Pogoda na Podhalu ulegała
stopniowej poprawie. Na niedawną zimę wskazywały już tylko pokryte śniegiem
wierzchołki majaczących w oddali Tatr. Wraz ze zmianą aury, na nieco bardziej
wiosenną, humor Anieli też stopniowo ulegał poprawie. Po części była to sprawa
względnej stabilizacji w jej życiu, po części rychło zapowiadającej się
wędrówki górskiej, a po części radość z tego, że do tej pory udawało jej się
ukrywać coraz mocniejsze, dziwne zdolności, których nie potrafiła już
wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób.
Weles chodziła do szkoły, odrabiała
lekcje i uczyła się wszystkich rzeczy, z których wiedzę musiał zdobyć
przeciętny nastolatek. Po szkole czasami widywała się z Martą, dziewczyną którą
poznała kiedyś na chemii. W jeden z ostatnich kwietniowych dni siedziały na
niewielkim ceglanym murku przed szkołą i plotkowały.
– I kojarzysz tego bruneta z
ostatniej klasy? No wiesz tego w okularkach, z tą grzyweczką? – Szczebiotała
wesoło Marta, a Aniela pokiwała głową na znak, że wie o kim mowa – i ja wtedy w
tym parku widziałam go jak całował się z Aśką, ale mówię Ci, normalnie tak się
zdziwiłam, że o matko. No bo taki przystojniaczek z Aśką? Żeby to to chociaż
ładne było. Ale ona ani nie jest ładna, ani mądra. No wiesz… taki…
przeciętniaczek?
–
Yhmmm – mruknęła Aniela – ale wiesz, ten brunecik, też jakiś super
inteligentny nie jest. Gdyby nie te okulary, które dodają mu trochę uroku i
mądrości, to na pewno byś się tak nim
nie zachwycała.
– No co Ty... – Marta pokręciła
głową z wyraźną dezaprobatą. – Jest boski, taki niby trochę misiaczek, niby
intelektualista. I te rzęsy... Ile ja bym dała za te rzęsy.
– Uważaj Marteczka bo się zaraz
rozpuścisz mi tutaj – zaśmiała się Nela – mówię Ci, że przesadzasz. Ot, taki
zwykły brunecik, co to chce pokazać jaki nie jest cudowny. Zresztą, daj spokój.
Mówiłam Ci jak widziałam jak kiedyś chciał kogoś poderwać? Serio. Podryw na
rozkład jazdy. Dawno się tak nie uśmiałam.
Marta poruszyła brwiami i spojrzała
wyczekująco na Anielę, a widząc, że ta nie kontynuuje zapytała – jak to na
rozkład jazdy?
– No co Ty nie pamiętasz? –
zdumiała się blondynka, po czym zaczęła opowiadać – podszedł do takiej
dziewczyny, która stała na przystanku i zerkała na zegarek, spojrzał na rozkład,
uśmiechnął się głupawo i wypala do niej z takim tekstem: Która godzina Słońce?
Bo właśnie się zastanawiam czy zdążyłem na autobus do Twojego serca? Myślałam,
że udławię się ze śmiechu.
Reszta przerwy upłynęła im na wymyślaniu
różnych, dziwnych tekstów i wesołym szczebiotaniu.
***
Kartka na kalendarzu wskazywała 1
maja. Aniela po delikatnym śniadaniu zaplotła swoje długie, blond włosy w
warkocz. Na drobne ciało założyła biała koszulę, i granatową spódnicę przed
kolano, po czym usiadała na łóżku i zaczęła zakładać białe podkolanówki na
swoje długie nogi. Gdy skończyła się ubierać dumnie wyprostowała się przed
niewielkim lustrem znajdującym się w korytarzu i ruszyła na pochód
pierwszomajowy. Mimo, że nie interesowała się specjalnie polityką, a same
pochody w prasie co roku określane były jako „spontaniczne manifestacje” to w
szkole obowiązkowo kazali im się na nich pojawić. Normalnie by nie poszła, ale
ciotka jej kazała, bo nie chciała się wychylać i mieć później problemy, dla
miejscowej ludności wystarczającą sensacją było to, że zaopiekowała się
bratanicą. Zofia nie chciała im dawać kolejnego pola, do tworzenia plotek. A że
przy okazji obiecała Neli możliwość wyjścia w góry, to ta nie chciała jej zawieść. Dodatkowym argumentem było to, że musieli zgromadzić się przed szkołą i bała się, że
profesorowie będą sprawdzać listę. Obawiała się tego, gdyż Marta mówiła jej, że w
zeszłym roku tak było. Osoby, które były nieobecne i nie miały mocnego usprawiedliwienia takiego jak na przykład zaświadczenie od lekarza, miały potem obniżoną ocenę ze sprawowania, a w
skrajnych przypadkach dyrekcja szkoły kontaktowała się z rodzicami nieobecnego
delikwenta i podobno rozmowy te, nie były dla rodziców przyjemne. A Aniela
wolała nie mieszać cioci w takie rzeczy i postanowiła mimo wszystko dostosować
się i pójść na pochód.
Szybko dotarła do szkoły i
wypatrzyła w tłumie swoją koleżankę.
– Cześć – mruknęła do niej – długo
to tutaj trwa?
– To zależy. Co roku wygląda to
troszkę inaczej – odpowiedziała jej szatynka z krzywą miną i udzieliła jeszcze
kilku rad jak się zachować podczas przemarszu.
