rozwiązanie o jakim marzy.
Aniela była z nich wszystkich najbardziej opanowana i spokojna. Od początku czuła, że Dumbledore ma pomysł i teraz właśnie go realizuje. Ani przez chwilę nie przeszła jej przez głowę myśl, że mogłoby być inaczej. W głębi serca czuła, że naprawdę przejął się jej losem. Wiedziała, że jego powrót do ich mieszkania jest tylko kwestią czasu, a gdy wreszcie znów się tu pojawi, w końcu otrzyma odpowiedź na wiele nurtujących ją pytań. Nerwowy nastrój, który towarzyszył jej towarzyszom, w ogóle się jej nie udzielał. Roztaczała wokół siebie aurę opanowania i pewności. Owszem, chciała, żeby już wrócił, ale wiedziała, że roztrząsanie wszystkiego i wprowadzanie nerwowej atmosfery tego nie przyspieszy. Tłumaczyła sobie, że im więcej czasu mu da, tym więcej on załatwi, a ona potem będzie miała jaśniejszą sytuację. Liczyła, że pojawi się tu z gotowym rozwiązaniem i odpowiedziami na wszystkie jej pytania. Kiedy tamta dwójka stresowała się całą sytuacją, ona zajęła się obowiązkami domowymi i odsunęła to wszystko na bok. Nie zaprzątała sobie teraz tym głowy.
W końcu w okolicach wieczora znów usłyszeli dzwonek do drzwi. Opanowana do tej pory Aniela, pierwsza pobiegła je otworzyć. Tak jak przypuszczała, w drzwiach ponownie stał brodaty mężczyzna. Mimowolnie uśmiechnęła się na jego widok i wypuściła wstrzymywane nieświadomie powietrze. Na twarzach pozostałych osób również malował się wyraz ulgi. Jednak tym razem Albus nie był sam. Towarzyszył mu mężczyzna, na którego widok Aniela się wzdrygnęła. Starała się nie patrzeć, ale jego wygląd zbyt mocno przykuwał uwagę. Miał ciemne, szpakowate włosy, twarz jakby wykutą z kamienia. Przyglądając mu się zobaczyła całą masę blizn. Wyglądał jakby przeszedł bliskie spotkanie z kosiarką. To co najbardziej przykuwało uwagę to czarna opaska, do której przymocowane było sztuczne oko.
– A więc postanowił pan wrócić – rzuciła nieco kąśliwym tonem Zofia, a Wroński zgromił ją wzrokiem. Albus nie wyglądał jakby wyczuł ironię w jej wypowiedzi. – Zapraszamy, dyrektorze.
– Panie dyrektorze, dowiedział się pan czegoś? – Wroński podszedł do mężczyzny – Gdzie pan się podziewał?
– Byłem w Ministerstwie.
– Koniec tych pogaduszek! Przepuście mnie! – Mężczyzna przepchnął się obok Albusa. Dopiero teraz Aniela zobaczyła, że oprócz sztucznego oka ma też drewnianą nogę. Pokuśtykał na niej w głąb pomieszczenia, a Zofia zakryła usta z przerażenia. Prawie upadła, ale wtedy Wroński ją podtrzymał. Z jej twarzy odpłynęły wszystkie kolory. Marcin również był nieco przerażony jego widokiem. – Napatrzyliście się już?!
– W Ministerstwie? – Przejęta Aniela zakryła dłonią usta, po pierwszym szoku, który wywołał obcy człowiek postanowiła powrócić do zadawania pytań dyrektorowi. – Tym, od całej tej magii?
– Tak – Dumbledore również podążył za facetem z drewnianą nogą i nie czekając na zaproszenie ruszył w stronę kuchni, po czym usiadł na jednym z krzeseł. – Spodobałoby ci się tam, mają tam fajną fontannę. Lubisz fontanny?
– Yyyy… tak… – zbita z pantałyku dziewczyna pokiwała twierdząco głową, a towarzysz dyrektora przewrócił ze zniecierpliwienia oczami.– I??
– I skonsultowałem z nimi twój przypadek. Początkowo nie byli tym zainteresowani, ale…
– Och! Koniec tych dyskusji! Do rzeczy! – Mężczyzna warknął ze zniecierpliwiania i uderzył swoją drewnianą nogą o podłogę. – Obserwowałem cię od dłuższego czasu! Co tu się dzieje?!
– Zapomniałbym! To jest Alastor Moody, szef biura aurorów. Alastorze, ta młoda dama to Aniela Weles. Ten tutaj, to Marcin Wroński, mój były uczeń. A to jest Zofia Stokłosa, ciotka Anieli – przedstawiał ich po kolei, zupełnie nie zwracając uwagi na zniecierpliwiony wyraz twarzy swojego towarzysza i zdumione spojrzenia reszty zebranych. – To Alastor był tym człowiekiem, który cię obserwował.
– Męczą mnie te wasze słodkie dyskusje! Dlaczego używasz czarów przy mugolach? – warczał w stronę dziewczyny Moody, wygrażając do niej palcem. – Dlaczego nikt z ministerstwa o tobie nie wie? Jak to osiągnęłaś?
– Co? Ja? Ja… ja sama bym chciała wiedzieć– Aniela skuliła się przerażona. – Ja też nic z tego nie rozumiem.
– Dość mam tych wygłupów! Tłumacz się – dalej warczał w kierunku dziewczyny. Zofia chciała coś powiedzieć, ale umilkła pod naporem jego wściekłego spojrzenia. Aniela widząc strach na twarzy ciotki przybrała hardą minę. – Czekam!
– Kiedy ja naprawdę nie mam pojęcia! – Zaczęła się tłumaczyć nie tracąc kontaktu wzrokowego z Moodym. Chciała uciec przed spojrzeniem jego sztucznego oka ale powtarzała sobie, że wytrzyma. – Jeszcze niedawno sama nie wiedziałam, że czarodzieje żyją naprawdę.
– Alastorze, wystarczy. – Dumbedore położył dłoń na jego ramieniu. – Aniela nie jest niczego winna. Musimy jej pomóc.
Moody prychnął z pogardą, a Aniela spojrzała z wdzięcznością na Dumbledore’a. Zofia również była mu wdzięczna i powoli zaczynała dochodzić do siebie. Zgodnie z polską gościnnością chciała zaoferować im coś do picia. Nie miała zbyt dużo propozycji, bo w tamtych czasach ciężko było zdobyć niektóre towary, ale chciała ich uraczyć tym co ma. Nim jednak zdążyła zadać pytanie Wroński machnął różdżką, a przed wszystkimi pojawiło się po kubku gorącej herbaty. Za drugim machnięciem przywołał też talerz ciasteczek. Obie kobiety były pod wrażeniem.
– Byłem w ministerstwie, skąd przyprowadziłem również Moody’ego. Obaj nie wiemy czemu nikt wcześniej się tobą nie zainteresował. Musimy dojść do tego jak to się stało, że stałaś się czarownicą. – Albus zdjął z głowy kapelusz w kolorze szaty i położył go na stoliku obok kubka. Mówił o tym z takim spokojem i pewnością w głosie, że nastolatka słuchała go uważnie, nie przejmując się niczym. – Mamy dla ciebie pewną propozycję.
– Propozycję? – Zaciekawiona podniosła się krzesła. – Co ma pan na myśli?
– Może zacznę od początku – Albus przeczesał swoimi palcami długą, siwą brodę. – Jak zapewne wiesz, jestem dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dbamy o to, by nauczyć przyszłych czarodziejów posługiwania się magią. Ciebie też byśmy chcieli tego nauczyć.
– Słucham? – Aniela zapytała z wesołymi iskierkami w oczach, a Zofia wyraźnie posmutniała na twarzy, czując co może to oznaczać. Widzący jej minę Wroński położył dłoń na jej ramieniu.
– Widzisz, jest pewien problem... Normalnie, nasi przyszli uczniowie dostają list w wieku jedenastu lat. Ty jednak jesteś już trochę starsza. Odstawałabyś wiekowo od grupy. – Albus zawiesił na chwilę głos, jakby się nad czymś zastanawiał. – Gdybyś dostała list w tym samym czasie co inne dzieci, to powinnaś po wakacjach zacząć szósty rok. Tak się jednak nie stało. A to rodzi pewien problem.
– SUMy – wtrącił się do tej pory siedzący cicho Wroński. Jego ton głosu nie zwiastował niczego dobrego.
– SUMy? – zapytała zdziwiona Zofia i spojrzała wyczekująco najpierw na przyjaciela, a potem na dyrektora.
– SUMy? – Aniela również powtórzyła zdziwiona.
– Tak. SUMy – Albus uśmiechął się pobłażliwie i odstawił kubek, z którego popijał herbatę. – Standardowe Umiejętności Magiczne. To takie… hmm… egzaminy, które zdają uczniowie przed rozpoczęciem nauki na szóstym roku.
– Ja chciałem wyczyścić jej pamięć. – wtrącił skrzeczącym głosem Moody, ale Albus zbył go gestem dłoni. Zarówno on, jak i Wroński wiedzieli, że to nic by nie dało.
– Jak już mówiłem, problemem są SUMy. Żebyś mogła dostać się na szósty rok musisz je zdać. Myślę, że najlepiej będzie jeśli zaczniemy ćwiczyć już w Hogwarcie. –  Spokojnie tłumaczył pocierając swoją brodę. –  Gdy je zdasz, przydzielimy cię do odpowiedniego domu.
– Domu? – Aniela była zszokowana. Niewiele z tego rozumiała. – W Hogwarcie? Przecież ja już mam dom.
