Aniela szczelniej opatuliła się szalikiem.
Mimo że w Anglii zima nigdy nie była specjalnie sroga, to powoli czuć już było
zbliżające się święta. Wiatr hulał dookoła. Chmury zasłaniały już niemal całe
niebo zwiastując rychłe opady śniegu. Błonia Hogwartu były niemal puste, jednak
to jej nie przeszkadzało. Musiała wyjść i pooddychać świeżym powietrzem i
przenalizować ostatnią rozmowę z Dumbledore’em. Strażnica Myśli miała pomóc
rozwiązać im zagadkę magicznych mocy Anieli, a tymczasem dziewczyna miała
jeszcze więcej znaków zapytania niż przed rozmową. O ile w ogóle to było
możliwe.
Przeszła kolejne kilka kroków, aż znalazła
się nad skrajem Zakazanego Lasu. Zaczęła powoli iść wzdłuż niego i przypominać
sobie rozmowę z dyrektorem.
– Strażnica Myśli
pomoże nam rozwiązać twoją tajemnicę – Dumbledore powiedział to i spojrzał na
nią z wyczekiwaniem.
– Strażnica Myśli?
– Nigdy wcześniej nie słyszała takiego określenia. Spojrzała pytająco na
dyrektora, ale ten wydawał się być zbyt zamyślony by usłyszeć jej pytanie.
Odczekała jeszcze chwilę i zaczęła znowu – Co to takiego?
– Taaak… tak jak
już mówiłem Strażnica Myśli nie jest uniwersalnym określeniem i nazwą tego
miejsca. W dawnych wierzeniach nazywano je niekiedy Grotą Wspomnień, ale
niezależnie od tego jaką nazwę przyjmiemy, to miejsce niezwykłe, gdzie aż gęsto
od prawdziwej, starej magii.
Rozdziawiła usta
ze zdziwienia. Próbowała sobie przypomnieć czy może Wroński nie wspominał jej o
podobnym miejscu, czy nie czytała czegoś o tym w legendach, których całe stosy
przejrzała w podhalańskim mieszkaniu Zofii, jednak w jej głowie panowała
pustka. Poruszyła się niepewnie na krześle, a mężczyzna zaczął mówić dalej.
– Widzisz Anielo,
podczas naszej wizyty w Ministerstwie Magii usłyszałaś warunki jakie muszą mieć
miejsce, by ktoś w tak późnym wieku, posiadł tak wielką magiczną moc.
– Tak, pamiętam… –
w myślach odtworzyła tamtą sytuację, aż dziwne, że od tamtego czasu minęło
zaledwie kilka miesięcy. W końcu, aż tyle w jej życiu się zmieniło. Założyła za
ucho niesforny kosmyk włosów, który opadał jej na czoło i zaczęła mówić. – Ktoś
z zerowymi albo bardzo znikomymi umiejętnościami magicznymi musi bezwarunkowo
oddać swoje serce komuś innemu.
– Zgadza się. I
taka sytuacja miała miejsce w twoim przypadku. Przed trafieniem do sierocińca
zdarzały ci się drobne magiczne sytuacje. Potrafiłaś przesunąć niewielki przedmiot,
zmienić natężenie światła, a w sytuacji bardzo silnych emocji udało ci się
nawet przefarbować zabawkę. Pamiętasz? – Dumbledore spojrzał na nią ciepło.
– Pamiętam, wtedy
strasznie się bałam widząc jak Stefan nagle staje się różowo-zielony. –
Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Ale za chwilę znów zaczęła się wiercić na
krześle. Bardzo nie lubiła siedzieć w takich momentach, jednak spokój i
opanowanie dyrektora sprawiały, że nie potrafiła się podnieść. – Ale dalej nie
rozumiem. Co ma do tego ta cała Strażnica.
– Spokojnie, po
kolei. Długo analizowałem twój przypadek i z twoich opowieści, a także
wspomnień, do których dałaś mi dostęp wynika, że od zawsze towarzyszyła ci
magiczna aura. Zbyt słaba byś mogła dostać list do którejś ze szkół magicznych,
ale zbyt silna by móc zaklasyfikować cię jako charłaka. Z resztą z tego co nam
do tej poryw wiadomo, nie miałaś żadnych magicznych przodków, więc nie mogłabyś
być charłakiem. Jednak twoja aura jak już wspomniałem była bardzo niewielka,
gdy targały tobą silne emocje nieco się zwiększała, nigdy na tyle by iskierka z
twoim nazwiskiem zabłysnęła w Departamencie Czarodziejów w Ministerstwie Magii.
Twoje umiejętności z tamtego okresu nie pozwoliłyby ci zgłębiać tajników magii.
Były zaledwie mglistym cieniem prawdziwej magicznej siły. A przynajmniej na to
wyglądało. – Aniela pokiwała ze zrozumieniem głową – Pamiętasz drugi warunek?
Wysiliła się
próbując sobie przypomnieć. Po chwili na jej policzki wstąpił delikatny
rumieniec. I skinęła nieznacznie. Z wyrazu twarzy Dumbledore’a odczytała, że
oczekuje, aż powie to na głos.
– Pamiętam, że pan
coś wspominał, że osoba taka musi być odważna, prawa i dobra – spuściła wzrok
zawstydzona. I zaczęła intensywnie wpatrywać się w swoje paznokcie. Po chwili
znów przemówiła – ale ja wcale taka nie jestem…
– Mylisz się
Anielo. Trzeba naprawdę ogromnej odwagi by poświęcić siebie i pokazać swoja
inność, żeby uratować cudze życie. – Spojrzała wtedy na niego pytająco.
Totalnie nie miała pojęcia o co może mu chodzić. Przecież nigdy nie poświęciła
swojej osoby by uratować komuś życie. Dyrektor widząc zdziwienie na jej twarzy
uśmiechnął się w ten swój nauczycielski sposób i zaczął wymieniać – Twoja
wycieczka w góry z ciotką? Czy nie wtedy, ryzykując wszystko, zatrzymałaś
kamienie by ją ocalić?