–
Coś czuję, że to będzie niezła zabawa – po wypowiedzeniu z ironicznym
uśmiechem tych słów przez Anielę, dziewczyny popędziły z resztą szkoły na plac
w centrum miasta, by wziąć udział w pochodzie.
Na placu zgromadził się już całkiem
spory tłum. Część ludzi trzymała portrety działaczy ZSRR, jeszcze inni nieśli
tabliczki i transparenty, na których Aniela odczytywała takie hasła jak: „Niech żyje towarzysz Gierek”, „PZPR”,
„Niech żyje 1 maja” i wiele, wiele innych. Jedni ludzie stali z uśmiechami
przyklejonymi do twarzy, inni dumnie trzymali swoje transparenty, część mówiła
do siebie półszeptem. Dziewczyna patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi
oczami. Wcale nie chciała w tym uczestniczyć, ale wiedziała, że to jej
obowiązek. W momentach jak ten żałowała, że wróciła z Anglii. Tam nikt jej nie
zmuszał do robienia czegoś, czego nie chcę, w imię partii, której logiki nie do
końca rozumiała. Mimo wszystko starała się przez to jakoś przebrnąć i nie
rzucać za bardzo w oczy.
Po zakończonym pochodzie wróciła do
domu i przywitała się z ciocią, którą próbowała wcześniej dojrzeć w tłumie ale
bez rezultatu.
– Kochanie, mam dla Ciebie
niespodziankę! – nienawidziła kiedy tak do niej mówiła, czuła się z tym trochę
nieswojo, ale z zaciekawieniem i wyczekiwaniem spojrzała na kobietę. Tego
zwrotu używali jej rodzice. – Słuchałam w radio prognozy pogody, i jutrzejszy
dzień nie zapowiada się zbyt ładnie…, ale… za to 3-go maja ma być bardzo
słoneczni! I tak sobie pomyślałam, że może… No, skoro już tyle czasu wiercisz
mi w brzuchu dziurę o wyjściu w góry, to myślę, że to dobry pomysł… Mam tylko
jeden warunek: idziemy we dwie. Samej Cię nie puszczę.
– Serio? Serio? – Dziewczyna
odtańczyła w pokoju dziki taniec radości – ale wiesz ciociu, jestem już dużą,
dzielną dziewczynką i myślę, że dam radę sama. Nie musisz się kłopotać –
próbowała jeszcze negocjować, bo chciała zaszyć się sama na szlaku i trochę
pomyśleć.
– Albo idziemy we dwie, albo nie
idziesz wcale. Koniec, kropka. – Ciotka była nieugięta, a dziewczyna nie
chciała tracić takiej szansy, więc przytaknęła.
– Dobrze, zgadzam się na wszystko.
Biegnę zaplanować trasę – pognała na górę, ale zaraz zbiegła znów na dół –
ciociu, a masz może jakąś mapę Tatr?
Zofia wskazała głową na szafkę, a
dziewczyna w ostatniej chwili zapanowała nad sobą, by nie przywołać mapy ruchem
ręki, co ostatnio jej się udawało na małych rzeczach, gdy była bardzo
podekscytowana. Szybko przeszukała szufladę i pobiegła na górę planować trasę.
***
Już od niemal dwóch godzin
studiowała mapę i swój zeszyt podróżny, w którym, gdy była młodsza, zapisywała
wrażenia z górskich wędrówek. Z uśmiechem wspominała niektóre zapiski
poczynione swoją małą, jeszcze nie do końca wprawioną w pisaniu ręką. Bawiły ją niektóre spostrzeżenia, które
odnotowywała. Analizują je teraz i co chwila spoglądając na mapę, starała się
wybrać jak najlepszy szlak, tak żeby obie z ciocią mogły sobie poradzić
kondycyjnie, ale też żeby nie był zbyt krótki, bo już od dawna brakowało jej
prawdziwego kontaktu z górami. Brakowało jej szumu górskiego strumyka, bólu
wymęczonych łydek, dotyku omszonych kamieni, świeżego powietrza, wypatrywania
kozic, i tego niesamowitego uczucia, które towarzyszyło zdobywaniu szczytu.
Tych wspaniałych widoków, które zapierały dech w piersiach i były tak bliskie.
Życzliwości ludzi spotykanych na szlaku. I tych niepowtarzalnych chwil w
schronisku.
Trzeci raz zmieniła koncepcję.
Najpierw chciała zabrać ciotkę na Polanę Chochołowską i stamtąd wspiąć się na
Starobociański Wierch, ale wiedziała, że jest jeszcze zbyt wcześnie jak na taką
wędrówkę i niektóre fragmenty szlaku, a szczególnie podejście szczytowe, mogą być
jeszcze bardzo zaśnieżone i śliskie, a nie chciała na razie zbytnio ryzykować.
Zresztą ta trasa była dość trudna i żmudna, i bała się, że po tak długiej
przerwie od górskich wędrówek mogą sobie z ciocią nie poradzić. Drugim pomysłem
było wybranie się pod skocznię, a stamtąd wędrówka najpierw do Polany
Strążyskiej i podejście pod Siklawicę, potem albo wędrówka na Sarnią Skałę,
albo drogą Ku Dziurze do Jaskini i powrót znów pod skocznię, ale z kolei ta
trasa wydała jej się nieco zbyt krótka. Niby była dobra na rozruszanie się, i
pewnie gdyby mogły sobie pozwolić na kilka dni wędrowania, to by się na nią
zdecydowała jako coś na rozgrzewkę, ale skoro ich wycieczka miała trwać tylko
jeden dzień to czuła, że musi wybrać coś nieco dłuższego, ale niewiele
trudniejszego.