– Tak. Jak już mówiłem, jestem dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W Hogwarcie mamy cztery różne domy, do których trafiają młodzi czarodzieje wyróżniający się szczególnymi cechami, ważnymi dla założycieli szkoły. – W skupieniu słuchała tego co mówi dyrektor. Starała się zapamiętać jak najwięcej. W tle słychać było tylko zniecierpliwione prychnięcia Moody’ego. – Ministerstwo zgodziło się byś zdała egzaminy w trybie przyspieszonym. Myślę, że udałoby mi się znaleźć paru uczniów i nauczycieli, którzy pomogliby ci się przygotować przez te trzy miesiące. Jednak… jest jeden problem.
– Problem? – Trzy pary oczu spojrzały w stronę Dumbledore’a.
– Musimy się dowiedzieć jak to się stało – zaczął powoli dyrektor, a cała reszta pokiwała równocześnie głową. – Ministerstwo chciałoby…
– Legilimencja – zacharczał Moody. A widząc zdziwione spojrzenie Anieli dodał oburzony – Musimy obejrzeć twój umysł.
– Legilimencja to taka magia, która pozwala wkraść się do czyjegoś umysłu i zbadać odczucia i wspomnienia innych. To wyjątkowo trudna magia, ale doświadczeni czarodzieje są w stanie się przed nią obronić używając oklumencji – powoli zaczął tłumaczyć Wroński. W powietrzu panowała nerwowa atmosfera. Chcąc uspokoić dziewczynę dodał – nie martw się. Nic złego ci się nie stanie. Będę przy tobie.
– Jutro masz wstawić się w Ministerstwie – Moody wszedł w słowa Wrońskiego, po czym odwrócił się gwałtownie i opuścić pomieszczenie trzaskając drzwiami.
***
Równo o piętnastej do drzwi ich mieszkania zapukał Marcin Wroński. Mimo, że wczoraj do późna rozmawiali o tym jak dostaną się do Ministerstwa Magii, to dalej na myśl o tym, że ma się po raz pierwszy w życiu teleportować ściskało ją w żołądku. Przyjaciel ciotki wytłumaczył jej dokładnie na czym to polega, i że to najbezpieczniejszy i najszybszy sposób na dostanie się tam. Jednak, po tym jak dodał, że przy pierwszej styczności z tym rodzajem transportu może jej się kręcić w głowie, być niedobrze, i że niewprawieni w to czarodzieje często się rozszczepiają prawdziwie się wystraszyła. Na uspokojenie dodał, że licencje ma od kilkunastu lat i nie raz teleportował się w kilka osób nie uszkadzając przy tym nikogo. Jednak wcale nie poprawiło jej to humoru. Nie chciała pokazać, że się boi zarówno teleportacji, jak i wizyty w ministerstwie, bo widziała, że ciotka już i tak jest strzępkiem nerwów. Czasami patrząc na nią miała wrażenie, że Stokłosa przejmuje się całą tą sytuacją bardziej niż ona. Jednak, gdy Wroński zapytał czy jest gotowa, to miała ochotę się rozpłakać. Ciotka ją przytuliła, po czym wyszli przed dom. Marcin rozejrzał się uważnie dookoła i nie widząc, żeby ktoś ich obserwował kazał jej się mocno go trzymać. Zakręciło jej się w głowie, szarpnęło w okolicach pępka, po czym upadła z całym impetem na ziemię i zaczęła łapczywie czerpać powietrze. To było jedno z najbardziej nieprzyjemnych uczuć jakich doświadczyła ostatnimi laty.
– Wszystko w porządku? – Zapytał ją Wroński i pomógł jej wstać. – Nie martw się, następnym razem będzie lepiej.
– Ta… dzięki – podniosła się szybko i otrzepała ziemię z kolan. – Niedobrze mi.
Gdy Aniela doprowadziła się jako tako do porządku ruszyli w stronę budki telefonicznej. Myślała, że zobaczy przed sobą jakiś wielki gmach, więc widok budki nieco ją zaskoczył. Wroński widząc jej zszokowaną minę szybko wytłumaczył jej, że ministerstwo jest schowane, i że dostaje się do niego właśnie w ten sposób. Wybrał na tarczy telefonu 62442, po czym się przedstawił i powiedział po co tutaj przybył. Aniela trzymała go kurczowo za ramie. Chciała by towarzyszyła jej tutaj Zofia, ale wytłumaczyli jej, że ze względu na brak zdolności magicznych nie ma wstępu do ministerstwa, jeśli sprawa jej bezpośrednio nie dotyczy. A według nich tak właśnie było. Budka szybko zjechała na dół, a jej oczom ukazało się ogromne atrium. Na samym środku zobaczyła ogromną fontannę, która przestawiała kobietę i mężczyznę w długich szatach, jak się domyśliła Aniela byli to czarodzieje, centaura, o którym kiedyś czytała w bajkach dla dzieci i jakieś dwie okropnie wyglądające postacie, które były zdecydowanie mniejsze od pozostałych, i których nie umiała nazwać. Na dnie fontanny znajdowało się mnóstwo monet, których blondynka nigdy wcześniej nie widziała na oczy. Napis obok głosił, że to Fontanna Magicznego Braterstwa. Odnotowała w myślach by zapytać potem o to swojego towarzysza. Udali się do windy, która zawiozła ich na drugie piętro, a potem skierowali się do trzeciego pokoju po lewej stronie. Tak jak wczoraj kazał im to zrobić dyrektor. Po drodze minęli całą masę czarodziejów i czarownic w różnych grupach wiekowych. Aniela była tym wszystkim równocześnie zafascynowana jak i przerażona. Powoli weszła za Wrońskim do pokoju. Tam siedział już Albus Dumbledore, który pomachał jej wesoło na powitanie, Alastor Moody, który łypał na nich spod oka i jakiś inny mężczyzna, który przedstawił się jako Jeremi Grayson, auror.
– Koniec tych uprzejmości – Moody warknął groźnie i wskazał jej ręką krzesło. – Siadaj!
– Anielo, zebraliśmy się tutaj by poddać cię działaniu legilimencji i znaleźć przyczynę, która spowodowała ujawnienie się twoich magicznych zdolności – zaczął jej spokojnie tłumaczyć Dumbledore, a ona ze zdenerwowania zaplatała swoje blond włosy w warkocz. Zaobserwowała jeszcze, że w pokoju unosi się notes z długopisem, który sam wszystko notuje na kartkach. – Odpręż się i pozwól nam wniknąć do swojego umysłu. Nie będzie to przyjemne, ale nie stanie ci się krzywda. Będziemy mieli cały czas wszystko pod kontrolą. Zgadzasz się?
– A mam inne wyjście? – Próbowała zażartować Aniela, ale dalej nerwowo bawiła się włosami. Wroński, żeby dodać jej otuchy złapał ją za rękę. – Zgoda.
Nad jej głową stanęło czterech dorosłych mężczyzn. Pokiwali głowami w stronę Dumbledore’a, a ten przystąpił do wnikania w jej umysł. Poczuła się bardzo dziwnie i nieprzyjemnie. Jeżeli wcześniej myślała, że teleportacja jest niemiłym doświadczeniem, tak teraz legilimencja wiodła zdecydowany prym. Czuła obecność dyrektora w swojej głowie i nie czuła się z tym przyjemnie. On powoli zaczął przeczesywać jej wspomnienia. Obrazy w jej głowie przewijały się w szaleńczym tempie. Przy niektórych dyrektor zwalniał na chwilę i oglądał je dokładnie.
Siedziała na kolanach mamy i bawiła się jej czerwonymi koralami. Ta uśmiechała się wesoło i pogłaskała dziewczynkę po główce. Nagle za mocno pociągnęła za ozdobę na szyi kobiety i sznurek się zerwał. Pociągnęła kilka razy nosem, ale mama machnęła ręką i zaśmiała się wesoło, mocniej ją przytulając. Aniela podobnie jak Dumbledore uśmiechnęła się pod nosem. Rozczuliła ją ta scena.
Następne wspomnienie, przy którym na dłużej zatrzymali się dotyczyło wydarzeń, które odbyły się zaledwie kilka lat później. Blondynka patrzyła, jak młodsza wersja jej samej siedzi na łóżku i bawi się kredkami. Nagle jedna z nich łamie się na pół, a ona patrzy na nie przez chwilę i nagle dwie połówki kredek zbliżają się ze sobą i ponownie łączą, by po chwili się rozpaść. Przestraszona uciekła z pomieszczenia. Przypomniała sobie, że to było jedno z pierwszych wydarzeń, kiedy miała wrażenie, że dzieje się z nią coś dziwnego, coś czego nie umiała nazwać.