– Tak, ale
przecież….
– A ten chłopiec,
którego w ostatniej chwili odepchnęłaś spod pędzącego samochodu?
– Ale przecież…
– A starsza pani,
której robiąc te wszystkie mugolskie triki przywróciłaś krążenie?
– No tak, ale… –
teraz była już cała czerwona. – Przecież to nic takiego… Zresztą, skąd pan o
tym wie?
– Widzisz my
czarodzieje też mamy swoje sztuczki. – Puścił jej oczko i poprawił okulary
połówki zsuwające mu się z nosa. – Jak widzisz spełniasz oba kryteria. Zgadzasz
się ze mną?
Zastanowiła się
przez chwilę rozważając dokładnie wszystkie wypowiedziane przez nich słowa. Po
namyśle pokiwała na znak zgody. Chciała wstać, ale Dumbledore pokręcił
delikatnie głową, więc usiadła znów na krzesełku.
– Jak pamiętasz,
powiedziałem wtedy, że legendy mówią o trzech warunkach – zawiesił na chwilę
głos dając jej czas na przemyślenie. Pokiwała głową przypominając sobie jego
słowa. – Wtedy jednak nie wiedziałem, jakie jest to trzecie kryterium. Te kilka
miesięcy starałem się zgłębić tę tajemnicę. I wydaję mi się, że jestem już
coraz bliżej. Odpowiedź może nam przynieść właśnie Strażnica Myśli.
Powoli doszła do
chatki gajowego. Widząc palące się u niego światło zastanowiła się co też może
takiego robić i jaki on jest. Dziewczyny mówiły, że jest bardzo sympatyczny i
czasami do niego przychodziły w odwiedziny, jednak ona nie miała nigdy do tego
odwagi. Znała go tylko z widzenia, gdy dostrzegała jego wysoką sylwetkę na
szkolnym korytarzu czy podczas drogi na lekcje zielarstwa. Zawsze wydawał jej
się życzliwy, i mimo że nie miała jeszcze tak naprawdę okazji z nim porozmawiać
to pewnie by się ucieszył na jej widok. Postanowiła jednak zakręcić znów wzdłuż
Zakazanego Lasu, bo natrętne myśli na
temat jej samej nie dawały jej spokoju. Chmury na niebie robiły się
coraz cięższe. Na jej dłoń spadła pierwsza kropla deszczu, jednak wcale nie
zamierzała jeszcze wracać do Zamku. Ponownie wróciła myślami do spotkania
sprzed kilku dni.
Mężczyzna podniósł
się z krzesła i podszedł do przeszklonej gabloty, która kilka chwil temu tak
bardzo ją zainteresowała. Otworzył delikatnie drzwiczki i gestem ręki dał jej
znak, by podeszła. Ona czym prędzej podniosła się z miejsca i stanęła tuż obok
dyrektora, który dotknął palcami starożytnych run, wyrytych na kamiennej misie
i zaczął mówić.
– To niezwykłe naczynie
to Myślodsiewnia. Kiedyś już mówiłem ci, że gdy w głowie czarodzieja kłębi się
za dużo myśli można je odsiać i obejrzeć później. Myślę, że najlepiej będzie
jeśli obejrzysz to ze mną.
To mówiąc dotknął
różdżką do swojej skroni. Wyglądało to jakby wyciągał z niej grubą, srebrną
nić, podobną do tej, którą wydobył z siebie podczas pierwszej wizyty w jej
domu. Następnie zwisającą nić strzepnął nad kamienną misą. Wypełniła się ona
wówczas srebrzystą substancją, która zaczęła się unosić i wyglądała jak zaczarowana
mgła, jednak po kilku sekundach opadła. Aniela zajrzała z zaciekawieniem do
środka i zobaczyła, że myślodsiewnia jest teraz wypełniona płynem o delikatnej
niebieskiej poświacie.
– Oglądanie myśli
i ich odsiewanie to bardzo zaawansowana i tajemnicza magia. Trzeba uważać,
które wspomnienia się odkładała, bo mogą one zostać wykorzystane przeciwko nam.
Pamiętaj, wspomnienia to jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką może dysponować
człowiek, ale też jedna z największych broni. Dbaj o nie i nie pozwól by
trafiły w niepowołane ręce.
Ponownie pokiwała
głową. Patrzyła jak zaczarowana w naczynie. Chciała w nim coś dostrzec, jednak
widziała tylko spokojną taflę wypełniającego je płynu.
– Żeby móc
obejrzeć wspomnienie trzeba poruszyć substancję znajdującą się wewnątrz
myślodsiewni. – Słysząc te słowa wyciągnęła przed siebie dłoń, jednak dyrektor
chwycił delikatnie jej nadgarstek. Cofnęła więc ją speszona i słuchała dalej. –
Będąc we wspomnieniu jesteśmy tylko biernymi obserwatorami. Będziesz widzieć
mnie, a ja ciebie, jednak nikt nas nie usłyszy, nie zauważy i nie możemy
zmienić biegu wydarzeń.
Gdy pokiwała ze
zrozumienie głową Albus Dumbledore skinął w jej stronę, więc nie czekając
dłużej wyciągnęła rękę w stronę naczynia ciesząc się, że wreszcie zaspokoi
swoją ciekawość. Zawahała się na chwilę tuż nad samą cieczą, ale widząc jego
spokojne spojrzenie dotknęła palcem substancji.
Przez pierwszą
sekundę nic się nie działo, ale po chwili substancja zaczęła ją wciągać do
środka. Była przerażona, chciała krzyknąć jednak nie mogła wydobyć z siebie
głosu. Po chwili wylądowała w pustej jaskini. Szybko podniosła się z kolan i rozejrzała
dookoła. Ciemne kamienie były śliskie, mimo że nie czuła żadnych zapachów
unoszących się w tym miejscu, wyobraziła sobie, że musi tu być bardzo wilgotno
i duszno. Po krótkiej chwili tuż obok niej wylądował dyrektor. Zrobił to z o
wiele większą gracją niż ona.
