Jeszcze do końca nie dowierzała w
wersję przedstawioną jej przez Wrońskiego. Ona czarownicą? Niby dlaczego akurat
ona? I jak to możliwe, że wcześniej o tym nie wiedziała? Dlaczego na przykład
ciotka czy rodzice nie mają magicznych umiejętności? Jak ma się tego
wszystkiego nauczyć? Jak to możliwe, że w ogóle je w sobie odnalazła? Skąd
ciotka wiedziała, do kogo się z tym zgłosić? Skąd znała Wrońskiego? Dlaczego
nie była zdziwiona jego słowami? O co tutaj w ogóle chodzi? Czy to wszystko
może być prawdą? A może po prostu sobie z niej żartują? Czy magia naprawdę
istnieje? Jednak nie zwariowała? Te i inne pytania piętrzyły się jej w głowie
od wczorajszej nocy. Miała nadzieję, że tamci już nie śpią, i że niedługo
będzie mogła je zadać. Szybko weszła do kuchni, w której zastała ich siedzących
blisko siebie i niemal stykających się ramionami.
– Ekhem – odchrząknęła – nie, nie
przeszkadzajcie sobie, zrobię so…
– Och! – Ciotka zarumieniła się i
jak oparzona odskoczyła od mężczyzny, a on sekundę później machnął szybko
patykiem i na stole pojawił się kolejny kubek z parującym trunkiem. Zofia
zaprosiła ją gestem dłoni do stołu. – Napij się herbaty kochanie.
– Fajny ten twój patyk – rzuciła
wesoło Aniela siadając, a Marcin się obruszył. – No co?
– Ten patyk to różdżka. Też
będziesz taką miała, gdy… - urwał w pół zdania i spojrzał na Zofię –
zapomniałem ci powiedzieć. Wysłałem nad ranem sowę do kolegi z Ministerstwa
Magii.
– Co wysłałeś? – Blondynka
zakrztusiła się herbatą, a kobieta szybko poklepała ją po plecach - Ministerstwa czego?
– Sowę. To taki latający ptak –
śmiał się z dziewczyny, dopóki Zofia nie rzuciła mu morderczego spojrzenia. – Czarodzieje,
gdy piszą listy wysyłają je przez sowy. To dobry i szybki sposób. A wysłałem ją
do znajomego z Ministerstwa Magii, to taki… hmmm… Jak Wy na to mówicie?
– Urząd – podpowiedziała mu kobieta.
– O właśnie! – podchwycił ucieszony
- Urząd, tylko w świecie czarodziejów. Zajmują się wszystkimi sprawami związanym
z magią. Myślę, że będą w stanie wyjaśnić co się wydarzyło i jak to się stało,
że w tak późnym wieku zdobyłaś zdolności magiczne. Dziwi mnie tylko, że nikt z
nich sam tego nie zauważył.
– Yhmm – Aniela pokiwała głową, w
geście, który miał wyrażać zrozumienie, ale tak naprawdę nie rozumiała z tego
zbyt dużo. Poczuła jak ciotka klepie ją delikatnie po udzie, a gdy spojrzała w
jej stronę, zobaczyła jej dobrotliwy uśmiech. Od razu poczuła się lepiej. – Wiecie
co? Mam do was dużo pytań.
- Tego się obawiałem – mruknął Marcin
ze zbolałą miną, a Zofia wbiła mu łokieć w żebra – Ała! Za co to?
– Za twarz.
Gdy tamta dwójka przekomarzała się
niczym małe dzieci, Aniela zastanawiała się, które z pytań zadać jako pierwsze.
Każde było dla niej ważne, ale po tym tekście o sowie zaczęła się obawiać,
jakich głupot teraz wysłucha. W końcu patrząc na nich stwierdziła, że o magii
na ten moment wie już wystarczająco dużo, i chyba kolejnych informacji już nie zniesie.
Musiała zająć teraz głowę czymś innym. Zastanowiła się i doszła do wniosku, że
najbardziej ciekawa była relacji między Wrońskim a ciotką. Interesowało ją to,
jak się poznali i czemu nigdy wcześniej, w swoich opowieściach, Zofia nie
wspomniała o mężczyźnie. Przecież widziała jak na siebie patrzą, i jak w lot
rozumieją swoje myśli. Kiedyś musiało coś między nimi być. Ciekawa była w
jakich okolicznościach się rozstali, bo już nie raz plotkowały o dawnych
miłościach kobiety, a jego nazwisko nigdy nie padło w tych rozmowach. Może nawet dalej coś do siebie czują? –
zastanawiała się nad tym w myślach, bo kto normalny rzuciłby wszystkie swoje
zajęcia, żeby pomóc komuś z kim się w sumie nie zna.
– Dobrze gołąbeczki – kątem oka
dostrzegła jak ciotka znów się rumieni – teraz opowiedzcie mi coś o sobie.
– O sobie? Przecież mnie już znasz?
– zdziwiła się Zofia – Co mogę ci więcej opowiedzieć? Marcin też już zresztą sporo
o sobie powiedział.– O SO-BIE! – zaakcentowała mocno Aniela i zaśmiała się widząc ich speszone miny – Jak się poznaliście? Co was łączyło? Dlaczego nie jesteście już razem? No wiecie…, takie tam damsko-męskie pierdu pierdu.
– Nie opowiadałaś jej o mnie prawda? – Z wyrzutem spojrzał na Zofię, a ta jeszcze bardziej się zarumieniła. Widząc, że jest wyraźnie zakłopotana chciał się jeszcze trochę podroczyć i dlatego odpowiedział Anieli. – Dobrze, to co byś chciała wiedzieć?
– Wszystko! – blondynka wyszczerzyła zęby w uśmiechu i zatarła radośnie ręce.
– WSZYSTKO? – krzyknęli niemal równocześnie.
– To ty mów! – znów powiedzieli wspólnie, jakby na komendę. Zofia zaśmiała się wesoło, a Marcin położył dłoń na jej plecach, w końcu kobieta zawyrokowała. –Ty opowiadaj, łatwiej przedstawisz te… te wszystkie magiczne rzeczy.
Wroński zaczął opowiadać ich
historię, ale Zofia już go nie słuchała. Nie chciała opowiadać nie dlatego, że
bała się, że pomyli jakieś magiczne pojęcia, w końcu nie były one aż tak
istotne. Chodziło o to, że nie chciała snuć na głos swojej opowieści, bo bała
się, że Wroński zorientuje się, jak bardzo jej na nim zależało. A to nie miało
już sensu. Byli z dwóch zupełnie różnych światów, które według niej nigdy nie
miały prawa się połączyć. W myślach zaczęła wracać do wydarzeń sprzed lat.