Ostatecznie
zdecydowała się na rejon Hali Gąsienicowej. Po przeanalizowaniu mapy,
przeczytaniu swoich zapisków i obejrzeniu kilku starych zdjęć stwierdziła, że
to idealny wybór. Idąc do schroniska ma się ciągle przed oczami piękne widoki,
niezależnie od tego, którą trasę obierze. Sama trasa nie jest zbyt długa, ani
specjalnie wymagająca, a w schronisku mogą się na chwilę zatrzymać, odpocząć i
w zależności od panujących na trasie warunków albo ruszyć gdzieś dalej, na
przykład do jednego ze Stawów, albo wyżej, na Kasprowy, albo zawrócić znów do
Kuźnic. Podejrzewała, że na Kasprowy się nie wybiorą, bo pewnie spora część
szlaku będzie jeszcze pokryta śniegiem, ale wycieczka nad Czarny Staw
Gąsienicowy była jak najbardziej możliwa. Podliczyła jeszcze dokładnie ile
czasu zajmie im cała wyprawa, w każdym z możliwych według niej wariantów, i z
uwzględnieniem wizyty w schronisku, a potem pobiegła na przystanek autobusowy
by sprawdzić, o której odjeżdżają autobusy do Kuźnic. Nie chciała pominąć
żadnego szczegółu. Gdy miała już wszystko dokładnie zaplanowane, poszła
spakować swój wędrowny plecak, naszykować strój i treki. Była tym wszystkim podekscytowana
niczym mała dziewczynka.
Całą niedzielę
starała się czymś zająć, żeby jak najszybciej jej minął ten dzień i mogła
wreszcie iść w góry. O ile wczoraj trochę żałowała, że musi czekać, aż do
poniedziałku na wyprawę, tak dzisiaj stwierdziła, że to faktycznie była dobra
decyzja. Za oknem bowiem na zmianę świeciło słońce i zbierały się chmury. W
połowie dnia nawet lekko zagrzmiało. Nie zmieniało to jednak faktu, że Aniela
wyjątkowo nie mogła się doczekać, a przez to nie mogła się też na niczym
skupić. Najpierw otworzyła podręcznik do geografii i powtarzała sobie mapę
polityczną Europy, jednak już po godzinie, miała dość. Potem trochę posłuchała
radio, poszła na mały spacer, ale znów zaczęło lekko kropić, więc wróciła do
domu. W końcu około południa zaparzyła
sobie mocną herbatę i przejrzała książki zgromadzone u cioci na półce. Od tych
kilku miesięcy przez które tutaj mieszkała, wcześniej jakoś nie miała okazji.
Pierwsze kilka tytułów wskazywało, że książka jest typowym romansidłem, a na to
dziewczyna za specjalnie nie miała ochoty. Potem znalazła dwie książki
kucharskie, ale po przejrzeniu kilku przepisów szybko odłożyła je na półkę.
Wreszcie jej uwagę przykuł Atlas Botaniczny. Z zaciekawieniem wyjęła wolumin i
zaczęła go oglądać. To co było w nim ciekawe to to, że oprócz rzeczy typowych
dla takich książek, czyli zdjęcie, nazwa po polsku i łacinie, krótki opis, ten
atlas zawierał też informacje na temat wykorzystania roślin w lecznictwie i ich
praktycznych zastosowaniach. Podczas lektury odświeżyła sobie informację, które
wiedziała już wcześniej jak np. to, że rumianek lekarski jest dobry na bóle
brzucha i różne stany zapalne oraz może rozjaśniać włosy, czy to, że len
zwyczajny jest dobrym środkiem przeczyszczającym i często wykorzystuje się go w
okładach na stany zapalne skóry, albo w maceratach na poprawę kondycji włosów.
Jednak dowiedziała się też kilku nowych rzeczy, jak np. to, że tojad jest
bardzo trujący, ale jego wyciągi mają działanie uspokajające i przeciwbólowe,
czy też to, że hibiskus oprócz zastosowania jako roślina ozdobna, może łagodzić
podrażnienia i podnosić odporność a także, że dyptam jest rośliną stosowaną
kiedyś w leczeniu ran. Z zaciekawieniem zgłębiała kolejne strony atlasu i
starała się zapamiętać jak najwięcej informacji i zdjęć, tak żeby mogła potem
rozpoznać te rośliny na żywo. Najlepszą zabawę i największą frajdę sprawiło jej
jednak zapamiętywanie nazw łacińskich. Kilka nazw wyjątkowo jej się spodobało i
postanowiła je sobie wynotować.
Helichrysum
arenarium – kocanki piaskowe
Sambucus nigra – dziki bez czarny
Archangelica officinalis – arcydzięgiel
litwor
Scutellaria baicalensis –
tarczyca bajkalska
Polygonum aviculare – rdest ptasi
Achillea millefolium –
krwawnik pospolity
Atropa belladonna – Pokrzyk
wilcza jagoda
Po skończeniu
lektury ze zdumieniem zobaczyła, że zegarek wskazuje już dwudziestą pierwszą,
więc szybko poszła się umyć, a po krótkiej rozmowie z ciocią, na temat
jutrzejszych planów, poszła się położyć.
