Od kilkunastu minut kobiety
siedziały w ciszy w niewielkiej kuchni. Aniela tępo wpatrywała się w ścianę, a
po policzkach co jakiś czas spływała jej samotna łza. Po wydarzeniach, które
miały miejsce na szlaku w milczeniu dotarły do domu. Zofia tylko co jakiś czas
zerkała na nią podczas schodzenia i zabrała od niej plecak, bo widziała, że
dziewczyna, mimo bardzo długiego odpoczynku, jest wycieńczona. Zdawała sobie też sprawę, że przejście
odcinka, który pozostał im do autobusu sprawia bratanicy dużą trudność. Dojście na
przystanek zajęło im blisko półtorej godziny.
Półtorej godziny w totalnym milczeniu, któremu towarzyszyło tylko ciche pochlipywanie Anieli. Półtorej godziny, w trakcie której Zofia z przejęciem, co i rusz zerkała na bratanicę. Półtorej godziny, podczas której każda starała się zebrać myśli i bała się powiedzieć cokolwiek. Potem obie wsiadły do pojazdu i mimo, że zajęły miejsca koło siebie, to żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć słowa. Gdyby nie podobieństwo, to poboczny obserwator mógłby stwierdzić, że w ogóle się nie znają. Po wejściu do domu ciotka od razu wstawiła wodę na herbatę i kazała jej usiąść, a sama zajęła miejsce po drugiej stronie stołu. Teraz blondynka siedziała pełna obaw na krześle i czuła się, jakby oczekiwała na wyrok. Atmosfera robiła się coraz gęstsza, a milczenie tylko potęgowało negatywne odczucia dziewczyny. Nie wiedziała co w zasadzie powinna powiedzieć. Nawet bała się spojrzeć w kierunku ciotki. Nerwowo zerkała w stronę czajnika z wodą, modląc się by gotowała się ona jak najdłużej. Przez jej głowę przelatywało mnóstwo myśli, jednak wszystkie dotyczyły tego co się z nią stanie, i jak sobie teraz poradzi w życiu. A było już tak dobrze… Dlaczego zawsze coś musi się spieprzyć? Dlaczego?
Półtorej godziny w totalnym milczeniu, któremu towarzyszyło tylko ciche pochlipywanie Anieli. Półtorej godziny, w trakcie której Zofia z przejęciem, co i rusz zerkała na bratanicę. Półtorej godziny, podczas której każda starała się zebrać myśli i bała się powiedzieć cokolwiek. Potem obie wsiadły do pojazdu i mimo, że zajęły miejsca koło siebie, to żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć słowa. Gdyby nie podobieństwo, to poboczny obserwator mógłby stwierdzić, że w ogóle się nie znają. Po wejściu do domu ciotka od razu wstawiła wodę na herbatę i kazała jej usiąść, a sama zajęła miejsce po drugiej stronie stołu. Teraz blondynka siedziała pełna obaw na krześle i czuła się, jakby oczekiwała na wyrok. Atmosfera robiła się coraz gęstsza, a milczenie tylko potęgowało negatywne odczucia dziewczyny. Nie wiedziała co w zasadzie powinna powiedzieć. Nawet bała się spojrzeć w kierunku ciotki. Nerwowo zerkała w stronę czajnika z wodą, modląc się by gotowała się ona jak najdłużej. Przez jej głowę przelatywało mnóstwo myśli, jednak wszystkie dotyczyły tego co się z nią stanie, i jak sobie teraz poradzi w życiu. A było już tak dobrze… Dlaczego zawsze coś musi się spieprzyć? Dlaczego?
Nela wiedziała, że zrobiła dobrze,
tam na szlaku, kiedy użyła swoich zdolności by je ochronić. Czuła, że bez tego
na pewno byłoby kiepsko, i którejś z nich stałaby się krzywda. Zrobiła to w
dobrej wierze, a mimo wszystko czuła się teraz przez to okropnie. Nie potrafiła
się do tego ustosunkować. Gdy przypominała sobie wydarzenia sprzed zaledwie dwóch,
może trzech godzin, towarzyszyły jej dwa skrajne uczucia. Z jednej strony była to radość i ulga, że żadnej z nich się nic nie stało, że wyszły cało z tej
beznadziejnej sytuacji. Poniekąd też odczuwała ulgę, że Zofia już wie, a dzięki temu nie musi się dłużej przed nią
ukrywać. Ale ulga ta była okupiona smutkiem i żalem, a także całą masą obaw.
Nie wiedziała jak sobie z tym wszystkim poradzi, obawiała się tego co zaraz
może jej powiedzieć Zofia. Bała się co ona sobie o niej pomyśli. Zaczynała też
żałować, że nie powiedziała jej nic wcześniej. Może wtedy to wszystko byłoby
dla Zofii mniejszym szokiem? Zaczęła zastanawiać się co by było gdyby. Gdyby się
nie wybrały w góry, gdyby poszły inną trasą, gdyby nie pojawiły się te cholerne
kamienie, gdyby powiedziała jej wcześniej, gdyby nigdy nie odkryła swoich
umiejętności? Przez to gdybanie Weles coraz bardziej kuliła się na krześle.
Chciała tylko zaszyć się pod kocem i cofnąć czas. Chciała, żeby to wszystko się
nie wydarzyło. Ale niestety, nie umiała cofnąć czasu i musiała podejść do tego
dorośle. Czekała, aż woda się zagotuje, bo wiedziała, że wtedy Zofia zacznie mówić.
Nagle zagwizdał gwizdek przerywając panującą ciszę. Aniela jęknęła cichutko.
– Co to było? – Było tak jak
przypuszczała. Gdy tylko ciotka skończyła zalewać herbatę i postawiła przed
nimi parujące kubki, zaczęła rozmowę. Aniela spodziewała się tego pytania,
jednak mimo wszystko trochę się wzdrygnęła. Co prawda, wbrew tego, czego się
obawiała nie było one zadane tonem szorstki czy surowy. Głos ciotki przepełniony
był ciekawością pomieszaną, z czymś czego nie umiała do końca nazwać, ale chyba
była to troska. Mimo wszystko dalej bała się spojrzeć jej w oczy i powiedzieć
cokolwiek. Spuściła głowę i uporczywie przyglądała się czubkom swoich butów.
– Powiedz mi co tam się właściwie
wydarzyło… – jeszcze raz powtórzyła delikatnie kobieta kładąc swoją dłoń, na
zimnej ręce dziewczyny. – Proszę.
– Sama nie wiem – załkała Aniela,
dalej patrząc tępo w kubek. Gest ciotki ją zdziwił i początkowo chciała zabrać
dłoń, ale szybko wycofała się z tego pomysłu. – To był impuls.
– Impuls? – Zofia dopytywała
patrząc czułym wzrokiem na zmęczoną bratanicę.
– No tak… Bałam się…, bałam się, że
coś ci się stanie i…, i postanowiłam działać – dziewczyna pociągnęła nosem, a
ciotka podała jej chusteczkę. Dopiero teraz Aniela odważyła się unieść wzrok. Zofia wpatrywała się w nią z przejęciem i
troską. – Czasami mi się to zdarza.
– Czasami? – dopytywała nie spuszczając
wzroku z bratanicy – Co to znaczy czasami?
Co masz dokładnie na myśli?
– Och! Ostatnio to… nawet często.
Ciociu ja…, ja naprawdę nie wiem co ci powiedzieć – spuściła ponownie wzrok. Po
jej policzku spłynęła kolejna łza. – Nie odsyłaj mnie. Proszę! Ja…, ja…
naprawdę nie chciałam.
– Ależ kochanie… – Zofia próbowała
wejść jej w słowa, ale dziewczyna tylko co raz częściej pociągała nosem.
– Ja już nie będę! Naprawdę
spróbuję nad tym zapanować – otarła wierzchem dłoni kapiące łzy i znów
spojrzała na ciotkę. – Obiecuję. Tylko… tylko mnie nie odsyłaj.
– Och kochanie… – wyszeptała
łamiącym się głosem kobieta. Podniosła się z krzesła i podeszła do blondynki.