***
Była wtedy raptem o rok starsza od Anieli. W wakacje wybrała się w Góry
Świętokrzyskie, by zebrać siły przed nowym rokiem szkolnym. Często tam
jeździła, gdy była nastolatką. Mieli tam rodzinę, więc trochę im pomagała w
obowiązkach domowych i gospodarskich, i dzięki temu mogła spędzić u nich całe
wakacje. Już trzeciego dnia wyjazdu wpadł jej w oko wysoki brunet z zawadiackim
uśmiechem. Widywała go niemal codziennie w różnych miejscach, w okolicach
domostwa ciotki, wędrując po górach i w drodze do sklepu. Po cichu liczyła, że
on też ją zauważył i kiedyś do niej podejdzie. Była wtedy prawdziwą trzpiotką.
Ciągle myślała o niebieskich migdałach i liczyła na romantyczne historie. Ale wbrew jej oczekiwaniom tak się nie stało.
Gdy teraz o tym myśli to postawiłaby sporą sumę pieniędzy na to, że poznanie
się z nim było w czołówce najdziwniejszych sposobów na poznanie kogokolwiek.
Jest pewna, że tamtego dnia na jej czuprynie pojawiło się kilka pierwszych
siwych włosów. Pamiętała to dokładnie. Wracała z pola z koszykiem truskawek,
gdy usłyszała jakieś dziwne odgłosy. Świsty, grzmoty, krzyki i śmiech. Zaciekawiona
poszła w stronę, z których dochodziły. Pamięta, że coś koło niej przeleciało,
zobaczyła ludzi latających w powietrzu, jakby na miotłach, a potem urwał jej
się film. Kolejna scena, którą pamięta, to moment, gdy ten cudowny brunet
klęczał nad nią przejęty i wypytywał czy wszystko w porządku. Gdy już trochę do
siebie doszła, przedstawił się jako Marcin Wroński i próbował jej wmówić, że od
słońca dostała halucynacji. Z tego co pamięta, to wypytywała go o te miotły, a
on śmiał się z niej i mówił, że ludzie na miotłach to wymysł jej wyobraźni. Gdy
wkurzona zapytała go co właśnie przeleciało jej koło ucha i skąd te wszystkie
dziwne odgłosy, to wmawiał jej, że musiał to być jakiś ptak, a te odgłosy to
pewnie zbliżająca się burza. Pamięta, że bardzo nie pasowała jej jego
odpowiedź, bo nie widziała tu żadnych ptaków, a niebo było tak błękitne, że nie
mogło być mowy o żadnej burzy. Jednak mówił to tak pewnym siebie głosem, a ona
już wtedy była nim tak oczarowana, że uwierzyła w jego tłumaczenia. Od tamtego
momentu spędzali dużo czasu razem, i szybko stali się sobie bliscy. Po
kilkunastu dniach wyjawił jej tajemnicę ich pierwszego spotkania. Znowu nie
chciała mu uwierzyć dopóki nie pokazał jej kilku sztuczek. Długo jeszcze nie była
do końca pewna czy jej nie oszukuje i czy nie ukartował tego wszystkiego.
Pamięta jak starała się też machać jego różdżką, ale nic jej się nie udawało. Nie
chciał też ponownie przy niej czarować, bo tłumaczył się tym, że nie jest
jeszcze dorosły, i że nie może używać czarów przy mugolach. Reagowała na to określenie,
tak samo jak Aniela za pierwszym razem.
Długo byli nierozłączni, ale potem
ona postanowiła zniknąć z jego życia i pozbyć się wszystkich związanych z nim
wspomnień. Do dzisiaj nie była do końca pewna czy to była dobra decyzja.
Jednak między ich pierwszym
spotkaniem, a momentem, w którym wyjawił jej tajemnicę trochę się między nimi
wydarzyło. Przypominała sobie po kolei ich pierwszy wspólny spacer, to jak
przynosił jej kwiaty i szeptał czułe słówka do ucha. Jak byli tak pochłonięci
rozmową, że nie zauważyli zbliżającej się burzy, a potem tańczyli w deszczu. To
wszystko co się między nimi działo było takie wspaniałe. Nigdy wcześniej, ani
nigdy później czegoś takiego nie przeżyła.
Na ich pierwszą randkę zabrał ją
nad staw. Siedzieli tam kilka godzin i długo ze sobą rozmawiali. Rozmowa to
było coś co mogli robić godzinami, nigdy nie kończyły się im tematy. Gdy
wróciła do domu dostała burę od wujostwa za to, że włóczy się po nocach z
jakimiś nieznanymi ludźmi. Ale to ją wcale nie odwiodło od spotkań z Marcinem. Widywali
się niemal codziennie, to z nim przeżyła swój pierwszy pocałunek.
Och,
co to był za pocałunek.
Szli sobie spokojnie leśną ścieżką,
gdy nagle on się zatrzymał. Delikatnie pogładził jej twarz, zebrał niesforny
kosmyk włosów, który ciągle wpadał jej do oczu i przysunął się delikatnie.
Czuła zapach jego perfum, był taki męski, a zarazem delikatnie owocowy. Powoli
zamknęła oczy, a on nieśmiało musnął jej wargi swoimi. Gdy wydała z siebie
stłumiony jęk, on przysunął ją do siebie i zaczął całować zachłannie. Obejmował
ją tak silnym ramieniem, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Nawet nie
wiedziała kiedy przysunęli się do drzewa. Oparła się plecami o sosnowy pień, a
on nie przerywał składania pocałunków. Wplótł jedną dłoń w jej włosy a drugą
błądził po jej ciele. Ani razu nie wykonał ruchu, który nagiąłby jej granicę
prywatności. Z każdym kolejnym dotknięciem jego dłoni, jej ciało płonęło coraz
bardziej. Nie pozostawała mu dłużna, oplotła go nogami w pasie, a ręce
zarzuciła na jego szyję. Delikatnie gładziła go po karku. W plecy wbijała jej
się kora, ale zupełnie nie zważała na nią uwagi. Tak długo czekała na ten
moment. To był najlepszy pierwszy pocałunek jaki mogła sobie wymarzyć. Potem całowali
się zdecydowanie częściej i robili to na wiele różnych sposobów, ale zawsze ten
pierwszy był u niej w czołówce rankingu. Nawet później, gdy miała innych
facetów, to nikt nie całował jej tak dobrze, jak wtedy Marcin. Uśmiechała się mimowolnie
pod nosem przypominając sobie to wszystko, ale gdy spojrzała na bratanicę i mężczyznę,
widziała, że również są pochłonięci rozmową, więc nie obawiała się, że zobaczą
jej głupawą minę.
Jednak w pewnym momencie zaczęła
zauważać, Wroński czasami jest dziwnie spięty, że wykonuje niezrozumiałe dla
niej gesty. Momentami miała wrażenie, że chce jej coś powiedzieć. Nie
naciskała, stwierdziła, że powie jej, kiedy będzie gotowy. Przez te kilka
tygodni stali się sobie tak bliscy, że ufała mu bezgranicznie. Może gdyby wcześniej wyjawił jej swoją
tajemnicę, to ona nie wsiąknęła by w niego tak bardzo? Nie oddała by mu do
reszty swojego serca? Później wielokrotnie pytała siebie o to w myślach.