Kolejne wspomnienie sprawiło jej ogromny ból. Ból, który wywoływała wędrówka po jej umyśle nijak miał się do bólu, który niosło ze sobą to wspomnienie. Od kilkunastu miesięcy chciała wyprzeć to z pamięci, a teraz ci czarodzieje bezczelnie je oglądają. Wściekła spojrzała w stronę dyrektora. Ten jednak miał niezwykle skupiony wyraz twarzy i oglądał uważnie scenę, która rozgrywała się w jej głowie. Po całym pomieszczeniu rozszedł się dźwięk dzwonka. Przetarła zaspane oczy i ruszyła w stronę drzwi. Myślała wtedy, że to rodzice zapomnieli kluczy, tak jak kiedyś, więc z ociąganiem poszła im otworzyć. Gdy je uchyliła i zobaczyła stojącą w nich parę: policjanta i policjantkę, bardzo się wystraszyła, ale miała nadzieję, że nic złego się nie stało. Kobieta spytała ją, czy nazywa się Anielą Weles, a gdy twierdząco pokiwała głową, bez zbędnych wstępów oświadczyli jej, że jej rodzice mieli wypadek. Patrzyła jak zaczyna się chwiać i upadać, ale w ostatniej chwili łapie ją policjant. Razem ze swoją partnerką przenoszą ją do środka i kładą na kanapie. Potem kobieta kręci się chwilę po pomieszczeniu i wraca ze szklanką wody. Ona sama w tym momencie dochodzi do siebie. Dumbledore stojący obok klepie ją po ramieniu, a ona nawet nie zauważa, kiedy po policzkach zaczynają spływać jej łzy. Gdy dwa lata młodsza ona siada na kanapie i pyta się policjantów co z nimi, Aniela w dalszym ciągu ma nadzieję, że to nie była prawda. Jednak widząc jak znów osuwa się na kanapę wie, że to wszystko wydarzyło się na prawdę.
Kolejna scena ma miejsce dzień później, gdy tępo wpatruje się w zgaszoną żarówkę i ma ochotę coś rozwalić, a żarówka nagle pęka. Kątem oka dostrzega, że stojący obok niej dyrektor uważniej zaczyna się przyglądać jej wspomnieniom. Znowu przelatują kilka w bardzo szybkim tempie. Na dłużej zatrzymali się przy wspomnieniu z pogrzebu rodziców. Dopiero teraz widziała jak to wyglądało, bo gdy to wszystko się odbywało chodziła nieprzytomna. Parę kolejnych wspomnień dotyczy jej przeprowadzek po różnych miejscach i ponownego spotkania znajomych z Krakowa. Zauważyła, że dyrektor od pewnego momentu bardziej skupia się na wspomnieniach bardzo radosnych, albo tych bardzo smutnych, a także kilku, które działy się bardzo blisko nich. Pomijał zupełnie nieistotne wspomnienia, jak zakupy, rozmowy z przyjaciółmi czy zabawa w coś.
Kolejne wspomnienie, które sprawiło jej ból, i którego nie chciała żeby oglądał dotyczyło jej relacji z Pawłem. Widziała narastającą między nimi więź, to jak Paweł delikatnie ją przytulał i obejmował, jak pocieszał ją gdy dokuczały jej dziewczyny z sierocińca, jak przyniósł jej czekoladę, o którą tak bardzo było wtedy trudno. Jak robił jej nadzieję, że coś z tego będzie, a ona początkowo niechętna do budowania tej relacji, w końcu postanowiła się otworzyć. Coraz bardziej bolało ją odgrzebywanie tych wspomnień. Chciała, żeby dyrektor poszedł dalej, przecież nie było to nic ważnego,  ale on jak na złość, stał i uważnie się temu przyglądał. Zobaczyła jak sama przytula się do Pawła, mimo, ze wcześniej tylko odpowiadała na jego gesty i to z wyraźnym ociąganiem. W końcu słyszy jak proponuje mu samotny spacer, a ten mówi, że da jej znać. Kolejne wspomnienie jest z następnego dnia, gdy Lena wręcza jej list od Pawła, a Aniela rozrywa go z nadzieją. Widzi, że z każdym kolejnym, czytanym przez siebie zdaniem ma coraz smutniejsza minę. Zauważyła, że Dumbledore podszedł do niej ze wspomnienia i zaczął czytać przez ramię. Ona nie musiała tego robić, dokładnie pamiętała treść tego listu:
„Droga Anielo!
Myślę, że muszę Ci coś wyjaśnić. Wiem, że czasami zachowywałem się tak jakbym coś do Ciebie czuł. Miałaś prawo pomyśleć sobie, że między nami coś będzie. Jednakże… to nie tak. Owszem liczyłem, że jakoś się do Ciebie przekonam, w końcu jesteś super dziewczyną, znamy się nie od dziś. Wiem, że jesteś ładna, inteligentna i można z Tobą porozmawiać o wszystkim, ale…
Nie zrozum mnie źle, ale nie jesteś w moim typie. Myślałem, że coś się zmieni.
Jednak od początku w nim nie byłaś. Nie potrafię na to wpłynąć. Zawsze traktowałem Cię jak przyjaciółkę, nikogo więcej.
Nie chciałam Cię krzywdzić, chociaż wiem, że pewnie to zrobiłem.
Przepraszam, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. I że dalej będziemy tylko przyjaciółmi, i że nic to między nami nie zmieni. Zrozumiem jeśli będziesz chciała to zakończyć, ale uwierz mi, nie robiłem tego celowo. Jesteś dla mnie ważna, ale tylko jako przyjaciółka. Nic więcej…
Twój wierny przyjaciel,
Paweł”
Równocześnie ze sobą ze wspomnienia otarła wierzchem dłoni cisnące jej się do oczu łzy. Pamięta, że schowała wtedy swoją dumę w kieszeń i odpisała mu, że cieszy się, że z jego strony też nic z tego nie będzie, bo ona sama nie wiedziała jak odbierać jego zachowanie, a nie chciała tracić jego przyjaźni. Dumbledore uśmiechnął się do niej pocieszająco.
Kilka kolejnych wspomnień przez które przeleciał były mało znaczące. Na jednym patrząc na kubek wywoła na nim rysę, jakby chciał pęknąć, a na następnym zgniatała kartki w dłoniach i wściekle pomściła na przyjaciela, po czym kartki zamieniły się w popiół. Jeszcze kilka dotyczyło kilku drobnych rzeczy, których normalni ludzie nie umieją, ale szybko popędzili dalej, nie zatrzymując się tu. Jedno ze wspomnień opowiadało o tym, że siedzą razem na krakowskim rynku i karmią gołębie, w innym spacerują wieczorem po plantach.
Następne wspomnienia Dumbledore przeleciał szybciej, bo widział, że dziewczyna staje się coraz bardziej wyczerpana. Zatrzymał się na dłużej na wspomnieniach, które dotyczyły jej i małej Kasi poznanej w sierocińcu. Dumbledore kilka razy wrócił do wspomnień, w których obserwowała dziewczynkę. Teraz razem z nim dostrzegła kilka szczegółów, na które wcześniej nie zwróciła uwagi. Jednym z nich było to jak dziewczynka bez użycia rąk żongluje kamieniami, na innym przesuwa w ten sam sposób zabawki w różne miejsca. Na jeszcze kolejnym zmienia jej się na ułamek sekundy kolor włosów. Tu znowu wyczarowuje jakiegoś kwiatka. Potem widzi, jak ich więź coraz bardziej się zacieśnia i stają się coraz bliższe sobie. Dziewczynka nie odstępuje jej na krok, a i Aniela ze wspomnienia traktuje ją jak młodszą siostrzyczkę. Teraz też mimo bólu uśmiechnęła się widząc to. Potem obserwuje jeszcze kilka dziwnych sztuczek w wykonaniu Kasi. Potem widzi jak dziewczynka słabnie z dnia na dzień, aż w końcu wyczerpana długą chorobą umiera na jej rękach. Miała zaledwie cztery latka. Aniela upadła na kolana obok Dumbledore’a i zaczęła szlochać, a ten ponownie poklepał ją po ramieniu chcąc dodać jej otuchy. Nieco skrępowany jej bólem, dalej przeglądał wydarzenia z jej życia. Zauważyła, że od momentu gdy jej przyjaciółka umarła jej magiczne zdolności pojawiały się zdecydowanie częściej.
Następne kilka scen oglądała już totalnie wyczerpana. Jedna z nich dotyczyła sceny wypadku, gdzie starała się reanimować kobietę, która wypadła przez przednią szybę samochodu. Robiła to, aż do przyjazdu karetki, gdy przejęli ją funkcjonariusze. Tutaj znowu zaobserwowała, że potem w domu lepiej wychodziły jej czary.
Kolejne sceny dotyczyły kursu pierwszej pomocy, na który zaczęła uczęszczać po wydarzeniach z wypadku, lekcji w szkole, pochodu, wieczorów z ciotką, ale przez te dyrektor dosłownie przeleciał. Potem było wspomnienie z czarowania krokusów i z wycieczki w góry. Oglądanie wspomnień zakończył na dotarciu do ministerstwa.
Gdy wyszedł z jej umysłu Aniela bezwładnie osunęła się wyczerpana na krzesło. Wroński podtrzymywał ją delikatnie i patrzył z wyrzutem na dawnego nauczyciela.
– I co? – usłyszała jeszcze szorstki głos Moody’ego – Co znalazłeś?
– Chyba wiem, jak to się stało – Dumbledore odpowiedział do zgromadzonych, ale tego Aniela już nie usłyszała, bo zemdlała.
Gdy się ocknęła, leżała na kanapie w innym pokoju, a nad jej głową znów stało czterech dorosłych mężczyzn. Moody ponownie łypał groźnie na wszystkich. Dumbledore patrzył na nią z troską, człowiek, którego nazwiska nie pamiętała, starał się nie nawiązywać z nią kontaktu wzrokowego, a Wroński wachlował jej twarz gazetą.
– Obudziła się, księżniczka – nie musiała otwierać oczu, by wiedzieć kto wypowiedział te słowa.
– Alastorze! – usłyszała przywołujący głos Dumbledore’a i prychnięcie Moody’ego. – Jak się czujesz?