– Lata praktyk –
rzucił do niej wesoło i poprawił okulary zsuwające mu się z nosa.
– A więc to jest
ta cała Strażnica? – czuła, że rozwiązanie jej zagadki jest już na wyciągnięcie
ręki. Z podekscytowania niemal zaczęła dreptać w miejscu.
– Niestety, do
Strażnicy nie moglibyśmy dostać się tak łatwo. Jak nazwa sugeruje, jej zadaniem
jest ochrona myśli. Nie sądzę, więc żeby czarodzieje, którzy ją stworzyli
pozwolili tak łatwo wedrzeć się do ich największych tajemnic.
Zarumieniła się
ponownie tego wieczoru. Jednak nie chciała za bardzo dać tego po sobie poznać.
Rozejrzała się jeszcze raz uważnie dookoła i dotknęła palcami jednego z kamieni.
Zdziwiła się, gdy nie poczuła jego chłodu.
– Pamiętaj, że
jesteśmy w moim wspomnieniu. – Dumbledore musiał zauważyć jej zmieszanie. –
Oddanie takich doświadczeń jest w nim niemal niemożliwe.
Zabrała więc rękę
ze ściany i spróbowała zrozumieć czemu się tutaj znaleźli. Zauważyła, że przed
nimi stoi mężczyzna w identycznej szacie jak jej towarzysz. Dopiero po chwili
uświadomiła sobie, że to właśnie jest Dumbledore ze wspomnienia. Ruszyła więc w
jego stronę, a jej towarzysz zrobił to samo. Stanęła za plecami dyrektora ze
wspomnienia chcąc dostrzec to co widzi on, jednak z tej pozycji zasłaniał jej
cały widok.
– To tylko
wspomnienie. Ja z tamtego czasu nie zdaję sobie sprawy, że tu jesteśmy i nie ma
możliwości bym nas zauważył. Zobacz – Aniela przesunęła się na bok, tak, że
widziała teraz Dumbledore’a ze wspomnienia w całej okazałości. Prawdziwy
dyrektor stanął zaś tuż przed nim. Gdy tamten wyciągnął rękę i przeniknął nią
całe ciało jej towarzysza zamarła na chwilę. – Widzisz? Jesteśmy tutaj niemal
jak duchy. Obserwuj uważnie.
Zaczęła więc
podążać za mężczyzną ze wspomnienia. Ten błądził ręką po ścianie jaskini.
Wyglądało to jakby czegoś intensywnie szukał. Czasami zatrzymywał się na dłużej
w jednym miejscu, starał się je przetrzeć rękawem szaty czy wydobyć z niego coś
za pomocą różdżki. Nie wiedziała jakich czarów używa, bo wszystko to robił
niewerbalnie. Mogła więc jedynie błądzić ręką po tych samych kamieniach co on.
Do tej pory jednak chyba nie znalazł niczego ciekawego, bo usłyszała jego
zrezygnowane westchnięcie, które wśród towarzyszących mu kropel wody
opadających na kamienie miało jeszcze większy efekt. Powoli przeszli do
kolejnego korytarza i kolejnego, ale dalej nie wiele się dowiedziała i dyrektor
chyba również nie. Już chciała zapytać po co tak właściwie się tutaj znaleźli,
gdy Dumbledore ze wspomnienia zatrzymał się na dłużej przy jednym z kamieni, a
ten prawdziwy, towarzyszący jej podszedł do niego i zaczął się uważnie
przyglądać.
Z ruchu jego ciała
i skupienia na twarzy mogłaby przysiąc, że znaleźli się w jakimś niezwykłym
miejscu. Sama miała wrażenie, że niemal czuła obecną tu magię. Wiedziała, że to
tylko wytwór jej wyobraźni, spowodowany podniosłością chwili i ciągłym
napięciem w oczekiwaniu na coś niezwykłego, jednak i tak czuła podekscytowanie.
Wreszcie Dumbledore przyłożył różdżkę do kamienia, który nie wyróżniał się
niczym od innych, ale po chwili zauważyła jak ściana zaczyna drżeć. Skały
zaczęły się niebezpiecznie przesuwać a jej serce podeszło do gardła.
Instynktownie odsunęła się, ale prawdziwy Dumbledore podszedł jeszcze bliżej i
przywołał ją gestem ręki. Z duszą na ramieniu podeszła do niego. Głazy drżały
jeszcze przez chwilę. Po upływie kilku sekund delikatny mech który je porastał,
zaczął się rozstępować, a na ich powierzchni pojawiły się dziwne wyrzeźbienia. Całe
drżenie ustąpiło. W głębi serca liczyła, że nagle ukażą się jakieś wrota i
wejdą przez nie do środka, do samej Strażnicy, ale nic takiego nie miało
miejsca. Przyjrzała się bliżej ścianie, która jeszcze chwilę temu się poruszała
i jęknęła zdenerwowana.
– Przecież to jakieś
hieroglify… Nic z tego nie rozumiem… – spojrzała na Dumbledore, ale ten w
skupieniu analizował to co tam jest.
– Masz rację
Anielo, te inskrypcje to starożytne runy. Jedyne co udało mi się z nich
odczytać to nazwa tego miejsca – Strażnica Myśli. Cała reszta chroniona jest
jednak niezwykle silną magią. Przyjrzyj się uważnie. – Blondynka zaczęła
wpatrywać się w wyryte na kamieniach znaczki. Początkowo widziała tylko tyle,
że nic z tego nie rozumie, jednak im dłużej się w nie wpatrywała, tym bardziej
rozumiała o co chodzi dyrektorowi. Znaczki te zaczynały się przemieszczać,
łączyć, gdy udało jej się rozpoznać kształt jednego, ten natychmiast zamieniał
się w coś innego albo rozmywał się. – Ktoś rzucił na to potężne zaklęcie, tak
że nie można tego odczytać. Zrozumienie co jest tutaj napisane, może być
kluczem do odkrycia tajemnic Strażnicy. Wracajmy.