Z perspektywy czasu wie, że dzień,
w którym oznajmił jej speszony, że jest czarodziejem, że ma magiczne zdolności
był początkiem ich końca. Gdy tylko to usłyszała zareagowała podobnie jak
Aniela. Najpierw zaczęła się śmiać i prosić go by przestał robić sobie z niej
żarty. Gdy wyciągnął różdżkę zaczynała się powoli irytować i prosić go by
przestał, bo to wcale nie jest śmieszne. Jednak, gdy poruszył ją szybko, a z
jej końca wyleciało kilka kolorowych iskier, oniemiała. Oczywiście, że
zaakceptowała go takiego jakim jest, to nie wpłynęło, w żaden sposób na jej
uczucia. Odczuwała zazdrość, że on jest czarodziejem, a ona nie, ale potrafiła
to przyjąć. Jednak nie chciała, żeby on przez nią zmieniał swoje życie, żeby musiał
coś wybrać. A wtedy myślała, że to jest nieuniknione. Długo było jeszcze
normalnie, pokazywał jej swój świat. Oczywiście nie chciał już więcej czarować,
bo było to nielegalne, ale dużo jej opowiadał. Wyjaśnił, że to co widziała, gdy
się poznali, to był mecz Quidditcha, że zawsze marzył, żeby zostać po szkole
zawodnikiem polskiej drużyny narodowej i wygrać puchar Ligi Europejskiej, a
może nawet światowej.
Znów zanotowała w myślach, że musi
się go spytać czy mu się to udało.
– Sabat! – z rozmyślań wyrwał ją
podekscytowany głos Anieli. – Ciociu to prawda?
– Tak, zabrałem ją na randkę na
Sabat Czarownic – rzucił jej szelmowskie spojrzenie, a ona znów się zarumieniła
i pokiwała twierdząco głową.
Słuchała jak Marcin powoli zaczął
snuć swoją opowieść, a Weles patrzyła na niego rozmarzonymi oczami. Po chwili
znów jednak przestała słuchać opowieści mężczyzny i zaczęła wspominać. Gdy to
się wydarzyło znali się już ponad rok. Gdy on wrócił po wakacjach do Anglii
wymieniali ze sobą potajemnie korespondencję. Musiała to robić ostrożnie, bo widok
sowy niosącej list mógł być dla innych sporym zdziwienie. Poza listami, które pisali,
gdy on był w swojej magicznej szkole, widywali się jedynie w święta. Szybko
poderwała się z miejsca, ale Aniela i Wroński nie zwrócili na to nawet
najmniejszej uwagi, tak bardzo pochłonięci byli rozmową o świecie magii i ich
wcześniejszym życiu. W mgnieniu oka dopadła szafeczki nocnej w swojej sypialni,
szybko wyjęła z dolnej szuflady kolorowe pudełeczko, a z niego wydobyła plik
listów obwiązany czerwoną wstążką. Zaczęła je przeszukiwać aż w końcu znalazła
ten datowany na maj 1967 roku:
„Najdroższa
Zofio!
Tak
bardzo za Tobą tęsknie. Na szczęście… Został już tylko nieco ponad miesiąc i
znów się spotkamy. I będziemy mogli być ze sobą już na zawsze! NA ZAWSZE! Nie
mogę się doczekać, najdroższa!
Muszę
Ci się pochwalić! Pamiętasz jak w ostatnim liście prosiłem Cię byś trzymała
kciuki? Nie napisałem wtedy dlaczego. Otóż… Lepiej usiądź! Na ostatnim meczu
quidditcha miało się zjawić kilku przedstawicieli różnych drużyn. I teraz,
uwaga, uwaga:
Zaraz
po meczu podszedł do mnie trener GOBLINÓW Z GRODZISKA!!! Sam trener WIELKICH GOBLINÓW!
Pamiętasz
jak ci o nich opowiadałem? To najlepsza Polska drużyna quidditcha! NAJLEPSZA! I
grał tam mój dziadek! A tu, po złapaniu znicza, podchodzi do mnie sam trener! I
mówi, że obserwuje mnie już od dłuższego czasu, i że chciał by mnie zaprosić na
trening, na którym sprawdzą moje umiejętności! Rozumiesz? Normalnie, nie mogłem
w to uwierzyć. Dalej trochę nie dowierzam, jak Ci o tym piszę. Ale to jeszcze
nie koniec, słuchaj teraz:
DOSTAŁEM
zaproszenie na testy kwalifikacyjne do
mojej ukochanej drużyny! TAK, TAK, TAK! Do tej pory nie mogę przestać się
cieszyć!”
Zofia zaśmiała się czytając powoli
list. Czuła ten zachwyt i radość bijącą od słów chłopaka, cieszyła się z jego
szczęścia. Szkoda, że nie wie jak finalnie potoczyła się jego kariera.
Spojrzała czule na fotografie, z której machał do niej uśmiechnięty chłopak z
nieco już przydługimi ciemnymi włosami. Na jego czole widać było kropelki potu,
a w ręku trzymał mały przedmiot. To było zdjęcie zrobione tuż po tym, jak
złapał złotego znicza. Wróciła do czytania:
„Żałuję, że nie mogłaś obejrzeć tego meczu. Obiecuję Ci, że kiedyś na jakiś Cię zabiorę!
„Żałuję, że nie mogłaś obejrzeć tego meczu. Obiecuję Ci, że kiedyś na jakiś Cię zabiorę!
Ach,
co to był za mecz, Hugh zdobył 80 punktów, jeszcze 50 dorzuciło kilku naszych
zawodników, ale sam McKinley z drużyny Gryffindoru ustrzelił 120 i widać było,
że ma ochotę na więcej. Był nie do zatrzymania. Przegrywaliśmy już 40 punktami.
Musiałem złapać tego cholernego znicza!
Z Jacksonem lecieliśmy ramię w ramię, raz
wydawało mi się że już go miałem, a potem zauważyłem jak ten przeklęty gryfon, Jackson
leci w zupełnie inną stronę. To złote cholerstwo znów mi się wymknęło! Rzuciłem
się za nim w pogoń. Moja miotła nie mogła już osiągnąć większej prędkości, a ja
czułem, że do znicza brakuje mi kilku centymetrów. W końcu szybko się
przeżegnałem i stwierdziłem: „A co tam! Raz się żyje!” Nawet nie wiem do końca
jak to zrobiłem, ale wspiąłem się na miotle i stanąłem na niej. Ty mnie tego
nauczyłaś, Skarbie. Czułem się zupełnie jak wtedy, gdy próbowaliśmy utrzymać
równowagę chodząc po linie, to było tylko jakieś 20 metrów wyżej. Pikuś.”
Kobieta czuła jak schodzi z niej
napięcie i miała wrażenie, jakby piszący to Wroński puszczał jej właśnie oczko.
Mimo, że czytała ten list już chyba po raz pięćdziesiąty to zawsze w tym
fragmencie serce jej się zatrzymywało z przerażenia.