***
Aniela obudziła
się jeszcze przed budzikiem. Po krótkiej chwili wylegiwania się w pościeli
podeszła do okna i rozsunęła zasłony, żeby sprawdzić czy pogoda na pewno jest
taka jak sobie wymarzyły na wędrówkę. Na szczęście nie zawiodła. Mimo wczesnej
pory słońce już bystro świeciło na niebie, na którym nie było nawet jednej
chmury, a która mogła by sugerować, że będzie padać. Wszystko wskazywało na to,
że ich dzisiejsze wyjście się uda. Uspokojona zaczęła się ubierać we wcześniej
przygotowany strój. Na nagie ciało założyła wygodny komplet bielizny, a na
stopy wsunęła białe bawełniane skarpetki za kostkę, idealne do butów trekkingowych.
Potem ubrała miękkie, materiałowe spodnie w kolorze oliwkowym i nieco
ciemniejszą koszulkę. Na to zarzuciła brązową bluzę, którą zasunęła pod samą
szyję. Następnie rozczesała swoje lśniące włosy i tym razem postanowiła zapleść
je w kłosa. Oprócz tego do plecaka wsadziła okulary przeciwsłoneczne, bo tak
mocne słońce z pewnością będzie ich wymagać i cienki szalik, bo w wyższych
partiach gór mogło być chłodniej. Do przedpokoju wyniosła też swój plecak,
brązowo-niebieskie buty trekkingowe i granatową kurtkę przeciwdeszczową.
Następnie zeszła do kuchni, gdzie przygotowała prowiant dla siebie i cioci.
Zrobiła każdej po dwie kanapki, zapakowała kilka upieczonych dzień wcześniej
ciasteczek i nalała do butelek wodę. Potem przygotowała jajecznicę i herbatę na
śniadanie i poszła obudzić ciocię, z którą wspólnie skonsumowały posiłek. Po
zakończeniu jedzenia obie dokończyły pakować swoje plecaki, Aniela zabrała się
za zmywanie a ciocia w tym czasie poszła się ubrać. Gdy wróciła nastolatka
zlustrowała ją od stóp do głów. Zauważyła, że ciotka również postawiła na
wygodę, co było bardzo rozsądne. Na nogach miała krótkie buty trekkingowe przed
kostkę i czarne luźne spodnie, a na ramiona zarzuciła również czarną bluzę,
która wyglądała na całkiem ciepłą, a w ręku trzymała szarą kurtkę przeciwdeszczową.
Gdy Aniela tak na nią patrzyła doszła do wniosku, że w gruncie rzeczy są do
siebie całkiem podobne, najbardziej rzucającą się w oczy różnicą były dużo
krótsze i ciemniejsze włosy Zośki. Poza tym nawet figurą niewiele się od siebie
odbiegały. Katem oka zobaczyła, że ciotka również się jej przygląda, i chyba
ocenia jej strój.
– Dobra ciociu,
koniec tego kółka wzajemnej adoracji i podziwiania się. Ruszamy? – zapytała z
uśmiechem, w celu przerwania panującej ciszy. Gdy kobieta kiwnęła głową,
ruszyła dziarskim krokiem do drzwi. – Mam nadzieję, że trasa, którą wymyśliłam
Ci się spodoba.
– Wiesz Nel,
wieki nie byłam w górach, mam nadzieję, że nie padnę gdzieś w połowie szlaku. –
Powiedziała Zosia pół żartem, pół serio. – Ale mam też nadzieję, że w razie
czego mi pomożesz. – Spojrzała na bratanicę z wyczekiwaniem.
– Podanie, trzy
zdjęcia i czekać tydzień na rozpatrzenie, a potem… Potem zobaczymy co da się
dla pani zrobić. – Puściła jej oczko. A Zofia na początku zrobiła zdziwioną
minę, a potem odetchnęła z ulgą, wiedząc, że dziewczyna nie mówi poważnie.
Powoli doszły do
przystanku autobusowego, a kilka minut później podjechała niebieska limuzyna,
jak w myślach określała ją Aniela i zawiozła je w drogę do Kuźnic. Mimo, że
kochała góry całym sercem, i nie miała, żadnych lęków wysokości, to jednak
zawsze jak jechała samochodem przez te wszystkie serpentyny w pewnym momencie
zaczynało jej się robić niedobrze. Miała nadzieję, że dojadą na miejsce dosyć
szybko, bo nie chciała, by ktoś zauważył jak nagle zrobiła się zielona.
Gdy wyszły z
autobusu i stanęły przed bramą TPN Aniela wreszcie poczuła prawdziwą radość.
Zaczerpnęła haust powietrza i zachwycała się roztaczającym się widokiem.
– Ale tu pięknie!
– Jęknęła rozmarzona i dostała kuksańca od ciotki.
– No już, już… Nie
ociągamy się. – Ponagliła ją kobieta i ruszyła dalej, ale zdała sobie sprawę,
że nie wie gdzie ma iść. – Eeee… To którędy idziemy? – Zapytała i podrapała się po głowie.
– Myślę, że
lepiej będzie jeśli wybierzemy drogę przez Boczań. – Zaczęła z entuzjazmem
mówić Aniela, a ciotka popatrzyła na nią z uśmiechem. - Co prawda od początku
zaczynamy łapać wysokość, ale przynajmniej będziemy się miarowo męczyć. –
Mówiła dalej głosem znawcy. W tej chwili była tak przejęta tym co robi, i tak
tym zaabsorbowana, że wyglądała jakby przedstawiała plan na podbój świata. -
Potem dojdziemy do Przęłeczy Między Kopami, a stamtąd rzut beretem i jesteśmy w
Murowańcu – zakończyła swój wywód.
– To prowadź
słoneczko. – Ochoczo krzyknęła ciotka, w duchu śmiejąc się z przejęcia
dziewczyny.