– Dobrze – przełknęła głośno ślinę i powiedziała słabym głosem. Nikt jej nie uwierzył. – Wie pan coś?
– Chyba wiemy jak to się stało, że masz magiczne zdolności – odwróciła się w stronę, z której dochodził głos. Próbowała sobie przypomnieć jak ma na nazwisko mężczyzna. Graham? Grayson? – Długo o tym dyskutowaliśmy i wydarzyło się coś, co nie miało miejsca od kilku wieków.
– Gdy byłaś młodsza wykazywałaś drobne umiejętności magiczne, ale były one niewiele większe, niż umiejętności przeciętnego charłaka, dlatego nie dostałaś nigdy listu. – Wszedł w słowo mężczyźnie Dumbledore, a Aniela pokiwała głową na znak zrozumienia. Wroński również wsłuchiwał się w opowieść, bo wyraźnie zwolnił wachlowanie jej. – To co nas zastanowiło, to to, że po każdym dramatycznym wydarzeniu w twoim życiu, twoje umiejętności stawały się coraz większe.
– Ale nie na tyle duże, byśmy się tobą zainteresowali – teraz znowu, głosem, który brzmiał jakby chciał się usprawiedliwić, odezwał się auror. Aniela rzuciła mu spojrzenie pełne wdzięczności, bo bała się, że dyrektor zacznie skupiać się bardziej na opowiedzeniu wszystkich jej przeżyć niż nad wyjaśnieniami. Mężczyzna posłał jej uprzejmy uśmiech. – Momentem kulminacyjnym była twoja znajomość z Kasią.
– Od małego przejawiała ogromne zdolności magiczne i jak sprawdziliśmy była sierotą, pochodzącą z rodu czarodziejów czystej krwi. Skoligowanych z jedną z rodzin z nienaruszalnej dwudziestki ósemki. Miała potężną moc, a gdy umarła, jej moc przeszła na ciebie. – wyjaśnił jej Grayson, a Aniela rozdziawiła usta ze zdziwienia. Wroński również był zszokowany, bo przestał wachlować. – Według ksiąg podobna sytuacja miała miejsce kilka wieków temu. Więc… jeśli to co mówię to prawda, to twój przypadek byłby trzecim odnotowanym w historii.
Dziewczyna wyprostowała się na kanapie i nerwowo rozglądała się po pomieszczeniu. Znów czuła się jakby była w ukrytej kamerze, a wszyscy inni robili sobie z niej żarty. Na chwilę zatrzymała wzrok na Wrońskim, który był tak samo zszokowany jak ona. Jego ręka trzymająca gazetę zawisła w powietrzu, a na jego twarzy malowało się zdziwienie i niezrozumienie. Potem spojrzała na Moody’ego. Ten łypał groźnie na wszystkich i stukał nerwowo nogą o podłogę. Dumbledore jak zwykle był oazą spokoju i stał przy oknie. Znowu trzymał złączone palce dłoni i uśmiechał się półgębkiem. Grayson, który jej to tłumaczył wyglądał na zniecierpliwionego i zdziwionego. Miała wrażenie, że sam nie do końca wie o czym mówi.  
– Legendy głoszą, że do takiego zdarzenia może dojść, gdy ktoś o znikomych lub zupełnie pozbawiony umiejętności magicznych, szczerze i bezwarunkowo oddaje swoje serce komuś innemu i chce zrobić wszystko dla jego dobra. Dodatkowo taka osoba musi być człowiekiem prawym, dobrym i odważnym. Kronikarz wspomniał o jeszcze jednym warunku, niestety nie znaleźliśmy nic na ten temat. Najprawdopodobniej ten fragment uległ zniszczeniu w bibliotece Aleksandryjskiej i teraz owiany jest tajemnicą. – Dumbledore odszedł od okna i zaczął tłumaczyć fachowa, a Aniela dalej patrzyła na niego z rozdziawionymi ustami. – Podania mówią, że jeśli zostaną spełnione wszystkie warunki, to wówczas moc umierającego czarodzieja czystej krwi może przejść na tę osobę. Wydaje nam się… wydaje nam się, że najprawdopodobniej taka sytuacja miała miejsce w twoim przypadku.
– Ta głupia dziewucha nic z tego nie rozumie – warknął wściekle Moody, ale wszyscy zgromadzeni popatrzyli tylko w jego stronę złowrogo. – Dość tych tłumaczeń! Musimy działać. Albusie, potem sobie pogawędzicie!
– Tak, tak… masz rację. Dobrze… o czym to ja? A wiem! Graysonie, udasz się z Anielą na Pokątną i zrobicie wszystkie konieczne zakupy.
– Ja z nią pójdę. – Wrónski jakby wyrwał się z letargu i szybko zgłosił na ochotnika.
– Dobrze, w takim razie w sobotę teleportujesz się z Marcinem do Londynu i stamtąd pójdziecie na Pokątną. Wieczorem przyjadę do was i teleportujemy się do Hogsmeade, stamtąd udamy się do Hogwartu i zaczniemy ćwiczyć – kontynuował spokojnym głosem dyrektor. – Może w trybie przyspieszonym uda ci się opanować część materiału niezbędnego do zdania SUMów.
– Ale… – Aniela chciała zabrać głos, na co Moody tylko prychnął zniecierpliwiony – Co z ciocią? Nie mogę ćwiczyć w domu?
– Głupia dziewucha – znów odezwał się szalonooki, ale nikt ze zgromadzonych nie zwrócił na niego uwagi.
– To niemożliwe – pokręcił przecząco głową Albus. Blondynka chciała znów zaprotestować, ale ten dodał – używanie przez niepełnoletnich czarodziei magii przy mugolach i poza Hogwartem jest zabronione.
***
W piątkowy wieczór siedziały do późna z Zofią w ich małej kuchni. Obie czuły, że to czas ich pożegnania i przez co najmniej kilka tygodni nie będą się widzieć. Mimo, że znały się zaledwie od kilku miesięcy, to więź jaka się między nimi wytworzyła była niezwykle silna, dużo sobie wzajemnie zawdzięczały. Zofia czuła ogarniający smutek na myśl, że już jutro znów zostanie sama, bez swojej bratanicy. Mieszkanie znowu będzie puste, a ona będzie czuła się samotna jak nigdy wcześniej. Wiedziała jednak, że to wszystko jest dla dobra dziewczyny, i że nie może jej tego zabronić. Musiała być dla niej silna i przekonywała nastolatkę, że sobie poradzi, a dla niej to na pewno będzie fajna przygoda. I że zawsze będzie miała gdzie wrócić. Aniela mimo podekscytowania i radości, którą czuła na myśl o udaniu się do Szkoły Magii czuła też dziwne uczucie smutku. Ona również bardzo przywiązała się do ciotki. Traktowała ją jak najlepszą przyjaciółkę i… jak drugą matkę. Kochała ją z całego serca i nie chciała się z nią rozstawać. Miała wrażenie, że mają sobie jeszcze tyle do powiedzenia i tyle wspaniałych chwil do przeżycia razem. Obiecała cioci, że będzie do niej często pisać i odwiedzać ją w każde wolne od szkoły. Tego dnia usnęły razem, wtulone na kanapie.
Z samego rana przyszedł Wroński i zapewnił Zofię, że Aniela będzie bezpieczna, i że nie ma czym się martwić. Obie kobiety mocno się uściskały i pomachały sobie na pożegnanie. Nel jeszcze rzuciła ostatnie spojrzenie na ich szary domek. Potem mężczyzna złapał ją za rękę i teleportowali się z głuchym trzaskiem. Zofia jeszcze chwilę patrzyła w miejsce, gdzie przed chwilą stała jej bratanica, po czym otarła spływające po policzku łzy i wróciła do mieszkania.
Gdy wylądowali w Londynie Marcin zabrał Anielę do pubu Dziurawy Kocioł. Już wczoraj, podczas powrotu do domu opowiadał jej co to jest ulica Pokątna i jak się tam dostaną. Gdy wyszli tylnym wyjściem z pubu, stuknął kilka razy w cegły, które ukazały im przejście na drugą stronę ulicy. Gdy tylko Aniela postawiła swoje stopy na ulicy Pokątnej zaparło jej dech z wrażenia. Po raz pierwszy widziała tylu czarodziei w jednym miejscu. O ile Dziurawy Kocioł wyglądał zupełnie normalnie, czuła się trochę zawiedziona, bo już tam liczyła na coś spektakularnego, tak tutaj nie mogła wyjść  podziwu. Wroński pociągnął ją za rękę i udali się do pierwszego punktu na ich liście czyli do Banku Gringotta. Tam przywitał ich mały, pokraczny człowiek, z tego co Aniela zapamiętała z wczorajszej opowieści, był to goblin. Marcin podał mu kilka mugolskich pieniędzy, a ten wymienił je na czarodziejskie. Potem, mimo protestów Anieli, podał mu dane do swojej skrytki i po chwili goblin wrócił z jeszcze większą sumą czarodziejskich pieniędzy.
Z Banku Gringotta przeszli się do salonu Madame Malkin. Tam przywitała ich przysadzista, bardzo uśmiechnięta kobieta. Szybko kazała stanąć Anieli na podeście i podnieść ręce. Nastolatka posłusznie wykonała polecenia, a wtedy wokół niej zawirowało kilka czarodziejskich metrów krawieckich, które zebrały jej wymiary. Madame zapisała je w swoim zeszyciku, po czym zmierzyła Anielę od stóp do głów i kazała im przyjść po odbiór szaty za dwie godziny.