„Wyciągnąłem rękę i… ZŁAPAŁEM GO! WYGRALIŚMY! Co to było za radość! Gdybyś tylko
to widziała! Do tej pory nie mogę się nadziwić i wszyscy pytają mnie, jak to
zrobiłem!
A
potem, tak jak już Ci pisałam, kilka zdań wcześniej, podszedł do mnie ten
trener. Nie mogę się doczekać lipca. To wtedy mają się odbyć te treningi.
Kurczę
głupio to brzmi. Nie zrozum mnie źle. Nie mogę się doczekać wakacji, bo wtedy
się zobaczymy, a dodatkowo w lipcu jeszcze zaczną się te treningi. O, to już
brzmi lepiej!
Ech,
chyba bardziej się pogrążam. Nieważne.
Ale
dobra, koniec o mnie. Na pewno teraz myślisz, co za beznadziejnie napuszony
chłopak, pisze tylko o sobie! Przepraszam Złotko. Napisz mi lepiej co u Ciebie?
Jak Twoja nauka? Jak Twój bal? Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że się na
nim nie pojawiłam? Naprawdę chciałem, ale Dyrektor nie wyraził zgody na
opuszczenie przez mnie kilku dni zajęć. Musisz mi wybaczyć!
Mam tylko nadzieję, że nikt Cię tam nie
podrywał?
Na
pewno wyglądałaś prześlicznie. Kiedy przyjedziesz w Nasze miejsce? Będę tam od
19 czerwca. Chciałbym już wtedy Cię zobaczyć. Stęskniłem się strasznie!
O
jej! Straciłem poczucie czasu. Muszę lecieć na zajęcia. Mam nadzieję, że
wkrótce dostanę Twoją odpowiedź, i że będziesz się cieszyć tak samo jak ja!
Dalej nie mogę w to uwierzyć!
Całuję
czule!
Twój
na zawsze, Marcin!
P.S.
Jeśli uda ci się też być wtedy w Górach Świętokrzyskich to zabiorę Cię w pewne
super miejsce! Jestem pewien, że Ci się spodoba! Może w następnym liście
napiszę coś więcej.”
Pamięta, że wtedy różne pomysły
chodziły jej po głowie, ale tego, że zabierze ją na Sabat Czarownic nie
wyobrażała sobie nawet w najśmielszych snach.
Gdy spotkali się tego dnia, on nic
nie chciał jej nic powiedzieć. Wypytywała go, bo w kolejnych listach, też nie
zdradził nic więcej. Pisał tylko, że jest pewien, że jej się spodoba. Teraz też
mówił w kółko, że będzie zachwycona. Był taki tajemniczy, gdy przekonywał ją,
że na pewno inaczej sobie TO zawsze wyobrażała. Miał rację!
Do tej pory myślała, że na takim
zlocie pojawiają się same stare wiedźmy, które mają poplątane siwe włosy,
garbate nosy, długie szpony i twarz pełną kurzajek. Na górze odbywa się
zbiorowa orgia, w której uczestniczy sam diabeł! Wszyscy piją, skaczą i rzucają
uroki. Myślała też, że wstęp na to mają tylko czarownice. Gdy zorientowała się,
że wspinają się na szczyt Łysej Góry była przerażona. Przypomniała sobie jak zaczęła
wtedy na niego krzyczeć:
–
Oszalałeś! – stanęła jak wryta i wydarła się używając całej mocy swego gardła –
I to ma być ta twoja cudowna niespodzianka? Chyba nie zabierasz mnie na Sabat?!
–
Dokładnie tam cię zabieram, kochanie – odparł jej wtedy ze stoickim spokojem i
chyba spróbował objąć, ale ona odepchnęła go z całą siłą. – Za co to! Skarbie,
uspokój się!
–
Ja mam się uspokoić?! Ja?! – krzyczała coraz bardziej oburzona i chyba nawet
zaczęła go uderzać pięściami. Nawet nie pamięta jak w ogóle doszła to tego, że
to sabat.– Zabierasz mnie na jakąś zbiorową orgię, a ja mam się uspokoić?
–
Orgię? – pamięta jak wtedy parsknął śmiechem i przytulił ją zdezorientowaną –
Kochanie, zaufaj mi. To nie wygląda tak, jak opowiadali ci w szkole, albo jak
czytałaś w książkach. Zaufaj mi, Zosiu.
–
Phi – chyba wtedy prychnęła oburzona, ale dała mu się tam zaprowadzić. Uwielbiała,
gdy mówił do niej Zosiu tym swoim niskim głosem.
Zaufanie mu to był dobry wybór.
Zlot czarownic i czarodziejów był jedną z najpiękniejszych rzeczy jaką
widziała. Wszyscy prezentowali się cudownie w długich, kolorowych szatach,
kobiety miały powplatane kwiatki we włosy, a mężczyźni patrzyli na nich z
uwielbieniem. Wszędzie było pełno różnego, pysznego jedzenia, nie tak jak
opisywały to książki. Tam czytała, że wszystko jest gorzkie i niedobre. Dookoła
rozbrzmiewała muzyka, a czarownice i czarodzieje tańczyli wesoło i śmiali się.
Pamięta, że zbiegło się to z nocą kupały, więc wszędzie płonęły ogniska. Pewnie
dlatego też większość dziewczyn miała wianki na włosach. Marcin szybko
wyczarował też wianek dla niej. Bawili się razem, śmiali, tańczyli. Cieszyli
się życiem. Zofia musiała tylko uważać by nie zdradzić się, że nie jest
czarownicą, ale nie było to trudne, bo nikt jej o to nie pytał i nie prosił o
udowodnienie magicznych zdolności. A sama wcale nie zamierzała się nikomu
przyznawać. Wiedziała o tym ona, Marcin i kilku jego przyjaciół, których
wypatrzyli podczas zabawy. To wystarczyło.
O północy jakiś potężny czarodziej,
którego nazwiska nie potrafiła sobie teraz przypomnieć, wyczarował duży
strumień, a wszystkie niezamężne dziewczęta zaczęły wrzucać do niego swoje
wianki. Chłopcy wtedy próbowali je łowić. Ta, której wianek złowiono miała
rychło wyjść za mąż. Mimo, że jak była młodsza to też jej się zdarzało w to
bawić z innymi znajomymi, bo legenda o nocy kupały była popularna wśród nich,
to nigdy nie przeżywała tego razem z prawdziwymi czarodziejami. Zresztą, jak
była młodsza, to nawet nie myślała, że czarodzieje istnieją. Robiła to wszystko
tylko dla dobrej zabawy. Gdy tak patrzył razem z innymi dziewczynami w
odpływające wianki nagle podszedł do niej Marcin i porwał ją w ramiona. Po
chwili zobaczyła, że w rękach trzyma jej wianek. Była niemal pewna, że musiał
użyć czarów by go tak szybko wyłowić, ale w gruncie rzeczy cieszyła się.