Miarowym krokiem
ruszyły w drogę, starając się robić na początku jak najmniej przerw, żeby nie
tracić tempa i się nie męczyć. Po drodze towarzyszyły im widoki na różne
szczyty Tatr. Miejscami na szlaku leżał jeszcze śnieg, ale było go bardzo mało
i zaawansowany sprzęt nie był im potrzebny. Aniela pnąc się w górę starała się
uważnie patrzeć pod nogi i z rozwagą stawiała swoje kroki. Przy okazji myślała
o różnych sprawach. O chłopakach, o nauce, o swoich niezwykłych
umiejętnościach, o relacji jaka tworzyła się między nią a ciotką. Co jakiś czas
odpowiadała na rzucane przez innych turystów dzień dobry. Z rozważań wyrwał ją
głos ciotki, ale nie miała pojęcia co ta do niej powiedziała.
– Przepraszam, co
mówiłaś? – zapytała - Nie słuchałam Cię przez chwilę.
– Mówiłam, że
zawsze uwielbiałam tę życzliwość na szlaku. Jak byłam młodsza, to parę razy
wybrałam się na wycieczkę w góry i to „dzień dobry” zawsze bardzo mi się
podobało. – Powiedziała Zofia, a ona przystanęła na chwilę rozważając jej
słowa. Tak, jest w tym coś magicznego,
pomyślała.
– Mi też ciociu.
– Przyznała uśmiechając się lekko. - Chyba właśnie przez to tak polubiłam góry.
No i przez te widoki. – Puściła jej oczko. – Rozejrzyj się tylko jak tu pięknie!
– Masz rację Nel,
jest pięknie. – Ciotka złapała ją za rękę i delikatnie westchnęła - Dawno tu
nie byłam. – Dodała z nostalgią w głosie.
– To dlaczego tak
rzadko tutaj bywasz ciociu? – Aniela spojrzała na nią zdziwiona, po czym dodała
jakby z wyrzutem – Mówiłaś, że ostatni raz byłaś na wycieczce w górach kilka
lat temu. A przecież masz tak blisko.
– Wiesz, odkąd
mieszkam na Podhalu jakoś tak… nie ciągnie mnie w góry. Chyba wystarczy mi, że
się na nie patrzę z okna domu – odpowiedziała jej ciotka.
– Coś może w tym
być. – Przyznała po chwili - Ostatnio Marta opowiadała mi, że ona w ogóle nie
chodzi w góry. Jak była dzieckiem, to jej się zdarzało, a teraz jej to
spowszedniało. Zupełnie tego nie rozumiem.
– Pomieszkasz ze
mną jeszcze parę lat to też tak będziesz mówić – odpowiedziała jej złośliwie Zofia
i przyspieszyła kroku.
Dalej znów szły w
milczeniu, każda pogrążona w swoich myślach. Po jakiś dwóch godzinach marszu
wreszcie dotarły do rozwidlenia szlaków.
– To co, może
mała przerwa? – zaproponowała błagalnym głosem ciotka
– O ho, ho!
Widzę, że ktoś tu wymięka – próbowała zażartować Aniela, ale i ona potrzebowała
już odpoczynku. Ale przecież sama się nie przyznam, pomyślała ironicznie. –
Dobrze, na chwilę możemy się zatrzymać.
Gdy tylko
skończyła wymawiać ostatnie słowa, zobaczyła jak kobieta z radością siada na
większym kamieniu na uboczu i wypakowuję swoją kanapkę, Aniela postanowiła
pójść w jej ślady.
– Opowiedz mi coś
o sobie – poprosiła Zofia, a Aniela omal nie udławiła się kanapką. Nie
spodziewała się takiego pytania. – No śmiało, przecież prawie Cię nie znam.
– Jakoś głupio
się czuję. – odparła dziewczyna nieśmiały głosem i znów zajęła się swoją
kanapką. – Co niby miałabym Ci powiedzieć?
– Cokolwiek… Po
prostu, chciałabym Cię nieco lepiej poznać – znów poprosiła, ale tym razem w
jej głosie słychać było wyczekiwanie. – Ruszajmy dalej, a Ty zacznij opowiadać.
– Hmmm… – zaczęła
dziewczyna, po czym parę razy otworzyła i zamknęła buzię próbując zebrać myśli.
– No więc… eee… - motała się cały czas nie wiedząc od czego zaczął, a ciotka
patrzyła na nią z wyraźnym zainteresowaniem.
– Dobra pomogę ci.
– Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco. Chciała się czegoś dowiedzieć o swojej
bratanicy, ale równocześnie nie chciała jej przestraszyć. Czuła, że taka
rozmowa i opowiadanie o sobie może nie być dla niej komfortowe. Ona też nigdy
tego nie lubiła. Żeby trochę ułatwić atmosferę i rozładować nieco napięcie
zaproponowała ze śmiechem – to może…, no nie wiem… Może zacznijmy od tego jaki
jest twój ulubiony kolor…, pora roku…, cokolwiek
– Ulubiony kolor
to chyba zielony. Chociaż nie wiem, może jednak niebieski? – Zaczęła się sama
zastanawiać i zmarszczyła nos, próbując sobie przypomnieć. – Nie, jednak
zielony. Zielony to mój ulubiony kolor, a najbardziej lubię wiosnę. Wtedy
wszystko zaczyna się budzić do życia, robi się tak pięknie. – Znów na chwilę
się rozmarzyła, ale szybko wróciła na ziemię. – A twój? Jaki jest twój ulubiony
kolor ciociu?