Od Madame Malkin poszli do księgarni Esy i Floresy. Gdy zobaczyła te wszystkie książki, nie wiedziała na czym się skupić. Starała się dotknąć wszystkiego. Wszystkie chciała kupić. Marcin widząc jej szczęśliwą minę i pełen podziwu wzrok zaśmiał się cicho. Szybko podeszła do nich dziewczyna z obsługi i zapytała się Anieli, na który rok potrzebuje podręczników, ale ta nie wiedziała co odpowiedzieć, zdezorientowana zerknęła na towarzysza, który na szczęście szybko wybawił ja z opresji. Bał się, że ktoś może zacząć zadawać pytania, na które nastolatka nie umiałby odpowiedzieć, a Dubmledore prosił, żeby nie rzucali się w oczy. Powiedział, że szukają kilku książek na prezent, które będą dobrym uzupełnieniem do ich domowej kolekcji. Zakupili: „Eliksiry dla początkujących”, „Eliksiry dla zdrowia i urody”, „1001 roślin, które musisz znać”, „Kompendium Historii Magii”, podręczniki do Transmutacji, Zaklęć i Obrony przed Czarną Magią. Wroński zapłacił i wyjął z kieszeni mały woreczek, do którego spakował wszystkie książki. Po wyjściu ze sklepu wytłumaczył jej, że woreczek jest powiększony magicznym zaklęciem i dzięki temu można tam pomieścić wszystkie rzeczy.
Potem poszli zakupić kociołek do przyrządzania eliksirów, sowę, dzięki której Aniela mogłaby wysyłać listy, trochę pergaminów i innych artykułów papierniczych. Następnie przespacerowali się do lodziarni Floriana Fortescue, o której Marcin mówił, że to najlepsze takie miejsce w całej Anglii i wcale się nie mylił. Lody zjedzone tam smakowały wybornie.
Po deserze wrócili do sklepu Madame Malkin. Kobieta uśmiechnęła się na ich widok i przyniosła im szatę, którą uszyła dla Anieli. Ta poszła ją szybko przymierzyć. Wyglądała zabawnie w długiej czarnej szacie. Okazało się, że rękawy są trochę za długie, więc Madame kilkoma machnięciami różdżki dokonała ostatnich poprawek. Wroński zapłacił jej za ubranie i wyszli ponownie na ulicę Pokątną.
– To co? Gdzie teraz? – zapytała Aniela? – Gdzie mamy czekać na dyrektora?
– A nie zapomniałaś o czymś? – Wroński rzucił jej przeciągłe spojrzenie
– Yyy… – dziewczyna podrapała się po głowie – Dziękuję?
– Tak, to też – zaśmiał się, a ona spojrzała na niego zdezorientowana. – Musimy odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
– Jedno miejsce? – dopytywała, a Wroński uśmiechał się głupawo – Co masz na myśli?
– Brakuje ci najważniejszej rzeczy z ekwipunku czarodzieja – droczył się z nią – No dalej… Wiesz już?
– Różdżka! – pisnęła uradowana i zatrzymała się w miejscu – To gdzie to?
– Sklep Ollivandera. Chodź – mężczyzna złapał ja za rękę i pociągnął w stronę sklepu.
Już z daleka widziała piękne złote litery, które układały się w napis „Ollivanders”. Z całą mocą pchnęła duże drewniane drzwi i przekroczyła próg sklepu. Tam na półkach leżało mnóstwo różdżek we wszystkich kształtach, kolorach i długościach. Gdy tylko weszli od razu podbiegł do nich staruszek o dużych, przenikliwych oczach. Jego skronie przyprószone były siwizną.
– Witamy w sklepie Ollivanderów, nazywam się Garrick Ollivander – przedstawił im się, a Aniela delikatnie skłoniła się w jego stronę na powitanie. – W czym mogę służyć?
– Chcielibyśmy kupić różdżkę dla tej damy – Wroński szybko odpowiedział na jego pytanie i wskazał ręką w stronę Anieli.
– Różdżkę? – starzec badał ich przenikliwym spojrzeniem – A co się stało  poprzednią?
– Długa historia – szybko uciął Marcin, a jego odpowiedź nie spodobała się rozmówcy. Ollivander postanowił jednak nie dopytywać. – To jak? Znajdzie się coś?
– Oczywiście… – Mężczyzna zaczął się przyglądać uważnie Anieli, wziął jej prawą rękę w swoje dłonie i zaczął dokładnie studiować. Dziewczyna była speszona całą sytuacją, ale powstrzymała się przed zabraniem ręki. Po chwili udał się w głąb sklepu i przyniósł ze sobą różdżkę. – Może ta? Dąb, 10 i ½ cala, idealna do zaklęć?
– Yyy… Ładna – Aniela chwyciła różdżkę w rękę, i wykonała nią kilka ruchów. Z jej końca wyleciało parę kolorowych iskier, więc odskoczyła jak oparzona mało nie upuszczając trzymanego w ręce przedmiotu. Ollivander szybko wyrwał jej różdżkę z ręki i pobiegł po kolejną.
– Spróbuj tą. Czereśnia, 13 cali, bardzo giętka – przez chwilę ważył różdżkę w dłoniach po czym znów podał ją Anieli. Ta ledwo zdążyła chwycić ją w dłoń, gdy mężczyzna znów szybko ją zabrał. Wroński przyglądała się temu z wesołą miną. – Nie… ta też się nie nadaje.
Jeszcze dłuższą chwilę biegał po sklepie i przynosił różne różdżki. Jesion, 10 cali, z piórem feniksa. Grab, 8 i ½ cala, giętka, dobra do transmutacji, brzoza, kasztanowiec, krótka, długa, gruba, cienka, wykrzywiona i prosta. Aniela posłusznie chwytała różdżki w rękę, a ten albo po dłuższej chwili, albo od razu po dotknięciu zabierał ją. Po kilku nieudanych próbach zniknął na dłużej na zapleczu.
– Mam! Klon, 9 i ¾  cala, z włosem z ogona jednorożca. – Podał jej różdżkę, a ta chwyciła ją w dłoń. Miała wrażenie, jakby przedmiot idealnie pasował do jej ręki. Poczuła ciepło rozchodzące się po jej dłoni. Mimowolnie się uśmiechnęła. Sprzedawca krzyknął wesołym głosem – Idealna, idealna!
Po skończonych zakupach Wroński razem z Nel udali się do Dziurawego Kotła. Tam poszli do wynajętego na górze pokoju i spakowali jej rzeczy w niewielki kufer. Nie miała ich dużo, więc nie trzeba było nawet używać zaklęcia powiększającego. Do pojawienia się dyrektora Dumbledore’a, który miał zabrać ją do Hogwartu zostały jeszcze trzy godziny. Chodziła więc nerwowo po pokoju i zadawała Marcinowi setki pytań o to jak wygląda szkoła, czy powinna się bać, czy nauczyciele są mili, czy SUMy są trudne i tak dalej. Odpowiadała spokojnie na jej pytania.
Gdy na zegarze wybiła dwudziesta pierwsza ktoś zapukał do ich drzwi w Dziurawym Kotle. Był to sam dyrektor. Razem wyszli przed budynek pubu. Nel ostatni raz uściskała Marcina na pożegnanie i podziękowała mu za wszystko, po czym chwyciła dyrektora za rękę i teleportowali się do Hogsmeade.
***
Aniela upadła na kolana i wypluła ślinę. Nienawidziła teleportacji, chociaż teraz było to dużo przyjemniejsze niż za pierwszym razem. Dyrektor szybko pomógł jej wstać i otrzepać się po czym pociągnął ją za rękaw. Nie miała czasu na podziwianie, zwróciła tylko uwagę na to, że uliczka, w której się znaleźli jest słabo oświetlona, ale za to pełna sklepów i domków. W niektórych z nich paliły się światła. Ulica, którą w pośpiechu przemierzali z dyrektorem była niemal pusta. Albus pociągnął ją mocniej i stanęli przed jednym z budynków. Jego szyld głosił, że to Miodowe Królestwo. Weszli tam, a w środku, mimo późnej pory słychać było gwar rozmów. Na licznych półkach roiło się od przeróżnych smakołyków, żelki, czekoladki, fasolki, cukierki. Było tutaj wszystko, czego tylko dusza mogła zapragnąć. Obiecała sobie, że jak będzie wracać do Polski to przywiezie trochę ciotce.
– Trzymaj! – Nim się obejrzała stanął przed nią dyrektor i wręczył jej opakowanie ze smakołykami. – To fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta. Nie mogłem się powstrzymać.
– Dziękuję. – Aniela uśmiechnęła się do towarzysza. Już chciała otworzyć paczuszkę, gdy ten odezwał się do niej.
– Później spróbujesz. Tylko uważaj. Są tam naprawdę wszystkie smaki. Nawet wymiocin. – Puścił jej oczko i pociągnął ją za sobą. – Teraz chodź za mną.
Dumbledore zaprowadził ją do piwnicy Miodowego Królestwa. Przeciskali się ciasnym tunelem przez około godzinę, po czym wyszli na korytarzu obok jakiegoś pomnika przedstawiającego garbatą wiedźmę. Koło niej przeleciał jakiś duszek, a postacie na obrazach zawieszonych na ścianach poruszały się. Jedna z nich zdjęła kapelusz z głowy i ukłoniła się w ich stronę. Nel przecierała oczy ze zdumienia.
– Witaj w Hogwarcie! – rzucił radośnie w jej stronę dyrektor, po czym pociągnął ją w stronę swojego gabinetu.