Myślała, że to dobry znak. Potem w wesołej atmosferze obywały się skoki przez
ogień, wróżby i poszukiwania kwiatu paproci. Wszystko zakończyło się nad ranem.
Od tamtej pory już nigdy nie myślała o sabacie tak jak wcześniej. To było jedno
z najlepszych przeżyć w jej życiu.
***
Siedziały w ich małym salonie i
przeglądały różne księgi. Z tego co powiedział w rozmowie Wroński, wynikało, że
przypadek Anieli jest dość niezwykły, że po raz pierwszy spotyka się z czymś
takim. Powiedział też, że początkowo myślał, że może Aniela jest charłakiem,
cokolwiek to znaczy, ale, że to jednak niemożliwe, bo ich rodzina od zawsze
była zwykłymi mugolami, a ci cali charłacy, pojawiają się w rodzinach o czystym
statusie krwi, i od początku nie mają zdolności magicznych. A skoro ani jej
rodzice, ani ciotka nie umieli czarować, to szybko ta teoria upadła. Poza tym,
z tego co im opowiadała, miała jakieś bardzo rzadkie i małe przebłyski w
dzieciństwie. Tak twierdził mężczyzna. Zasugerował też, że musi się za tym kryć
jakaś większa tajemnica, i ci z Ministerstwa Magii będą chcieli dojść do tego,
o co w tym wszystkim chodzi. Na razie jednak oczekiwały odpowiedzi od nich.
Powiedział jej też, że może dlatego miała wrażenie, że ktoś ją obserwuję. Bo to
działa jakoś tak, że oni odnotowują użycie magii wśród mugoli, więc pewnie ktoś
musiał to zauważyć. Dziwiło go tylko, że do tej pory nikt się z nią nie
skontaktował.
Gdy sowa się nie pojawiała, wpadł
im do głowy pomysł, że może one same odnajdą przyczynę tej sytuacji. Nie miały
z Zofią dostępu do ksiąg magicznych, ale pomyślały sobie, że to nie problem, bo
magia od zawsze szła w parze z mitologią i często w różnych wierzeniach
pojawiały się wzmianki o czarownicach, magicznych stworach i czarodziejskich
umiejętności i nie zaszkodzi tego sprawdzić.
Wiedziały, że szansa na
odnalezienie odpowiedzi na nurtujące je pytania jest bliska zeru, ale musiały
się czymś zająć. Liczyły, że nawet jeśli nie dowiedzą się czegoś sensownego, to
przynajmniej będą się dobrze bawić. Odkąd Aniela odkryła siebie, była bardzo
niespokojna i chciała wiedzieć jak najwięcej na temat pochodzenia jej
zdolności. Zofia w pełni to rozumiała, sama na jej miejscu miałaby podobne
odczucia. W kwestii magii, poza odnalezieniem Marcina, nie była w stanie jej
bardziej pomóc, bo nie miała wstępu do tego świata, więc chciała pomóc wypełnić
bratanicy czas czymś konkretnym, nim w ich domy pojawi się ktoś z Ministerstwa.
Zofia zaczynała powoli przypuszczać, że przypadek Anieli, wcale nie jest dla
nich tak niezwykły i brak odpowiedzi świadczy o braku chęci zainteresowania się
tą sprawą. W tajemnicy przed Anielą, podzieliła się swoimi obawami z Wrońskimi.
Ten niestety stwierdził, że kobieta może mieć racje, ale obiecał znaleźć jakieś
inne rozwiązanie. I czekać. Ponownie mu zaufała.
– A weź posłuchaj tego – Aniela
przysunęła się bliżej Zofii i zaczęła czytać na głos – „Szeptucha, Wiedźma,
Uzdrowicielka – w Polsce występują głównie w rejonie Podlasia, a według wierzeń
ludowych mają oferować swoje usługi osobom, które wierzą w ich moc. Wyróżnia
się te, które parają się magią pozytywną – białą, i negatywną – czarną”
– No okej – ciotka pokiwała głową
ze zrozumienie – ale ja tu nie widzę związku, Nel.
– Poczekaj, poczekaj, słuchaj
dalej: „Legenda głosi, że to sam Chrystus przekazał szeptunom umiejętność
leczenia i teksty magicznych formuł. Uważa się też, że istnieją dwa składniki,
które dopiero po połączeniu będą mogły leczyć ludzi. – Aniela przewróciła
kolejną kartkę książki, a ciotka patrzyła teraz w jej stronę z zaciekawieniem –
Do umiejętności szeptuch zalicza się zdolność jasnowidzenia, czy też znajdowania
zagubionych przedmiotów. Wiedźma, może otrzymać moc dopiero wtedy, kiedy tego
chce. Dar ten najczęściej też, przekazywany jest z pokolenia na pokolenie, tak
żeby mógł pozostać w rodzinie.”
– No to, to nie to. Nie słyszałam,
żeby ktoś w naszej rodzinie miał „dar leczenia” – mówiąc to Zofia nakreśliła w
powietrzu cudzysłów, a Aniela zaśmiała się na ten gest. Nastała chwila ciszy,
gdy obie znów pogrążyły się w poszukiwaniach. – U mnie nie ma nic ciekawego, a
u ciebie?
– hmmm… Mam coś dla ciebie ciociu:
„W magii słowiańskiej znajdowały się czary z różnych grup, można wyróżnić
między innymi: Czary na urodę, kierujące żywiołami, na zdrowie, czy też czary
miłosne – Aniela przeciągnęła wyraźnie sylaby wypowiadając dwa ostatnie słowa i
spojrzała z wyczekiwaniem na ciotkę, ale nie widząc reakcji z jej strony,
kontynuowała: - bla, bla, bla, czary miłosne – żeby móc wywołać uczucie
ukochanej osoby istniało wiele sposobów, można było np.: spleść ze sobą dwie
nici, jedną pochodzącą z ubrania dziewczyny, a drugą z odzieży potencjalnego
kochanka. Innym sposobem było zerwanie kwiatu rumianku o północy, w całkowitym
milczeniu.”
– Daj spokój – ciotka rzuciła w jej
stronę małą poduszką, ale dziewczyna zdążyła się uchylić śmiejąc się wesoło i
widząc obruszoną minę Zofii. – Zupełnie nie mam pojęcia o co ci chodzi.
– Masz, masz. Nie udawaj –
przysiadła bliżej jej i wodząc palcem po tekście czytała dalej – „Dziewczyna
chcąc, by chłopak rozkochał się właśnie w niej musiała zdobyć nitkę z jego
czapki lub pyłek z butów i zlepić w bryłkę wosku. Kolejnym krokiem było rzucenie
tego w ogień i wypowiedzenie inktancji:
Żeby ciebie tak piekło za mną,
jak ogień piecze ten wosk.
Żeby twoje serce tak topniało za mną, jak topnieje ten wosk.
– ANIELA! – Zofia przewróciła
oczami - Proszę cię!Żeby twoje serce tak topniało za mną, jak topnieje ten wosk.