Ledwo zdążył
wypowiedzieć te słowa, a jakaś siła poderwała ja znów do góry. W ułamku sekundy
znalazła się znowu w gabinecie dyrektora. Ponownie wylądowała na kolanach na
ziemi. Jednak teraz wstała i otrzepała się dużo szybciej niż za pierwszym
razem. Wędrowanie po myślach było dużo przyjemniejsze niż teleportacja, jednak
wiedziała już, że musi jeszcze opanować sztukę lądowania.
Gdy koło niej
znalazła się Dumbledore, dała mu chwilę by wydobył myśl z kamiennej misy i
umieścił ją ponownie w swojej głowie i zadała mu pytanie.
– Panie
dyrektorze, nie rozumiem. Jak tutaj przyszłam powiedział pan, że wie już o co
chodzi i Strażnica Myśli jest kluczem do moich magicznych zdolności. Tymczasem…
Przecież niczego się nie dowiedziałam. – Albus podszedł do klatki Fawkesa i
jednym ruchem różdżki wyczyścił jej wnętrze. – Nie wiem, może ja jestem na to
zbyt tępa, ale ja naprawdę nie rozumiem.
– Widzisz, nie
zawsze wszystkie odpowiedzi są podane od razu na tacy. – Odwrócił się w jej
stronę, a ona zrezygnowana schowała twarz w dłoniach. – Strażnica Myśli jest
kluczem do tej zagadki, jednak schowana jest za wieloma drzwiami. Ja odkryłem
jedne, ty musisz pomóc mi odkryć kolejne.
– Czyli co mam
zrobić? – westchnęła i znów spojrzała z wyczekiwaniem na mężczyznę.
– Zapamiętałaś
dokładnie to co widziałaś? To miejsce? – Pokiwała głową – W takim razie… Jako
dyrektor nie mogę ci za wiele powiedzieć, bo to nie przystoi mojej
profesorskiej godności, ale wydaje mi się, że w naszej szkolnej bibliotece
znajdziesz podpowiedź.
– Dalej nie
rozumiem. – Ona również podeszła do klatki Fawkesa, który przechylił głowę w
jej stronę.
– Zainteresowanie
dyrektora niektórymi księgami mogłoby zostać odnotowane, a gdyby niechcący
wypłynęło to poza mury szkoły, mogłoby się źle skończyć nie tylko dla mnie czy
dla ciebie. Dlatego sam nie mogę pójść do biblioteki i znaleźć odpowiedzi. –
Spojrzał w jej stronę i na chwilę ściszył głos – chciałem, żebyś sama to
zobaczyła, bo dzięki temu będziesz wiedziała czego szukać. Tylko uważaj na
siebie.
– Ale… – chciała
jeszcze o coś zapytać, ale mężczyzna poprowadził ją w stronę drzwi.
– Jestem pewien,
że dasz sobie z tym radę.
Nawet nie
zauważyła, gdy te padające wcześniej delikatne krople przerodziły się w śnieg z
deszczem. Na błoniach robiło się już ciemno, ona była już niemal cała
przemoczona, gdy postanowiła wrócić do wnętrza Hogwartu. Dalej nie wiedziała co
też dyrektor miał na myśli i jak ma znaleźć klucz do Strażnicy Myśli. Nie czuła,
żeby nawet na krok zbliżyła się do rozwiązania tajemnicy.
***
Polowa grudnia
przywitała zamek Hogwart obfitymi opadami śniegu. Po ostatnich tego dnia
zajęciach cała gromada uczniów wysypała się na błonia by po raz pierwszy w tym
roku zanurzyć palce w białym puchu. Nie inaczej zamierzała postąpić również
czwórka Gryfonów. Syriusz, Remus, James i Peter zaraz po skończonych zajęciach
transmutacji pobiegli do wieży Gryffindoru by zabrać stamtąd cieplejsze
ubrania.
– Oooo! Lily… –
Potter po wybiegnięciu z dormitorium zatrzymał się zaraz przy schodach i
prawdopodobnie jak zwykle wyszczerzył zęby w uśmiechu, jednak zbiegający za nim
Syriusz nie miał okazji tego zaobserwować, bo z impetem wpadł w jego plecy.
– Rogacz, do
cholery! – wrzasnął Black próbując złapać równowagę.
– Wybacz mi
Łapciu, zobaczyłem piękną damę i nie mogłem przejść obok niej obojętnie –
słysząc te słowa Syriusz pacnął z otwartej ręki w czoło i pokręcił głową z
niedowierzaniem. Kątem oka zobaczył jednak, że twarz Rudej zaczyna
niebezpiecznie zbliżać się kolorem do barwy jej włosów.
– Skoro już o
pięknych paniach mowa… – stanął teraz obok okularnika i również uśmiechnął się
w stronę Lily i towarzyszących jej Ro i Mii – Może zechciałyby panie udać się z
nami na błonia, w celu przeprowadzenia niezwykle emocjonującej bitwy na
śnieżki?
– No nie wiem… –
zauważył jak Lily spogląda kątem oka w stronę Rogacza.
– Ja chętnie – Ro
zgodziła się bez wahania. Spojrzał jeszcze na Mię, która ta też pokiwała
ochoczo głowo.
– Lily, nie daj
się prosić – James uśmiechnął się w jej stronę, a on zaczął mu wtórować – Peter
i Remus już na nas czekają, a przecież zaraz będzie przerwa świąteczna. Zdążysz
nadrobić.