12 komentarzy:

  1. Let's get it started!
    Tak z luźnych uwag: Paweł to kawał drania.
    Trochę mi się dłużył początkowy dialog (chyba tylko dlatego, że poruszał to, co było we wcześniejszym rozdziale, choć nie kropka w kropkę i miałam ochotę pominąć ten fragment, ale jednak czytałam, bo myślałam, że będzie coś nowego :))
    Bardzo fajnie czytał się opis, kiedy Dumbledore użył na niej legilimencji, to mnie bardzo wciągnęło.
    Wycieczka po Pokątnej tak mi się spodobała, że teraz żałuję tego, że u mnie już skończyli Hogwart i Pokątna tam tylko raz na jakiś czas jest.
    Ale Aniela kolejny raz jest tak śmieszna :D "Teraz uwierzyłaby we wszystko. Nawet jednorożce i smoki." Tu się uśmiałam :D
    Bardzo cieszę się, że ma bardzo otwarty umysł i jednak dość szybko uwierzyła w to, co mówi Dumbledore. Może w większości nie rozumie tej całej gadaniny, ale wierzy, że nie wciskają jej kitu.
    Jestem bardzo ciekawa jak to będzie dalej z Zofią. Biedna została znów sama i trochę brakowało mi właśnie tego, co czuje Aniela w tej sytuacji. Bo jednak rozumiem, ekscytancja, nauka, ale tak trochę, jakby zapomniała o cioci, a raczej do tej pory nie sprawiała wrażenia, że mogłaby się tak zachować, więc oby w rozdziale 6 poważnie to przemyślała :P
    Wroński to mój kandydat nr. 1 do ręki Zofii, naprawdę. Gość jest tak sympatyczny, zabawny i opiekuńczy, że nie wyobrażam sobie, że po tym wszystkim, co on dla nich zrobił, będzie obojętny dla Zofii, albo co gorsza, zniknie z ich życia. A wydaje mi się, że jeżeli Zosia ma już bratanicę czarownicę, to facet czarodziej nie byłby dla niej problemem. Wydaje się być otwartą osobą i poradziłaby sobie z tym.
    Ok, już Cię pytałam wcześniej o to, czemu oni szli do Hogwartu przez Miodowe Królestwo, a nie przez bramę, więc teraz czekam, na to, żeby poznać te dwa powody :)
    Nie pozostaje mi nic innego, jak czekanie na rozdział 6 i opis jej nauki, i może już SUMów.