– Mój? – Zofia
była nie mniej zdziwiona, niż parę chwil wcześniej jej bratanica, ale szybko
odpowiedziała i zadała od razu kolejne pytanie, by podtrzymać rozmowę. – Biały.
Ulubione zwierzę?
– Pies. – odparła
i mrugnęła w stronę ciotki by i ta odpowiedziała.
– Kot. – Taka
wymiana krótkich pytań i szybkich odpowiedzi trwała jeszcze chwilę. Q końcu
Zofia znów zebrała się na odwagę i zatrzymując się na chwilę odezwała się do
bratanicy łagodnym, spokojnym głosem. – Okej, to teraz zacznijmy już trochę
konkretniej. Powiedz mi coś o sobie, coś co pozwoli mi cię lepiej poznać. Chciałabym
wiedzieć, jaka jesteś.
– Ale kiedy ja
naprawdę nie wiem. Poza tym ty chyba już wszystko i o mnie wiesz? – Dziewczyna
wzruszyła ramionami, a potem z błyskiem w oku zaproponowała – to może zacznijmy
od ciebie, co? Też chciałabym cię lepiej poznać.
– Spryciulka. – Zofia
pokręciła z przekąsem głową i zaczęła opowiadać. – Zaraz po maturze
przyjechałam tutaj, bo zaczęłam pracę w biurze. Zresztą był to dla mnie trochę
powrót w rodzinne strony.
– Mhmm – Mówiła
żywo, a Nela słuchała w skupieniu i potakiwała na znak, że słuchała. Dalej szły
miarowym krokiem w dół szlaku.
– Jakoś tak
zawsze wolałam te małe miasteczka, niż większe metropolie. Na początku miałam
problem z przyzwyczajeniem się znów do „wiejskiego życia”, ale jakoś to szło.
Trochę podróżowałam, byłam nawet kilka razy za granicą. W Czechosłowacji,
Anglii, RFN, Holandii. Potem zwiedziłam trochę Polski. Poznałam mnóstwo fajnych
ludzi. – W tym momencie zawiesiła głos zmieszana. – Pierwsze poważne miłości,
rozczarowania, zresztą co ja ci będę opowiadać.
– Ciociu? – Aniela
uśmiechnęła się do niej, chcąc coś wydobyć. Tym razem to Zofia się speszyła
inie chciała zbyt dużo powiedzieć. – Rozwiniesz?
– Przecież wiesz
jak to jest, jak się ma te naście lat. Nie będę Ci tego tłumaczyć – Machnęła
lekceważąco ręką w stronę dziewczyny i nieznacznie się zachwiała, ale szybko
odzyskała równowagę. Na takiej rozmowie o niczym dotarły do schroniska, gdzie
przywitał je gwar rozmów. Tam znów chwilę odpoczęły, wymieniły się poglądami co
do dalszej wędrówki, Zofia jeszcze trochę o sobie poopowiadała, a po nieco
burzliwej dyskusji zadecydowały, że będą już wracać. Kobieta chciała wrócić tą
samą drogą, którą przyszły, ale Aniela uparła się, że zejdą Doliną Jaworzynki,
więc nie chcąc kłócić się z bratanicą w końcu się zgodziła.
- Moją historię
już z grubsza znasz, teraz Twoja kolej. – Kiedy od kilku minut szły w
milczeniu, a obok nich na trasie nie było innych ludzi, ciotka postanowiła wrócić
do wcześniejszego tematu. Weles pokręciła głową widzą, że ciotka nie daje za
wygraną. Chwilę świdrowała dziewczynę spojrzeniem. – A więc?
- Okej, okej, już
opowiadam. – Blondynka zrezygnowana wzruszyła ramionami, i po krótkiej chwili
zaczęła mówić jej o swoim życiu. Najpierw opowiadała trochę o rodzicach, o
swoim dzieciństwie, o przeprowadzce do Anglii. Potem zaczęła opowiadać o swoich
przyjaciołach, z rozmysłem pomijając kilka wątków. Opowiadając o kolejnych
wydarzeniach ze swojego nastoletniego życia nerwowo bawiła się włosami. Starała
się mówić tak, żeby Zofia nie zauważyła, że momentami papla o niczym i nie
zagłębia się zbyt mocno w swoje sprawy. Jeszcze do końca nie potrafiła zaufać
kobiecie, poza tym nie chciała być odbierana jako pusta nastolatka.
– Jak miałam
jakieś dziesięć lat to rodzice kupili mi psa. Taki mały kundelek, co to ledwo
do łydki mi dosięgał, ale był bardzo fajny. Brązowy i puchaty. – Znów wróciła
do czasów, gdy była młodsza. I zaczęła opisywać swojego pupila, wymachując przy
tym żywo rękami, a rozmówczyni patrzyła z zaciekawieniem. – Miałam straszny
problem z wymyśleniem jak go nazwać. Rodzice proponowali Czekoladkę, Burka,
Azora, ale mi to cały czas nie odpowiadało.
- Mhmm – wtrąciła
Zofia chcąc dać znak, że słucha.
– W końcu wpadłam
na genialny plan. Chciałam go nazwać Kot. – Powiedziała dumnie, a gdy zobaczyła
zdziwienie na twarzy cioci, zaczęła wyjaśniać, licząc, że ciotka doceni jej pomysłowość
– Wiesz…, tak przewrotnie. Miałabym psa, który nazywałby się Kot, i wtedy
wołałabym Kocie, a tu przychodziłby pies.