– Lil, nie
wygłupiaj się, chodź z nami – odezwała się Mia i zaczęła popychać ją
nieznacznie w stronę dormitorium.
– Och… No dobra –
Ruda ledwo zdążyła wypowiedzieć te słowa, a dziewczyny pociągnęły ją w stronę
dormitorium.
– Weźmiemy tylko
coś cieplejszego i zaraz będziemy – już ze schodów krzyknęła w ich stronę Mia,
a on z James przybili sobie piątki.
Oczekiwanie na
dziewczyny trwało krócej niż się spodziewali. Wybiegły roześmiane ze swojego
dormitorium już po kilku minutach. Jak się okazało w środku spotkały jeszcze
Alicję i Anielę. Alicja była umówiona z Frankiem, ale Nel po krótkich namowach
również postanowiła pójść z nimi. Po kolejnych kilkunastu byli na błoniach.
Rozglądali się uważnie dookoła chcąc namierzyć wzrokiem Remusa i Petera, jednak
nigdzie ich nie było. Dookoła nich biegało kilkanaście uczniów z różnych domów.
Niektórzy rzucali się śnieżkami, niektórzy tylko spacerowali, a jeszcze inni
kładli się na ziemi i robili aniołki w śniegu. Dochodzili już powoli do boiska
do Quidditcha, gdy nagle Syriusz oberwał śnieżką. Rozmasował sobie dokładnie
kark i jeszcze raz rozejrzał się dookoła. Po chwili śnieżkę zarobił okularnik.
Nie czekając dłużej schylił się by uformować białą kulkę, ale robiąc to znów
oberwał. Dziewczyny pisnęły, gdy jedna z nich dostała w głowę.
– Bitwa! – z
bojowym okrzykiem zza drzewa wyskoczył Remus trzymający w dłoniach kulkę, a z
drugiej strony dołączył do nich Peter.
– Bitwa!
– reszta odkrzyknęła i wszyscy zaczęli obrzucać się białym puchem.
Dziewczyny piszczały i chowały się za
drzewami by uniknąć strzałów. Co jakiś czas zdarzyło im się również w któregoś
rzucić, jednak poza śnieżkami od Ro, większość była bardzo niecelna.
– Dobra! Dzielimy się na drużyny – Syriusz
krzyknął wychylając się zza drzewa, ale w tym samym momencie dostał w twarz od
któregoś z przyjaciół – Ej no! Dziewczyny kontra chłopaki, co wy na to?
– Zgoda! – równocześnie odkrzyknęli mu
Huncwoci.
– Ale wy jesteście silniejsi! – Lily
wychyliła się zza swojego drzewa chcąc zaprotestować, ale w tym samym momencie
przeleciała koło niej śnieżka, więc znów się schowała.
– Właśnie, to będzie nie fair… – Ro
również zaprotestowała.
– Damy wam fory – tuż koło niego nie
wiedzieć skąd znalazł się James i wystawił język w stronę dziewczyn – no chyba,
że uważacie, że jesteście za słabe by w kogoś z nas trafić.
– Za słabe? No chyba sobie kpisz, panie
Potter! – Evans wyraźnie się wkurzyła – Już my wam pokażemy!
– Ale jak wygramy, to umówisz się ze mną
Evans?
– Twoje niedoczekanie Potter!
– To umówisz się czy nie, bo nie wiem czy
się starać? – Ruda się zaczerwieniła, a Huncowci parsknęli śmiechem. Syriusz
przybił swojemu koledze piątkę.
– Najpierw z nami wygraj! – Lily pokazała
mu język i schyliła się by zacząć przygotowywać sobie amunicję. W ślad za nią
poszła reszta dziewcząt.
Przez kilka sekund pokazywali sobie znaki,
które rozumieli tylko oni, i które opisywały ich taktykę. Syriusz obserwował,
że dziewczyny też wykorzystują ten moment i naradzają się szepcząc do siebie.
Ustalili, że James klasycznie zajmuje się Rudą, Peterowi w udziale przypadła
Mia, Remus miał nie zostawić suchej nitki na Anieli, natomiast jemu przypadła
Ro. Cieszył się, bo to oznaczało, dość wyrównaną walkę.
– 3… 2… 1… – usłyszał jak Remus zaczyna
głośno odliczać. Łapa więc schylił się by nabrać w ręce trochę śniegu – START!
Zaraz po okrzyku Remusa dokoła zaczęła
latać śnieżna broń. Co i rusz ktoś z nich obrywał śmiejąc się przy tym głośno. Każdy
z chłopaków pobiegł za dziewczyną, która miała być jego celem. Biegnąc w stronę
Ro zauważył, że są one nieco zdezorientowane, co chyba oznaczało, że inaczej się
podzieliły. Z Huncwotami starali się wykorzystać tę przewagę, jednak po kilku oberwanych
śnieżkach, szybko się przegrupowały i zaczęli walczyć ze sobą dwójkami. Co
jakiś czas ktoś nagle obrywał kulką przeznaczoną dla kogoś innego. On sam chyba
ze trzy razy oberwał śnieżką wycelowaną w Pottera i dwa razy, tą która była
przeznaczona dla Remusa. Ale tak jak podejrzewał, walka z Watson była bardzo
zacięta. Rzucała w niego praktycznie taką samą ilością śnieżek jak on w nią.
Robiła bardzo szybkie i niekiedy perfidne uniki. Chowając się za drzewem, by
ulepić kolejną kulkę i na chwilę złapać oddech widział, że Peter i Mia już się
poddali i robią aniołki w śniegu. Ciekawy był, które z tej pary wygrało. Z
drugiej strony Remus gonił Anielę, która śmiała się w głos, a Ruda chowała się
za drzewem przed Potterem. Nie mógł jednak dłużej czekać, bo bał się, że Ro
zaraz do niego dobiegnie i wsmaruję mu śnieg w twarz, a to oznaczałoby
przegraną. Z bojowym okrzykiem wybiegł zza drzewa, jednak nie widział nigdzie
swojej rywalki.