Przykucnęła koło niej na podłodze i objęła rękami jej kolana. – Ja chcę ci
pomóc, nie zamierzam… Oczywiście, że nie zamierzam cię nigdzie odsyłać –
zakończyła dobitnie.
– Naprawdę? – wychrypiała i
przytuliła się do ciotki – Pomóc? I nie odeślesz mnie? Serio?
– Oczywiście, że cię nie odeśle
głuptasku – powiedziała do niej serdecznie i mocniej ją przytuliła. – Naprawdę
chcę ci pomóc, tylko musisz mi wszystko opowiedzieć. Szczerze.
– Och… Dobrze, spróbuję powiedzieć
ci o wszystkim. – powiedziała już nieco pogodniej i zmarszczyła czoło – Ale ja
naprawdę nie wiem jak. Daj mi chwilkę. Muszę zebrać myśli.
– Skarbie, nie spiesz się. Mamy
czas – Zofia uśmiechnęła się pokrzepiająco i potargała jej włosy by nieco
rozładować napięcie. Dolała im herbaty i ponownie przykucnęła przy Anieli. –
Gdy będziesz gotowa, po prostu zacznij mówić. Nie stresuj się. Spokojnie.
– Łatwo ci mówić – mruknęła Nel, a
po dłuższej chwili zaczęła cichutko swoją opowieść. – No więc wtedy, tam w
górach, ja schodziłam za tobą i nagle usłyszałam twój pisk. Bardzo się wtedy
przestraszyłam, a potem zobaczyłam te kamienie. Bałam się, że coś ci się stanie
i postanowiłam działać. To była chwila. Moment. Po prostu wiedziałam, że muszę
je zatrzymać. I na tym skupiłam swoje myśli. I zadziałało. Wiesz… Ja naprawdę
nie do końca wiem jak to zrobiłam. Po prostu czułam, że to jedyne rozwiązanie.
Że jeśli tego nie zrobię, to… to będzie źle. Czułam tylko ogromny strach i chęć
działania. Wyciągnęłam ręce przed siebie i… i zaczęłam myśleć, o tych
kamieniach. Że muszą się zatrzymać, zmniejszyć. Starałam się wyobrazić sobie jak
robią się coraz mniejsze i jak znikają. Albo jak się zatrzymują. Nie pamiętam
dokładnie przez te emocje. Wiem, że intensywnie o nich myślałam. No i
podziałało.
– Zatrzymać? – dopytywała Zofia,
gdy dziewczyna szybko opowiadała swoją historię.
– Tak… Zatrzymać… Wydawało mi się,
że jak je zatrzymam, to nic nam…, tobie…, się nie stanie – poruszyła się
niespokojnie na krześle i dodała nieco ciszej – już kiedyś mi się to udało.
– Jak to? – Zofia uniosła w
zdumieniu brwi i spojrzała zdziwiona na dziewczynę. – Co chcesz przez to
powiedzieć?
– Och… - znowu poczuła się
zakłopotana. Ze stresu zaczęła wykrzywiać palce rąk. – Ale naprawdę obiecujesz,
że się mnie nie pozbędziesz?
– Tak, obiecuję – kobieta
powtórzyła nieco głośniej i jedną rękę położyła piersi, a drugą wystawiła przed
siebie krzyżując dwa palce. Zupełnie jakby składała przysięgę. – Mówiłam, że
chcę ci pomóc. Ale, żebym mogła to zrobić potrzebuję twojej pomocy. Domyślam
się, że to dla ciebie trudne, ale musisz mi to dokładnie wyjaśnić, kochanie.
– Bo widzisz... Od jakiegoś czasu,
czuję się trochę dziwnie – zaczęła bawić się włosami. – Jakbym…, jakbym miała
jakieś moce. Nawet nie wiem jak to nazwać.
– Moce? – dopytywała zdziwiona.
Podniosła się z klęczącej pozycji i usiadła na krześle tuż obok bratanicy, po
czym złapał ajej dłonie w swoje ręce. – Jakie moce?
– Ech, wiem, że to głupie. Że coś
takiego nie istnieje. – Aniela wstała
gwałtownie od stołu i zaczęła nerwowo chodzić po pomieszczeniu. – Ale ja
naprawdę coś takiego czuję. Mam wrażenie, że umiem więcej niż inni. Że jestem
jakaś wyjątkowa. Jakaś dziwna.
– Na pewno nie jesteś dziwna! –
Zofia wyprostowała się na krześle. – Może usiądziesz?
– Nie, dzięki – Aniela pokręciła
przecząco głową i podeszła w stronę okna. Wyjrzała przez nie tęsknie i ponownie
odwróciła się w stronę ciotki. – Zgoda. Opowiem ci wszystko. Tylko mi nie
przerywaj, dobrze ciociu?
– Dobrze – Stokłosa pokiwała szybko
głową i poklepała oparcie krzesła chcąc ją znów zachęcić do siedzenia. Nel
jednak znowu pokręciła przecząco głową, a Zofia westchnęła – Ech… Mów.
– Więc… Więc od kilku miesięcy
czuję się jakoś dziwnie. Na początku to wszystko było bardzo delikatne.
Machnęłam ręką i dzięki temu zwiększał się ogień we włączonym palniku. Gdy
leciała woda z kranu, to jak odpowiednio poruszyłam dłonią, strumień był
silniejszy lub słabszy. Na początku myślałam, że mi się wydaje. Zresztą podobne
rzeczy udawały mi się już wcześniej. Jak byłam młodsza zdarzyło mi się to kilka
razy. Jednak nigdy nie robiłam tego przy innych. Ale teraz zauważyłam w tym jakąś
zmianę. Jakbym… jakbym musiała mniej myśli i skupienia w to włożyć. Nawet przez
chwilę myślałam, że mi się to wydaję. Potem… potem zaczęłam zauważać inne
rzeczy – przystanęła na chwilę by zebrać myśli, a widząc zdziwione spojrzenie
ciotki zaczęła dokładniej tłumaczyć – Pomyślałam o czymś i to nagle się działo.
Na przykład, gdy chciałam zgasić światło, to o tym myślałam i ono nagle się
wyłączało. Czasami też miałam wrażenie, że przedmioty same wpadają mi w ręce
albo przysuwają się do mnie. Momentami myślałam, że wariuję. Czasami też…
– Jak to same?! – wykrzyknęła Zofia
zdumionym głosem.
– Miałaś mi nie przerywać –
powiedziała z wyrzutem, ale widząc minę rozmówczyni zaczęła znów wyjaśniać. –
Chodzi mi o to, że… Że na przykład na biurko leżał ołówek, a ja chciałam go
wziąć do ręki i jak tylko wystawiałam ją nad nim, to on magicznie się w niej
znajdował. Albo… O! Książka mi trochę przeszkadzała i chciałam ją przesunąć o
kilka centymetrów, a gdy na nią spojrzałam zaczynała sama się przesuwać.
Naprawdę myślałam już, że głupieje i postanowiłam to sprawdzić.
– Och – Zofia z przejęcia zakryła
usta dłonią, a Weles wyraźnie się zasmuciła i zwolniła krok. Oparła się
biodrami o szafkę kuchenną.
– Zresztą… – Aniela spojrzała w
stronę żyrandola, a ten po chwili zaświecił się i zgasnął. – Coś takiego.
– Nie… to niemożliwe. – Zofia
powiedziała cicho i z przejęcia również wstała. Chciała jeszcze coś powiedzieć,
ale Aniela w tym momencie, jakby odczytując jej myśli pokręciła tylko przecząco
głową, więc się powstrzymała.
– Poszłam na taką polankę i tam
powiedziałam sobie, że raz się żyje, i że pewnie mi się wydaję, ale czułam, że
muszę spróbować. Ukucnęłam na ziemi i zaczęłam intensywnie myśleć. Najpierw mi
nie wyszło. Potem myślałam, że coś się zmieniło, ale znowu bez rezultatu, a
potem… zaczęłam przywoływać w myślach różne obrazy tego co chcę, hmmm…
wyczarować? Wiem, że głupio to brzmi. Ale gdy otworzyłam oczy zobaczyłam przed
sobą polanę pełną krokusów. Wtedy to dopiero myślałam, że zwariowałam – znów
zachichotała. – Zresztą… Nawet przez chwilę miałam wrażenie, że ktoś mnie
obserwuje, ale gdy się rozejrzałam, to nikogo nie zobaczyłam.