– Taaa....
Rozumiem…. Bardzo przewrotnie – odparła, ale nie czuła by był to dobry pomysł.
Widząc jednak, uśmiech na twarzy bratanicy, pokiwała kilka razy głową, jakby
samą siebie chciała przekonać, że to faktycznie świetna myśl. – A jak finalnie
się nazywał?
– Kulka. Tak
uniwersalnie. – Aniela szybko odpowiedziała na zadane pytanie ciesząc się, że
ciocia nie skrytykowała jej wcześniejszego pomysłu.
Powoli zbliżały
się do jednego z gorszych odcinków tej trasy. Było to strome zejście w dół.
Niestety wbrew jej wcześniejszym przypuszczeniom na tej drodze leżało jeszcze
sporo śniegu, który mocno komplikował zejście. Pewnie dlatego od dłuższej
chwili nie spotykały innych ludzi. Większość wybrała prostszą drogę. Spojrzała
tylko szybko na Zofię czy sobie radzi, a gdy ta podniosła kciuk w górę wróciła
do swojej opowieści.
– Był z nami
jakieś dwa lata. Codziennie spał ze mną w łóżku, – uśmiechnęła się na to
wspomnienie – co prawda mama się trochę
na to denerwowała, ale też nie miała serca go wyrzucać. Wiesz ciociu, chyba
musimy zacząć iść gęsiego.
– Masz rację
Słoneczko. Ja pójdę pierwsza i będę sprawdzać drogę. – Rzuciła i spojrzała na
nastolatkę. Ta otworzyła usta chcąc zaprotestować, ale widząc zdecydowanie na
twarzy kobiety i widząc jej twarde spojrzenie, pokręciła tylko głową na znak
zgody. – Też kiedyś wędrowałam, nie jestem jeszcze taka stara. Kontynuuj Nel.
Aniela starała
się wrócić do opowieści, ale była zbyt skupiona na drodze i po kilku mało
sensownych zdaniach przestała mówić i z rozwagą stawiała kroki, od czasu do
czasu podpierając się rękami przy schodzeniu. Powoli zaczynało coraz bardziej
wiać, ale widząc opanowanie i pewność w ruchach Zofii nieco się uspokoiła i
schodziła dalej.
Nagle usłyszała
pisk przerażenia. Szybko spojrzała przed siebie i zobaczyła, że w stronę jej i
Zofii zaczyna spadać kilka większych odłamków skalnych. Pędziły na nie coraz
szybciej, porywając ze sobą kolejne kawałki skał. Na chwilę zastygła w bezruchu
nie wiedząc, co ma zrobić.
– Uciekaj! – Z
otępienia wyrwał ją przerażony krzyk kobiety, a gdy spojrzała w dół, widziała,
że tamta osłania głowę rękami, czekając na nadchodzącą falę uderzeniową.
Niewiele myśląc wyprostowała się, wystawiła przed siebie ręce i całą siłą
swojej woli spróbowała jakoś zaradzić sytuacji. Na jej czole pojawiły się maleńkie
kropelki potu. Kamienie zaczęły spadać coraz wolniej, aż kilka centymetrów
przed nimi zatrzymały się i rozpadły na miliony małych kawałeczków, które z
cichym łoskotem upadły na ziemię. Po tym dziewczyna spojrzała na zdumioną
kobietę i upadła na kolana bez sił. Zofia otrząsnęła się z szoku i podbiegła do
bratanicy, nie do końca rozumiejąc, co się przed chwilą właściwie wydarzyło.
Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła ułożyć sensownego zdania, więc tylko
objęła dziewczynę ramionami i otarła łzę spływającą po jej policzku.
– Przepraszam...
– wyszeptała Aniela, po czym zemdlała w jej ramionach.
Jeej! Wreszcie zacznie się dziać. Nie do końca byłam pewna, kiedy w końcu Aniela pokaże te swoje umiejętności :)
OdpowiedzUsuńPZPR przeczytałam jako „Polski Związek Piłki Ręcznej” :D
I widzę, że przypomniałaś sobie o co chodziło w podrywie na rozkład jazdy :D
Jeju, ja tak mam nadzieję, że jednak Zofia i Aniela przed tym wszystkim zdążą się jeszcze lepiej poznać i zżyć.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, aż Zosia ruszy głową i zaczną się kolejne zmiany w życiu Anieli.
W ostatnim fragmencie trochę się pogubiłam z czyjej perspektywy to jest, ale ogólnie jest bardzo dobrze (nawet dialogi :P).
Powodzenia w dalszym pisaniu!
SBlackLady
Co do ostatniego fragmentu, to po prostu akcja działa się szybko i może to dlatego. Spróbuję pomyśleć jak to poprawić, ale sama wiesz pewnie, że jak się wie co się chciało napisać to ciężko takie rzeczy wyłapać. Będę nad tym pracować i dzięki za uwagę :)
OdpowiedzUsuńCo do dialogów to cieszę się, że uważasz, że jest dobrze, akurat w dialogach jesteś moim prywatnym mistrzem, więc to duży komplement dla mnie.
Co do tego czy zdążą się zżyć i kiedy Zofia ruszy głową, to przekonasz się wkrótce. Mogę tylko powiedzieć, że na razie akcja szybko będzie szła naprzód, bo chcę dojść do pewnego momentu (zapewne domyślisz się o co chodzi). Także zapraszam do czytania i śledzenia.
Jeszcze raz dzięki za komentarz i do zobaczenia!