– Przepraszam, Łapo! – zimny śnieg spłynął
mu za kołnierzyk
– Z prawej! – Nie zdążył odkrzyknąć w
stronę Rudej, gdy Peter wykrzyczał mu ostrzeżenie. Szybko odwrócił się i zobaczył
jak w jego stronę biegnie Ro śmiejąc się szeroko. Rzucił w nią jedną śnieżką,
ale spudłował. Ona także rzuciła w niego, ale zdążył zrobić szybki unik. Za
chwilę rzucił w nią kolejną kulką, tym razem bardziej celnie. Stwierdził, że to
idealny moment by ją złapać, i wmasować w nią biały puch. Ona chyba pomyślała o
tym samym, bo schyliła się łapiąc w ręce dużo śniegu i zaczęła szybciej biec w
jego stronę. Gdy rzuciła w niego całą zawartością swoich dłoni on wykorzystał
moment i złapał ją jedną ręką w pasie, a drugą rozbił na czubku jej głowy
śnieg, którego nie zdążył w nic uformować. Ro śmiała się głośno.
– Hahaha, Syriusz puść mnie! – Zaczęła się
mocno wiercić. Jednak on tylko wzmocnił uścisk.
– Chyba przegrałaś, złotko! – Nieco
odwlekał moment, w którym natrze ją śniegiem, bo chciał napawać się swoim
zwycięstwem, po tej bardzo zaciętej walce.
– Twoje niedoczekanie, łapciu! – Nie miał
pojęcia kiedy dziewczyna zdążyła złapać nową porcję śniegu, ale aż się
wzdrygnął jak coś zimnego niespodziewanie wpadło mu za koszulkę.
Z wrażenia na chwilę wypuścił ją z objęć,
jednak nie zdążyła mu uciec, bo po chwili złapał ją znów za rękę. Przez chwilę
obydwoje próbowali blokować swoje dłonie, tak by żadne z nich nie mogło
zaczerpnąć nowej porcji amunicji i nie miał nawet pojęcia kiedy wspólnie
znaleźli się na kolanach, w bardzo dziwnej konfiguracji.
– Na trzy-cztery? – wyszeptała mu do ucha.
On również czuł, że mogą się tak przepychać jeszcze długo.
– Zgoda. – On również szepnął w jej
stronę.
– Trzy… Cztery! – Krzyknęli równocześnie i
wzajemnie uwolnili swoje ręce.
Obydwoje zaczęli obrzucać się miękkim
śniegiem. Wokół niech zrobiło się naprawdę biało. Ro śmiała się w głos i
piszczała, gdy tylko sypnął w jej stronę, nie pozostawała mu dłużna. Również
śmiał się na głos. Po chwili obydwoje leżeli już w śniegu i przewracali się z
boku na bok, tak że raz Syriusz nacierał Watson, a raz to ona nacierała jego.
Czuł już śnieg wszędzie. Policzki piekły go z zimna. A na przydługiej grzywce
zaczęły osiadać kropelki lodu. Twarz dziewczyny też była już cała
zaczerwieniona.
– Poddajesz się? – rzucił w jej stronę,
gdy znalazł się nad nią.
– Nigdy w życiu! – Oplotła swoje nogi
wokół jego pleców i jednym zgrabnym ruchem powaliła go na ziemię i przekręciła
się tak, że teraz to on wylądował w śniegu.
– Remis?! – wypowiedzieli w swoją stronę
niemal równocześnie, gdy po kilkunastu minutach takiego kotłowania się w śniegu
byli już cali mokrzy.
– Tak!
– Zgoda!
Obydwoje przystanęli na to i odsunęli się
od siebie. Ro zaczęła się powoli podnosić, ale jeszcze na odchodne sypnęła mu
śniegiem w twarz i śmiejąc się głośno uciekła w stronę Mii i Petera, a gdy
chciał ją gonić zauważył, że dziewczyna chowa się za Glizdogonem. Postanowił
dać jej spokój i dołączyć do przyjaciół. Po chwili doszedł do nich także Remus.
– Wygrałem – wyczerpany klapnął koło
dziewczyn.
– Hmm?? A gdzie Nel – Ro zapytała Remusa
– Gdy otrzepywaliśmy się ze śniegu
podszedł do nas Benio i zabrał ją do zamku
– To wszystko zależy od Rogacza – Zdziwił
się, gdy wydawało mu się, że w głosie Lupina słyszy nutkę żalu, jednak chyba
nikt inny nie dostrzegł tego co on, więc zignorował to odczucie. Spojrzał na Petera,
który podniósł się ze śniegu i otrzepywał sobie spodnie.
– Jak to? – walcząc z Ro nie wiedział jaki
był wynik pojedynku między Pettigrew a Clark, więc zapytał ich mierzwiąc ręką
włosy, by wyrzucić z nich chociaż trochę śniegu.
– Remus wygrał z Nel. Mia wygrała ze mną,
a wy z tego co słyszałem mieliście remis – Peter mówiąc to wyciągnął z kieszeni
różdżkę by trochę osuszyć sobie szalik, na którym przed chwilą siedział. –
Jeśli James wygra z Lily, to Huncwoci górą.
– Patrzcie, idą! – Mia wskazała palcem na
północ. Gdy wytężył wzrok zobaczył zmierzającą w ich stronę dwójkę. James
właśnie ściągał swój szalik i próbował nim okręcić Rudą. Z tej odległości tego
nie widział, ale przypuszczał, że dziewczyna po tak długiej walce musi trząść
się z zimna.
– Dziewczyny i jak tam? Powiedzcie, że
wygrałyśmy – Lily dobiegła do nich i rzuciła błagalnie w stronę swoich
koleżanek. Spojrzał w ich stronę i widział jak obie kręcą przecząco głowami.
Usłyszał jęk Evans i zaśmiał się pod nosem.