– Obserwuję? – Ręka Zofii zastygła
w połowie drogi do czajnika. Zrobiła zdumioną minę. – I jesteś pewna, że nikogo tam nie było?
– Tak, rozejrzałam się dokładnie
– Aniela pokręciła przecząco głową. –
Usłyszałam wtedy chyba jakiś dźwięk, trzask gałązki czy coś takiego. Ale nikogo
tam nie było. Pewnie był to jakiś zwierzak.
– Rozumiem… – ciotka jej
przytaknęła, ale zaczynała się coraz bardziej martwić o bratanicę – Mów dalej.
– Tak, tak… na czym to ja? A wiem.
I potem jak stworzyłam te krokusy, to od tamtego momentu, to już w ogóle było
dziwnie. Bardzo się bałam, że mnie nakryjesz, a jednocześnie chciałam to coś
poznać i lepiej zrozumieć. Starałam się coś poczytać, czegoś dowiedzieć, ale
nie znalazłam o tym żadnej książki, jedynie jakieś brednie dla naiwnych
dzieciaczków. Jakieś wilkołaki, wampiry, uje, muje, dzikie węże. – Przewróciła oczami w zabawny sposób i
pociągnęła łyk ze swojego kubka. Zofia już nieco bardziej opanowana usiadła
ponownie przy stole. – Więc zaczęłam… hmmm… chyba można powiedzieć, że zaczęłam
ćwiczyć. Myślałam o różnych rzeczach i próbowałam je do siebie przywołać, albo
stworzyć. I wychodziło różnie. Ale szybko odkryłam, że naprawdę to potrafię.
Czasami mówiłam do siebie szeptem o czym myślałam, a czasami udawało się, kiedy
tylko powtarzałam to w swojej głowie. Wszystko to robiłam tylko w domu, jak
byłam sama. Bałam się, że ktoś to zauważy. Tym bardziej, że znowu wydawało mi się,
że ktoś mnie obserwuje. No… I o ile jeszcze niedawno to były jakieś pojedyncze
rzeczy, przebłyski, tak teraz zdarzało się to dużo częściej. Pewnie dlatego też
mi się, to udało tam, na szlaku. Resztę widziałaś już na własne oczy.
– Ciekawe… - Zofia próbowała przetworzyć
to co właśnie usłyszała. – Poczekaj, poczekaj. Powiedziałaś, że jak byłaś mała
też ci się to udawało.
– Tak, ale to było raptem kilka
razy. Jakieś malutkie rzeczy, myślałam, że każdy tak umie – odpowiedziała na
zadane pytanie, po czym opadła na krzesełko obok cioci i położyła głowę na jej
ramieniu. Ta zaczęła delikatnie głaskać ją po włosach i dopytywać o kolejne
rzeczy. Dziewczyna odpowiadała, czasami drapiąc się po głowie, by zebrać myśli.
Czasami znów zaczynała nerwowo chodzić po pomieszczeniu, by po chwili znów
opaść na krzesło. Rozmowa, w której Aniela opowiadała jej o swoich
niecodziennych umiejętnościach, a Zofia co i rusz wtrącała jakieś nurtujące ją
pytanie trwała już dobre trzy godziny. W końcu kobieta zobaczyła, że jej
bratanica zaczęła coraz częściej ziewać i przecierać oczy ze zmęczenia, więc
powiedziała, że na dzisiaj wystarczy już im obu wrażeń, i że wrócą do tematu
kiedy indziej, po czym nakazała jej iść się położyć. Sama też obiecała, że za
chwilę będzie szła do łóżka. Tego dnia po raz pierwszy od tych kilku miesięcy,
gdy mieszkały razem pocałowała ją na dobranoc w czoło, a zdziwiona dziewczyna
uśmiechnęła się niemrawo i pomaszerowała do pokoju. Między nimi tworzyła się
coraz silniejsza więź. Miała wrażenie, że dziewczyna wreszcie zaufała jej tak,
jak członkowi najbliższej rodziny. Może nawet jak własnej przyjaciółce. Zofia,
uśmiechnęła się na tę myśl pod nosem.
Jednak wbrew wcześniejszym
zapewnieniom Stokłosa wcale nie poszła się położyć.
Odczekała kilkanaście minut by mieć
pewność, że Nel śpi już w swoim pokoju i zaczęła rozmyślać nad planem
działania. Z szuflady w stole wyjęła kartkę i długopis i zaczęła zapisywać
swoje przemyślenia. Kilka razy przekreśliła to, co właśnie zdążyła napisać i
zdenerwowana mięła kartki, po czym rzucała je w stronę kosza. Po kilku długich
chwilach, gdy stos papierowych kulek zaczynał przybierać pokaźne rozmiary,
wreszcie zapisała ostatnią pozycję na swojej liście pomysłów i działań. Była
człowiekiem, który do życia starał się podchodzić zadaniowo. Ona, Zofia Stokłosa,
była mistrzynią w planowaniu. Gdy czarno na białym zapisywała sobie wszystkie
rzeczy, które musi zrobić lub sprawdzić, lepiej jej się żyło, a jej praca była
bardziej owocna. Bez tego czuła się niepełna i nieco zagubiona, gdy musiała coś
wykonać. Takiego podejścia do życia nauczyła się jeszcze na studiach, gdy jako
studentka musiała przeżyć o kilku kromkach suchego chleba, a stos rzeczy do
wykonania zaczynał ją przytłaczać. To były bardzo ciężkie czasy, a ona musiała
sobie jakoś radzić. Mało kto mógł sobie pozwolić na studiowanie. Większość jej
znajomych albo uciekła za granicę, tak jak jej brat kilkanaście lat temu, albo zajmowała
się prowadzeniem rodzinnego gospodarstwa. Ona jedna wyrwała się ze wsi do
wielkiego świata na studia. Miała talent i nie chciała go zmarnować. Jednak
życie samej, z dala od domu nie było łatwe. Półki sklepowe świeciły pustkami,
rodzice byli daleko od niej i kontaktowali się tylko listownie, musiała zacząć
zarabiać na siebie i godzić to z nauką. A znalezienie dorywczej pracy wtedy
graniczyło z cudem. To wtedy zobaczyła, że gdy sobie wszystko zapisze jest w
stanie pogodzić naukę, pracę i znaleźć jeszcze czas na czerpanie przyjemności
ze studenckiego życia. Ta zdobyta wówczas umiejętność planowania i organizacji
czasu pracy przydawała jej się również teraz, w dorosłym życiu, gdy codziennie
rano musiała wyjść na próby i zajmować się wieloma rzeczami o różnej
istotności. Jej współpracownicy podziwiali jej świetne zorganizowanie i
przygotowanie do wykonywania działań. Nie mogli uwierzyć, że to tylko kwestia
spisania zadań i umiejętnego rozmieszczenia ich w czasie. Pomyślała, że musi
nauczyć tego Anielę. Na pewno jej się to przyda. Jednak jeśli jej
przypuszczenia okażą się prawdzie, to może nie mieć na to czasu. Zasmuciła się
trochę na tę myśl, ale wiedziała, że jeśli jest tak jak myśli, to to będzie
jedyne słuszne rozwiązanie. Bała się tylko, że w ten sposób złamie daną jej
kilkadziesiąt minut temu obietnicę. Ale wiedziała, że to dla jej dobra. Że
nawet jeśli teraz się na nią obrazi, to gdy zrozumie, będzie jej wdzięczna.