– Ciii, nie przerywaj mi. Teraz
najważniejszy fragment: „Chłopak, w kierunku którego skierowane były te czary
mógł albo zakochać się w dziewczynie, albo umrzeć.” UPSIK. – Zakończyła z
wesołą miną i zamknęła książkę. Ciotka była już cała czerwona na twarzy, ale
zaczęła się śmiać słysząc ostatnią wzmiankę dziewczyny.
– Och, chyba muszę to wypróbować –
puściła jej oczko. – Poszukaj teraz czegoś w tej.
– Czuję, że to będzie skarbnica
wiedzy – Aniela rzuciła z przekąsem, ale posłusznie wzięła wskazaną przez
kobietę księgę. Rozsiadła się wygodniej w fotelu i zaczęła w skupieniu
przeszukiwać kolejne strony. – W tej nie ma nic ciekawego. A jak u ciebie? – Tutaj same wróżby: za pomocą konia, lane z wosku, matrymonialne, na oślep. Do wyboru do koloru. – podciągnęła nogi pod brodę i mówiła dalej – Tutaj nie ma nic ciekawego, tutaj też. Tutaj jest coś o demonach, o! A tu jest jakaś legenda, chcesz posłuchać?
– Mhmm – Aniela pokiwała z zapałem głową. – No więc: „ Dawno, dawno temu, za mglistymi górami, za głębokim morzem, za ciemnymi lasami, było sobie królestwo, w którym rządził król nad wyraz miłujący swój sad. Rosła w nim bowiem jabłoń, która rodziła owoce ze szczerego złota. Pewnej jednak nocy… - Zofia czytała opowieść o ognistym ptaku i Iwanie, który był wiernym sługą król, o jego miłości do Jeleny i wilku, który pomógł im w małżeństwie, modulując swój głos w odpowiednich momentach. Aniela słuchała z zapartym tchem. Odłożyła nawet książkę, którą chwilę wcześniej przeglądała. – I żyli długo, i szczęśliwie, a Ognisty Ptak już nigdy więcej nie skusił się na żaden z tych pokarmów.”
– Wow! Nie wiedziałam, że umiesz tak świetnie opowiadać bajki! – Blondynka zapiała z zachwytu i wskoczyła na kolana Zofii. Ta jęknęła cicho pod jej ciężarem. – Fajna zabawa, ale tutaj nic na pewno nie znajdziemy.
– Wreszcie! Już myślałam, że spędzimy wieczność na przeglądaniu tego! – zepchnęła ją z kolan i zaczęła zbierać rozrzucone książki – To co robimy wieczorem?
***
W sobotę Wroński musiał wrócić do
swoich codziennych zajęć. Wyjeżdżając obiecał im jednak, że pojawi się, albo przyśle
sowę, gdy tylko dostanie jakąś odpowiedź z ministerstwa. Niestety, od tamtego
czasu minęło już pięć dni, a ani sowa, ani mężczyzna nie pojawili się w ich
domu. Niby wszystko odbywało się tak jak wcześniej, Aniela chodziła do szkoły,
a Zofia na próby. Normalnie ze sobą rozmawiały, spędzały czas, ale czuć było
coraz większe napięcie. Każdej towarzyszyła cała gama emocji, i każda czuła się
niekomfortowo w tej sytuacji. Zofia, bo z jednej strony spotkanie z Wrońskim
rozdrapało stare, wydawałoby się, że już zagojone rany, z drugiej, bo bała się,
że przybycie kogoś z tamtego świata wpłynie na jej relację z Anielą, i
zwyczajnie nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Czuła się przez to
sfrustrowana i smutna. Znały się bardzo krótko, ale więź, która się między nimi
wytworzyła była niezwykle silna i Zofia nie chciała, by świat magii i
czarodziejstwa znów zabrał z jej życia osobę, którą kochała, i dla której
gotowa była zrobić wiele, ale też czuła podświadomie, że to nieuniknione i
dziewczyna powinna wykorzystać szansę, którą otwiera przed nią los. Aniela z
kolei, do tej pory nie do końca potrafiła uwierzyć w to co się wydarzyło, i co
się wokół niej dzieje. Historia o istnieniu świata magii, była czymś, czego nie
potrafiła zrozumieć. Wiedziała, że powinna w to uwierzyć, w końcu to co
przekazał jej przyjaciel ciotki wyjaśniało to co się działo z nią przez
ostatnie miesiące. Poza tym, pokazał jej jak sam używa magii, i wie, że w tym
momencie nie kłamał. Z jednej strony rozpalała ją ciekawość tamtego świata i
chciała go jak najszybciej poznać, z drugiej, zaczynała się martwić, czy będzie
do niego pasować, bała się, że ktoś się o tym dowie i weźmie ją za dziwoląga.
Czasami sama się łapała na tym, że myśli o sobie jak o dziwolągu. Nie wiedziała
też co myśli o tym wszystkim jej ciotka, i czuła, że cała ta sytuacja naprawdę
wiele ją kosztuje. Bała się, że to źle na nie wpłynie i nic już nie będzie
takie jak jeszcze kilka dni temu.Gdy w piątek obie wróciły do domu, atmosfera między nimi była już na tyle napięta, że można było ją kroić nożem. Wystarczyła tylko mała iskra, by któraś wybuchła i dała upust emocjom. Aniela siedziała na krześle i ze stresu co i rusz zaplatała warkocze z włosów, a Zofia chodziła w te i z powrotem po pokoju. Już miała się odezwać, gdy usłyszały ciche pukanie do drzwi. Obie momentalnie poderwały się z miejsca i pognały w kierunku drzwi.
– Cześć! – rzucił mężczyzna nonszalancko opierający się o framugę drzwi – Widzę, że tęskniłyście.
– Wchodź! – Zofia przewróciła oczami i pociągnęła mężczyznę do środka, a Aniela szybko zamknęła za nimi drzwi.
– I jak? – blondynka była wyraźnie
ożywiona i z wyczekiwaniem patrzyła na Marcina – Dowiedziałeś się czegoś?
Otrzymałeś odpowiedź z tego całego Ministerstwa… yyy… Czarów?
– Magii. Ministerstwa Magii. –
Poprawił ją natychmiast i opadł na najbliższe krzesło. Sprawiał wrażenie
zmęczonego powietrza. – Tak, jak tylko przeczytałem ich odpowiedź
teleportowałem się do was.– Co zrobiłeś? – Weles wytrzeszczyła ze zdumienia oczy.
– Ech… teleportowałem, jeszcze wiele musisz się nauczyć. – Wyjaśnił dziewczynie, po czym napił się łyka wody podanej mu przez Zofię i zaczął mówić dalej – Dostałem od nich odpowiedź, i… Nie spodoba ci się ona.
– Co masz na myśli? – Zofia wtrąciła się do rozmowy między tą dwójką, a Aniela wyraźnie posmutniała – No wykrztuś to z siebie!