– No Rogaczu, to chyba wreszcie czeka cię
randka – spojrzał na przyjaciela, który wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Ale… – Lily próbowała jeszcze
protestować, jednak on poklepał ją po ramieniu.
– Och, Evans. Nie możesz mu odmówić.
– Ale Syriusz…
– Wszyscy słyszeliśmy jak stawiałaś
warunek, że musimy z wami wygrać. Nie wykręcisz się. – ponownie poklepał ją po
ramieniu. A ona cicho jęknęła, jednak zauważył na jej twarzy cień uśmiechu. Rzucił
w stronę Pottera – wymyślaj scenariusz, James.
– Nie muszę, przyjacielu – okularnik
puścił mu oczko – już od dawna mam wszystko zaplanowane.
– Po co ja się zgodziłam z wami iść?!
***
Od kilku dni w Hogwarcie czuć już było
świąteczną atmosferę. Jednak w ostatnim dniu przed świąteczną przerwą, w zamku
zapanowała prawdziwa magia świąt. Wielka Sala przyozdobiona była gałązkami
ostrokrzewu i bombkami w kolorach domów, pod sufitem unosiły się kolorowe
migoczące małe lampiony, a w samej Sali stanęło kilkanaście ogromnych choinek
udekorowanych różnorodnymi ozdobami, od świec i bombek, po długie łańcuchy i piękne
kokardy. Każde z dwunastu drzewek było udekorowane w inny sposób, jednak mimo
wszystko zachowywały wspólną całość i wyglądały naprawdę dobrze. Również Pokój
Wspólny Gryffindoru kilka dni wcześniej nabrał bardzo świątecznego klimatu. Najprawdopodobniej,
którejś nocy skrzaty zajęły się jego dekoracją. Porozwieszały dużo bombek o
przeróżnych kształtach, wśród których zdecydowanie dominował szkarłat i
purpura. Nad kominkiem stał wieniec z ostrokrzewu i purpurowych wstążek ze
złotym dzwoneczkiem, w środku którego umieszczona była gruba żółta świeca. Jej płomień
cały czas migotał w pomieszczeniu. Podobne gałązki ostrokrzewu, przewiązane purpurowymi
wstążkami, z małym doczepionym złotym dzwoneczkiem, wisiały nad oknami.
Uczniowie też mieli swój udział w nadaniu odpowiedniego klimatu Pokojowi
Wspólnemu. Część z nich zawiesiła w niektórych miejscach gałązki jemioły, inni
dorzucili trochę kolorowych lampionów, Aniela Weles z Beniem Fenwickiem rozwiesiła
dwa szkarłatne łańcuchy nad obrazami wiszącymi w pomieszczeniu.
Te wszystkie ozdoby sprawiały, że w
Hogwarcie naprawdę czuć było świąteczny klimat. Aniela bardzo cieszyła się ze
swojej decyzji o pozostaniu na święta w zamku. Początkowo miała trochę wyrzutów
sumienia, że nie wraca na ten czas do ciotki. Razem z Marcinem jednak sami jej
to zasugerowali w liście. Wroński przekonywał ją, że zaopiekuje się Zofią podczas
świąt, i że to dla niej niepowtarzalna okazja, bo nigdzie indziej nie poczuje
takiej bożonarodzeniowej magii jak tutaj. Święta co prawda jeszcze się nie
zaczęły, a ona już musiała przyznać mu rację. Gdy rodzice jeszcze żyli to
zawsze dekorowali odpowiednio dom, jednak ich ozdoby nie były tak bogate jak
tutaj. Zawsze też święta spędzali nieco w rozjazdach. Później, podczas tułaczki
po domach dziecka, szczytem dekoracji była na ogół przyschnięta choinka w rogu
świetlicy, a świąteczny nastrój znikał zaraz po bożonarodzeniowej kolacji. Na
prezenty i rodzinną atmosferę nie mieli nawet co liczyć. Jednak decyzja o pozostaniu
w szkole na święta była podyktowana nie tylko chęcią zobaczenia, jak spędzają
je czarodzieje. Duży udział w jej decyzji miał fakt, że większość uczniów
wracała do domów i zamek zostawał niemal pusty. Z Gryffindoru na święta oprócz
niej pozostawała tylko Lily Evans, James Potter, Remus Lupin, Syriusz Black i jakaś
czwórka uczniów z innych lat, domyślała się, że w innych domach jest podobnie,
a to mogło jej zdecydowanie ułatwić przeszukiwanie biblioteki. Świąt
wyczekiwała więc nie tylko z powodu przerwy w nauce czy prezentów, ale też
dlatego, że liczyła, że wtedy przybliży się do rozwikłania zagadki tajemniczych
znaków.
W Bożonarodzeniowy poranek obudził ją uradowany
okrzyk Lily. Rudowłosa szybko ją przeprosiła, ale nie mogła się powstrzymać widząc
małą górkę prezentów koło swojego łóżka. Nel spodziewała się prezentu od Zofii,
sama wysłała jej i Marcinowi trochę słodyczy z Hogsmeade i może od Benia, więc zdziwiła
się widząc więcej paczek przy swoim łóżku. Szybko zabrała się do ich
rozpakowywania. Oprócz ładnej spinki od Fenwicka dostała też książkę o
magicznych eliksirach od Zofii (domyśliła się, że ciotka musiała poprosić Marcina
o jej zakup), dużo słodyczy od dziewczyn, świąteczne skarpety od Huncwotów
(Lily też takie dostała) i bilety na mecz Marcina w Anglii w Wielkanoc oraz
zestaw do pielęgnacji miotły.
– Huncwoci spadną z krzeseł jak zobaczą te
bilety – Ruda zajrzała jej przez ramię.
– Tak myślisz? – spytała ją odkładając do
szafki kolejną paczkę fasolek wszystkich smaków.