Taką miała nadzieję. A chyba innego wytłumaczenia tego dziwnego zjawiska nie
było. Jedyne co jej nie pasowało w tej historii to wiek bratanicy, z tego co
pamiętała z opowieści swoich dawnych znajomych wszyscy byli młodsi, ale pewnie
i to dało się jakoś wytłumaczyć. Przemknęło jej też przez myśl, że z tym
wiekiem mogło się jej coś pomieszać, w końcu minęło już tyle lat. 8? Może 10? A
może trochę mniej. Sama już niebyła pewna. Zresztą, może skoro tak jak mówiła
Aniela, zdarzyło jej się to tylko kilka razy, to nikt od nich tego nie
odnotował? Z drugiej strony Nel coś wspomniała, że miała wrażenie jakby ktoś ją
obserwował. Nie chciały straszyć nastolatki i mówić, że to mogła być prawda. I tak
była już wystarczająco wystraszona. Zresztą… Nie do końca wiedziała jak działa
ten system, ale domyślała się, że każda osoba obdarzona tymi umiejętnościami
musi znajdować się w jakimś spisie, czy czymś. W końcu skądś muszą wiedzieć
komu wysłać ten cały list. Z tego co kiedyś jej opowiadali, listy dostawały
zarówno dzieci, które żyły w takich rodzinach od pokoleń, jak i takie, które
tymi umiejętnościami zostały obdarzone po raz pierwszy. Tak mogło też być w
przypadku jej bratanicy. Na pewno nie było wcześniej takiej historii w jej
rodzinie. Rozmyślała jeszcze chwilę, po czym spojrzała jeszcze raz na listę, by
upewnić się czy na pewno wszystko zapisała.
Nie wiedziała jak powie o tym
Anieli. Kiedyś sama by w to nie uwierzyła, ale potem poznała kogoś, kto był
taki sam jak jej bratanica. Kogoś, kto jej to wszystko pokazał. Kogoś, kto umiał
jej to wytłumaczyć.
Kogoś, komu tak bardzo tego
zazdrościła.
***
Zofia próbowała zasnąć, ale długo
jej się to nie udawała, a gdy w końcu zmrużyła oczy, sen był krótki i
niespokojny. Bała się tego, co może się teraz wydarzyć, ale starała się
zachować spokój i zrobić wszystko, by pomóc dziewczynie zrozumieć kim jest. By ta
się nie bała i przyjęła to, co przygotował dla niej los. Nawet jeśli w głębi
serca tego nie chciała, bo wiedziała, że może stracić bratanicę, którą dopiero
co poznała. Wiedziała jednak, że gdy się kogoś kocha, to chcę się dla niego jak
najlepiej. Nawet jeśli samemu będzie się przez to cierpieć. A ona przez te
kilka miesięcy naprawdę pokochała tę dziewczynę jak własną córkę. Szybko wstała
by zabrać się od razu do roboty. Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia.
Trzeba zrobić coś jak najszybciej. Chciała zacząć od przeprowadzenia rozmowy z
bratanicą, ale wiedziała, że to nie jest teraz dobry moment, bo jeśli jej
hipoteza nie jest prawdziwa, to tylko niepotrzebnie namiesza dziewczynie w głowie.
W rozmowach, które z nią przeprowadzała starała się nie zdradzać, że ma jakiś
pomysł, że może coś wiedzieć.
Anieli powiedziała, że jedzie w
delegację, a w pracy wzięła urlop. Jej dyrygent nie był tym zachwycony, na
szczęście do koncertu zostało jeszcze dużo czasu i jedna próba bez jej udziału
dużo by nie zmieniła. Gdy dopięła formalności w pracy zaczęła działać. Pierwszy
punkt na jej liście zakładał odnalezienie dawnego znajomego. Było to bardzo
trudne zadanie, ostatni kontakt mieli ze sobą w tamto pamiętne lato. Miała
cichą nadzieję, że zbyt dużo się od tamtego czasu nie zmieniło w jego życiu.
Pełna nadziei wsiadła do autobusu.
Pierwszym jej przystankiem były Góry
Świętokrzyskie. To tam pokazał jej całe piękno tego świata, to tam uwierzyła
mu, że nie kłamie. Kilka godzin kręciła się po miejscach, które wtedy wiele
razy odwiedzili, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Na początku próbowała
podpytywać o niego ludzi, ale nazwiska nikt nie kojarzył, a żadnego zdjęcia nie
posiadała. Mimo to niezrażona zaczęła kombinować dalej. Przypomniała sobie, że
mówił, że pochodzi z okolic Warszawy, więc postanowiła się tam udać. Naiwnie
liczyła, że go tam znajdzie, że wpadną na siebie na ulicy albo coś. Do miasta
dotarła tuż przed wieczorem, i najpierw zakupiła w sklepie mapę, a potem
zaczęła swoje poszukiwania. Chodziła jak nakręcona i wypytywała o niego
przechodniów. Jednak i tutaj nie przynosiło to rezultatu. Nie było to duże
miasto, więc naprawdę Zofia myślała, że ktoś będzie go tu pamiętał. Póki co jednak
poszukiwania nie dawały efektu. Gdy zrobiło się już ciemno, wróciła do
hotelowego pokoju. Miała nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy. Musiała
go odnaleźć. Bez niego nie potrafiła ruszyć dalej. Jednego była pewna, jeśli
tutaj go nie znajdzie, to musi ruszyć jeszcze gdzieś indziej. Hotel kosztował
ją majątek, a pensja za pracę w orkiestrze była niska, szczególnie teraz, gdy
miała jeszcze Anielę na utrzymaniu.
Gdy wstała rano jeszcze raz wybrała
się na miasto i ponownie zaczęła wypytywać ludzi, podając kilka szczegółów z
jego ówczesnego wyglądu. Część przechodniów interesowała się po co go szuka, a
ona zdała sobie sprawę, że robi z siebie totalną idiotkę. Ale próbowała dalej.
Na poczekaniu wymyśliła łzawą historyjkę, o tym, że kiedyś bardzo się kochali,
ale potem rodzice wywieźli ją za granicę, a teraz po latach wróciła i liczyła,
że go odnajdzie i otrzyma odpowiedź na listy, które mu wysyłała. Że do siebie
wrócą i zaczną, życie od nowa. Gdy ktoś pytał, co zrobi, jeśli okaże się, że
kogoś ma, od razu odpowiadała, że bierze to pod uwagę, i chcę tylko jego
szczęścia, ale jest pewna, że on też na nią czeka, bo jej to obiecał. Ludzie
zawsze łapali się na takie ckliwe opowiastki. O dziwo zadziałało. Kilka osób
faktycznie potwierdziło, że ktoś taki tutaj kiedyś mieszkał, ale nie mają
pojęcia, gdzie się może teraz podziewać. Niestety, żadna z tych informacji nie
była dla niej wartościowa i mimo początkowego zapału, odkryła, że go tutaj nie
znajdzie. Wcześniej niż przypuszczała zrezygnowana udała się w drogę powrotną,
gdzie jeszcze raz zahaczyła o Góry.
Znów chodziła bez celu, wracając
wspomnieniami do tamtych chwil. Powoli docierało do niej, że musi wymyśleć plan
B. Tylko cholera jasna, totalnie nie miała pojęcia jaki. Może jednak powie
Anieli o co chodzi, i wtedy razem spróbują coś wymyśleć. Wolała to zrobić z
nim, ale ona nie posiadała tych samych zdolności co oni. Nie wyczaruje go sobie. Przysiadła
na chwilę na murku. I ukryła twarz w dłoniach.
– Podobno mnie szukałaś – Zofia
podskoczyła, gdy usłyszała ten głos. Chociaż minęło już tyle czasu poznałaby go
wszędzie. Powoli spojrzała w stronę, z której dochodził. Serce biło jej jak
oszalałe. Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Stał przed nią jak
kiedyś, z tym cholernie zawadiackim uśmiechem. Niewiele się zmienił przez te
lata. – Więc jestem.
– Ale jak to? Jak mnie tutaj
znalazłeś? – wychrypiała oniemiała, a on puścił jej oczko. Zawsze tak robił,
gdy Zofia się denerwowała. – No tak, pewnie macie na to jakieś swoje sposoby.
– Jak wy to mówicie? Ptaszki
ćwierkały, że ktoś mnie szuka. Co tam chciałaś, maleńka – przeczesał palcami
grzywkę, a ona uśmiechnęła się łagodnie. – Zadałaś sobie tyle trudu, więc to
chyba coś ważnego. W końcu tyle lat mnie unikałaś.