– Poczekaj, zaraz przeczytam. – Wyjął z kieszeni pomiętą kartkę i rozprostował ją na stole – „Szanowny Panie,
Dziękujemy za Pana czujność i zaangażowanie w sprawę. Niestety, nie dysponujemy
w tym momencie żadnymi urzędnikami, którzy mogliby zająć się poruszanym przez
Pana zagadnieniem. Dołożymy wszelkich starań, by w najbliższym czasie się tym
zająć.
Z
wyrazami szacunku,
Melinda Johnson”
Melinda Johnson”
– Wiedziałam – głos Anieli
niebezpiecznie zadrgał, a ciotka położyła na jej ramieniu dłoń w uspokajającym
geście. – Jestem nic nieznaczącym zagadnieniem. Wiedziałam…
Po tych słowach Aniela spuściła
głowę, a Zofia spojrzała z wyrzutem na Wrońskiego, jakby to on był temu
wszystkiemu winien. Dziewczyna szybko otarła napływające do oczu łzy i już
chciała opuścić pokój, gdy Wroński odezwał się ponownie:
– Ej! Mała! – zawołał Wroński i złapał Anielę za rękę –
Mówiłem, że tak tego nie zostawię, że wam pomogę.
– Kontynuuj – obie wlepiły w niego
wzrok z zaciekawieniem.
– Wiecie, trochę już siedzę w tym
świecie, i jakieś tam kontakty mam. Zaraz po powrocie do domu, spodziewając się
tego, że Ministerstwo może teraz nie być zainteresowane twoją sprawą, wysłałem
kolejną sowę, tym razem do mojego… hmmm… dawnego nauczyciela. On był o wiele
bardziej zaciekawiony twoją osobą, i po krótkiej wymianie zdań umówiliśmy się
na spotkanie. – Mężczyzna spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i dodał –
zaraz powinien tu być.
Gdy tylko skończył mówić zdanie,
rozległ się dzwonek do drzwi. Aniela podekscytowana pobiegła w stronę drzwi.
Zofia i Józef ruszyli za nią do przedpokoju. Dziewczyna już miała otwierać
drzwi, ale spojrzała jeszcze pytająco na stojącą w pokoju dwójkę, a gdy ci
pokiwali jej nieznacznie głową otworzyła drzwi.
W progu stał wysoki, szczupły
mężczyzna, o długiej, związanej na końcu w kitkę siwej brodzie, i włosach w tym
samym kolorze. Na nosie miał okulary połówki i ubrany był w dziwną,
jasnoniebieską szatę. Widząc Wrońskiego podniósł rękę w geście powitania.
– Nazywam się Albus Percival Wulfric Brian Dumbledore.
– Rzucił z uśmiechem w stronę zgromadzonych w pokoju, a Aniela rozdziawiła ze
zdziwienia usta. – Jestem dyrektorem w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Ok., moja ciekawość o Wrońskiego i Zofię została zaspokojona, więc teraz mam nadzieję, że się zejdą :D
OdpowiedzUsuńMyślałam, że już w tym rozdziale będzie coś więcej i Aniela zacznie się uczyć, i dowie się, co jej jest, a tu widzę dawkujesz informacje :P
No ale pojawił się Albus i czekam na rozdział 5, bo nie mogę się Hogwartu :D I to strasznie nie mogę się doczekać.
Z notki na notkę widać, że robisz duuże postępy. Dialogi są bardzo dobre i opisujesz też świetnie, przez co czyta się rozdział bardzo lekko :)
Czekam na rozdział 5 w takim razie :)
Spadam do siebie dodawać rozdział :D
Pozdrawiam, Szczurze Lądowy! :*
SBlackLady
http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com
Dziękuję serdecznie za Twoje słowa, zawsze są dla mnie dobrą motywacją!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zaspokoiłam Twoją ciekawość co do Anieli i Wrońskiego, myślę, że jeszcze nie raz się pojawią, bo bardzo ich polubiłam w tej historii i jakoś zawsze miło mi się o nich piszę.
co do Hogwartu, to nie gwarantuje, że już w piątym się tam przeniosą (bo kończę ją opisywać, a jeszcze do tego nie doszłam, a też nie chcę zbyt zanudzić długością), ale w 6 na pewno, także bądź cierpliwa!
Ahoj!
Panna Czarownica!
To dobrze, że do Wrońskiego i Zofii jeszcze wrócisz :D Polubiłam ich :)
UsuńTrzymam kciuki, żebyś szybko ją do tego Hogwartu przeniosła, bo chcę już Huncwotów!
Weny!
SBlackLady
Umm, witaj (:
OdpowiedzUsuńJuż kilka dni temu zawitałam na Twoim blogu, ale stwierdziłam, że poczekam na nowy rozdział i dopiero wtedy coś tu naskrobię. Domyślam się, że dla osób publikujących autorskie opowiadania i inne teksty na internecie komentarze są całkiem mile widziane, zatem pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze (:
Przechodząc jednak do sedna - pierwszy raz spotkałam się z takim pomysłem na opowiadanie ff związane z Hogwartem (chociaż przyznaję się, że jestem raczej zielona w tej kwestii) i spodobało mi się bardzo, że od początku jesteśmy powolutku wprowadzani w całą historię razem z bohaterką zamiast być wrzuconym w sam środek gotującej się akcji. Skoro wspomniałam o bohaterce to muszę przyznać, że zdążyłam już mocno polubić Anielę i jej ironiczno-zdystansowane spojrzenie na świat i ludzi wokół. Brakuje mi u niej tylko rudych włosów i ciężkich traperów na nogach do obrazu sarkastycznej inteligentki, ale Twoja wizja też mi się podoba (:
Co do samego rozdziału to choć nie przesunęliśmy się specjalnie w przyszłość w stosunku do poprzedniego, to sporo wyjaśniło się jeśli chodzi o przeszłość, co również mi się spodobało. Co jak co, ale kontekst jest bardzo istotny, w końcu nic nie dzieje się bez powodu.
Czasem trochę ciężko mi było połapać się, która z kobiet w danym momencie mówi lub "myśli", bo nawet wtrącenie słowa "ona" nie rozjaśniało do końca tej kwestii. A tajemniczy Józef wspomniany w ostatnich wersach już zupełnie mnie rozbroił, choć domyślam się, że chodzilo Ci o Wrońskiego (: z moich obserwacji mogę jeszcze dodać, że miejscami zbyt gęsto stawiasz przecinki (wybacz - jestem przewrażliwiona na tym punkcie i wszystkim zwracam na to uwagę, nie bierz tego zbyt osobiście (:), oprócz tego w kilku miejscach pojawiły się powtórzenia, ale poza tym nie mam specjalnie zastrzeżeń. Ogółem to jestem bardziej niż zadowolona, że takim zupełnym przypadkiem trafiłam na tę historię i możesz być pewna, że zostane tutaj na dłużej.
No tak, pierwszy komentarz i już się rozpisałam, cała ja. Na następny raz obiecuję się bardziej streszczać, wybacz (:
Trzymaj się cieplutko, dużo Weny życzę
Pozdrawiam
c.