    Mam nadzieję, że przebrniesz przez masę roboty i jednak w tym okresie maj/czerwiec będziesz miała czas na pisanie, i nie będzie przestoju na blogu :)

    Powodzenia Mała! :*

    SBlackLady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SBlackLady, co ja bym bez Ciebie zrobiła? Znów muszę Ci podziękować za poprawę tych wszystkich błędów i faux paux, które popełniłam. Dziękuję!

      Po kolei:
      Bardzo się cieszę, że odbierasz tak moich bohaterów, Pawła jako drania, Marcina, jako człowieka opiekuńczego, etc. To znaczy, że są tacy jakich chciałam ich wykreować.
      Tak podejrzewałam, że początkowy dialog mógł się dłużyć, sama niestety miałam takie odczucia przy opisywaniu go, ale był on tutaj niezbędny i gdybym go wyrzuciła czułabym jak czegoś mi brakuje. Może tak tego nie widać, ale bardzo ważne było to, żeby Dumbledore sam usłyszał to wszystko od Anieli, żeby to co do niego trafia nie zostało nacechowane emocjami i opiniami innych.
      Co do legilimencji i Pokątnej, to bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za Twoją opinię! Muszę przyznać, że zawsze chciałam opisać ten zakup różdżek u Ollivandera, i wreszcie moje marzenie się spełniło.
      Co do Anieli i Zofii, to oczywiście dziewczyna teraz jest w fazie ekscytacji, ale mogę Ci zazgwarantować, że nie zapomniała o ciotce. W końcu po coś kupili tę sowę z Wrońskim ;)
      Komuś już odpowiadałam o Zofii i Marcinie i tutaj się powtórzę: na pewno jeszcze nie raz pojawią się w tej historii. Może nie od razu, ale ich fani na pewno się tego doczekają.
      Jeden z powodów Miodowego Królestwa poznasz już w następnym rozdziale (no dobra, co nieco Ci zdradziłam, ale cii).
      W 6 rozdziale sporo się wydarzy i mogę Ci zagwarantować, że SUMy też będą miały tam miejsce.

      Tak, maj/czerwiec to niezwykle intensywny okres, tylko patrzeć aż uczelnia upomni się o ponowne zainteresowanie jej osobą, ale mam w planach dodawać rozdział co dwa tygodnie i myślę, że jeśli będzie wena to i czas też znajdę, bo nie chciałabym robić przestoju. Ale zobaczymy jak to wyjdzie.

      I Tobie również!

      Panna Czarownica

      P.S. Tak o Tobie myślałam, że mało brakowało a podpisałabym się Twoim Nickiem. Prawie jakbym była tatuażem. :P

      Usuń
    2. Masz jak w banku (Gringotta, heuheuheu), że informacje jakie posiadam, co do przyszłej fabuły zachowam dla siebie.
      Jednak obawiam się zemsty, bo ty też wiesz (dość dużo), co będzie u mnie w opo... Chyba do końca życia będę żałowała, że się tym z Tobą podzieliłam :P

      Chciałaś być tatuażem? :D (I mieć marynarze :P)
      Powodzenie mi się przyda, bo pracę trzeba skleić :/
      Do jutra u mnie!

      SBlackLady

      Usuń
    3. Nie martw się, nie zdradzę nikomu Twoich tajemnic. W końcu byłyśmy razem parostatkiem w pięknym rejsie :D

      Panna Czarownica

      Usuń
  2. Dzień dobry! Jakże to miło rozpocząć weekend od opowiadania o magii... :D bardzo się cieszę, że już przeniosłaś nas do Hogwartu. Nie mogę doczekać się Huncwotów i zastanawiam się, czy będziesz tu wprowadzać jakieś dziewczyny, które pojawiają się często na innych blogach (Lily/Dorcas/Mary Macdonald), a jak tak, to jakie będą ich relacje z Nel. Jestem niezmiernie ciekawa opisu szkoły, pierwszego wrażenia Anieli. Do tej pory magia robiła na niej spore wrażenie, ale w końcu będzie musiała się przyzwyczaić. Historia zawarta we wspomnieniach, szczególnie dotycząca małej Kasi jest strasznie smutna. Niecodzienny pomysł z takim sposobem nabywania umiejętności magicznych, podoba mi się i brawo za niego. Trochę szkoda Zofii, bo znów zostanie sama, ale może odrobinę chociaż odżyje jej relacja z Wrońskim.

    Były 3, a teraz są 2 (bo już poprawiłaś SUMy) uwagi dotyczące tym razem treści:
    1. Wroński wyczarował ciasteczka - niestety nie mógł tego zrobić, bo jedzenie jest pierwszym wyjątkiem od Prawa Gampa.
    2. Tak naprawdę mugole mogą wejść do MM - jak pani Figg w HP, bo charłak to nikt inny jak mugol w rodzinie czarodziejów.

    Czekam na następne wpisy i pozdrawiam serdecznie ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!

      Co do Huncowtów, to pojawią się już w następnym rozdziale, a co do dziewczyn to Lily pojawi się na pewno, co do Dorcas mam jeszcze mieszane uczucia. A jeśli chodzi o ich relacje z Nel, to uchylę rąbka tajemnicy, że od momentu pojawienia się ich w opowiadaniu, również będą stanowić głównych bohaterów tej historii :)

      Co do sposobu nabywania magii to uczciwie przyznaję, że trochę pomogła mi zebrać myśli z tym SBlackLady, więc w imieniu swoim i jej dziękuję ;)
      Zofii też mi szkoda, bo na pewno będzie się czuła teraz nieco samotnie, ale myślę, że sobie z tym poradzi a i Wroński może "zyska" na tej sytuacji.

      Jeśli chodzi o błędy, to
      1. Faktycznie, zapomniałam o tym. Wiedziałam, że nie mogą wyczarować posiłku z prawdziwego zdarzenia, ale jakoś tak nie wiem czemu ominęłam tu ciastka. Może dlatego, że deserek idzie do serduszka nie potraktowałam go jak potrawę? ;) A tak serio, to zaraz to poprawię, dzięki za zwrócenie uwagi.
      2. Z tymi mugolami to nie jestem do końca przekonana, nie kojarzę sytuacji kiedy faktycznie mugol wszedłby do MM tak o, jeśli już coś było na rzeczy, to musiał być tam wezwany przez kogoś z MM, a to nie była sprawa Zofii i jej nie wzywali, więc dlatego założyłam, że nie może wejść. Mam nadzieję, że zrozumiałaś co mam na myśli, bo trochę niejasno to opisałam :P
      A co do tego charłaka to ja wolę sobie to tłumaczyć jako czarodziej pozbawiony magicznych zdolności ;)

      A ja czekam z niecierpliwością na wpis u Was i również pozdrawiam serdecznie! Ściskam!

      Panna Czarownica

      P.S. Dodawałam tych emotikon jak nastolatka, mam nadzieję, że Ci nie przeszkadza to :)

      Usuń
    2. Jasne, że mi nie przeszkadza :) a swoją drogą, to chyba jestem za bardzo czepialska jeśli chodzi o te szczegóły - one tak naprawdę w niczym nie przeszkadzają, a z resztą my z Furią zmieniamy tyle rzeczy ustalonych w kanonie, że też możnaby się czepiać co każdą notkę ;)

      Usuń
    3. Ale akurat Wasze odejście od kanonu i tych szczegółów jest rewelacyjne i uwielbiam je <3

      A wszystkie sugestie poprawiłam. Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  3. Witaj ponownie, dzisiaj będzie króciutko i zwięźle - mam nadzieję (:
    Tak szczerze mówiąc to mam lekki mętlik w głowie i nie bardzo wiem od czego zacząć i co skomentować. Dużo się wydarzyło w tym rozdziale, przede wszystkim emocjonalnie. Chylę czoła do samej ziemi przed opisem legilimencji z Ministerstwa, przeczytałam go jednym tchem. To było tak niezwykle realistyczne, prawie mogłam zobaczyć te sceny z życia młodszej Nel i poczuć jej emocje. To było naprawdę piękne, dziękuję Ci za ten fragment (:
    Co do Pawła to czuję trochę żal, ale chyba bardziej niedosyt, że tak to się wszystko ułożyło między nim i Anielą, myślałam, że za tym napięciem między nimi stoi coś więcej. Mam nadzieję, że to nie jest taki ostateczny koniec Pawła w tej historii i jeszcze kiedyś się pojawi, podobnie jak Lena.
    Od momentu żółtego tulipana coś tak czułam, że magia u Anieli ma związek z Kasią. Bardzo ciekawy pomysł z tym przeniesieniem zdolności, tutaj również mam nadzieję, że jeszcze trochę pociagniesz ten wątek, może Aniela będzie próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o dwóch wcześniejszych przypadkach takiego zdarzenia (:
    Biedna Zosia, strasznie mi szkoda, że została tak gwałtownie i brutalnie oddzielona od Anieli. Liczę na to, że Wroński nie pozwoli jej teraz uciec, mam wrażenie, że zostało w nim dużo z zauroczonego młodego chlopaka, którym zdążyłam się już zachwycić (: jak tylko spróbuje się wycofać to inaczej pogadamy ]:)
    A co do samej Anielki to jestem baardzo ciekawa jak będą wyglądać te pierwsze dni w Hogwarcie, więc już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Życzę powodzenia na uczelni, sama też powoli włączam tryb pracowitego studenta, więc chyba wiem o czym mówisz. No i weny dużo, żeby dobrze Ci się pisało następne części (:
    Pozdrawiam! - c.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!