– Tak…, sama nie wiem od czego
zacząć, ale chyba możesz mi pomóc. Chodzi…, chodzi o moją bratanicę. Dzieje się
z nią coś… coś dziwnego – głos jej lekko zadrżał, gdy on oparł dłoń o ścianę,
zaledwie kilka centymetrów od jej głowy. – Chyba jest taka jak Ty.
– To pewnie dostanie list z którejś
szkoły, z Anglii, z Francji, czy skąd tam teraz wysyłają do Polski... Mówiłem ci
jak to działa – gdy tak mówił zaczął bawić się jej włosami. – Czyli jednak się
stęskniłaś.
– Tak, wiem jak to działa. Uwierz
mi, że gdyby to nie było ważne, to nie zawracałabym ci głowy po tylu latach. – Strąciła
jego rękę zdenerwowana i postanowiła puścić mimo uszu tą uwagę o tęsknocie.
Nieco pewniejszym głosem dodała – Tylko, że ona ma 16 lat.
– Oooo – otworzył usta ze zdziwienia
i zaczął się jąkać. – Ale…, ale, jak to możliwe? Nie dostała wcześniej listu?
Nie rozumiem.
– To wszystko zaczęło się całkiem
niedawno – zaczęła tłumaczyć łagodnie, ale mimo wszystko uśmiechnęła się widząc
szok wypisany na jego twarzy. Lubiła go zaskakiwać. – Sama nie jestem w stanie
tego zrozumieć. Dlatego wiedziałam, że muszę cię odnaleźć. Musisz mi pomóc.
– Ja? – wtrącił niepewnie
– Tak. Może tylko mi się wydaje,
może to nie to, może… - zaczęła kręcić zrezygnowana głową. – Do jasnej anielki,
mam wrażenie, że zwariowałam. Po prostu pojedź ze mną do domu. Proszę…
– Dobrze. Sprawdzimy to –
powiedział i pogładził ją czule po plecach. – Nigdy o czymś takim nie
słyszałem. Pewnie tylko ci się wydaję, ale jeśli…, jeśli to prawda. To chyba
wiem, komu o tym powiedzieć. Opowiedz mi wszystko o niej.
Zofia zaczęła mu w skrócie opowiadać to, co wczorajszego wieczoru usłyszała od Anieli. Starała się mówić rzeczowo i nie zdradzać swoich emocji i przemyśleń. Nie chciała też mówić zbyt dużo. Wolała by bratanica zrobiła to sama, jednak czuła się w obowiązku przybliżenia mu sytuacji. W końcu była wdzięczna, że się pojawił. Gdy skończyła mówić o bratanicy. Mężczyzna zaczął wypytywać ją o to, jak teraz żyje. Ona również była ciekawa jak sobie teraz radzi. Obydwoje mieli sobie jeszcze dużo do powiedzenia, ale teraz nie było na to czasu. Czym prędzej udali się z powrotem na Podhale. W drodze obgadali jeszcze kilka szczegółów, ustalili między innymi, że on zatrzyma się w hotelu by nie stresować bardziej dziewczyny, że nazajutrz od razu się z nimi spotka, a potem Zofia usnęła w autobusie oparta o jego ramię.
Zofia zaczęła mu w skrócie opowiadać to, co wczorajszego wieczoru usłyszała od Anieli. Starała się mówić rzeczowo i nie zdradzać swoich emocji i przemyśleń. Nie chciała też mówić zbyt dużo. Wolała by bratanica zrobiła to sama, jednak czuła się w obowiązku przybliżenia mu sytuacji. W końcu była wdzięczna, że się pojawił. Gdy skończyła mówić o bratanicy. Mężczyzna zaczął wypytywać ją o to, jak teraz żyje. Ona również była ciekawa jak sobie teraz radzi. Obydwoje mieli sobie jeszcze dużo do powiedzenia, ale teraz nie było na to czasu. Czym prędzej udali się z powrotem na Podhale. W drodze obgadali jeszcze kilka szczegółów, ustalili między innymi, że on zatrzyma się w hotelu by nie stresować bardziej dziewczyny, że nazajutrz od razu się z nimi spotka, a potem Zofia usnęła w autobusie oparta o jego ramię.
***
Budząc się rano uszczypnęła się w
ramię, z nadzieją, że to pomoże, i że gdy za chwilę otworzy oczy wszystko
będzie jak dawniej, albo przynajmniej jak wtedy, gdy pierwszy raz pojawiła się
w progu ciotki. Po co ona tak bardzo chciała iść w te góry, pytała się w
myślach. Może gdyby nie poszły, to nic by się nie stało. A teraz? Teraz już
sama nie wiedziała co się dzieje. Mimo, że Zofia wiele razy zapewniała ją, że
nic się nie zmieniło, że dalej chce, żeby tutaj mieszkała, to dziewczyna ciągle
czuła strach, że za chwilę zmieni zdanie. Poza tym nie chciała wierzyć w to, że
ciotka przez ostatnie dwa dni była w delegacji, przecież wcześniej jej nic o
tym nie mówiła, a tu pojechała nagle, gdy ona jej wszystko opowiedziała. Idealny moment na wyjazd. Do tej
pory nie zamieniły ze sobą słowa i dziewczyna była już przygotowana na
najgorsze, nawet rozważała spakowanie się, żeby w razie czego po prostu wyjść. Zasmucił
ją fakt, że ciotka wyszła w sumie bez pożegnania, i że nie zdobyła się na
odwagę, by pogadać z nią o tym wszystkim. Aniela bała się, że wbrew
wcześniejszym zapewnieniom wzięła ją za dziwaka, i po prostu uciekła od niej. W
głębi serca czuła, że ciotka by czegoś takiego nie zrobiła, ale z drugiej
strony sama nie wiedziała co ma o niej myśleć. Może jednak jej nie znała i niepotrzebnie
jej zaufała? Sama na miejscu Zofii pewnie by uciekła od tej rozmowy.
Przez te dwa dni, które spędziła w
domu sama, różne myśli przelatywały jej przez głowę. Zastanawiała się czy
kobieta po prostu od niej nie uciekła, ale wiedziała, że to nie to, bo przecież
to było mieszkanie Zofii, więc prędzej kazałaby jej wyjechać, nie uciekła by
sama. Potem, jak natrętna mucha, latała jej po głowie myśl, że ciotka pojechała,
by załatwić jej miejsce w jakimś psychiatryku, bo to co się wydarzyło, na pewno
nie było normalne. Starała się mimo wszystko jakoś funkcjonować. Chciała żyć
jak wcześniej. Nie odpuściła żadnych zajęć w szkole, posprzątała cały dom,
nawet zmieniła zasłony w oknach. Zrobiła wszystko, by Zofia była z niej DUMNA,
by dalej chciała być jej ciotką. Mimo to, ciągle czuła niepokój, więc gdy z
samego rana zobaczył po raz pierwszy od tamtej rozmowy ciotkę była zaskoczona.
Kobieta zatrzymała ją przy drzwiach wyjściowych i poprosiła, by dzisiaj
odpuściła sobie zajęcia, czuła, że zaraz zdarzy się coś złego. Że właśnie
przyszło to najgorsze.
Tym bardziej zdziwiła się, gdy w
kuchni zobaczyła jakiegoś obcego mężczyznę. Dałaby sobie rękę uciąć, że nie
słyszała by ktoś wchodził.
– Anielko, usiądź proszę – ciotka
zaprosiła ją gestem do stołu. Mówiła bardzo łagodnym głosem. Weles czuła, że
coś się święci. – Musimy porozmawiać.
Dziewczyna potulnie wykonała
polecenie ciotki i skinęła głową mężczyźnie, który uważnie się jej przyglądał.
Była niemal pewna, że to jakiś urzędnik, który za chwilę nakaże jej się
spakować i wynieść z tego domu. Postanowiła im tego nie ułatwiać. Milczała
zawzięcie i przybrała hardą minę. Wreszcie ciotka znów przemówiła.
– Nel… Pamiętasz jak kilka dni temu
rozmawiałyśmy o twojej, hmmm… twoich dziwnych zdolnościach? – ciotka spojrzała
na nią pytająco, gdy próbowała dobrać właściwe słowa, a ona prychnęła z pogardą. – Obiecałam wtedy, że spróbuję ci
jakoś pomóc. Więc to jest…
– A więc to nazywasz pomocą? Chcesz
się mnie pozbyć? Albo zamknąć w psychiatryku? – wykrzyknęła oburzona dziewczyna
i wstała gwałtownie z krzesła.