Panna Czarownica
Jakaż jestem ciekawa, co teraz Zofia pomyśli o Anieli! Może nie od razu, ale po jakimś czasie, gdy emocje już opadną, na pewno przypomni sobie tą sytuację. Dziewczyna powie jej prawdę? A może będzie udawać, że nie wie, o co chodzi? Skoro Nel już pokazała swoje umiejętności w obecności mogola, to powinno tym zainteresować się MM (polskie albo angielskie). I wtedy dopiero się zacznie, bo jednak łatwiej przekonać dziesięcioletnie dziecko, że jest czarodziejem, niż prawie dorosłą kobietę. Rozmowa z Zofią wyszła dokładnie tak niezręcznie, jak możnaby się spodziewać. To przecież opowiadanie o sobie komuś zupełnie obcemu, a jednocześnie nie chce się sprawić tej osobie przykrości i pewnie Aniela czuła się w pewien sposób zobowiązana. Wiadomo, że Zofia nigdy nie zastąpi jej matki, ale może budująca się między nimi relacja da jej poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńJedna uwaga. Zaraz na początku jest takie zdanie: "A że przy okazji obiecała Neli możliwość wyjścia w góry, to ta nie chciała jej podpaść, poza tym musieli zgromadzić się przed szkołą i bała się, że profesorowie będą sprawdzać listę, tym bardziej, że Marta jej mówiła, że w zeszłym roku tak było, a osoby nieobecne bez mocnego usprawiedliwienia, typu zaświadczenie od lekarza, miały potem obniżoną ocenę ze sprawowania, a w skrajnych przypadkach dyrekcja szkoły kontaktowała się z rodzicami nieobecnego delikwenta i podobno rozmowy te, nie były dla rodziców przyjemne." Takie długie zdania ciężko się czyta, bo kilka razy zmieniany jest w nich główny wątek i tak naprawdę nie wiadomo, o co konkretnie chodziło autorowi. Myślę, że spokojnie możnaby podzielić je na 4 osobne wypowiedzenia i według mnie brzmiałoby to lepiej.
A patrząc na całokształt, to rozdział bardzo mi się podoba. Czekam niecierpliwie na kolejne i pozdrawiam serdecznie ❤
Drama
Dziękuję za komentarz, bardzo ucieszyły mnie Twoja słowa :)
UsuńO reakcji Zofii przeczytasz w następnym rozdziale, mam nadzieję, że spełni Twoje oczekiwania. Co do MM to muszę przyznać, że masz rację i przekonanie kogoś, że jest czarodziejem może być problematyczne i liczę, że uda mi się to dobrze przeczytać.
Co do sugestii, to masz 100% rację, jakoś nie zdawałam sobie sprawy, że to może tak wyglądać. Jest jeszcze wiele rzeczy, na które muszę zwrócić uwagę, i wszystkie sugestie i konstruktywna krytyka są zawsze mile widziane i na prawdę dużo mi dają. Spróbuję poprawić jakoś tę wypowiedź.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i również pozdrawiam :)
Ten rozdział był dodany w moje urodziny! *_* Jak uroczo! <3
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się, że Zofia i Aniela odnajdują wspólną drogę w życiu. Mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie u nich już tylko lepiej, bo widać, że na razie obie (a zwłaszcza Aniela) są w swoim towarzystwie lekko skrępowane. Ale to w końcu normalne, bo jednak w ogóle się nie znają.
Końcówka oczywiście najlepsza, uwielbiam zakończenia z przytupem :D Rozważam dwie opcje: albo Zofia wyprze z pamięci to, co zobaczyła i będzie to sobie jakoś tłumaczyć albo sama jest czarownicą (co by tłumaczyło, dlaczego nie miała kontaktu z bratem). No ale żeby się dowiedzieć, to będę musiała czytać dalej :D
Pozdrawiam! Ada
PS Cały czas podziwiam tak rozwinięte opisy <3
Jest mi tak strasznie wstyd, że dopiero teraz odpisuję, ale mam ostatnio takie urwanie głowy, że nie wiem w co ręce wsadzić.
UsuńNie wiem dokąd już doszłaś w czytaniu, ale jeśli skończyłaś na tym rozdziale, to uchylę rąbka tajemnicy, że Aniela i Zofia faktycznie coraz lepiej będą się ze sobą dogadywać i coraz bardziej do siebie zbliżać, chociaż jak sama zauważyłaś, to nie jest dla nich łatwy proces.
Nie odpowiem na Twoje rozważania jak zareaguje Zofia, bo tego dowiesz się już w następnym rozdziale, ale mam nadzieję, że odpowiedź Ci się spodoba.
Bardzo dziękuję za komplement odnośnie opisów, bo czasami waham się czy nie przesadzam i czy nie robię niczym Orzeszkowa w "Nad Niemnem".
Mam nadzieję, że będziesz czytać dalej, bo nie chcę obiecywać, ale istnieje duża szansa, że do Wigilii wstawię kolejny rozdział (a już na pewno do końca tego roku).
Ślę ciepłe uściski,
Panna Czarownica
Ach zapomniałabym!
UsuńBardzo spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Kochana, jako pracujący student Cię rozumiem i nie potępiam! Brak czasu to nie powód do wstydu :) Każdy ma czasem momenty, w których ma tyle rzeczy do zrobienia, że najchętniej ukryłby się pod cieplutką kołderką i poczekał, aż wszystko zrobi się samo ;)
UsuńOjjjjjj, do Orzeszkowej Ci jeszcze daleko :P
No i dziękuję za życzonka! :D