      Po tym stwierdzeniu, że masz mętlik w głowie miałam mini zawał, a w mojej głowie była masa myśli w stylu: O nie! Coś zrobiłam źle, na pewno jej się nie podobało, o nie... uczciwie przyznaję, że czytałam Twój komentarz pełna obaw ;)

      Bardzo się cieszę, że tak odebrałaś ten fragment o legillimencji, bo to znaczy, że na prawdę mi się udało i mogę być z niego dumna. Chciałam, żeby wyszedł bardzo emocjonalny, więc dziękuję za Twoją opinię.
      Co do tego napięcia między nimi to pamiętaj, że Aniela jednak jest nastolatką, która wiele w życiu już przeszła, a teraz ktoś, kto był dla niej przyjacielem tak niefajnie ją załatwił. Czuła, że może mu ufać w każdej kwestii, i że zawsze może na niego liczyć, a tutaj on zachował się tak, delikatnie mówiąc, nieelegancko. Jest harda i silna, ale na prawdę ją to zabolało, bo czuła się trochę oszukana i hmmm wykorzystana. Oczywiście, jak już napisałam, traktowała go jako przyjaciela, i tak też teraz będzie go traktować, chociaż przez chwilę ich relacje mogą być nieco chłodniejsze. Myślę, że jeszcze będą mieli swój udział w tej historii, ale teraz musi się trochę nacieszyć nowopoznanym światem.
      Widzę, że jesteś uważnym czytelnikiem i zarejestrowałaś żółtego tulipana, bardzo się cieszę gratuluję dobrego nosa ;) Do wątku planuję jeszcze wrócić, w końcu w gruncie rzeczy Aniela nie dużo się dowiedziała, a jest osobą wyjątkowo dociekliwą, więc nie zostawi tego tak po prostu.
      Wroński powoli staje się moją ulubioną postacią, więc muszę na chwilę z nim przystopować, ale i on i Zofia pewnie trochę skorzystają na tej całej sytuacji z Anielą (w sensie na tym, że odkryli jej zdolności, a nie że się jej pozbyli, bo to było da Zofii wyjątkowo przykrym przeżyciem, ale chcę dla swojej bratanicy jak najlepiej). Wroński i Zofia będą się jeszcze pojawiać w tej historii, w końcu mają tu swój duży udział. Może jeszcze uda mi się Cię jakoś nimi zaskoczyć ;)
      Pierwsze dni Nel w Hogwarcie pojawią się już w przyszłym rozdziale i chyba tutaj zamilknę, żeby już zbyt dużo nie zdradzać.

      Dziękuję bardzo za Twój komentarz i ciepłe słowa, i że finalnie to były pochwały a nie ochrzan :D Tobie również życzę dużo powodzenia i łatwego wejścia w tryb pracowitego studenta :)

      Do następnego razu, pozdrawiam!

      Panna Czarownica

      Usuń
  4. No dobra, koniec tego pałaszowania! Jeszcze na jutro braknie, a poza tym mój brzusio jest już naprawdę pełny...
    Domownicy poszli spać, a ze mnie Nocny Marek, więc zabrałam psa pod pachę i wcisnęłam w fotel obok siebie i zabrałam się za czytanie :D

    Oj, wyobraziłam sobie jak Dumbek zaciera tak ręce, ten chochlik jeden :D W ogóle wzmianka o uciekającym Marcinie urocza bardzo :D
    O! Ja też byłam zdziwiona tym, że Aniela jest taka opanowana. Jakby role się odwróciły :) Zofia zaczęła się bardzien denerwować, a Nel coraz mniej. Fajnie tak tymi emocjami ich dzielisz i też fajnie, że tym emocjom towarzyszy jakieś wyjaśnienie - opis lub dialog :)
    Moooooooooooooooooody *_* Nawet nie masz pojęcia, jaki mi cudny prezent na święta sprawiłaś, ja uwielbiam gościa :D
    "Lubisz fontanny" - MEGA XD :D
    Ooo, Moody tupie nóżką jak mała dziewczynka :D
    Ale niech on nie naskakuje mi tu na biedną Anielę, nooo :(
    SUMY. SUMY? SUMY? SUMY - ten fragment też mnie rozbawił :D
    Dobrze, że Wroński przy opisywaniu teleportacji nie wspomniał nic o rozszczepieniu się :P Ale coraz bardziej zaczynam go lubić *_*
    KOCHANA! UŻYŁAŚ TEJ KOMBINACJI LICZB! Od początku wiedziałam, że znasz książki, ale że takie szczegóły... KOCHAM SIĘ, MY SOULMATE <3
    Zastanawiam się bardzo, czemu zaglądają do jej umysłu i co tam znajdą. Bardziej myślałam, że ona już wszystko im powiedziała, ale pewnie jest coś, czego nie pamięta albo może nie zdaje sobie sprawy. Choć jak mówię, myślałam, że będą raczej szukać wyjaśnienia w osobach wokół samej Nel, więc czytam dalej, żeby się dowiedzieć czegoś (bo komentuję na bieżąco :D)
    A Paweł to dupek :/ Ech, jaki głupi chłopak... Mógłby załatwić to twarzą w twarz chociaż... Jak tak można no? Grać nieczysto z kimś, kto jest po takich przejściach? To nie fair!
    Na wspomnienie o Kasi aż się przygnębiłam :( Mimo wszystko z tym przejściem magii z Kasi na Anielę wymyśliłaś świetnie! Naprawdę nie wpadłabym na to. Już w pewnym momencie zaczęłam się głupio zastanawiać, czy Nel nie jest może córką Zofii i Marcina, choć nie było powodów, by Zofia oddała córkę. A tu proszę, niespodzianka :D Bardzo pomysłowe rozwiązanie.
    Dowiemy się o tym ostatnim warunku? Nie lubię życia w niewiedzy! Nie rób mi tego! :(
    Szkoda mi dziewczyn, gdy sobie pomyślę, że muszą się rozstać :( Ale wiem, że to najlepsze wyjście dla nich. Zwłaszcza dla Nel. Wierzę jednak, że utrzymają dobry kontakt :)
    Wiesz jak ja bardzo lubię Ollivandera? Mam do niego jakiś taki ogromny sentyment, choć jest dość poboczną postacią, dlatego ucieszyłam się, że tak się zatrzymałaś przy wyborze różdżki :) <3
    Iiiiiiiiiii HOGWART *_* Ale się cieszę, już nie mogę się doczekać na naukę Nel :D Na dziś kończę, ale przez przerwę świąteczną planuję wszystko nadrobić sobie :D
    Dobranoc! Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniela przechodziła w tamtym czasie prawdziwą huśtawkę nastrojów, raz miała setki pytań, raz starała się to wyprzeć, a raz cieszyła się, że akurat ona (w końcu, kto z nas nie chciałby mieć magicznych zdolności)…
      Moody też jest jedną z postaci, które bardzo lubię, żałuję, że stosunkowo niewiele prawdziwego Moody'ego było w książkach. Przyznam się, że ja to w ogóle lubię wszystkie te poboczne postacie. Raz, że bez nich historia byłaby po prostu uboga, a dwa, że jest ich tak mało, że można samemu tworzyć sobie wyobrażenia na ten temat.
      Co do kombinacji liczb, to ja akurat mam pamięć do cyferek, i dokładnie pamiętałam, że była jakaś kombinacja, i tylko potwierdziłam swoje przypuszczenia co do tego jaka, szukając o tym odpowiedniej informacji :D.
      Bardzo cieszę się, że podobał Ci się mój pomysł na rozwiązanie tego, uczciwie przyznam, że jestem z niego mega dumna, co do ostatniego warunku to na pewno się dowiesz o co chodzi czytając dalej :D.
      Wybór różdżki, jak i ceremonia przydziału (tu zdradzę rąbka tajemnicy, że również będzie opisana) były jednymi z lepszych scen w HP, ze scen budujących atmosferę, a które nie są kluczowe dla historii, więc nie mogłam sobie ich odpuścić :P.


      Trzymam kciuki, żeby brzuszek nie bolał, i żeby Ci się dobrze czytało i pozdrawiam świątecznie,


      ślę uściski,

      Panna Czarownica

      Usuń

Mia Land of Grafic