– Ależ skarbie… – Zofia była zszokowana
słowami dziewczyny. Próbowała złapać ją za rękę, ale Aniela szybko ją odtrąciła.
– To nazywasz pomocą? – znów
krzyknęła – Przyprowadzasz jakiegoś obcego faceta i sądzisz, że nie wiem, że
wcale nie byłaś w delegacji? Naprawdę myślisz, że nie wiem o co ci chodzi!
Przecież nie jestem ślepa i głupia. Wiem, że masz mnie za wariatkę!
– Uspokój się i usiądź – opanowany
głos mężczyzny mocno ją zaskoczył, chciała jeszcze coś powiedzieć, ale widząc
jego pewne spojrzenie poddała się i opadła z powrotem na krzesło. – Od razu
lepiej.
– Aniela teraz ty mi nie przerywaj
i wysłuchaj tego co mam ci do powiedzenia – rzuciła twardo ciotka i uśmiechnęła
się do niej. – Jesteś gotowa?
– Tak– odpowiedziała ledwo
słyszalnie.
– Masz rację, nie byłam w
delegacji, ale wcale nie mam cię za wariatkę. Obiecałam, że spróbuję ci pomóc,
i chyba wiem jak to zrobić. Dlatego też musiałam na chwilę wyjechać – ciotka
spojrzała na nią ciepło a Aniela się nieco rozluźniła. Dalej czuła na sobie
uważny wzrok faceta. – Pragnę ci kogoś przedstawić. To jest Marcin Wroński, mój
eeee…
– Dawny przyjaciel – mężczyzna nie
krył rozbawienia z zakłopotania kobiety.
– Dokładnie. Więc jak już mówiłam,
to jest Marcin Wroński, mój dawny przyjaciel – wyczuła w głosie ciotki nutkę
żalu. - I myślę że jest w stanie ci wyjaśnić co się z tobą dzieję. Opowiadałam
mu o tobie.
– Opowiadałaś? – jęknęła z wyrzutem
i ukryła twarz w dłoniach
– Musiałam. Myślę, że lepiej będzie
jak on sam ci to wszystko wyjaśni – zobaczyła jak ciotka rzuca mu przeciągłe
spojrzenie, a on kiwa nieznacznie głową. To wszystko robiło się dla niej coraz
dziwniejsze. – Zaufaj mi.
Na jego wyraźną prośbę Aniela po
kolei opowiedziała mu to co kilka dni wcześniej ciotce, a Wroński co jakiś czas
zadawał jej uściślające pytania. Czuła się skrępowana gdy mówiła jak obroniła
je przed spadającymi kamieniami, i gdy opowiadała w jaki sposób sprawdzała
swoje umiejętności. Wypytywał ją jakie uczucia jej towarzyszyły, czy jest jakaś
szczególna pora dnia, albo stan jej nastroju, kiedy TO zdarza się jej częściej,
itd. Cały czas jednak to Aniela opowiadała, a na jej pytania, czy wie co jej
dolega, on milczał albo zbywał ją krótkim „później”. Robiła się coraz bardziej
sfrustrowana. W końcu mężczyzna zaczął ją pytać, czy zdarzało jej się coś
takiego w dzieciństwie, a gdy kiwnęła potakująco głową poprosił ją o kilka
szczegółów. Musiała się zastanowić. Najpierw opowiedziała o tym jak udawało jej
się kontrolować strumień wody bez dotykania urządzeń, jak parę razy siłą woli
przywołała do siebie jakieś rzeczy, albo przesunęła drobne przedmioty po blacie
stołu. Potem kazał jej przypomnieć sobie czy pamięta coś bardziej spektakularnego.
- Jakby to nie było już wystarczająco spektakularne, cholera! - Powiedziała do siebie w myślach. Ale potulnie zaczęła się zastanawiać. W końcu nieco skrępowana opowiedziała, jak mając kilka lat miała misia, który nie do końca jej się podobał. Rodzice nie chcieli jej go wymienić na innego, i że cały czas marzyła by był zielony, a nie tak ohydnie różowy. W końcu, któregoś dnia, gdy tak siedziała i się w niego wpatrywała i myślała o innym kolorze, po wzięciu w rękę on zaczął zmieniać swoją barwę. Boże, jak ona się wtedy wystraszyła. Potem przypomniała sobie więcej szczegółów, na przykład to, że ogonek i jedno ucho pozostało różowe, więc wyglądał przekomicznie. Rodzicom powiedziała wtedy, że pomalowała go farbami, bo chciała by był oryginalny. Potem opowiedziała o tym jak, kiedyś wkurzył ją jakiś chłopczyk, bo ciągnął ją za włosy, a ona pomyślała, że jest głupi, i chciała żeby się potknął, a on momentalnie wywinął orła. Wtedy jakoś nie powiązała tego z niczym. Mężczyzna był wyraźnie zaciekawiony. Potem dodała, że od pewnego czasu ma wrażenie, że widzi coś czego nie widzą inni. Jakieś dziwne rośliny, zwierzęta, ale pewnie jej się tylko wydaję. Nawet wspomniała o tym, że czasami miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Na to stwierdzenie jej rozmówca wyraźnie się ożywił. Zapytał ją o kilka szczegółów, co było dziwne. Przecież zaznaczyła, że tylko jej się wydawało. Mimo to powiedziała wszystko, co chciał od niej usłyszeć. W miarę jej opowiadania, widziała, jak początkowo spokojny mężczyzna, coraz bardziej zaczyna się angażować i robić nerwowy. Gdy skończyła, zaczął już chodzić po pokoju.
- Jakby to nie było już wystarczająco spektakularne, cholera! - Powiedziała do siebie w myślach. Ale potulnie zaczęła się zastanawiać. W końcu nieco skrępowana opowiedziała, jak mając kilka lat miała misia, który nie do końca jej się podobał. Rodzice nie chcieli jej go wymienić na innego, i że cały czas marzyła by był zielony, a nie tak ohydnie różowy. W końcu, któregoś dnia, gdy tak siedziała i się w niego wpatrywała i myślała o innym kolorze, po wzięciu w rękę on zaczął zmieniać swoją barwę. Boże, jak ona się wtedy wystraszyła. Potem przypomniała sobie więcej szczegółów, na przykład to, że ogonek i jedno ucho pozostało różowe, więc wyglądał przekomicznie. Rodzicom powiedziała wtedy, że pomalowała go farbami, bo chciała by był oryginalny. Potem opowiedziała o tym jak, kiedyś wkurzył ją jakiś chłopczyk, bo ciągnął ją za włosy, a ona pomyślała, że jest głupi, i chciała żeby się potknął, a on momentalnie wywinął orła. Wtedy jakoś nie powiązała tego z niczym. Mężczyzna był wyraźnie zaciekawiony. Potem dodała, że od pewnego czasu ma wrażenie, że widzi coś czego nie widzą inni. Jakieś dziwne rośliny, zwierzęta, ale pewnie jej się tylko wydaję. Nawet wspomniała o tym, że czasami miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Na to stwierdzenie jej rozmówca wyraźnie się ożywił. Zapytał ją o kilka szczegółów, co było dziwne. Przecież zaznaczyła, że tylko jej się wydawało. Mimo to powiedziała wszystko, co chciał od niej usłyszeć. W miarę jej opowiadania, widziała, jak początkowo spokojny mężczyzna, coraz bardziej zaczyna się angażować i robić nerwowy. Gdy skończyła, zaczął już chodzić po pokoju.
– A więc? Wie pan co mi jest? –
spytała z nadzieją, a Wroński się zatrzymał, spojrzał na nią przeciągle i
usiadł znów na krześle. – No więc? Wie pan czy nie?
–
Myślę, że wiem, ale chciałbym to jeszcze sprawdzić – mówił to bardzo
powoli, dokładnie dobierając słowa. Spojrzał na Zofię, a ona dopiero wtedy
przypomniała sobie, że kobieta też jest w pokoju. Do tej pory cały czas milczała.