O jejku, nawet nie wiesz jak cieszy mnie Twój komentarz.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tutaj trafiłaś, i że spodobała Ci się moja historia. Super, że tak odbierasz Anielę, to dla mnie znak, że jej kreacja mi się udała, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach dalej będę to podtrzymywać. Akcję starałam się tutaj prowadzić wolno, bo bardzo wiele chciałam wyjaśnić, ale w następnym rozdziale powinnam już trochę przyspieszyć.
Co do uwag stylistyczno-językowych, to bardzo je sobie cenię, bo mam hopla na tym punkcie. Staram się pracować nad tym, żeby dało się dobrze wyłapać, o której z kobiet mówię, ale to pierwsza moja twórczość, więc jeszcze nie wszystko mi wychodzi, za co z góry przepraszam i mam tylko nadzieję, że z rozdziału na rozdział będzie coraz lepiej (jednak jeśli coś zauważysz, to zawsze pisz śmiało). Powtórzenia staram się wyłapywać, ale jak widać nie zawsze skutecznie. Co do przecinków. To tutaj też mam hopla na ich punkcie i zgadzam się z Tobą, że czasami może ich być za dużo, będę starała się nad tym pracować, ale jakoś akurat mam tendencję do nadmiaru niż niedomiaru. Dzięki za uwagę, bo wiem na co teraz zwrócić swoje spojrzenie. :)
Również trzymaj się cieplutko i pięknie dziękuję za komentarz i wszelkie sugestie i uwagi.
Pozdrawiam i zapraszam na następny rozdział :)
Panna Czarownica
Historia Zofii i Wrońskiego zakrawa nam tu na romans wszechczasów! Co się stało, że jednak się rozeszli? Sceny pocałunku i randce na sabacie przeurocze! Rozdział bardzo lekki i przyjemny, ale już nie mogę się doczekać przeniesienia do Hogwartu.
OdpowiedzUsuńWybacz, że tym razem tak krótko, ale mam takie zaległości w nauce, na innych blogach i w swoim pisaniu, że nie wiem, w co ręce włożyć. Obiecuję, że pod szóstką się poprawię! Pozdrawiam serdecznie!
Drama
http://zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/
Bardzo się cieszę, że Ci się podobały sceny z Wrońskim i Zofią, bo ja wyjątkowo ich polubiłam opisując to. Na pewno jeszcze do nich wrócę, ale to chwilę potrwa, teraz skupiam się na Anieli. Co do przeniesienia do Hogwartu to już zaraz tam wyląduje, najprawdopodobniej w następnym rozdziale, chociaż może się okazać, że wyjdzie mi za dużo treści, to wtedy obiecuję zacząć od tego rozdział 6.
UsuńZnam to, też mam za dużo rzeczy do zrobienia ostatnio, bo się rozleniwiłam jak dziadowski bicz. Także powodzenia w nadrabianiu!
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia :)
Witam serdecznie! W przerwie między jedzeniem pierożków a wcinaniem serniczka postanowiłam przyjść i poczytać :D Będę komentować na bieżąco, żeby niczego nie pominąć :D A już widzę, że jedenastka wstawiona, cieszę się, że udało Ci się wreszcie przysiąść i coś napisać :D <3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobał początek, te przemyślenia Anieli. Takie były potrzebne właśnie. Niby argumenty wydają się logiczne, a jednak trochę takie surrealistyczne.
"Fajny ten twój patyk"
"Sowę. To taki latający ptak"
Przy tych hasłach mocno się uśmiałam :D Wyszły idealnie!
Jak się cieszę, że poczytałam coś więcej o Zofii i Marcinie! *_* Ich pierwszy pocałunek skradł mi serce <3 Awwwwwwww! *_*
W liście od Wrońskiego zauważyłam dwa zwroty w żeńskiej formie, ale i tak był taki uroczy <3
Wyobrażenia Zofii na temat sabatu - CUDO!
Ale rzeczywistość... Wyobraziłam sobie ten klimat! To jeszcze takie stare czasy, piękne czasy... Tak świetnie to opisałaś, że normalnie całą scenę miałam przed oczyma!
Jestem coraz bardziej ciekawa, czemu nikt wcześniej nie odkrył, że Aniela jest czarownicą, co się za tym kryje, czy ktoś zawinił czy może Aniela ma jakiś wyjątkowy dar? A może ktoś spowił jej zdolności tajemnicą?
"„Chłopak, w kierunku którego skierowane były te czary mógł albo zakochać się w dziewczynie, albo umrzeć.” UPSIK." - UPSIK mnie rozwalił. Dziewczyno, sypiesz dobrymi tekstami niczym z rękawa :P
Ooooo, i kolejne rozmyślania Anieli! Czy mówiłam już, jak bardzo uwielbiam Twoje opisy, zwłaszcza te, w których opisujesz emocje? A powtórzę jeszcze raz, bo naprawdę skradłaś mi nimi serce *_*
Szkoda mi się Anieli zrobiło, gdy Wroński przeczytał list od Ministerstwa... Ale potem... Dumbledore! On zawsze ratuje sytuację <3
O matulu! Świetny rozdział, naprawdę! Teraz idę do serniczka i lampki wina, ale chyba jeszcze dzisiaj wrócę na rozdział piąty :D Tak, żeby zrobić sobie miejsce na czekoladki lodowe :D Oj, jak ja kocham świąteczne jedzonko...
Pozdrawiam Cię, kochana! :*
Serwus,
Usuńbardzo się cieszę, że postanowiłaś tak spożytkować przerwę między jedzeniem, sama jestem łasuchem na świąteczne żarełko, więc doceniam podwójnie!
Możliwe, że już to mówiłam ale ja bardzo nie umiem w dialogi, chociaż naprawę staram się nad tym pracować, za to uwielbiam pisać opisy, przemyślenia i tym podobne, więc to dla mnie super miłe, że Ci się podobało.
Zdradzę Ci mały sekrecik, te teksty są trochę odzwierciedleniem mnie, też mi się zdarza palnąć takie głupstwo (SBlackLady może to potwierdzić).
Sceny Marcina i Zosi to były sceny, które najlepiej mi się pisało w tamtym okresie. I tutaj znowu muszę się odwołać do SBlackLady, bo to ona podsunęła mi dużo pomysłów jak wpleść w moje opowidanie kulturę słowiańską i to między innymi dzięki niej odwołałam się do Sabatu. Chociaż przyznaję, że sam opis i wyobrażenie sceny jest już tylko moje.
Ach ten stary, poczciwy Dumbledore, on zawsze ratuje sytuację.
A co do tego czemu nikt nie poznał, że Aniela ma zdolności magiczne to... dowiesz się w kolejnych rozdziałach, więc zapraszam do czytania.
Życzę, żeby jedzonko nie tuczyło, i żebyś zawsze miała na nie miejsce.
ślę świąteczne uściski i do zobaczenia pod kolejnymi postami!
Panna Czarownica