– Na brodę Merlina, Syriusz i James
głupieją na punkcie Goblinów z Grodziska. Bilety na mecze z nimi wyprzedają się
szybciej niż trwa podróż kominkiem – Lily wydawała się być naprawdę pod
wrażeniem – Idę o zakład, że ta dwójka zrobiłaby wszystko by zobaczyć tego
całego Wrońskiego w akcji. Serce Ro również mogłoby dostać niebezpiecznych palpitacji.
Aniela zaśmiała się z tej wzmianki o
mężczyźnie, ale postanowiła nic na razie nie mówić. Chciała zobaczyć miny
chłopaków, gdy się o tym dowiedzą, dlatego z wyjaśnieniami postanowiła poczekać
co najmniej do śniadania, licząc że tam właśnie spotka chłopaków.
Niestety w Wielkiej Sali, spotkały tylko
kilkoro uczniów z innych domów i dwóch chłopaków z młodszego rocznika. Zjadły
więc szybko śniadanie i pognały z powrotem do wieży Gryffindoru, bo Lily po
ostatniej przegranej w bitwie na śnieżki wręcz nie mogła się doczekać, aż utrze
nosa Jamesowi, informując go o tym co Aniela dostała na święta.
Znalazły ich dopiero w dormitorium
chłopaków, gdzie zajadali się otrzymanymi w prezentach słodyczami. Lily wpadła
tam jak burza i nie czekając na zaproszenie usiadła na łóżku Remusa, które było
najschludniejsze z nich wszystkich. Aniela wbiegła tuż za nią rzucając
przepraszające spojrzenie w stronę trójki chłopaków.
– Nie uwierzycie co Aniela dostała w
prezencie na święta! – Lily była cała podekscytowana
– Mmm? – Chłopaki nie byli, aż tak zainteresowani
tą wiadomością. Jedynie James wyraził jako takie zainteresowanie, ale chyba
bardziej dlatego, że panna Evans z nieprzymuszonej woli znalazła się w ich
pokoju. Rudowłosa jednak nie zraziła się i kontynuowała z entuzjazmem.
– Bilety na mecz Quidditcha!
– Ooo! – Teraz i Syriusz wydał się bardziej
zainteresowany. Spojrzał pytająco na Anielę, która pokiwała głową. – Na jaki
mecz?
– Orły z Southampton… – Lily przeciągała
sylaby delektując się każdą chwilą – konta Gobliny z Grodziska!
– Coooo?! – James zakrztusił się
czekoladową żabą. Evans spojrzała na niego z triumfem. Wyraz twarzy wskazywał
jakby właśnie chciała powiedzieć „a nie mówiłam?”
– Ale przecież te bilety są nieosiągalne?!
– Syriusz także robił głupkowatą minę. Nawet Remus, który nie jest aż tak
wielkim fanem Quidditcha jak pozostała dwójka spojrzał na nie uważnie.
– Jak je zdobyłaś?
– Marcin mi je przysłał – Aniela spojrzała
na nich beztrosko i sięgnęła po fasolkę – mogę?
– Jasne… – cała trójka wyglądała na zdziwionych.
– Jaki Marcin?
– No, Marcin Wroński… – wsadziła sobie do
ust fasolkę i spojrzała na resztę. Nawet Lily rozdziawiła usta ze zdziwienia. –
Szukający Goblinów.
– Co?!
– Ale jak to?!
– Ten Wroński?
– Czemu nic nam nie mówiłaś?
– Skąd go znasz?
– Ale naprawdę ten Wroński? Wnuk Józefa?
Cała czwórka przekrzykiwała się w
pytaniach, a ona tylko co jakiś czas przytakiwała głową.
– Nawet nie wiesz ile bym dał, żeby
zobaczyć ten mecz – Syriusz westchnął i położył się na łóżku.
– Ja też – James zaczął mu wtórować –
cholernie ci zazdroszczę.
– Wiecie… – Aniela zawiesiła na chwilę
głos. – Marcin pisał, że jeśli chce zabrać znajomych, to może skombinować
więcej biletów.
Dziewczyna rzuciła te słowa i złapała Lily
za rękę, po czym obie śmiejąc się wybiegły z dormitorium chłopaków, zostawiając
ich w pełnym osłupieniu.
***
Dziewczyna przygotowywała się do tego wyjścia od czasów ostatniej rozmowy z Dumbledorem. Już wcześniej starała się spojrzeć w bibliotece, gdzie mogłaby znaleźć interesujące ją pozycje, ale nic ciekawego, nie wpadło jej w oczy. Postanowiła, że po bożonarodzeniowej kolacji, gdy Lily już będzie spać, weźmie ze sobą różdżkę i pelerynę-niewidkę i uda się na poszukiwania do biblioteki.
Dziewczyna przygotowywała się do tego wyjścia od czasów ostatniej rozmowy z Dumbledorem. Już wcześniej starała się spojrzeć w bibliotece, gdzie mogłaby znaleźć interesujące ją pozycje, ale nic ciekawego, nie wpadło jej w oczy. Postanowiła, że po bożonarodzeniowej kolacji, gdy Lily już będzie spać, weźmie ze sobą różdżkę i pelerynę-niewidkę i uda się na poszukiwania do biblioteki.
Gdy była pewna, że Evans już śpi zebrała
ze stolika różdżkę, a spod łóżka wyciągnęła pelerynę-niewidkę. Do magicznie
powiększonych kieszeni spodni zapakowała też nieco pergaminu i pióro. Wyszła na
palcach z dormitorium i zeszła po cichu do Pokoju Wspólnego, rozglądając się
uważnie czy nikogo w nim nie ma. Po chwili nacisnęła przycisk i przeszła przez dziurę
pod portretem. Zaraz za wejściem narzuciła na siebie pelerynę i skierowała się
ostrożnie na pierwsze piętro.
***
Wybaczcie, że tyle to trwało, mam nadzieję, że się spodoba!