Teraz też nic nie powiedziała, tylko skinęła w jego stronę głową. Zaczął mówić
łagodnie – nie bój się... Czy mogłabyś pokazać mi w praktyce, jak to wygląda?
Po chwili zastanowienia wstała od
stołu, widziała, że ciotka chce jej coś powiedzieć, ale ona wysłała jej tylko
porozumiewawczy uśmiech i delikatnie pokręciła głową. Podeszła do kranu i mocno
skupiła na nim swoje myśli. Najpierw nic się nie wydarzyło, ale po chwili
rozluźniła się i spróbowała jeszcze raz. Momentalnie z kranu poleciał duży
strumień wody, który za chwilę zaczął delikatnie falować. Następnie skierowała
swoje spojrzenie na włącznik od światła, a żarówka zaczęła raz się zapalać, a
raz gasnąć. Popatrzyła na mężczyznę, bojąc się, że go wystraszyła, a gdy ten
uśmiechnął się do niej promiennie i kazał kontynuować w jej rękę wpadła
książka, którą leżała na szafeczce w przedpokoju. Wykonała jeszcze kilka
sztuczek i znów usiadła na krześle. Teraz była jeszcze bardziej zdezorientowana.
Uśmiech na twarzy przyjaciela ciotki był jej zdaniem dziwny.
–
Ja już pokazałam o co chodzi, teraz pana kolej – rzuciła z hardym
spojrzeniem w stronę mężczyzny. – A więc?
– To proste. Jesteś czarownicą –
powiedział pewny siebie, a ona prychnęła rozeźlona.
– Naprawdę? Naprawdę uważa pan, że
jestem taka głupia i naiwna? – była coraz bardziej oburzona, ale wtedy podeszła
do niej Zofia i delikatnie położyła jej rękę na ramieniu. Dzięki temu gestowi
trochę się uspokoiła. – Przecież to brednie dla dzieci. Niech Pan nie robi ze
mnie idiotki.
–
Kiedy to prawda. Jesteś czarownicą – mówił dalej z siłą w głosie,
wbijając w nią spojrzenie. – Zupełnie tak jak ja.
–
Przecież czarodzieje, nie istnieją – powiedziała mniej pewnie i
spojrzała na Zofię, szukając w niej poparcia. – Ciociu powiedz mu, że nie
jesteśmy głupie. Że to nieprawda.
–
Kochanie, chciałabym. Ale niestety… To prawda – Zofia starała się ją
objąć, ale Aniela szybko wyrwała się z jej uścisku. Była coraz bardziej
przerażona.
–
Nie róbcie ze mnie debila! Zaufałam wam – przerwała jej łkając głośno.
Szybko poderwała się od stołu i przewróciła krzesło. Wybiegła z domu z głośnym
trzaśnięciem drzwiami. Zofia chciała pobiec za nią, ale wtedy mężczyzna złapał
jej dłoń.
–
Zostaw ją. To dla niej zupełnie nowa sytuacja. Pewnie sami zachowalibyśmy
się podobnie na jej miejscu – mówił łagodnie i objął ją ramieniem. – Przejdzie
jej i niedługo wróci. A wtedy dowie się więcej.
–
Oby – wyszeptała Zofia wtulając głowę w jego tors i starając się ukryć
spływające po jej policzkach łzy. Nie miała już dłużej siły powstrzymywać
emocji.
***
Zaczynało się już ściemniać kiedy
dwójka siedząca w kuchni usłyszała skrzypienie drzwi wejściowych. Kobieta
szybko pobiegła w tamtą stronę, a gdy ujrzała swoją bratanicę porwała ją w
ramiona i uściskała serdecznie. Wroński przyglądał się tej scenie z pobłażliwym
uśmiechem. Stały tak kilka minut obejmując się, po czym Zofia pociągnęła
dziewczynę z powrotem do kuchni.
–
Więc… powiedzmy, że wam wierzę – zaczęła nieśmiało, przestępując z nogi
na nogę. – Niech…, niech mi pzn opowie coś więcej.
–
Widzisz, mówiłem, że wróci – mężczyzna zaśmiał się wesoło do kobiety, a
ta pacnęła go w ramię, przy okazji wydając z siebie ciche westchnienie ulgi. –
Lepiej usiądź wygodnie bo to będzie dłuuuuuga historia. Powiedz mi? Nie
dostałaś żadnego listu? Z Hogwartu, Durmstrangu albo skądś?
–
Listu? – zdziwiła się, po czym dodała kpiącym tonem – jedyne listy jakie
widziałam to ponaglenia zapłaty rachunków. I to adresowane do rodziców.
–
Dziwne…, naprawdę dziwne – podrapał się po głowie, a Zofia w tym czasie
usiadła na krzesło koło niej. Była jej za to wdzięczna. Mimo wszystko z ciotką obok
czuła się pewniej, słuchając tych bzdur. – Więc na czym to ja skończyłem?
Jesteś czarownicą, a ja jestem czarodziejem. Zofia jest Mugolem.
–
Nie obrażaj mojej ciotki! – Krzyknęła, chociaż nie znała znaczenia tego
słowa. Coś jej podpowiadało, że nie jest ono miłe, a widząc smutek na twarzy
ciotki tylko utwierdziła się w przekonaniu, że ma rację. – Ona nie jest żadnym
mugolem!
–
Ależ jest i nie ma co z tym walczyć – zbył ją krótko, a Zofia kiwnęła
głową. Już nic z tego nie rozumiała. Ciotka zgadzała się na to dziwne
przezwisko? Była naprawdę coraz bardziej zdziwiona całą tą dziwną sytuacją.
– Mugol, to osoba, która nie ma
zdolności magicznych, zupełnie tak jak twoja ciotka. Ale może zacznę od
początku. Bo to wszystko to dla ciebie czarna magia. He he he. Magia, ale mi
się udał dowcip. – W tym momencie obie kobiety spojrzały na mężczyznę dziwnie,
a on się szybko zreflektował i mówił dalej. – Dobra, dobra, już się nie
wygłupiam. Więc widzisz Anielo, istnieje coś takiego jak dwa światy. Świat
magii i świat zwykłych ludzi, czyli właśnie mugoli. One są ze sobą połączone,
przeplatają się wzajemnie, ale o ile my, czarodzieje, wiemy o istnieniu zwykłego
świata, tak o istnieniu świata czarów wiedzą tylko nieliczni mugole. Jednym z
takich jest twoja ciotka. Cholera, naprawdę nic o nas nie wiedziałaś?
–
Nie? – krzywo się uśmiechnęła - Zresztą dalej nie do końca w to wierzę.
–
To patrz - z tylnej kieszeni
spodni wyjął jakiś zakrzywiony patyk i machnął nim kilka razy w powietrzu.
Przed nią pojawił się piękny ptaszek. Po kilku kolejnych machnięciach zmienił
się w kota, a po jeszcze kilku w kwiaty, które podał Zofii z szarmanckim
uśmiechem. – To tylko niewielki ułamek z tego, co nazywamy czarami. I co teraz
powiesz?
- Wow – wyrwało jej się. – Mów
dalej.
–
Tak jak już mówiłem, istnieją dwa światy. My jesteśmy częścią jednego i
drugiego. Kiedy ma się jedenaście lat powinno się dostać list z jednej z magicznych
szkół. To taki moment, gdzie każdy, czarodziej niezależnie od statusu krwi dowiadują się, że mają
magiczne zdolności. Ja dostałem list z Hogwartu – widząc zdumienie na jej
twarzy zaczął tłumaczyć – To taka szkoła, do której trafiają młodzi
czarodzieje, i w której szkolą swoje umiejętności. Jest kilka takich szkół, w
różnych zakątkach świata, oprócz tego, w Europie jest jeszcze np. Durmstrang
czy Beauxbatons. Tam zgłębiamy tajniki zaklęć, zielarstwa, eliksirów, obrony
przed czarną…
–
Eliksirów? – zapytała z błyskiem w oku, a Zofia zaśmiała się perliście.
Znała ten uśmiech bratanicy. Już dawno zaobserwowała, że wszystko co chociaż
trochę wiążę się z chemią sprawia jej radość.
–
Tak, eliksirów… Nigdy tego za specjalnie nie lubiłem. Ale wracając, w
trakcie nauki zdajemy różne testy i egzaminy, by zdobyć pracę jako uzdrowiciel,
auror, w ministerstwie, jest wiele możliwości. – kontynuował swoją historię,
opowiadając im o świecie czarodziejów, o tym jak to wszystko wygląda, co można
później robić, starał się przekazać im jak najwięcej informacji. Aniela
słuchała wszystkiego w skupieniu, czasami zadawała jakieś pytanie, czasami
zaczynała nerwowo chodzić po pomieszczeniu, ale wtedy Zofia łapała ją za rękę i
uspokajała. Kiedy jego opowieść dobiegała końca zaczynało już świtać.
–
Dobrze kochanie, idź teraz spać, potem wymyślimy co dalej. Teraz pewnie
jesteś zmęczona – Zofia klasnęła w ręce, a gdy Nel chciała coś powiedzieć, to
ciotka ruchem głowy wskazała na drzwi – Zero protestów. Marcin też jest już
zmęczony. Odbył tu długą podróż.
–
To prawda – dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo chciało mu się
spać – powinienem się już zbierać. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
–
Ale… - próbowała protestować Aniela – Ale ciociu!
– Bez dyskusji!
– ciotka pogroziła jej palcem, po czym zwróciła się w stronę Wrońskiego. –
Możesz spać na kanapie. A ty! – znów spojrzała na bratanicę – jutro też
zostajesz w domu. Nie wiem jak ja to wytłumaczę w twojej szkole.
Tak jak już Ci pisałam, jest kilka literówek i ten błąd logiczny jeden, więc mam nadzieję, że jak wrócisz z majówki, to poprawisz to :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to już widzę postęp w opisach i (przede wszystkim) w dialogach <3
Rozdział bardzo mnie wciągnął i czytało się go bardzo przyjemnie. Cieszę się, że skorzystałaś z rozwiązań, które Ci tak chętnie podsuwałam.
Polubiłam bardzo Marcina Wrońskiego i byłam właśnie ciekawa, jak go wykreujesz. Z przyjemnością przeczytałabym coś więcej o nim i o Zofii, więc jeśli nie myślałaś o tym, żeby bardziej nakreślić to, co między nimi było, to może taki mały bonusik być stworzyła? :D
Reakcja Anieli bardzo mnie rozśmieszyła :) Jest świetna w tym wszystkim, bo jednak na początku jest przerażona, a potem dużo ironizuje, co bardzo lubię :)
Zastanawiałam się właśnie nad tym, czy zrobisz jakąś szkołę dla Polaków i cieszę się, że tego nie uczyniłaś, tylko faktycznie czarodzieje z Polski są "rozsyłani" do Beauxbatons, Durmstrangu czy Hogwartu.
Zastanawia mnie też, kto, lub co, obserwuje Anielę i mam nadzieję, że to się wyjaśni już wkrótce.
Czekam na kolejny rozdział, wstaw go zaraz po powrocie, proszę! :D
Do następnego!
SBlackLady
http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com
Melduję, iż wróciłam cała, zdrowa i znów jestem szczurem lądowym!
UsuńTwoje sugestie i informacje o moich błędach są nieocenione, nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. O podsuwanych przez Ciebie rozwiązaniach to już nawet nie będę wspominać, bo gdyby nie one to ten blog by nie istniał moja matko chrzestna bloga!
Jeśli chodzi o Zofię i Wrońskiego, to obiecuję, że w następnym rozdziale się nie zaiwedziesz :)
Pozdrawiam,
Wilk morski - Panna Czarownica
Jee! Nie mogę się doczekać jutra!
UsuńJa tam wolę określać się terminem: konsultant w cywilu, jak Lucyfer :D
Tak coś czułam, że Zofia zna temat. Gdyby tak nie było, w ogóle nie zastanowiłaby się nad sytuacją, po prostu uznałaby to za cud albo zbieg okoliczności. Fajnie, że chce pomóc dziewczynie i że podchodzi do spraw rzeczowo. Baaaaardzo ciekawie rysuje się przeszłość Zofii i wątek Wrońskiego. Co to za człowiek? Co się wtedy stało? Mam nadzieję, że uchylisz rąbka tajemnicy. Pierwsza reakcja Anieli na informację o tym, że jest czarownicą w ogóle mnie nie zdziwiła. Strach jest zrozumiały, trochę mniej natomiast to, że zaczęła wierzyć Wrońskiemu jeszcze przed jego prezentacją magicznych umiejętności. Ja na jej miejscu dalej podejrzewałabym go o bycie psychiatrą.
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że już jest kolejny rozdział. Lecę do czytania!
Drama
Ps. Mała wskazówka. Jak masz w tekście zwroty: ty, ciebie, was, itp. to pisz je z małej litery. Wielka litera w tych zwrotach jest zarezerwowana dla listów jako forma grzecznościowa. Taki błąd pojawia się na większości blogów, szczególnie w dialogach. Nie razi za bardzo w oczy, ale bardzo łatwo go wyeliminować ;)
Ps2. Jeśli nie życzysz sobie takich uwag, to pisz śmiało, będę się powstrzymywać ;)
Wiesz, że jakoś tak nie pomyślałam, żeby dłużej to ciągnać? Miałam wrażenie, że jeśli ufa Zofii, to i jemu zaufa. Owszem na początku dałam to w wątpliwość, ale masz rację trochę za szybko mu zaufała. Ale może to właśnie cała Aniela? :P
UsuńCo do wskazówki to jak najbardziej mile widziane, bo to mi bardzo dużo daję. Staram się zwracać na to uwagę, ale mam ciągle ten głupi nawyk i wychodzi z tym różnie. Także jak coś jeszcze wytropisz, co robię nie tak, to pisz śmiało, będę mega wdzięczna!
Dzięki wielkie za wszystko i pozdrawiam :)
Hej! :) Powoli brnę do przodu i za mną kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, jak Zofia wyruszyła na poszukiwania Marcina. Widać, że bardzo na bratanicy jej zależy. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, czy poznamy historię z młodości Zofii i Marcina? :) Z chęcią bym o tym poczytała.
Szczerze powiedziawszy, to myślałam, że Zofia jest właśnie czarownicą, a tu miłe zaskoczenie, jednak historia nie jest aż taka prosta :D
Reakcja Anieli również bardzo mi się podobała, bo była taka naturalna. Nie było tak, że od razu uwierzyła w magię itp., jednak musiała to przemyśleć.
Póki co, będę nadrabiać dalej rozdziały, bo jestem bardzo ciekawa tego, co wydarzy się później, ale życzę Ci powodzenia i dużo weny przy pisaniu kolejnych rozdziałów! :*
Przesyłam pozdrowienia! <3
Ada
PS "Takiego podejścia do życia nauczyła się jeszcze na studiach, gdy jako studentka musiała przeżyć o kilku kromkach suchego chleba, a stos rzeczy do wykonania zaczynał ją przytłaczać."
UsuńPodsumowałaś moje życie tak trafnie i dobitnie, że nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać <3
Hej ponownie :)
UsuńZacznę do PS -> uwierz mi, że to jest bardzo dobitne podsumowanie mojego życia. Dwa kierunki, praca, magisterka, sprawiają, że w domu tylko śpię a jedzenie to już w ogóle luksus xD
Co do treści rozdziału - to uchylę rąbka tajemnicy, że w następnych rozdziałach odniosłam się do życia Marcina i Zofii, więc nie powinnaś być rozczarowana, plus planuję parę bonusów z ich udziałem. Jeden miał się pojawić w okolicy świąt, ale niestety przez to, że się nie wyrabiam, to najpierw muszę dokończyć rozdział, a bonus kiedyś się pojawi.
Reakcja Anieli miała wyjść naturalnie, w końcu nie na co dzień dowiaduje się, że się jest czarodziejem (a szkoda...). Wena się przyda, a jeszcze bardziej czas, ale już powoli idą święta, więc na pewno "na dniach" coś się poradzi.
ślę uściski,
Panna Czarownica